Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- A pani skonasz na konwulsje i będą cię w piekle maglować na moich maglach
- odrzekł jej antagonista.
- Ciszej! - zawołał sędzia. - Co pani Krzeszowska mówi o sprawie?
- Wysłuchaj mnie, panie sędzio! - zaczęła deklamować pani baronowa
wysunąwszy nogę naprzód. - Po zmarłym dziecku została mi, jako najdroższa
pamiątka; lalka, która bardzo podobała się tej oto pani - wskazała na Stawską - i
jej córce...
- Oskarżona bywała u pani?
- Tak, wynajmowałam ją do szycia...
- Alem jej nic nie zapłaciła! - huknął z końca sali Wirski.
- Ciszej! - zgromił go sędzia. - Tak i cóż?
- W dniu, w którym tę panią oddaliłam od siebie - mówiła baronowa - zginęła
mi lalka. Myślałam, że umrę z żalu, i zaraz na nią powzięłam podejrzenie...
Miałam dobre przeczucia, gdyż w kilka dni później przyjaciel mój, pan
Maruszewicz, zobaczył z okna, że ta pani (która mieszka vis á vis niego) ma u
siebie moją lalkę i dla niepoznaki przebiera ją w inną suknię.
Wtedy poszłam do jego mieszkania z moim doradcą prawnym i zobaczyłam
przez lornetkę, że moja lalka jest rzeczywiście u tej pani. Na drugi dzień więc
udałam się do niej, zabrałam lalkę, którą tu widzę na stole, i podałam skargę.
- A pan Maruszewicz jest pewny, że to ta sama lalka, która była u pani
Krzeszowskiei? - spytał sędzia.
- To jest... właściwie mówiąc... pewności nie mam żadnej.
- Tak dlaczegóż pan Maruszewicz powiedział to pani Krzeszowskiej?
- Właściwie... ja nie w tym znaczeniu...
- Nie kłam pan! - zawołała baronowa. - Przybiegłeś do mnie, śmiejąc się,
powiedziałeś, że Stawka ukradła lalkę i że to do niej podobne...
Maruszewicz zaczął mienić się, potnieć i nawet przestępować z nogi na nogę, co
jest chyba dowodem wielkiej skruchy.
- Podlec - mruknął Wokulski dosyć głośno.
466
Spostrzegłem jednak, że uwaga ta nie wzmocniła w Maruszewiczu otuchy.
Owszem, zdawał się być jeszcze więcej zmięszany.
Sędzia zwrócił się do służącej pani Krzeszowskiej.
- U was była ta lalka?
- Nie wiem która... - szepnęła zapytana.
Sędzia wyciągnął do niej lalkę, ale służąca milczała mrugając oczyma i
załamując ręce.
- Ach, to Mimi!... - zawołała Helunia.
- O, panie sędzio! - krzyknęła baronowa. - Córka świadczy przeciw matce...
- Znasz tę lalkę? - spytał sędzia Heluni.
- O, znam!... Zupełnie taka sama była u pani tam w pokoiku...
- Czy to jest ta sama?
- O, nie, nie ta... Tamta miała popielatą sukienkę i czarne buciki, a ta ma
brązowe buciki!...
- Nu, tak... - mruknął sędzia kładąc lalkę na stole. - Co pani Stawka powie?... -
dodał.
- Lalkę tę kupiłam w sklepie pana Wokulskiego...
- A ile pani dała za nią?... - syknęła baronowa.
- Trzy ruble.
- Cha! Cha! Cha!... - zaśmiała się baronowa. - Ta lalka kosztuje piętnaście...
- Kto pani sprzedał tę lalkę? - zapytał sędzia Stawskiej.
- Pan Rzecki - odparła rumieniąc się.
- Co powie pan Rzecki?... - rzekł sędzia.
Tu właśnie była pora wypowiedzieć moją mowę. Jakoż zacząłem:
- Szanowny sędzio!... Z bolesnym zdumieniem przychodzi mi... To jest... widzę
przed sobą triumfującą złość i tego... uciśnioną...
Nagle tak mi zaschło w ustach, że już nie mogłem słowa przemówić.
Szczęściem, odezwał się Wokulski:
- Rzecki był tylko obecny przy kupnie, lalkę ja sprzedałem.
- Za trzy ruble? - spytała baronowa błysnąwszy oczyma jaszczurki.
- Tak, za trzy ruble. Jest to towar wybrakowany, którego się pozbywamy.
- Czy i mnie pan sprzedałby taką lalkę za trzy ruble? - indagowała baronowa.
- Nie! Pani już nic i nigdy nie sprzedadzą w moim sklepie.
- Jaki pan ma dowód, że ta lalka jest kupiona u pana? - spytał sędzia.
- Otóż to! - zawołała baronowa. - Jaki dowód?...
- Ciszej!... - zgromił ją sędzia.
