Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
chyba nawet nie może mieć szczęścia do kobiet.
- Ach, co też pan mówi, panie Rzecki! - oburzyła się staruszka. - On nie może
mieć szczęścia do kobiet?
- No, przecież nie jest piękny...
449
- On?... Ależ on kompletnie piękny człowiek!... Cóż to za budowa, jaka
szlachetna fizjognomia, a co za oczy!... Pan się chyba nie znasz, panie Rzecki. A
ja wyznam (bo mi to wolno w moim wieku), że lubo widziałam wielu pięknych
mężczyzn (Ludwik był także bardzo przystojny), przecież takiego jak Wokulski
widzę pierwszy raz. On między tysiącem zwróciłby uwagę...
Dziwiłem się w duchu tym. pochwałom. Bo choć wiem, że Stach jest bardzo
przystojny, to jednak żeby aż tak... Ha, nie jestem kobietą!
Kiedy około dziesiątej wieczór żegnałem moje damy, pani Stawka była
zmieniona i smutna i skarżyła się, że ją głowa boli. Ot, osioł Stach! Taka kobieta
szaleje za nim od jednego spojrzenia, a on, wariat, ugania się za panną Łęcką. I
czy jest jaki porządek na tym świecie?
Gdybym to ja był Panem Bogiem... Ale co to gadać na próżno.
Mówią coś o kanalizacji Warszawy. Był nawet u nas książę i zaprosił Stacha na
sesję w tej materii. Skończywszy zaś rozmowę o kanalizacji zagadnął go o
kamienicę. Byłem przy tym i wszystko dobrze pamiętam.
- Czy prawda (przepraszam, że zapytuję o podobne rzeczy), czy prawda, panie
Wokulski, że za swój dom chce pan od baronowej Krzeszowskiej sto
dwadzieścia tysięcy?...
- Nieprawda - odpowiedział Stach. - Chcę sto tysięcy i nie odstąpię od nich.
- Baronowa to jakaś dziwaczka, histeryczka, ale... nieszczęśliwa kobieta - mówił
książę. - Chce kupić ten dom raz dlatego, że w nim umarła jej ukochana
córeczka, a po wtóre, ażeby zabezpieczyć resztę funduszów przed swoim
mężem, który lubi trwonić pieniądze... Może by więc pan zrobił jej jakąś ulgę.
To tak pięknie robić dobrze nieszczęśliwym!... - zakończył książę z
westchnieniem.
Wyznaję, że choć jestem tylko subiektem, zadziwiła mnie ta dobroczynność z
cudzej kieszeni. Stach uczuł to jeszcze mocniej, bo odpowiedział twardym
tonem:
- Więc dlatego, że baron trwoni pieniądze; a jego żonie podoba się mieć mój
dom, ja mam tracić kilka tysięcy rubli. Z jakiej racji?
- No, nie obrażaj się pan, szanowny panie - rzekł książę ściskając Wokulskiego
za rękę. - Wszyscy przecież żyjemy z ludźmi ; oni nam pomagają do naszych
celów, więc i my mamy niejakie obowiązki...
- Mnie bodaj czy kto pomaga, a wielu przeszkadza - odparł Stach.
Pożegnali się bardzo chłodno. Zauważyłem nawet, że książę był niekontent.
Osobliwi ludzie! Nie dość, że Wokulski, stworzywszy spółkę do handlu z
cesarstwem, dał im okazję zarabiania piętnastu procent od ich kapitałów, oni
jeszcze chcą, ażeby na ich słowo darowywał baronowej kilka tysięcy rubli.:.
Ale co to za frant baba i gdzie ona nie trafi!... Bo już nawet był u Stacha jakiś
ksiądz z religijnym upomnieniem, ażeby sprzedał baronowej kamienicę za
dziewięćdziesiąt pięć tysięcy. A ponieważ Stach odmówił, więc zapewne
niedługo usłyszymy, że jest bezbożnikiem.
450
Teraz następuje wypadek główny, który opowiem z szybkością uderzenia
piorunu.
Kiedy znowu zaszedłem wieczorem do pani Stawskiej (było to w dzień objęcia
rządów przez cesarza Wilhelma, po historii z Nobilingiem), kiedy zaszedłem
tam, moje bóstwo, ta nieoceniona kobieta była w cudnym humorze i pełna
zachwytu dla... baronowej...
- Niech pan sobie wyobrazi - mówiła - jaka ta pani Krzeszowska, mimo swoich
dziwactw, jest zacna kobieta. Spostrzegła, że mi smutno bez Heluni, i prosiła
mnie raz na zawsze, ażebym brała Helunię ze sobą do niej na te parę godzin...
- Na te sześć godzin za dwa ruble?... - wtrąciłem.
- Nie, przecie nie sześć, najwyżej cztery... Helunia bawi się tam doskonale, bo
choć jej niczego dotykać nie wolno, ale za to jak ona się przypatruje zabawkom
po nieboszczce...
