-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

do wycięcia napisu?...

- Kiedy nie wiem, co mam wyciąć?

- Prawda.

Wokulski wydobył noteskę, ołówek i napisawszy podał chłopcu. - Tylko cztery

wiersze!... - rzekł Węgiełek. - Za trzy dni, panie, będzie gotowe... Na tym

kamieniu można wyciąć bodaj calowe litery... Oj, zapomniałem sznurka, żeby

wymierzyć. Zejdę, panie, do furmanów, to może oni mi dadzą... Zaraz wrócę.

Węgiełek zbiegł ze wzgórza. Panna Izabela spojrzała na Wokulskiego. Była

blada i wzruszona.

- Co to za wiersze?... - spytała wyciągając rękę. Wokulski podał jej kartkę;

zaczęła czytać półgłosem:

- „Na każdym miejscu i o każdej dobie, gdziem z tobą płakał, gdziem z tobą się

bawił, zawsze i wszędzie będę ja przy tobie, bom wszędzie cząstkę mej duszy

zostawił...”

Dokończyła szeptem. Usta jej drżały, oczy zaszły łzami. Przez chwilę mięła

kartkę w palcach, potem z wolna odwróciła głowę i kartka upadła na ziemię...

Wokulski przykląkł, ażeby podnieść papier. Wtem dotknął sukni panny Izabeli i

już nie wiedząc, co robi, schwycił ją za rękę.

- Obudzisz się, ty moja królewno... - rzekł.

- Nie wiem... może... - odpowiedziała.

- Hop!... hop!... - zawołał z dołu Starski. - A chodźcie już, państwo, bo obiad

wystygnie...

Panna Izabela obtarła oczy i prędko opuściła ruinę. Za nią wyszedł Wokulski.

- Cóżeście państwo tak długo robili? - pytał ze śmiechem Starski podając rękę

pannie Izabeli, która przyjęła ją pośpiesznie.

422

- Słyszeliśmy nadzwyczajną historię!... - odpowiedziała panna Izabela. -

Doprawdy, nigdy nie myślałam, że w tym kraju mogą istnieć podobne legendy i

że mogą je w tak zajmujący sposób opowiadać ludzie prości... Cóż nam dasz na

obiad, kuzynie? Ach, ten chłopak jest niezrównany!... Poproście go, ażeby ją

wam powtórzył...

Wokulskiego nie raziło już to, że panna Izabela idzie ze Starskim pod rękę, że

opiera się na nim, a nawet, że go kokietuje. Wzruszenie, którego był świadkiem,

i jedno nic nie znaczące jej słówko rozproszyło wszystkie jego obawy. Ogarnęło

go spokojne zamyślenie, w którym nie tylko Starski, ale całe towarzystwo

zniknęło mu sprzed oczu.

Pamiętał, że wszedł na górę pod dęby, że coś jadł z wielkim apetytem, że był

wesoły, rozmowny i nawet umizgał się do panny Felicji. Ale o czym mówili?...

co on im sam odpowiadał, nie wiedział...

Zachodziło słońce, a na niebie pokazały się chmury, kiedy Starski kazał służbie

sprzątnąć naczynia, kosze i dywan, a paniom zaproponował powrót.

Siedli do breku w tym samym porządku co pierwej. Otuliwszy Ewelinę szalami

baron pochylił się do Wokulskiego i szepnął z uśmiechem:

- Jeżeli jeszcze jeden dzień będziesz pan w takim humorze jak dzisiaj,

pozawracasz głowy wszystkim paniom.

- Ach, tak!... - odparł Wokulski wzruszając ramionami. Usiadł na końcu breka,

naprzeciw panny Felicji. Ochocki umieścił się przy furmanie i ruszyli.

Niebo chmurzyło się, ciemność zapadała coraz szybciej. Na breku pomimo to

było bardzo wesoło, dzięki kłótni pani Wąsowskiej z Ochockim, który

zapomniał o swych latawcach i przełożywszy nogi przez poręcz kozła, odwrócił

się do towarzystwa. Nagle, chcąc zapalić papierosa, potarł zapałkę i oświetlił

cały brek, najlepiej zaś Starskiego.

W tej chwili Wokulski gwałtownie cofnął się; coś mignęło mu przed oczyma.

„Głupstwo!... - pomyślał - piłem za wiele...'

Pani Wąsowska parsknęła króciutkim śmiechem, lecz wnet opanowała się i

zaczęła mówić:

- Cóż to za oryginalny sposób siedzenia, panie Ochocki!... Fe, jutro musi pan

klęczeć!... Ach, niegodziwiec, ależ on niedługo postawi komu nogi na

kolanach... Odwróćże się pan natychmiast, bo każę furmanowi, ażeby pana

zostawił na drodze...

