Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- Pan Wokulski to widać nie ma Boga w sercu, żeby sprzedać dom takiemu, co
krzywdzi ludzi!...
Słyszeliście państwo coś podobnego?...
Na drugi dzień zjawia się właścicielka paryskiej pralni. Ma aksamitną salopę,
dużo godności w ruchach i jeszcze więcej stanowczości w fizjognomii. Siada w
sklepie na fotelu i ogląda się, jakby miała zamiar kupić parę japońskich
wazonów, a następnie zaczyna:
- A, dziękuję panu!... Porządnie pan ze mną wyszedł, nie ma co mówić... Kupił
pan kamienicę w lipcu, a sprzedał ją w grudniu, rychtyg jak na handel, nie
uprzedzając o.tym nikogo...
Robi się czerwona i prawi dalej:
- Dziś ta flądra przysyła do mnie jakiegoś draba z wymówieniem komornego.
Nie wiem nawet, co jej do łba strzeliło, bo płacę przecież regularnie... A ona mi
452
wymawia komorne, ta lafirynda, i jeszcze rzuca cień na mój zakład... Mówi, że
moje panny wdzięczyły się do studentów, co łże, i myśli... Ona sobie myśli, że
ja w środku zimy znajdę lokal... że się wyprowadzę z domu, do którego
przywykli moi kundmani... Ależ ja mogę na tym stracić kilka tysięcy rubli, a kto
mi to zwróci?..
Było mi na przemian zimno i gorąco, kiedym słuchał tej perory wypowiadanej
silnym kontraltem przy gościach. Ledwiem babę wyciągnął do mego mieszkania
i uprosiłem, ażeby nam wytoczyła proces o szkody i straty.
W parę godzin po babie - traf! wpada student, ten brodacz, co to z zasady nie
płaci komornego.
- A, jak się pan masz? - mówi. - Czy prawda, że ta diablica Krzeszowska kupiła
od was dom?
- Prawda - mówię ja, a w duchu jestem pewny, że ten chyba już mnie bić
zechce.
- A do licha!... - mówi brodacz strzelając z palców. - Taki był dobry gospodarz z
tego Wokulskiego (PS. Stach nie widział od nich ani grosza za lokal) i sprzedał
dom... Więc Krzeszowska może nas wylać z chałupy?
- Hum! Hum!... - odpowiedziałem.
- I wyleje - dodał z westchnieniem. - Już był tam u nas jakiś bursz z żądaniem,
ażebyśmy się wynosili... Ale zjedzą diabła, czy nas ruszą bez procesu, a jeżeli
ruszą... Zrobimy uciechę całemu domowi! Żegnam pana.
„No - myślę - że przynajmniej ten nie ma do nas pretensji. Zdaje się jednak, że
oni naprawdę gotowi są zrobić uciechę baronowej...”
Nareszcie na następny dzień wpada Wirski.
- Wiesz, kolego - mówi wzburzony - wymówiła mi baba rządcostwo i każe
wynosić się od Nowego Roku.
- Wokulski - odparłem - już pomyślał o panu: dostaniesz posadę przy spółce do
handlu z cesarstwem...
I tak słuchając jednych, uspakajając drugich, pocieszając trzecich,
przetrzymałem jakoś atak główny. Zrozumiałem również, że baronowa sroży się
między lokatorami jak Tamerlan, i czułem instynktowny niepokój o śliczną i
cnotliwą panią Helenę.
W drugiej połowie grudnia patrzę - otwierają się drzwi i wchodzi pani Stawska.
Śliczna jak nigdy (ona jest zawsze śliczna, i wtedy kiedy jest wesoła, i kiedy ma
minę zakłopotaną). Patrzy na mnie swymi czarującymi oczyma i mówi cichym
głosem:
- Czy zechce mi pan pokazać tę lalkę?
Lalka (a nawet trzy podobne) od dawna była przygotowana, ale tak się
zmieszałem, że przez parę minut nie mogłem jej znaleźć. Śmieszny jest Klejn ze
swoimi minami; on gotów myśleć, że ja kocham się w pani Stawskiej.
W końcu wydobywam pudło - są trzy duże lalki: brunetka, blondynka i
szatynka. Każda ma prawdziwe włosy, każda, naciśnięta w brzuszek, przewraca
453
oczyma i wydaje głos, który dla pani Stawskiej brzmi jak „mama”, dla Klejna
jak „tata”, a dla mnie jak „u-hu”...
- Prześliczna! - mówi Stawka - ale naprawdę musi być bardzo droga...
- Proszę pani - odpowiadam - jest to towar, którego się pozbywamy , więc
możemy go odstąpić bardzo tanio. Zaraz pójdę po pryncypała...
