-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

pani Stawskiej. Ale jak zaczęła jędza wrzeszczeć: „Okradła mnie!... lalka

zginęła tego samego dnia, kiedy Stawka była ostatni raz u mnie... aresztujcie ją,

bo odpowiadam całym majątkiem za prawdziwość skargi!...” - tak tedy mój

rewirowy wziął lalkę do cyrkułu i poprosił ze sobą panią Stawską... Skandal, no,

straszny skandal...

- A cóż wy na to?... - zawołałem wściekły z gniewu.

- Mnie nie było już w domu. Służąca pani Stawskiej pogorszyła sprawę

wymyślając rewirowemu na ulicy, za co nawet siedzi w kozie... Ta znowu

właścicielka paryskiej pralni, ażeby przypochlebić się baronowej, wymyślała

pani Stawskiej... Tyle tylko mamy dziś satysfakcji, że poczciwe studenciny

wylały na łeb baronowej coś tak obrzydliwego, że się domyć nie może...

- Ależ sąd!... ależ sprawiedliwość!... - krzyczałem.

- Sąd panią Stawską uniewinni - rzekł - to przecie jasna sprawa. Ale co skandal

jest, to jest... Biedna kobieta zgubiona; już nawet dziś poodprawiała uczennice i

sama nie poszła na lekcje... Zapłakują się obie z matką.

Rozumie się, że nie czekając na zamknięcie sklepu (teraz zdarza mi się to coraz

częściej), pobiegłem do pani Stawskiej, a nawet pojechałem dorożką.

455

W drodze przyszła mi jedna z najszczęśliwszych myśli, ażeby o sprawie

zawiadomić Wokulskiego, do którego też wstąpiłem, niepewny, czy jest w

domu, bo coraz częściej przesiadywał na służbie u panny Łęckiej.

Wokulski był u siebie, ale jakiś rozstrojony; konkury oczywiście nie wychodziły

mu na zdrowie. Gdym mu jednak opowiedział historię pani Stawskiej z

baronową i z lalką, chłopak ożywił się, podniósł głowę i błysnęły mu oczy.

(Nieraz spostrzegłem, że najlepszym lekarstwem na nasze własne kłopoty jest

cudze nieszczęście.)

Wysłuchał mnie z zajęciem (smutne myśli pierzchnęły mu gdzieś) rzekł :

- Zuch baba z tej baronowej... ale pani Stawka może spać spokojnie; sprawę ma

jasną jak słońce. Czy to wreszcie na nią jedną rzuca się ludzka podłość!

- Dobrze ci tak mówić - odparłem - bo jesteś mężczyzna, a nade wszystko masz

pieniądze... Tymczasem ona, biedaczka, skutkiem tej awantury już dziś straciła

wszystkie lekcje, a raczej sama się ich wyrzekła. Z czego więc będzie żyć?...

- Aj!... - syknął Wokulski uderzając się w czoło. - Nie pomyślałem o tym...

Przeszedł się parę razy po pokoju (silnie marszcząc brwi), potrącił krzesło,

zabębnił na szybie i nagle stanął przede mną. ,

- Dobrze! - rzekł. - Jedźże do tych pań, a ja tam będę za godzinę. Zdaje mi się,

że zrobimy interes z panią Milerową...

Spojrzałem na niego z uwielbieniem. Pani Milerowa straciła niedawno męża,

kupca galanteryjnego tak jak i my; cały zaś jej sklep, majątek, kredyt zależał od

Wokulskiego. Więc już prawie zgadywałem, co Stach zrobi dla pani Stawskiej...

Cwałuję tedy na ulicę, buch w dorożkę, jadę jak trzy lokomotywy i wpadam jak

raca kongrewska do tej pięknej, tej szlachetnej, tej nieszczęśliwej, tej od

wszystkich opuszczonej pani Heleny. Mam pełne piersi wesołych okrzyków i

otwierając drzwi chcę zawołać ze śmiechem: „Kpijcie, panie, z całego

świata!...” Wtem wchodzę i - cały mój dobry humor zostaje za progiem. Bo

proszę sobie wyobrazić, com znalazł. W kuchni Marianna ma zawiązaną głowę i

obrzmiałą fizjognomię, niewątpliwy dowód, że była dziś w cyrkule. Na kominie

ciemno, naczynia od obiadu nie pozmywane, samowar nie nastawiony, a nad

spuchniętą biedaczką siedzi stróżowa, dwie służące i mleczarka, z minami jak

na pogrzebie.

Chłód przeleciał mi po kościach, ale wchodzę do salonu. Prawie ten sam widok.

Na środku siedzi w fotelu pani Misiewiczowa, również z obwiązaną głową, a

dokoła niej pan Wirski, pani Wirska, właścicielka paryskiej pralni, która znowu

pokłóciła się z baronową, i jeszcze jakichś parę dam, które rozmawiają

półgłosem, ale za to ucierają nosy o całą oktawę wyżej aniżeli w codziennych

okolicznościach. Na domiar spostrzegam pod piecem panią Stawską, która

siedzi na stołeczku biała jak kreda.

