Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
(Stary głupcze!... i tobież to myśleć o takim aniele?... Zresztą ja o niej wcale nie
myślę; osobliwie od czasu, kiedy przekonałem się, że ona kocha Wokulskiego.
Niechże go sobie kocha, byle oboje byli szczęśliwi. A ja?... Ej, Katz, mój stary
przyjacielu, miałżebyś być odważniejszy ode mnie?...)
W listopadzie, właśnie w tym samym dniu, kiedy zawalił się dom na ulicy
Wspólnej, Wokulski wrócił z Moskwy. I znowu nie wiem, co tam robił, dość, że
zarobił około siedemdziesięciu tysięcy rubli... Takie zyski przechodzą moje
pojęcie, ale przysięgnę, że interes, do którego Stach należał, musiał być
uczciwy.
W parę dni po jego powrocie przychodzi do mnie jeden solidny kupiec i mówi:
- Kochany panie Rzecki, nie mam zwyczaju mieszać się do cudzych spraw, ale -
ostrzeż pan Wokulskiego (nie ode mnie, tylko od siebie), że ten jego wspólnik
Suzin to wielki hultaj i zapewne niedługo zbankrutuje..: Ostrzeż go pan, bo
szkoda człowieka... Zawsze Wokulski, jakkolwiek wszedł na fałszywą drogę,
zasługuje na wśpółczucie...
- Co pan nazywasz fałszywą drogą? - pytam.
- No jużci, panie Rzecki - mówi on - kto jeździ do Paryża, kupuje okręty w
czasie nieporozumień z Anglią i tak dalej, ten, panie Rzecki, nie odznacza się
obywatelskimi cnotami.
- Panie drogi - ja mówię - a czymże kupno okrętów różni się od kupna chmielu?
Chyba większym zarobkiem...
- No - mówi znowu on - panie Rzecki, nie będziemy rozprawiali o tej materii.
Gdyby to zrobił kto inny, nie miałbym nic przeciw temu, ale Wokulski!... Obaj
433
przecie znamy jego przeszłość, a ja może lepiej niż pan, bo nieraz świętej
pamięci Hopfer robił u mnie przez niego obstalunki.
- Pan - mówię do owego kupca - rzucasz podejrzenia na Wokulskiego?
- Nie, panie - mówi znowu on - ja tylko powtarzam, co gada całe miasto. Nie
myślę bynajmniej szkodzić Wolkulskiemu, osobliwie w opinii pana, który jesteś
jego przyjacielem (i słusznie, boś patrzył na tego człowieka, kiedy był inny niż
dziś), ale... Przyznaj pan, że ten człowiek szkodzi naszemu przemysłowi... Nie
sądzę również jego patriotyzmu, panie Rzecki, ale... szczerze panu powiem (bo
przecie wobec pana muszę być szczery), że te perkaliki moskiewskie... Rozumie
pan?..
Byłem wściekły. Gdyż jakkolwiek jestem eks-porucznikiem węgierskiej
piechoty, nie mogę jednak pojąć: czym perkaliki niemieckie są lepsze od
moskiewskich? Ale z moim kupcem nie było gawędy. W taki sposób bestia
podnosił brwi, tak ruszał ramionami, a tak rozkładał ręce, iż w końcu
pomyślałem, że on jest wielki patriota, a ja gałgan, choć w tym czasie, kiedy on
nabijał kieszenie rublami i imperiałami, mnie paręset kul przeleciało nade
łbem...
Naturalnie, że opowiedziałem o tym Stachowi, który wysłuchawszy odparł:
- Uspokój się, mój kochany. Ci sami ludzie, którzy mnie ostrzegają, że Suzin
jest hultaj, przed miesiącem pisali do Suzina, że ja jestem bankrut, szachraj, eks-
powstaniec.
Po rozmowie z tym poczciwym kupcem, którego nawet nazwiska nie wymienię,
i po wszystkich anonimach, jakie odebrałem, postanowiłem sobie zapisywać
rozmaite opinie wypowiadane przez dobrych ludzi o Wokulskim.
A więc tedy na pierwszą porcję: Stach jest złym patriotą, ponieważ tanimi
perkalikami zepsuł trochę interesa łódzkim-fabrykantom.. Bene!...Zobaczymy,
co będzie dalej.
W październiku, jakoś w tym czasie, kiedy Matejko skończył malować bitwę
grunwaldzką (duży to obraz i okazały, tylko nie trzeba go pokazywać
żołnierzom, którzy przyjmowali udział w bitwach), wpada do sklepu
Maruszewicz, ten przyjaciel pani baronowej Krzeszowskiej. Widzę - magnat
całą gębą! Na brzuchu, a raczej w tym miejscu, gdzie ludzie mają brzuch, złota
dewizka gruba na pół palca, a długa - że choć psy na niej ciągnij. W krawacie
brylantowa spinka, na rękach nowe rękawiczki, na nogach nowe buty, na całym
ciele (mizerne to ciało, pożal się Boże!) nowy garnitur. Przy tym mina, jakby
jednej nitki nie miał na kredyt, tylko wszystko za gotówkę. (Później Klejn, który
mieszka w tym samym domu, objaśnił-mnie,. że Maruszewicz grywa w karty i
że od pewnego czasu szczęście mu służy.)