Stach pracował za szafami, lecz gdy mu powiedziałem, że jest pani Stawka i po
co przyszła, rzucił rachunki i wbiegł do sklepu w doskonałym humorze.
Spostrzegłem nawet, że przypatruje się pani Stawskiej tak życzliwie, jakby na
nim robiła silne wrażenie. No, przynajmniej teraz!... chwała Bogu.
Targ w targ, wytłomaczyliśmy pani Helenie, że lalkę, jako towar wybrakowany i
nie znajdujący nabywców, możemy oddać za trzy ruble: blondynkę albo
brunetkę.
- Wezmę tę - odpowiedziała biorąc szatynkę - ponieważ jest zupełnie taka jak
baronowej. Helcia będzie zachwycona.
Kiedy przyszło do płacenia, panią Stawską znowu napadły skrupuły; zdawało jej
się, że taka lalka musi być warta z piętnaście rubli, i dopiero połączonym
usiłowaniom moim, Wokulskiego i Klejna udało się ją przekonać, że biorąc trzy
ruble jeszcze mamy zarobek.
Wokulski wrócił do swoich zajęć, a ja zapytałem pani Heleny: co nowego w
domu i w jakich jest stosunkach z baronową.
- Już w żadnych - odparła rumieniąc się. - Pani Krzeszowska zrobiła mi taką
scenę za to, że musiała zapłacić sto tysięcy za kamienicę, że ja nie
protegowałam jej u pana Wokulskiego, i tak dalej, że... pożegnałam ją i już tam
nigdy nie pójdę. Naturalnie, wymówiła nam komorne od Nowego Roku.
- A czy pani zwróciła należność?
- Ach!... - westchnęła pani Stawka upuszczając na ziemię mufkę, którą Klejn
zaraz podniósł.
- Więc nie?
- Nie... powiedziała, że nie ma teraz pieniędzy ani pewności, czy mój rachunek
jest dokładny.
Naśmieliśmy się oboje z panią Stawską z dziwactw baronowej i pożegnaliśmy
się pełni otuchy. Gdy zaś wychodziła, Klejn otworzył jej drzwi tak szarmancko,
że jedno z dwojga: albo już ją uważa za naszą pryncypałowę, albo - sam kocha
się w niej. Półgłówek!... On także mieszka w domu baronowej i niekiedy bywa
u pani Stawskiej ; ale podczas wizyt siedzi tak strasznie smutny, że Helunia
pewnego wieczora zapytała babki: czy pan Klejn nie brał dziś olejku?...
Marzyciel! Komu to myśleć o podobnej kobiecie...
A teraz opiszę tragedię, na wspomnienie której gniew mnie dusi.
W wigilię Wigilii r. 1878 jestem w sklepie, kiedy po południu odbieram od pani
Stawskiej list, ażebym przyszedł wieczorem. Pismo uderzyło mnie, znać było
wzruszenie; więc pomyślałem, że może odebrała wiadomość o mężu.
„Pewnie wraca - pomyślałem. - Diabli z tymi zaginionymi mężami, którzy po
kilku latach opamiętują się.”
454
Ku wieczorowi wpada Wirski zadyszany i zmieszany; ciągnie mnie do mego
mieszkania, zamyka drzwi, nie zdejmując futra rzuca się na fotel i mówi:
- Wiesz pan, po co wczoraj Krzeszowska siedziała w mieszkaniu Maruszewicza
do północy?..
- Do północy, u Maruszewicza?..
- Tak, i jeszcze z tym łotrem swoim adwokatem?... Hultaj Maruszewicz
wypatrzył ze swych okien, że pani Stawka ubiera lalkę, a baronowa poszła do
niego z lornetką, ażeby to sprawdzić...
- Więc i cóż?... - pytam.
- To, że baronowej przed kilkoma dniami zginęła lalka po nieboszczce córce i że
dziś ta wariatka posądza panią Stawską...
- O co?
- O kradzież lalki!...
Przeżegnałem się.
- Śmiej się pan z tego - rzekłem - lalka u nas kupiona...
- Wiem - odparł. - Z tym wszystkim dziś, o dziewiątej, pani baronowa wpadła z
rewirowym do mieszkania pani Stawskiej, kazała zabrać lalkę i spisać protokół.
Już poszła skarga do sądu...
- Oszalałeś, panie Wirski. Lalka przecież u nas...
- Wiem, wiem, ale co to wszystko znaczy, kiedy już jest skandal - mówił Wirski.
- Co najgorsze (wiem to od rewirowego), że pani Stawka nie chcąc, ażeby
Helunia dowiedziała się o lalce, z początku nie chciała jej pokazać, prosiła,
ażeby mówić cicho, rozpłakała się... Rewirowy mówi, że sam był zakłopotany,
bo przede wszystkim nie wiedział, po co go baronowa ciągnie do mieszkania