-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 321
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Fajnie, tylko jakim cudem ja i Ochłap mieliśmy zrobić coś, czego nie byli w stanie zrobić Zbrojeniowcy? Jak zwykle, wszyscy chcieli wysługiwać się biednym Blainem. Blaine, zrób to! Blaine, zrób tamto! A potem, zobaczymy, może ci pomożemy. Ostatecznie jednak, to ty wyjdziesz na tym najgorzej, a my po prostu wykorzystamy cię, bo trąci od ciebie frajerem na milę.

Być może tak było. Na szczęście, ten „frajer” miał ze sobą psa. Raz jeszcze Ochłap przybył mi na ratunek i niczym żrący środek na pestycydy, wyplenił wszelkie lęki, aż po same nasiona.

Blaster obcych. Przecież to było takie proste. Zobaczymy jak ta pochodząca z innego układu planetarnego zabawka, sprawdzi się przeciwko Szponom Śmierci…

174

- OCHŁAP, UCIEKAJ!

Plan był prosty. Blaine i Ochłap czekają do zmroku w jednym z otaczających budynek-leże pustostanów, a kiedy słońce ostatecznie skryje się za niepoznanymi krawędziami Ziemi, zakradną się z wolna w kierunku gniazda i wypróbują moc kosmicznej broni.

Wszystko szło dobrze, dopóki Ochłap, ten durny, durny i nieobliczalny niekiedy Ochłap, nie zwęszył czegoś, co wyglądało zupełnie jak buszujący niegdyś po Appalachach i Górach Skalistych, północnoamerykański świszcz.

Oczywiście, jak można przypuszczać, pies zlekceważył czające się gdzieś nieopodal niebezpieczeństwo i wiedziony własnym instynktem wilczego zabójcy, rzucił się w pogoń. Świszcz naturalnie czmychnął w stertę gruzów, gdy tylko ujrzał mknącego ku niemu psa. Nim Blaine zdążył chociażby nabrać powietrza i wyrzucić z siebie pełne przemieszanego z oburzeniem i przejęciem imię pupila, było już za późno.

Jeden z wałęsających się po okolicy, niewidocznych dotychczas wojowników Szponów Śmierci, wyrósł przed psem niczym ulokowane na poboczu drzewo przed zasypiającym podczas długiej trasy kierowcą ciężarówki.

Ochłap na moment zbaraniał, zdębiał, zesztywniał i najpewniej, gdyby jego pysk nie był porośnięty sierścią, zrobiłby się biały jak mąka.

Szpon Śmierci rozcapierzał swoje trzydziesto centymetrowe, zawinięte ku środkowi niczym zęby rekina, pazury. Koniuszek jego ogona podrygiwał jak u droczącego się z nieostrożną myszą kota. Blaine w pośpiechu wycelował idealnie dopasowany do urękawicznionej dłoni Blaster obcych, prosto w pierś górującej nad Ochłapem bestii i raz jeszcze krzyknął:

- OCHŁAP, UCIEKAJ!!!

Dopiero teraz pies zareagował na słowa swojego pana. Podwinął ogon i w chwili, kiedy Szpon Śmierci robił zamach, rzucił się czym prędzej do tyłu.

Bestia z wściekłością przeszyła swoimi stalowymi szponami puste powietrze. Blaine przypatrywał się temu ze zgrozą. Sekunda wcześniej i jego pies wyglądałby jak pocięte na kawałki jajko na twardo.

Potwór ryknął rozeźlony i rzucił się w pogoń. Kiedy Blaine po raz pierwszy spotkał Szpona Śmierci w jaskini nieopodal największego miasta pustkowi, wszędzie roztaczała się kamuflująca szczegóły ciemność. Teraz, kiedy słońce wciąż majaczyło nad zachodnim horyzontem, a wielki, rdzawy stwór wyglądał w jego promieniach niczym wykonany z mosiądzu kolosalny pomnik, Blaine nie mógł wyjść z jakiegoś osobliwego podziwu, jakim cudem coś tak potężnego, zwalistego i z pozoru topornego, jest w stanie poruszać się z taką gracją, zwinnością i prędkością.

Ale niech nie zmyli się jego rozmiar. Jest szybki!

Najpewniej myśl ta zradzała się w umysłach wszystkich, którzy liczyli, że uda im się na własnych nogach umknąć przed gniewem potwora rodem z mrocznej baśni.

Ochłap lawirował między stertami śmieci dzielnie, niczym uciekający przed kotem Tomem Jerry. Ogon miał podwinięty, łeb opuszczony i pomimo, iż w ruch swoich łap włożył cały instynkt wilczych przodków, Szpon Śmierci zbliżał się do niego na niebezpieczną odległość.

Lada moment i miał wykonać skok.

- OCHŁAP! – Kelly machał wolną ręką w lewo. – Odbij! Odbij w lewo!

Ochłap błyskawicznie uskoczył, kiedy Szpon Śmierci mknął ku niemu w powietrzu. Upadając na ziemię, bestia ryknęła wzbijając w powietrzę stertę kurzu i pyłu.