Wpada tedy mój elegant do sklepu w kapeluszu na głowie, z hebanową laseczką
w ręku i rozejrzawszy się niespokojnie (on bo ma jakieś niepewne spojrzenie),
pyta:
- Pan Wokulski jest?... Ach, pan Rzecki!... Na słówko...
Weszliśmy za szafy.
434
- Z wyborną nowiną przychodzę - mówi, czule ściskając mnie za rękę. -
Możecie panowie sprzedać swoją kamienicę, tę po Łęckim... Baronowa
Krzeszowska ją kupi. Już wyprocesowała od męża swoje kapitały i (jeżeli
potraficie się targować) da, dziewięćdziesiąt tysięcy rubli, a nawet może coś
odstępnego...
Musiał spostrzec zadowolenie na mojej twarzy (mnie to kupno kamienicy nigdy
nie przypadało do gustu), bo ścisnął mnie za rękę jeszcze mocniej, o ile taki
zdechlak może coś mocno robić, i słodko uśmiechając się (mdło mi od tej
słodyczy) zaczął szeptać:
- Mogę panom oddać usługę... ważną usługę... Pani baronowa badzo polega na
moim zdaniu i... jeżeli ja...
Tu dostał lekkiego kaszlu.
- Rozumiem - odezwałem się zgadując, z kim mam do czynienia. - Pan
Wokulski zapewne nie będzie robił trudności co do porękawicznego...
- Ależ proszę pana - zawołał - cóż znowu!... Tym bardziej że ze stanowczą
propozycją przyjdzie do panów adwokat baronowej. Zresztą nie o mnie chodzi...
To, co mam, zupełnie mi wystarcza... Ale znam pewną ubogą rodzinę, której na
moją rekomendację panowie zechcecie coś...
- Proszę pana - przerwałem mu - wolimy złożyć jakąś sumę wprost na pańskie
ręce, o ile naturalnie interes dojdzie do skutku.
- O, że dojdzie, mogę ręczyć honorem! - zapewnił pan Maruszewicz.
Ponieważ jednak ja wcale nie dałem mu słowa, że otrzyma porękawiczne, więc
chwilę pokręcił się po sklepie i opuścił go gwiżdżąc.
Nad wieczorem powiedziałem o tym Stachowi; ale on zbył mnie milczeniem, co
mnie nawet zastanowiło. Więc na drugi dzień pobiegłem do naszego adwokata
(który zarazem jest adwokatem księcia) i zakomunikowałem mu wiadomość
Maruszewicza.
- Daje dziewięćdziesiąt tysięcy rublil... - zdziwił się adwokat (jest to bardzo
znakomity człowiek). - Ależ, drogi panie Rzecki, teraz kamienice idą w górę, a
nawet na przyszły rok wybudują ze dwieście nowych domów... W tych
warunkach, drogi panie Rzecki, jeżeli sprzedamy im nasz dom za sto tysięcy
rubli, zrobimy im łaskę.:. Pani baronowa bardzo pali się do tej kamienicy (jeżeli
podobnego wyrażenia wolno używać o damach tak dystyngowanych) i możemy
wyciągnąć z niej nierównie większą sumę, drogi panie Rzecki.
Pożegnałem znakomitego adwokata i wróciłem do sklepu mocno postanawiając
nie mieszać się już do sprzedaży kamienicy. Teraz dopiero, zresztą nie po raz
pierwszy, przyszło mi na myśl, że Maruszewicz jest to wielki frant.
Obecnie uspokoiwszy się o tyle, że już mogę zebrać myśli, opiszę wstrętny
proces pani baronowej z tym aniołem, z tą doskonałą kobietą, panią Stawską:
Gdybym go nie napisał, za rok albo dwa nie wierzyłbym własnej pamięci, że
mogło zdarzyć się ćoś równie potwornego.
Zapamiętajże sobie tedy, kochany Ignacy, że pani baronowa Krzeszowska
naprzód od dawna nie cierpiała pani Stawskiej myśląc, że wszyscy w niej się
435
kochają, a po drugie, że taż pani baronowa chciała jak najtaniej kupić od
Wokulskiego kamienicę. To są dwa ważne fakta, których doniosłość dziś
dopiero rozumiem. (Jak ja się starzeję, Boże miłosierny, jak ja się starzeję!...)
U pani Stawskiej, od czasu zaznajomienia się z nią, bywałem dosyć często. Nie