-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 321
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Dziesiątki, jeśli nie setki skorupek po jajkach. Niektóre nawet zachowały się w całości. Leżały poprzewracane, opierające się o ściany i siebie nawzajem; wtopione w krajobraz niczym skamieniałe jaja dinozaurów. Większość została rozerwana. Ich grube, wapienne skorupki nie wyglądały, jakby coś wykluło się ze środka. Raczej, jakby zostały roztrzaskane.

Były również puste.

Odniosłem bardzo osobliwe wrażenie, iż Maciora Szponów Śmierci, oddaje się okrytym ciemnościom rytuałom kanibalizmu. To by tłumaczyło, dlaczego na zewnątrz stróżowały tylko trzy dorosłe osobniki.

Ciekawe, czy była sama. Jeżeli jest samica, powinien również być samiec.

Samiec Alfa.

No bo k to zdoła ją zapłodnić, chociaż powinienem chyba raczej napisać, któż zdoła zrosić swoim nasieniem złożone przez nią jajka , kiedy wszystkie samce zostały właśnie zanihilowane?

Skorupki chrzęściły mi pod stopami. Jakkolwiek cicho nie pragnąłem stąpać, było wręcz odwrotnie do tego znaneg o wiersza Williama Butlera Yeat sa . Im dalej w lśniący zielenią mrok, tym głośniejsze jawiły mi się moje kroki. W pewnym momencie nawet pląsający delikatnie, zgrabnie niczym przewodząca baletowi primabalerina, Ochłap, wydał się zaniepokojony. Wiedziałem jednak, że moje chrzęszczenie i rozgniatane jajka, szkielety (zarówno ludzkie jak i zwierzęce) oraz zwłoki walających się wszędzie dzieci Maciory, nie były odpowiedzialne za jego psi niepokój.

Coś wyłaniało się z mroku. Coś wielkiego , złowieszczego i żądnego krwi. Zacisnąłem uchwyt na rękojeści Blastera obcych. Ochłap zjeżył się, po czym skomląc wycofał za moje stalowo-tytanowe nogi.

Odgłos przedzierania się przez szczątki wszystkiego, co nieopatrznie znalazło się w piwnicy Szponów Śmierci, nasilały się, a kiedy po raz pierwszy rozpoznałem jej wyzierający z zieleni kształt, zrobiło mi się słabo.

Widząc mnie, Maciora ryknęła rozcapierzając szpony. Nim zdążył em unieść dłoń, mknęła ku nam, rozrzucając wokół wszystko, co znalazło się na jej drodze.

Zupełnie jak Matka radskoprionów.

177

Muszę przyznać, iż początkowe osłupienie niemalże przyprawiło mnie o utratę głowy. Rozeźlona, nienawistna, żądna naszej śmierci Maciora zbliżała się, a ja czułem się – dosłownie – niczym lodowy sopel. Być może oprzytomnił mnie szczekający i kwilący Ochłap. Być może, kontrolę raz jeszcze przejął mój pierwotny pień mózgu. Suma summarum, pociągnąłem za delikatny, lśniący cyngielek i Blaster obcych wypalił. Maciora, za sprawą jakiegoś niewytłumaczalnego refleksu, zdołała uskoczyć . Wiązka plazmy poleciała w stronę przeciwległej ściany i ginąc w mroku, rozbłysła się na koniec, dezintegrując znaczny kawał muru.

Maciora wyła szarżując. Jednak tym razem nie dałem się zaskoczyć i sparaliżować. Mój kciuk trzykrotnie pociągnął za spust. Pierwsza wiązka przeleciała w miejscu, w którym jeszcze sekundę wcześniej znajdowała się bestia. Druga trafiła tę rozhisteryzowaną pizdę prosto w kuper. Trzecia, cóż, trzecia sprawiła, że jakaś postrzępiona, spękana czaszka z jednym tylko oczodołem, przeniosła się do świata, do którego chwilę wcześniej trafiła Maciora.

Odetchnęliśmy z nieskrywaną ulgą. Co to była za ironia i absurd. To wszystko, co miało tutaj miejsce. Maciora Szponów Śmierci, hołdująca starym, ludożerczym zwyczajom, domagała się sprawiedliwości za przeflancowanie jej krnąbrnych, śmiercionośnych dzieciaków na tamten świat.

Anihilacja ściany podtrzymującej strop i znajdujące się za nią zwały ziemi, nadwyrężyła konstrukcję. Tynk i grudy betonu zaczęły opadać, a piwnica raz po raz wydawała z siebie dudniąco-grzmiące dźwięki. Nie czekając, aż resztki barłogu zwalą nam się na głowy, rzuciliśmy się z psem pędem do ucieczki.