- To takie piękne zabawki? - spytałem robiąc sobie pewien plan w duchu.
- Prześliczne! - mówiła z ożywieniem pani Stawska. - Szczególniej jest tam
jedna ogromna lalka, która ma ciemne włosy, a kiedy nacisnąć ją... tu, pod
gorsem - dodała zarumieniona.
- Czy nie w brzuszek?... za pozwoleniem pani - spytałem.
- Tak - rzekła prędko. - Wtedy lalka rusza oczyma i woła mama!... Ach, jaka ona
zabawna, sama bym ją chciała mieć. Nazywa się Mimi. Kiedy Helunia
zobaczyła ją pierwszy raz, złożyła ręce i stanęła jak posąg. A kiedy pani
Krzeszowska dotknęła jej i lalka zaczęła mówić,
Helunia zawołała :
„Ach, mamo, jaka ona piękna, jaka ona mądra!... czy ja ją mogę pocałować w
buzię?...”
I pocałowała ją w koniec lakierowanego bucika.
Od tej pory mówi przez sen o tej lalce; ledwie obudzi się, chce iść do pani
baronowej, a kiedy tam jest, gotowa przez cały czas wpatrywać się w lalkę
złożywszy ręce jak do pacierza.
Doprawdy - zakończyła pani Stawka półgłosem (Helunia bawiła się w drugim
pokoju) - byłabym bardzo szczęśliwa, gdybym mogła kupić jej taką lalkę...
Z pewnością musi to być bardzo droga zabawka - wtrąciła pani Misiewiczowa
- Co tam droga, moja mamo. Kto wie, czy kiedykolwiek będę mogła sprawić jej
tyle szczęścia, ile dziś jedną lalką - odpowiedziała pani Stawska.
- Zdaje mi się - rzekłem - że u nas znajdzie się taka właśnie lalka. I gdyby pani
raczyła wstąpić do sklepu...
Nie śmiałem zrobić prezentu pojmując, że matce przyjemniej będzie, jeżeli sama
przyczyni się do radości dziecka.
Helunia, choć rozmawialiśmy zniżonym głosem, usłyszała widać, że mówimy o
lalce, i wybiegła z drugiego pokoju z błyszczącymi oczyma. Ażeby zwrócić jej
uwagę na inny przedmiot, spytałem:
- Cóż, podoba ci się, Heluniu, pani baronowa?
451
- Tak sobie - odpowiedziało dziecko opierając się na moim kolanie i patrząc na
matkę. (Mój Boże, dlaczego ja nie jestem jej ojcem?)
- A rozmawia z tobą?
- Niewiele. Raz tylko wypytywała się, czy mnie bardzo pieści pan Wokulski.
- Tak?... I cóż ty na to?
- Ja powiedziałam, że nie wiem, który to pan Wokulski. A wtedy pani baronowa
mówi... Ach, jak pański zegarek głośno puka. Niech pan pokaże...
Wydobyłem zegarek i podałem go Heli.
- Cóż pani baronowa mówi? - spytałem.
- Pani baronowa mówi: „Jak to, nie wiesz, który jest pan Wokulski? Przecież
ten, co u was bywa z tym roz... z tym rozpsotnikiem Rzeckim...” Cha! cha!
cha!... pan jest psotnik... Niech mi pan pokaże zegarek we środku...
Spojrzałem na panią Stawską. Była tak zdziwiona, że nawet zapomniała
upomnieć Helunię.
Po herbatce z suchymi bułeczkami (bo jak mówiła służąca, masła nie można
było dziś dostać), pożegnałem zacne damy przysięgając sobie, że gdybym był na
miejscu Stacha, nie odstąpiłbym baronowej kamienicy niżej stu dwudziestu
tysięcy rubli.
Tymczasem jędza ta wyczerpawszy rozmaite protekcje i lękając się, ażeby
Wokulski albo nie podniósł ceny, albo nawet nic sprzedał kamienicy komu
innemu, zdecydowała się ostatecznie kupić ją za sto tysięcy rubli! Była podobno
wściekła przez kilka dni, dostała spazmów, zbiła służącą, zwymyślała swego
adwokata w biurze rejentalnym, ale podpisała akt nabycia. Przez kilka
następnych dni po kupieniu naszej kamienicy było cicho.
To jest o tyle cicho, że już nie słyszeliśmy nic o pani baronowej, tylko jej
lokatorowie wpadali do nas z pretensjami.
Najpierw przybiegł szewc, ten z trzeciego piętra w tylnej oficynie, płacząc, że
nowa właścicielka podwyższyła mu komorne o trzydzieści rubli na rok. Gdym
mu zaś w ciągu pół godziny wytłomaczył, że nas to nic nie obchodzi, otarł oczy,
zmarszczył się i pożegnał mnie słowami: