-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

- Ale po co by sprzedawał sklep? - pytam szczypiąc się w kolano, ażeby nie

wybuchnąć na tego dziada.

- Dobrze robi, że sprzedaje! - odparł Węgrowicz wziąwszy w garść już nie wiem

który kufel piwa. - Co on ma robić między kupcami, taki pan, taki... dyplomata,

taki... nowator, co nam tu nowe towary sprowadza ?...

- Mnie się zdaje, że jest inny powód - wtrącił Szprot. - Wokulski stara się o

pannę Łęcką, a choć zrazu dostał odkosza, jednak dziś znowu tam bywa, więc

musi mieć widoki... A że panna Łęcka nie wyszłaby za galanteryjnego kupca,

choćby on był dyplomatą i nowatorem...

W oczach zaczęły mi ognie latać. Uderzyłem kuflem w stół i krzyknąłem :

- Kłamiesz pan, wszystko pan kłamiesz, panie Szprot!... A oto mój adres... -

dodałem rzucając mu bilet na stół.

- Co mi pan dajesz adresy? - odparł Szprot. - Mam panu przysłać partię kortu

czy co?...

- Satysfakcji żądam od pana - krzyknąłem, wciąż bijąc w stół.

- Tere-fere! - mówi Szprot i kręci palcem w powietrzu. - Łatwo panu żądać

satysfakcji, boś oficer węgierski. Zamordować człowieka albo nawet dwu czy

samemu dać się porąbać to u pana chleb z masłem... Ale ja, panie, jestem ajent

handlowy, mam żonę, dzieci i terminowe interesa...

- Zmuszę pana do pojedynku!

- Co to zmuszę?... Ciupasem mnie pan sprowadzisz czy co?... A jakbyś mi pan

coś podobnego powiedział po trzeźwemu, tobym poszedł do cyrkułu i daliby

panu pojedynek...

- Jesteś pan bez honoru! - zawołałem.

Teraz on zaczął bić w stół.

444

- Kto bez honoru?... Komu pan to mówisz?... Nie płacę weksli czy daję zły

towar, czym bankrutował?... Zobaczymy w sądzie, kto ma honor!...

- Uspokójcie się! - prosił radca Węgrowicz. - Pojedynki to były w modzie

dawniej, nie teraz... Podajcie sobie ręce...

Wstałem od stołu zalanego piwem, zapłaciłem w bufecie i wyszedłem. Noga

moja więcej nie postanie w tej podłej dziurze...

Naturalnie, że po takim wzburzeniu nie mogłem już być u pani Stawskiej. Z

początku myślałem nawet, że całą noc spać nie będę. Alem jakoś zasnął. A gdy

Stach przyszedł na drugi dzień do sklepu, zapytałem go :

- Wiesz, co mówią?... Że sklep sprzedajesz?...

- A choćbym sprzedał, cóż by w tym było złego?...

(Prawda! Cóż by w tym było złego?... Że też mi tak prosta myśl nie przyszła do

głowy.)

- Ale bo widzisz - szepnąłem - mówią jeszcze, że żenisz się z panną Łęcką...

- Gdyby tak... Więc i cóż? - odparł.

(Jużci, ma rację! Cóż to, jemu nie wolno żenić się, z kim by chciał, nawet z

panią Stawską?... Że też nie zorientowałem się i bez potrzeby zrobiłem awanturę

temu Szprocinie.)

Naturalnie, ponieważ tego wieczora musiałem pójść nie tyle na piwo, ile ażeby

pogodzić się z niesłusznie obrażonym Szprotem, więc znowu nie byłem u pani

Stawskiej i nie ostrzegłem, ażeby nie siadała w oknie.

Tak więc nie bez przykrości dowiedziałem się, że do Wokulskiego między

kupcami wzrasta niechęć, że sklep nasz będzie sprzedany i że Stach żeni się z

panną Łęcką. Mówię: żeni się, bo on nie mając pod tym względem pewności nie

wyraziłby się tak stanowczo, nawet przede mną.

Dziś już na pewno wiem, za kim on tęsknił w Bułgarii, dla kogo zębami i

pazurami zdobywał majątek... Ha, wola boska!...

No i patrzcie, jak. ja odbiegam od przedmiotu. Ale teraz już na dobre zajmę się

awanturą pani Stawskiej i opowiem z szybkością błyskawicy.

ROZDZIAŁ JEDYNASTY:

PAMIĘTNIK STAREGO SUBIEKTA

„Jednego wieczora, zaraz po ósmej, poszedłem do tych pań. Pani Stawska

swoim zwyczajem w ostatnim pokoju odrabiała lekcje z jakimiś panienkami, a

pani Misiewiczowa z Helunią... znowu swoim zwyczajem siedziały w oknie.