Wokulskiemu zimny pot wystąpił na czoło; ale wzruszył ramionami i myślał:

„Przywidzenia... przywidzenia!... Co za głupstwo...”

I nadludzkim wysiłkiem woli odegnał w końcu przywidzenia. Znowu odzyskał

humor í bardzo wesoło począł rozmawiać z panią Wąsowską.

Gdy zaś wrócili do Zasławka późno w nocy, spał jak zabity i nawet śniło mu się

coś zabawnego.

Nazajutrz, gdy przed śniadaniem wyszedł Wokulski na spacer, pierwszą osobą,

którą spotkał na dziedzińcu, była pokojówka panny Izabeli; niosła kilka sukien,

a za nią chłopak dźwigał kufer.

423

„Cóż to jest?... - pomyślał. - Dziś niedziela, więc chyba nie wyjedzie... Nie

może wyjechać w niedzielę... zresztą wspomniałaby mi coś o tym ona lub

prezesowa...”

Poszedł nad staw, obleciał park wokoło, jakby chcąc zgubić w drodze złe

przeczucia. Na próżno. Uczepiła go się myśl, że panna Izabela może wyjechać.

Tłumił ją i przytłumił o tyle, że już nie rysowała mu się jasno, tylko gdzieś na

dnie serca drażniła go nieznacznie.

Przy śniadaniu zdawało mu się, że prezesowa przywitała go czulej niż zwykle,

że wszyscy zachowują się uroczyściej, że panna Felicja wpatruje się w niego

uporczywie i jakby z wyrzutem. Po śniadaniu znowu przywidziało mu się, że

prezesowa dała jakiś znak pani Wąsowskiej.

„Oczywiście jestem chory” - myślał

Wnet jednak ozdrowiał, gdy panna Izabela oświadczyła, że chce przejść się po

parku.

- Ma kto z państwa ochotę iść ze mną? - spytała. Wokulski zerwał się z krzesła,

inni siedzieli. Więc znalazł się sam z panną Izabelą w ogrodzie i znowu

powrócił mu ten spokój, jaki miał zawsze w jej obecności.

W połowie alei odezwała się panna Izabela:

- Bardzo mi żal będzie Zasławka... „Żal?...” - pomyślał Wokulski, a ona prędko

mówiła dalej:

- Muszę już jechać. Ciocia pisała jeszcze we środę, ażeby wracać, ale prezesowa

nie pokazała mi listu, zatrzymała mnie. Dopiero kiedy wczoraj przybył umyślny

posłaniec...

- Jedzie pani jutro? - spytał Wokulski.

- Dziś po drugim śniadaniu... - odpowiedziała spuszczając głowę.

- Dziś!... - powtórzył.

Właśnie przechodzili mimo sztachet, za którymi na dziedzińcu folwarcznym stał

powóz, ten sam, którym przyjechała panna Izabela. Nawet około dyszla furman

układał zaprzęgi. Ale na Wokulskim ani wiadomość, ani przygotowania do

wyjazdu nie zrobiły tym razem wrażenia.

„No cóż - myślał - kto przyjechał, musi odjechać... Rzecz całkiem naturalna...”

Nawet dziwił go ten spokój.

Przeszli jeszcze kilkanaście kroków pod zwieszającymi się gałęźmi i nagle -

opanowała go straszna rozpacz. zdawało mu się, że gdyby w tej chwili zajechał

powóz po pannę Izabelę, on rzuciłby się pod koła i nie pozwoliłby jej jechać.

Niechby go roztratowali i niechby już raz przestał cierpieć.

Wnet jednak przyszła nowa fala spokoju i Wokulski znowu dziwił się, skąd mu

się biorą takie żakowskie myśli. Przecież panna Izabela ma prawo jechać, kiedy

chce, gdzie chce i z kim jej się podoba...

- Długo pani jeszcze zabawi na wsi? - spytał.

- Najwyżej miesiąc.

- Miesiąc!... - powtórzył. - Czy przynajmniej wolno mi będzie po tym miesiącu

odwiedzać państwa?...

424

- O tak, bardzo prosimy... - odparła. - Mój ojciec jest wielkim przyjacielem

pana.

- A pani?

Zarumieniła się i milczała.

- Nie odpowiada pani... - rzekł Wokulski. - Nie domyśla się pani nawet, jak jest

mi drogie każde jej słowo, których tak mało słyszałem... I oto dziś odjeżdża pani

nie zostawiając mi nawet cienia nadziei...

- Może czas to zrobi - szepnęła.

- Bodajby zrobił! - W każdym razie coś pani powiem. Widzi pani, w życiu

można spotkać ludzi weselszych ode mnie, eleganckich, z tytułami, nawet z

majątkiem większym niż mój... Ale przywiązania jak moje - chyba pani nie

znajdzie. Bo jeżeli miłość mierzy się wielkością cierpień, takiej jak moja może

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название