-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 321
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Np. nękającymi bezbronne (Seth był w końcu nieudolny i nie trafiłby nawet strumieniem moczu do Kanionu Colorado) wioski radskorpionami.

Przewiesił plecak luzując jego szelki tak by ten wisiał mu z przodu na wysokości brzucha, napił się łyk wody i sprawdził czy w odmętach pakunku wszystko jest tak, jak być powinno.

Było. Trzy wręczone mu przez „komandora” straży Piasków (jak to pięknie brzmi: Seth – strażnik piasków) flary spoczywały grzecznie tuż obok dziesięciu obwiązanych sznurkiem woreczków. Woreczki te były wypełnione kordytem, bezdymnym prochem, który Blaine zdołał wyłuskać z setki skradzionych gdzieś w Cienistych Piaskach pocisków 5,56 mm FMJ (naboje pośrednie pomiędzy kulami dum-dum a przeciwpancernymi). Tak zabezpieczony, zerknął jeszcze na spoczywający w kaburze kolt 6520 (załadowany świeżym, mieszczącym dwanaście pocisków magazynkiem) i uznał, że jest gotowy by wkroczyć prosto w paszczę lwa…

To znaczy radskorpiona.

Blaine wciąż jednak nie wiedział jak duże mogą być te zmutowane maszkary. Przezornie obmyślając najlepszą taktykę zdołał jednak zabezpieczyć się na każdą okoliczność. Postanowił wyciągnąć jednego na zewnątrz, załatwić go za pośrednictwem pistoletu, a w resztę (w razie ewentualności, gdyby kolt kiepsko sobie radził) rzucać skonstruowanymi zmyślnie bombami.

W końcu jak duży może być radskorpion?

Lecz kiedy zrobił pierwszy krok, usłyszał przesypujący się za jego plecami piasek. Zupełnie jakby coś kolosalnego chciało wypełznąć na zewnątrz.

Coś bardzo kolosalnego.

Blaine odwrócił się naprędce nadwyrężając sobie przy tym lewą stronę ulokowanego na wysokości karku mięśnia czworobocznego (który nota bene przypominał latawiec i był największym mięśniem w ciele człowieka, przez co wszelkie kontuzje były kurewsko wręcz bolesne). Zirytowany wyciągnął w jednej chwili pistolet.

Potem zaś ujrzał klekoczący szczypcami horror.

Horror, który był tak kurewsko wielki, co ból w mięśniu czworobocznym.

- Co do…?

Chciał rzucić, lecz nie zdążył, ponieważ radskorpion nie dał mu nawet chwili na reakcję. Od razu rzucił się do ataku, kąsając szczypcami i strzelając zakończonym jadowitym kolcem ogonem.

Blaine cudem uskoczył. Cudem również zdążył zrobić tylko jeden krok nim skorpion zaatakował go podstępnie od tyłu. Tym samym wciąż znajdował się poza jaskinią, gdzie boczne ściany umożliwiłyby mu ucieczkę tylko w jednym kierunku.

Głębiej do ukochanego domku tych przerośniętych poczwar.

Blaine wypalił trzykrotnie. Kolt 6520 zrobił tyleż samo delikatnych muśnięć mniej więcej w połowie długości chitynowego pancerza radskorpiona.

Poza tym nic się nie zmieniło. Bestia wciąż nacierała naprzód, próbując obciąć Blainowi nogi szczypcami i jednocześnie ukąsić go jadowym kolcem (ociekającym zielono-złocistą toksyną).

Jakby tego było mało próbowała również go staranować.

Blaine odwrócił się, co było w tej sytuacji znacznym ryzykiem, ponieważ te pół sekundy niezbędne na wykonanie półobrotu, mogło kosztować go którąś ze stóp, albo ukąszenie prosto w pośladek.

Zaczął uciekać.

Radskorpion zaczął go gonić.

Przez pewien czasu Blaine kręcił się zataczając koła. Słońce z wolna wyłaniało się zza rzedniejących już chmur. Nie chciał wystawiać się na jego piekące właściwości. Nie chciał również zostawiać jaskini. Bał się, że gdyby oddalił się od niej zbyt daleko, utraciłby całą motywację do ratowania Cienistych Piasków.

Kurwa, pomyślał. Cieniste Piaski. Jebać Cieniste Piaski! Po cholerę ja się mam tak narażać?

Radskorpion chyba uległ lekkiemu skołowaniu, ponieważ po kilku minutach zabawy w kotka i myszkę, czy tam chodzącego liska, stanął w miejscu i sam zaczął kręcić się w kółko.

Blaine również przystanął wyczuwając nadarzającą się okazję. Uniósł kolt 6520 i pamiętając stare, niezawodne motto snajperów (i wszystkich znerdziałych kamperów z gier online): najpewniejszy strzał, to strzał w głowę. Nic nie przeżyje błyskawicznego implantowania pięciu centymetrów ołowiu prosto w mózg, zawahał się przez moment zastanawiając, gdzie to brązowe, chitynowe kurewstwo może mieć mózg.