- Gdzie pani swoją lalkę kupiła? - spytał baronowę Wokulski.
- U Lessera.
- Więc mamy dowód - rzekł Wokulski. - Lalki takie sprowadzałem z zagranicy
w kawałkach: oddzielnie głowy, oddzielnie korpusy. Niech więc pan sędzia
odpruje głowę, a wewnątrz znajdzie moją firmę.
Pani baronowa zaczęła się niepokoić.
467
Sędzia wziął do rąk lalkę, która tyle narobiła zgryzoty, i urzędowym
scyzorykiem rozciął jej naprzód stanik, a następnie począł z wielką uwagą
odpruwać głowę od tułowia. Helenka, z początku zdziwiona, przypatrywała się
tej operacji, następnie zwróciła się do matki mówiąc półgłosem:
- Mamo, dlaczego ten pan rozbiera Mimi? Przecież ona będzie się wstydzić...
Nagle zrozumiawszy, o co chodzi, wybuchnęła płaczem i kryjąc twarz w suknię
pani Stawskiej, zawołała:
- Ach, mamo, po co on ją kraje?... To strasznie boli... O mamo, mamo, już nie
chcę, ażeby Mimi krajali...
- Nie płacz, Heluniu, Mimi będzie zdrowa i jeszcze ładniejsza - uspakajał ją
Wokulski, wzruszony nie mniej od Helenki.
Tymczasem głowa Mimi spadła na papiery. Sędzia spojrzał wewnątrz i podając
maskę pani baronowej rzekł:
- Nu, niech pani przeczyta, co tam napisano?
Baronowa przycięła usta i milczała.
- To niech pan Maruszewicz przeczyta głośno, co tam jest.
- Jan Mincel i Stanisław Wokulski... - jęknął Maruszewicz.
- Zatem nie Lesser?
- Nie.
Przez cały ten czas służąca baronowej zachowywała się w sposób bardzo
dwuznaczny: czerwieniła się, bladła, kryła się między ławki...
Sędzia patrzył na nią spod oka ; nagle rzekł :
- Teraz panna nam powie, co to było z lalką? Tylko proszę prawdę, bo panna
stanie do przysięgi...
Zagadnięta, z najwyższym przestrachem schwyciła się za głowę i przypadłszy
do stołu, prędko odpowiedziała:
- Lalka stłukła się, panie...
- Ta wasza lalka, od pani Krzeszowskiej?...
- Ta...
- Nu, to stłukła się jej tylko głowa, a reszta gdzie?...
- Na strychu, panie... Oj, co ja będę miała!
- Nic panna nie będzie miała; gorzej byłoby nie odpowiedzieć prawdy. A pani
oskarżycielka słyszy, co jest?...
Baronowa spuściła oczy i skrzyżowała ręce na piersi jak męczennica.
Sędzia zaczął pisać. Siedzący w drugiej ławce (maglarz oczywiście) odezwał się
do damy czerwonej na twarzy:
A co, ukradła?... Widzisz pani, co się teraz zrobiło z paninej gęby?... Hę?..
- Jak kobieta jest ładna, to się i z kryminału wygrzebie - rzekła czerwona dama
do swojej sąsiadki.
- Ale pani się nie wygrzebiesz... - mruknął maglarz.
- Głupiś pan!...
- Paniś głupsza...
- Ciszej!... - zawołał sędzia.
468
Kazano nam wstać i usłyszeliśmy wyrok najzupełniej uniewinniający panią
Stawską.
- Teraz - zakończył sędzia skończywszy czytanie - może pani podać skargę o
potwarz.
Zeszedł na salę, uścisnął za rękę panią Stawską i dodał:
- Bardzo mi przykro, żem panią sądził, i bardzo mi przyjemnie, że mogę
powinszować.
Pani Krzeszowska dostała spazmów, a dama z czerwoną twarzą mówiła do swej
sąsiadki:
- Na ładną buzię to i sędzia jest pażyrny... Ale nie tak to będzie w dniu
ostatecznym! - westchnęła.
- Cholera!... jak to bluźni... - mruknął maglarz.
Poczęliśmy wychodzić. Wokulski podał rękę pani Stawskiej, ż którą wysunął się
naprzód, ja zaś ostrożnie zacząłem sprowadzać panią Misiewiczowę z brudnych
schodów.
- Mówiłam, że się tak skończy - upewniała mnie staruszka - ale pan to nie
miałeś wiary...
- Ja nie miałem wiary?..
- Tak, chodziłeś jak struty... Jezus Maria... A to co?..
Ostatnie te słowa skierowane były do mizernego studenta, który wraz ze swoim
towarzyszem czekał przed bramą, widocznie na panią Krzeszowską, a myśląc,
że ona wychodzi, ucharakteryzował się na trupa przed... panią Misiewiczową!...