Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- Albo - ciągnęła baronowa - pan Wokulski usunie ze swego domu te brudy i
niemoralność...
- Niemoralność? - spytałem.
- Tak, panie - potwierdziła baronowa kiwając głową. - Te praczki, które przez
cały dzień śpiewają jakieś wstrętne piosenki na dole, a wieczorem śmieją się nad
moją głową u tych... studentów... Ci zbrodniarze, którzy na mnie rzucają z góry
papierosy albo leją wodę...Ta nareszcie pani Stawska, o której nie wiem, czym
jest: wdową czy rozwódką, ani z czego się utrzymuje... Ta pani bałamuci mężów
żonom cnotliwym, a tak strasznie nieszczęśliwym...
Zaczęła mrugać oczyma i rozpłakała się.
- Okropność!... - mówiła łkając. - Być przykutą do tak wstrętnego domu przez
pamięć dla dziecka, której nic już nie wydrze z serca. Wszakże ona biegała po
tych wszystkich pokojach... Ona bawiła się tam, od podwórza... I wyglądała
oknem, przez które mnie, matce-sierocie, wyjrzeć dzisiaj nie wolno... Chcą mnie
wypędzić stąd... wszyscy chcą mnie wypędzić... wszystkim zawadzam... A
przecież ja stąd nie mogę wyprowadzić się, bo każda deska tej podłogi nosi
ślady jej nóżek...w każdej ścianie uwiązł jej śmiech albo płacz...
Upadła na kanapę i zaniosła się od łkania.
- Ach! - płakała - ludzie są okrutniejsi od zwierząt... Chcą mnie wygnać stąd,
gdzie moja dziecina wydała ostatnie tchnienie... Jej łóżeczko i wszystkie
zabawki leżą na swoich miejscach... Sama ścieram kurze w jej pokoju, ażeby nie
poruszyć najmniejszego sprzętu... Każdy cal podłogi wydeptałam kolanami,
wycałowałam ślady mojej dzieciny, a oni mnie chcą wygnać!... Wygnajcież stąd
pierwej mój ból, moją tęsknotę, moją rozpacz...
307
Zasłoniła twarz i szlochała rozdzierającym głosem. Spostrzegłem, że rządcy nos
czerwienieje, a i ja sam uczułem łzy pod powiekami.
Rozpacz baronowej po zmarłym dziecku tak mnie rozbroiła, że nie miałem
odwagi mówić z nią o podwyższeniu komornego. Płacz zaś jej tak znowu
denerwował, że gdyby nie wzgląd na drugie piętro, wyskoczyłbym chyba
oknem.
W rezultacie chcąc za jakąkolwiek cenę utulić szlochającą kobietę, odezwałem
się z całą łagodnością:
- Proszę pani, niech się pani uspokoi... Czego pani żąda od nas?...Czym możemy
służyć?...
W głosie moim było tyle współczucia, że rządcy nos jeszcze bardziej
poczerwieniał. Pani baronowej zaś obeschło jedno oko, lecz jeszcze płakała
drugim, na znak, że nie uważa swojej akcji za skończoną, a mnie za pobitego.
- Żądam... żądam - mówiła wśród westchnień - żądam, aby mnie nie wypędzano
z miejsca, gdzie umarło moje dziecko... i gdzie wszystko mi je przypomina. Nie
mogę, no... nie mogę oderwać się od jej pokoju... nie mogę ruszyć jej sprzętów i
zabawek... Podłością jest w taki sposób wyzyskiwać niedolę.
- Któż ją wyzyskuje? - spytałem. - Wszyscy, począwszy od gospodarza, który
każe mi płacić siedemset rubli...
- A, wybacz, pani baronowa - zawołał rządca. - Siedem pysznych pokoi, dwie
kuchnie jak salony, dwie schówki... Niech pani komu odstąpi ze trzy pokoje:
przecież są dwa frontowe wejścia.
- Nic nikomu nie odstąpię - odparła stanowczo - gdyż jestem pewna, że mój
zbłąkany mąż lada dzień opamięta się i powróci...
- W takim razie trzeba płacić siedemset rubli...
- Jeżeli nie więcej... - szepnąłem. Pani baronowa spojrzała tak, jakby chciała
mnie spalić wzrokiem i utopić we łzach. Oj! co to za setna kobietka... Aż mi
zimno, kiedy o niej pomyślę.
- Mniejsza o komorne - rzekła.
- Bardzo rozsądnie! - pochwalił ją Wirski kłaniając się.
- Mniejsza o pretensje gospodarza... Ale przecież nie mogę płacić siedmiuset
rubli za lokal w podobnym domu...
- Czego pani baronowa chce od domu? - spytałem.
- Ten dom jest hańbą uczciwych ludzi - zawołała gestykulując rękoma. - Więc
nie od siebie, ale w imieniu moralności proszę...