Nie rozumiem, co mogły widzieć po nocy, ale że ich wszyscy widzieli, to

pewne. Nawet przysiągłbym, że pani baronowa w jednym ze swoich

nieoświetlonych okien siedzi z lornetą i penetruje pierwsze piętro, bo rolety jak

zwykle nie były zasunięte.

Cofnąłem się tedy za firankę, ażeby choć mnie ta poczwara nie widziała, i

prosto z mostu pytam pani Misiewiczowej:

445

- Bez obrazy pani dobrodziejki, dlaczego panie tak ciągle siedzicie w oknach?...

To niedobrze...

- Ja się cugów nie boję - odparła szanowna dama - a mam w tym wielką

przyjemność. Bo imaginuj sobie pan, co Helunia odkryła. Czasami okna bywają

w takim porządku oświetlone, że układa się z nich jakby abecadło... Heluniu! -

zwróciła się do dziecka - a nie ma tam jakiej literki?...

- Jest, babciu, i nawet dwie. Jest H i jest T.

- Prawda! - potwierdziła staruszka. - Jest H i jest T. Niechże pan spojrzy...

Spojrzałem. Istotnie, naprzeciw nas były oświetlone dwa okna na trzecim

piętrze, trzy na drugim i dwa na pierwszym w taki sposób, że tworzyły znak: H

Zaś w tylnej oficynie pięć okien trzeciego piętra, jedno drugiego, jedno

pierwszego i jedno na parterze, również oświetlone, tworzyły znak: T

- Przez te okna, panie - mówiła babcia - (choć rzadko układają się z nich literki)

Helunia nabrała ciekawości do abecadła, a i teraz jeszcze bawi się najlepiej,

jeżeli potrafi, złożyć z oświetlonych okien jakąś formę. Dlatego nawet nie

zapuszczamy rolek wieczorem.

Wzruszyłem ramionami, bo i jakże tu bronić dziewczynce, ażeby wyglądała

oknem, jeżeli się ona tym tak ładnie bawi!

- Jak tu nie wyglądać oknem - westchnęła pani Misiewiczowa - kiedy to nasza

jedyna przyjemność. Czy my gdzie bywamy? Czy kogo widujemy?... Od czasu

jak Ludwik wyjechał, zerwały się nasze stosunki z ludźmi. Dla jednych jesteśmy

za ubogie, dla innych podejrzane...

Otarła oczy chustką i mówiła dalej :

- O, Ludwiczek źle zrobił, że wyjechał; bo choćby go nawet uwięzili, okazałaby

się jego niewinność i znowu bylibyśmy razem. A teraz on Bóg wie gdzie, a

Stawska... Mówi pan, żeby nie wyglądać!... Przecież ona, biedactwo, ciągle

czeka, nasłuchuje i wypatruje, czy Ludwik nie wraca, a przynajmniej czy nie

będzie od niego listu? Niech tylko kto biegnie prędzej przez dziedziniec, ona

zaraz do okna myśląc, że to bryftrygier. A jeżeli kiedy do nas wstąpi bryftrygier

(my, panie Rzecki, bardzo rzadko odbieramy listy), to gdybyś pan widział

Helenkęl...Mieni się, blednie, drży...

Nie śmiałem ust otworzyć, a staruszka odpocząwszy prawiła:

- I ja sama lubię siedzieć w oknie, osobliwie kiedy jest ładny dzień i czyste

niebo, bo wtedy staje mi w pamięci mój mąż nieboszczyk jak żywy...

- Tak - szepnąłem - przypomina go pani niebo, gdzie on mieszka obecnie.

- Nie pod tym względem, panie Rzecki - przerwała. - Że on jest w niebie, to

wiem, bo gdzieżby mógł być taki spokojny człowiek? Ale jak patrzę na niebo i

na ścianę tej kamienicy, zaraz przychodzi mi na myśl szczęśliwy dzień naszego

ślubu... Klemens nieboszczyk miał wtedy na sobie szafirowy frak i żółte

nankinowe spodnie, zupełnie tego koloru co nasza kamienica...

O, panie Rzecki - mówiła staruszka płacząc - wierz mi, że dla takich jak my

nieraz okno starczy za teatr, koncert i znajomości. Bo i na co my już mamy

patrzeć?

446

Nie potrafię opisać, jak mi się zrobiło smutno, kiedy z powodu marnego

wyglądania oknem usłyszałem taki dramat... Nagle w drugim pokoju zrobił się

szelest... Uczennice pani Stawskiej skończywszy lekcję zabierały się do domu, a

ich przecudna nauczycielka uszczęśliwiła mnie swoim widokiem.

Kiedym ją witał, miała zimne ręce, a na boskiej twarzy wyraz zmęczenia i

smutku. Zobaczywszy mnie jednak raczyła się uśmiechnąć. (Drogi anioł! jakby

domyślała się, że jej słodki uśmiech na cały tydzień rozświetla mi ciemności

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название