Mając Behemota na celowniku, Blaine Kelly nacisnął cyngiel nieziemskiej broni.

Bzzzt!

Pistolecik wydał z siebie cichutkie, mało spektakularne bzyknięcie i w tej samej chwili czerwona, przypominająca antenę końcówka rozjarzyła się ostrym światłem.

Wiązka czerwono-fioletowej energii mignęła w powietrzu trafiając Szpona Śmierci prosto w coś, co było chyba jego nosem.

- O, Boże… - głos Blaina był cichy. Wiejący zza jego pleców wiatr porwał słowa, a Blaine, cóż, Blaine mrugnął kilkukrotnie oczami w największym onieśmieleniu, nie mogąc właściwie uwierzyć w to, co ujrzał.

Ochłap zatrzymał się i również spoglądał w miejsce, gdzie na ziemi wiły się ślady wyryte chwilę temu przez kilkuset kilogramową bestię.

Ślady te stanowiły jedyny dowód na to, że Szpon Śmierci przed chwilą tam był. Cała reszta wyparowała w błyskawicznym rozbłysku światła. Blaine Kelly czytał o właściwościach rozgrzanej plazmy eksperymentalnej. Ta potrafiła błyskawicznie spopielić tkankę przemieniając ją w kupkę czarnego, przypominającego węgiel pyłu. Nigdy jednak nie przypuszczał, że całkowita dezintegracja istnieje naprawdę.

Trwając przez dłuższy czas w oszałamiającej zadumie, Blaine i Ochłap dali się podejść dwóm kolejnym potworom, które zwabione rykiem swojego nieistniejącego już kolegi, zmierzały w ich stronę.

175

Bzzzt! Bzzzt!

Blaine dwukrotnie pociągnął za spust Blastera obcych. Kolosalne Szpony Śmierci zniknęły praktycznie w tym samym momencie. Anihilator spisywał się wyśmienicie. Blaine nie mógł wyjść z podziwu; nie mógł nacieszyć się własnym szczęściem i mocą.

Prawdziwy Bóg Mordu, co chłopcze? Teraz to będzie kaszka z mleczkiem. Sam w pojedynkę pokonasz całą armię Supermutantów i będziesz największym bohaterem pustkowi!

Jednak tym razem, zarówno on jak i pies, zachowali czujność. Nasłuchiwali przez dłuższy czas, a kiedy uznali, że teren jest czysty, Ochłap zbliżył się niepewnie do miejsca, gdzie wyparowały dwa Szpony Śmierci. Obwąchał pozostawione przez nie ślady, prychnął z pogardą nosem i unosząc tylną łapę, siknął obfitym, zakręconym strumieniem.

Blaine Kelly śmiał się. Odzyskawszy wiarę we własne siły, poklepał nieco lżejszego psa po łbie i zachowując wymaganą w tej sytuacji ostrożność, ruszył pewnym krokiem w stronę gniazda bestii.

176

Przyznam, iż miałem pewne wątpliwości, zbliżając się do budynku, który Szpony Śmierci zaanektowały na swój niewielki barłóg. Ochłap cały czas węszył i nadstawiał uszu, ale w ż aden sposób nie informował mnie o jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Najwyraźniej trzy potwory, które zdezintegrowałem za pomocą należącej niegdyś do kosmitów, złoto-lśniącej broni, stanowiły jedyny z aktualnych miotów Maciory. Być może we wnętrzu opuszczonego, zgruzowanego budynku o wielkich, kilkumetrowych wyrwach w ścianach, znajdowały się małe. Nie przejmowałem się jednak nimi. Kilka precyzyjnych strzałów i zniknie wszelki ślad po nich. Ostatecznie, przypuszczam, że i Ochłap poradziłby sobie ze szkaradnymi berbeciami.

Moje wątpliwości wynikały z obecności Maciory. Kiedyś, kiedy jeszcze zamieszkiwałem bezpieczne korytarze Krypty 13, czytałem o samicach lwów. Te nieco wyrośnięte i zbędne jak na mój gust (dzięki Bogu za Wielką Wojnę, ha! Nigdy nie przypuszczałem, że napiszę coś takiego!) kocice, były znacznie bardziej drapieżne, niż samce. Właściwie, rola lwów ograniczała się do wylegiwania na słońcu, odganiania much ogonem i okazjonalnej kopulacji. Równie okazjonalnie brały one udział w polowaniach. Wszystko, co stanowiło domenę agresji i śmierci, było zarezerwowane dla samic.

Samice lwów stawały się naturalnie jeszcze bardziej agresywne i drażliwe , kiedy miały na wychowaniu młode. Schodząc po prowadzących w mrok piwnicy, kamiennych schodach, uruchomiłem noktowizję w soczewkach mojego hełmu. Gdy tylko czerń rozbłysła wyostrzającą kształty zielenią, ujrzałem jajka…

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название