I czy w ogóle go ma.

Radskorpion składał się bowiem z mierzących po dwie stopy, klekoczących nieustannie szczypiec. Przypominały ostrza gilotyny, a ich właściciel niewątpliwie większość czasu spędzał na ich ustawicznym ostrzeniu (czego dowodził brak jakikolwiek wyszczerbień) i odbieraniu życia innym żyjątkom (liczne ślady zaschniętej krwi ofiar radskoprionów). Dalej miał coś, co wyglądało jak karbowany tułów, z którego wyrastało osiem zakrzywionych pod kątem ostrym, strzelistych odnóży (po cztery na każdą stronę). Na końcu zaś znajdował się wyglądający na mięsisty i wybitnie wręcz atletyczny ogon z napęczniałym od jadu czubkiem i ostrym, biologicznym kolcem – najpewniej z chityny i innych twardych materiałów, tak jak całość zewnętrznego egzoszkieletu.

Pośród tego wszystkiego, skryta za masywnymi szczypcami i lekko pochylona ku ziemi wyrastała malutka główka, a przynajmniej jakiś atawistyczny pysko-pipek z dwoma czarnymi, połyskującymi na świetle oczami i komicznymi na swój sposób szczękami.

No, właśnie, światło! Pomyślał uradowany Blaine. Te skurwysyny żyją w ciemności. Ten najwyraźniej oszalał oślepiony przez światło.

Grzejąca już po całości słoneczna gwiazda prześwitująca ze szpary pomiędzy chmurami, stanowiła jedyną nadzieję Blaina. Trafienie w dobrze osłoniętą głowę wydawało się na pierwszy rzut oka niemożliwe. Blaine przymierzył jednak i korzystając z nieformalnego i chwilowego tylko sojuszu ze słońcem, postanowił rozjuszyć radskorpiona wyprowadzając go doszczętnie z równowagi.

Bang-bang!

Wypalił dwukrotnie trafiając w ulokowany na końcu ogona jadowy gruczoł. Pierwszy strzał rozerwał delikatną, błoniastą część – stanowiącą zapewne worek jadowy. Zielono-złotawa substancja rozprysnęła się pod postacią tysięcy kropelek i rozleciała we wszystkie strony świata.

Drugi natomiast ujebał radskorpionowi większą część samego kolca.

Radskorpion ryknął, pisnął czy może nawet fuknął rozeźlony i szczękając szczypcami ruszył na oślep przed siebie.

Blaine wciąż miał siedem pocisków.

Mimo to uniósł jeden z licznie walających się wokół jaskini kamieni i z impetem cisnął w pędzącego ku niemu radskorpiona. Kiedy ten wykonał unik zasłaniając się niezwykle inteligentnie i rozsądnie uniesionym szczypcem, Blaine raz jeszcze cisnął kamieniem, lecz tym razem odrzucił go jak najdalej od siebie.

W miejsce mocno oświetlone przez słońce.

Oszukany radskorpion poleciał w kierunku, z którego dotarł do niego łoskot upadającej skały.

- Hej! Hej! Ty przypominająca kraba kupo chityny!

Skonfundowany skorpion odwrócił się i ruszył w stronę Blaina. Blaine uniósł kolejny kamień i rzucił. Tym razem radskorpion popełnił błąd, odsłaniając nieznacznie część swojego pyska. Błąd ten kosztował go siedem celnych jak bełty Wilhelma Tella headshot’ów, po których przewrócił się, przekręcił na grzbiet i kuląc wszystkie osiem odnóży zwinął się w kłębek i wyzionął ducha w typowej dla domowych pająków pozycji.

Był to koniec pierwszego radskorpiona, z którym przyszło się mierzyć mieszkańcowi Krypty 13 o nazwisku Kelly. Kelly był wyczerpany i nie mając już żadnych wątpliwości, że droga ewolucyjna północnoamerykańskich skorpionów cesarskich poszła w tym samym złośliwym kierunku, co kalifornijskich szczurów jaskiniowych i przy okazji prawie dwukrotnie przerosła rozmiarowo gabaryty człowieka, bez większych skrupułów zanurzył dłoń w wiszącym na brzuchu plecaku i wyciągnął jedną z trzech flar.

Odpalił ją i zagłębił się w gnieździe post-apokaliptycznych potworów.

10

Początkowo szło całkiem nieźle. Tuż za wejściem do jaskini leżał pokryty krwią i fragmentami mięsa szkielet dwugłowej krowy. Musiał być dość świeży, ponieważ w gęstej chmurze unosiły się nad nim brzęczące muchy.

1 ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название