Uszliśmy z życiem dosłownie w ostatniej chwili. Wyskakując na powierzchnię, biegliśmy w stronę wyjścia z budynku. Nim zdążyliśmy wykonać ostatni krok, podłoga zarwała się i cała konstrukcja zawaliła się, grzebiąc leże Szponów Śmierci dokładnie tam, gdzie po wybuchu termojądrowej głowicy zostało pogrzebane Los Angeles.

Pod Gruzami.

178

Teraz, kiedy Zbrojeniowcy mieli wolną rękę, a zagrożenie ze strony czających się w mroku bestii, zostało zażegnane, Gabriel traktował mnie jak swojego najlepszego przyjaciela. Jego ludzie zebrali się wokół, klepiąc mnie powszechnie obowiązującym w Gruzach zwyczajem po plecach. Przyznam, iż początkowo czułem się nieco nieswojo. Szybko jednak odnalazłem się w wymagającej roli bohatera i opowiedziałem ze szczegółami, jak to właściwie było. Nie szczędziłem w słowach napięcia, grozy i heroicznych czynów. Ochłapowi przypadł w udziale zaszczyt zagryzienia na śmierć trzech z najmniejszych dzieci Maciory. Kiedy pies słyszał, jak wspominam jego odwagę, prężył się dumnie unosząc łeb i merdał przy tym ogonem. Dziewczyny podchodziły do niego i klepały po pupci, smyrając jednocześnie za uszami. Były też kiełbaski i miski pełne bogatej w błonnik kaszy.

To był dobry dzień. Gabriel i Zbrojeniowcy urządzili huczną imprezę. Przyznam, iż jak najszybciej chciałem załatwić swoje sprawy w Gruzach i ruszać dalej. Nie mogłem sobie jednak odmówić tych wszystkich uciech. Niektóre panienki, były naprawdę wyśmienite. Nie wspominając już o alkoholach i hodowanym na pobliskim poletku zielu. Czytałem kiedyś o marihuanie. Nigdy jednak nie miałem sposobności przekonać się o jej działaniu. Teraz wiem, że kiedy osiądę gdzieś na emeryturę, chcę uprawiać swój własny, niewielki ogródek, w którym gromadnie będą kwitły indyjskie konopnie, zaś stary Blaine Kelly, od czasu do czasu, będzie nabijał ich słodkim suszem swoją równie słodką i wprawiającą w dobry nastrój fajkę.

Nim wieczór się skończył, mieliśmy z Gabrielem przypieczętowaną umowę. Brzytwa zapłaci za wyposażenie Ostrzy tyle, ile będzie w stanie. Różnica w cenie zostanie pokryta przez moją drobną przysługę. Wszyscy zdawali się być zadowoleni.

Oczywiście, sprawy związane z Blasterem obcych pominąłem. Nie było potrzeby, by ktokolwiek dowiedział się, że Pan Mordu dysponuje tak potężną bronią.

Jeszcze ktoś zapragnąłby mi ją odebrać. Mój… własny… Blassssster…

Dzięki Bogu, całość barłogu Szponów Śmierci znalazła się pod ziemią. Tym samym nikt nigdy nie znajdzie ciał. Nikomu nie przy jdzie nawet na myśl ich szukać.

Bo przecież… jakich ciał?

179

Następnego dnia, szczękający i posuwający się z wolna w swoim Pancerzu Wspomagający, Blaine Kelly, miał najgorszego w życiu kaca. Łeb nasuwał go, jak gdyby ktoś ustawicznie i bezlitośnie próbował ociosać mu go tępym kilofem. Ból lokalizował się głównie w skroniach i potylicy, atakując pulsującymi, ostrymi falami. Blainowi wydawało się jednak, że boli go dosłownie CAŁA głowa. Chwiejnym, niepewnym krokiem zmierzał w stronę śródmieścia. Tego poranka, po hucznej i szalonej imprezie u Zbrojeniowców (Boże, ci goście i panienki naprawdę potrafili dawać w palnik!) nawet Ochłap wyglądał na lekko śniętego i zamkniętego w sobie.

Kasza ewidentnie nie służyła jego wilczym jelitom.

Kiedy pies i człowiek dotarli do siedziby Ostrzy, Blaine podziękował w myślach Bogu za zbawienne funkcje Pancerza Wspomagającego. Widzący go MacRae (Blaine nie miał hełmu) uniósł wysoko brwi i zagwizdał z podziwem. Pod piorunującym wzrokiem Kelly’ego szybko jednak umilkł i otwierając mu drzwi, planował chyba jeszcze położyć dłoń na jego opancerzonym ramieniu.

Cofnął ją jednak w ostatniej chwili.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название