Słowem, atmosfera katakumbowa, twarze blade lub żółte, oczy załzawione,

nosy zaczerwienione. Tylko Helunia trzyma się jako tako. Siedzi przy

fortepianie ze swą dawną laleczką i jej rękoma od czasu do czasu uderza w

klawisz mówiąc:

456

- Cicho, Zosiu, cicho... Nie graj, bo babcię głowa boli.

Proszę dodać do tego przyćmione światło lampy, która trochę filuje, i...

poodsłaniane rolety, a każdy pojmie, jakie mnie uczucia ogarnęły.

Ujrzawszy mnie pani Misiewiczowa zaczęła wylewać chyba już resztki łez.

- Ach, więc przyszedłeś, szlachetny panie Rzecki?... nie wstydzisz się biednych

kobiet okrytych hańbą?... O, nie całujże mnie w rękę!... Nieszczęśliwa nasza

rodzina... Niedawno Ludwiczek posądzony, a teraz na nas przyszła kolej...

Musimy się stąd wynieść choćby na koniec świata... Mam pod Częstochową

siostrę, tam pojedziemy dokonać złamanego życia...

Szepnąłem Wirskiemu, ażeby delikatnie wyprosił stąd gości, i zbliżyłem się do

pani Stawskiej.

- Wolałabym nie żyć... - rzekła mi na powitanie.

Wyznaję, że po kilkuminutowym pobycie zupełnie skołowaciałem. Byłbym

przysiągł, że pani Stawka, jej matka, a nawet jej obecne tu przyjaciółki są

naprawdę zhańbione i że nam wszystkim nie pozostaje nic innego, tylko śmierć.

Pragnienie śmierci nie przeszkodziło mi jednak poprawić filującej lampy, która

zaczęła już cały pokój zasypywać delikatną, ale bardzo czarną sadzą.

- No, moje panie - odezwał się nagle Wirski - wynośmy się stąd, bo pan Rzecki

musi pogadać z panią Stawską.

Wizytujące damy, w których współczucie nie osłabiło ciekawości, oświadczyły,

że i one mogą z nami pogadać. Ale Wirski tak zamaszyście zaczął podawać im

salopy, że zakłopotane biedaczki ucałowawszy panią Stawską, panią

Misiewiczowę; Helunię i panią Wirską (myślałem, że w końcu zaczną całować

krzesełka) wyniosły się nareszcie i nadto zmusiły małżonków Wirskich do

wyjścia razem z nimi.

- Kiedy sekret, to sekret - rzekła najrezolutniejsza z nich. Państwo także nie

jesteście tu potrzebni.

Nastąpił nowy atak pożegnań; pocałunków, pocieszeń i ledwie że wyszli na

złamanie karku całą bandą, ceremoniując się jeszcze we drzwiach i na schodach.

Ach, te baby!... Czasem myślę, że Pan Bóg po to stworzył Ewę, ażeby omierzić

Adamowi pobyt w raju.

Zostaliśmy nareszcie w kółku familijnym, ale salonik był już tak nasycony

kopciem i smutkiem, że ja sam straciłem wszelką energię. Biadającym głosem

poprosiłem panią Stawską, ażeby mi było wolno otworzyć lufcik, i tonem

mimowolnego wyrzutu poradziłem jej, ażeby przynajmniej od tej pory

zasłaniała rolety w oknach.

- Pamięta pani - rzekłem do pani Misiewiczowej - jak ja dawno zwracałem

uwagę na te rolety?... Gdyby były zasłonięte, pani Krzeszowska nie mogłaby

śledzić, co się dzieje w mieszkaniu pań.

- Prawda, ale któż się tego spodziewał? - odparła pani Misiewiczowa.

- Takie już nasze szczęście - szepnęła pani Stawska.

Usiadłem na fotelu, splotłem ręce tak, że mi kości w nich trzeszczały, i ze

spokojną rozpaczą przysłuchiwałem się jękliwym opowiadaniom pani

457

Misiewiczowej o hańbie, jaka na ich rodzinę spada co kilka lat, o śmierci, która

jest kresem ludzkich cierpień, o nankinowych spodniach śp. Misiewicza i

mnóstwie tym podobnych rzeczy. Nim upłynęła godzina, byłem pewny, że

sprawa o lalkę skończy się aktem jakiegoś ogólnego samobójstwa, przy którym

ja, konając u nóg pani Stawskiej, ośmielę się wyznać, że ją kocham.

Wtem ktoś mocno zadzwonił do kuchni.

- Rewirowy! - krzyknęła pani Misiewiczowa.

- Panie przyjmują? - zapytał gość Marianny głosem tak pewnym, że od razu

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название