- O co?
- O usunięcie tych studentów, którzy mieszkają nade mną, nie pozwalają mi
wyjrzeć oknem na podwórze i demoralizują wszystkie...
Nagle zerwała się z kanapy.
- O! słyszy pan? - rzekła wskazując na drzwi, które prowadziły do pokoju od
strony dziedzińca.
Istotnie, usłyszałem głos ekscentrycznego brunecika, który z trzeciego piętra
wołał:
308
- Marysiu!... Marysiu, chodź do nas...
- Marysiu! - krzyknęła baronowa.
- Przecież jestem... Czego pani chce? - odparła nieco zarumieniona służąca.
- Ani mi się rusz z domu!... Oto ma pan... - mówiła baronowa-tak jest po całych
dniach. A wieczorem chodzą do nich praczki... Panie! - zawołała składając
pobożnie ręce - wygnajcie tych nihilistów, bo to źródło zepsucia i
niebezpieczeństwa dla całego domu... Oni w trupich główkach trzymają herbatę
i cukier... Oni kośćmi ludzkimi poprawiają węgle w samowarze... Oni chcą tu
kiedy przynieść całego nieboszczyka ...
Zaczęła znowu tak płakać, iż myślałem, że dostanie spazmów.
- Panowie ci - rzekłem - nie płacą komornego, więc bardzo być może...
Baronowej obeschły oczy.
- Ależ naturalnie - przerwała mi - że musicie ich wypędzić...Lecz, panie! -
zawołała - jakkolwiek są oni źli i zepsuci, to przecież gorszą od nich jest ta... ta
Stawska!...
Zdziwiłem się zobaczywszy płomień nienawiści, jaki błysnął w oczach pani
baronowej przy wymówieniu nazwy: Stawska.
- Pani Stawska tu mieszka? - spytałem mimo woli. - Ta piękna?..
- O... nowa ofiara!... - wykrzyknęła baronowa wskazując na mnie z pałającymi
oczyma zaczęła mówić głębokim głosem:
- Ależ, człowieku siwowłosy, zastanów się, co robisz?... Wszakże to kobieta,
której mąż oskarżony o zabójstwo uciekł za granicę... A z czego ona żyje?... Z
czego się tak stroi?...
- Pracuje kobiecisko jak wół - szepnął rządca.
- O... i ten!... - zawołała baronowa. - Mój mąż (jestem pewna, że to on) przysyła
jej ze wsi bukiety... Rządca tego domu kocha się w niej i bierze od niej komorne
z dołu co miesiąc...
- Ależ, pani!... - zaprotestował eks-obywatel, a jego oblicze stało się tak rumiane
jak nos.
- Nawet ten poczciwy niedołęga -Maruszewicz - ciągnęła baronowa - nawet on
po całych dniach wygląda do niej oknem...
Dramatyczny głos baronowej przeszedł znowu w szlochanie.
- I pomyśleć - jęczała - że taka kobieta ma córkę, córkę... którą wychowuje dla
piekła, a ja... O! wierzę w sprawiedliwość... wierzę w miłosierdzie boskie, ale
nie rozumiem... tak... nic nie rozumiem tych wyroków, które mnie pozbawiły; a
jej zostawiają dziecko... tej... tej... Panie! - wybuchnęła z nową siłą głosu -
możesz zostawić nawet tych nihilistów, ale ją... musisz wygnać!... Niech lokal
po niej stoi pustką...będę za niego płacić, byle ona nie miała dachu nad głową...
Ten wykrzyknik już całkiem mi się nie podobał. Dałem znak rządcy, że
wychodzimy, i kłaniając się rzekłem ozięble:
- Pozwoli pani baronowa, że w tej sprawie zadecyduje sam gospodarz, pan
Wokulski. Baronowa rozkrzyżowała ręce jak człowiek trafiony kulą w piersi.
309
- Ach!... więc tak?... - szepnęła. - Więc już i pan, i... ten, ten...Wokulski
związaliście się z nią?... Ha!... zaczekam tedy na sprawiedliwość boską...
Wyszliśmy, nie zatrzymywani dłużej; na schodach zatoczyłem się jak pijany.
- Co pan wiesz o tej pani Stawskiej? - zapytałem Wirskiego.
- Najuczciwsza kobieta - odparł. - Młode to, piękne i pracuje na cały dom... Bo
emerytura jej matki ledwie starczy na komorne...
- Ma matkę?
- Ma. Także dobra kobiecina.
- A ile płacą za lokal?
- Trzysta rubli - odpowiedział rządca. - To, panie, jakbyśmy z ołtarza
zdejmowali...
- Pójdziemy do tych pań - rzekłem.
- Z największą chęcią! - zawołał. - A co o nich plecie ta wariatka, niech pan nie