-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 154
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

spuszczonymi oczyma. Ale silny rumieniec i ślad obawy na jej twarzy upewniły

mnie, że nie jestem przyjemnym gościem.

„Poczekaj! - myślę. I wyobraziłem sobie, że na moim miejscu jest w tym pokoju

Wokulski. - Poczekaj, zaraz cię przekonam, że nie masz się nas czego lękać.”

Tymczasem pani Stawska usiadłszy na krześle była tak zmieszana, że zaczęła

coś poprawiać około sukienki swojej córeczki. Jej matka również straciła

humor, a rządca kompletnie zbaraniał. „Poczekajcie!” - myślę i przybrawszy

bardzo surowy wyraz twarzy odezwałem się:

- Panie dawno mieszkają w tym domu?

- Pięć lat... - odpowiada pani Stawska rumieniąc się jeszcze mocniej. Jej matka

aż drgnęła na fotelu.

- Ile panie płacą? - Dwadzieścia pięć rubli miesięcznie... - szepnęła młoda pani.

Jednocześnie pobladła, zaczęła skubać sukienkę i z pewnością mimo woli

rzuciła na Wirskiego takie błagalne spojrzenie, że... że gdybym był Wokulskim,

zaraz bym się o nią oświadczył...

- Jesteśmy - dodała jeszcze ciszej - jesteśmy winne panom za lipiec...

Zachmurzyłem się jak Lucyper i nabrawszy tyle tchu, ile było powietrza w

mieszkaniu, rzekłem:

- Nic panie nie są nam winne do... do października. Właśnie Stach... - to jest pan

Wokulski, pisze mi, że to istny rozbój brać trzysta rubli za trzy pokoje na tej

ulicy. Pan Wokulski nie może pozwolić na podobne zdzierstwo i kazał mi

zawiadomić panie, że ten lokal od października będzie do wynajęcia za dwieście

rubli. A jeżeli panie nie życzą sobie...

Rządca aż posunął się w tył z fotelem. Staruszka złożyła ręce, a pani Stawska

patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Oto dopiero oczy!... i jak ona nimi umie

patrzeć!... Przysięgam, że gdybym był Wokulskim, oświadczyłbym się jej na

poczekaniu. Z męża już pewnie nie ma nawet kosteczki, jeżeli nie pisał przez

dwa lata. Wreszcie, od czego są rozwody?... na co Stach ma taki majątek?...

Znowu skrzypnęły drzwi i ukazała się w nich może dwunastoletnia

dziewczynka, w pasterce na głowie i z paczką kajetów w ręce. Było to dziecko z

twarzą rumianą i pełną, lecz nie zdradzającą zbyt wielkiej inteligencji. Ukłoniła

się nam, ukłoniła się pani Stawskiej i jej matce, ucałowała w oba policzki małą

Helenkę i wyszła, oczywiście do domu. Następnie wróciła się z kuchni i

zarumieniona powyżej oczu, spytała pani Stawskiej:

- Pojutrze o której mogę przyjść?

313

- Pojutrze, kochanko... Przyjdź o czwartej - odpowiedziała pani Stawska

również zmieszana. Gdy dziewczynka ostatecznie wyszła, matka pani Stawskiej

odezwała się niezadowolonym tonem:

- I to nazywa się lekcja, Boże odpuść... Helenka pracuje z nią przynajmniej

półtorej godziny i za taką lekcję bierze czterdzieści groszy...

- Mateczko! - przerwała pani Stawska, błagalnie patrząc na nią.

(Gdybym był Wokulskim, już bym z nią wracał od ślubu. Co to za kobieta!... co

za rysy... co za gra fizjognomii... W życiu nie widziałem nic podobnego!... A

rączka, a figurka, a wzrost; a ruchy, a oczy, oczy!...)

Po chwili kłopotliwego milczenia odezwała się znowu młoda pani:

- Bardzo jesteśmy wdzięczne panu Wokulskiemu za warunki, na jakich zostawia

nam ten lokal!... Jest to chyba jedyny wypadek, ażeby gospodarz sam zniżał

komorne. Ale nie wiem, czy... wypada nam korzystać z jego uprzejmości?...

- To nie uprzejmość, pani, to uczciwość szlachetnego człowieka! -wtrącił

rządca. - Mnie pan Wokulski również zniżył komorne i przyjąłem... Ulica,

proszę pani, trzeciorzędna, ruch mały...

- Ale o lokatorów na niej łatwo - wtrąciła pani Stawska.

- Wolimy dawnych, znanych nam już ze spokojności i porządku -

odpowiedziałem.

- Ma pan słuszność - pochwaliła mnie siwowłosa dama. - Porządek w

mieszkaniu to pierwsza zasada, której przestrzegamy... Nawet jeżeli Helunia

potnie kiedy papierki i rzuci je na podłogę, zaraz zmiata je Franusia...

- Przecie ja, proszę babci, wycinam tylko koperty, bo piszę list do tatki, ażeby

już wracał - odezwała się dziewczynka.

Po obliczu pani Stawskiej przeleciał cień jakby żalu i zmęczenia.

- I nic, żadnej wiadomości? - spytał rządca.

Młoda pani z wolna potrząsnęła głową; ale jestem pewny, czy nie westchnęła,

ale tak cicho...

- Oto los młodej i niebrzydkiej kobiety! - zawołała starsza dama. - Nie panna,

nie mężatka...

- Mateczko! ...

- Nie wdowa, nie rozwódka, słowem - nie wiadomo co i nie wiadomo za co...

Ty, Helenko, mów sobie co chcesz, a ja ci powiadam, że Ludwik już nie żyje...

- Mateczko!... mateczko!...

- Tak - ciągnęła matka z uniesieniem. - My go tu wszyscy oczekujemy każdego

dnia, o każdej godzinie, ale to na nic... Albo umarł, albo zaparł się ciebie, więc

nie masz obowiązku czekać...

Obu paniom łzy nabiegły do oczu: matce z gniewu, a córce... Czyja wiem?...

Może z żalu za złamanym życiem.

Nagle przeleciała mi przez głowę myśl, którą (gdyby nie o mnie chodziło)

poczytałbym za genialną. Zresztą mniejsza o jej nazwę. Dość, że było w mojej

twarzy i całej postaci coś takiego, że gdy poprawiłem się na krześle, założyłem

314

nogę na nogę i odchrząknąłem, wszyscy wlepili we mnie spojrzenia - nawet

mała Helenka.

- Znajomość nasza - rzekłem - zbyt jest krótką, ażebym śmiał...

- Wszystko jedno! - przerwał mi pan Wirski. - Dobre usługi przyjmuje się nawet

od nieznajomych.

- Znajomość nasza - mówiłem skarciwszy go wzrokiem - jest wprawdzie

niedługa. Pozwolą panie jednak, ażebym nie tyle ja, ile pan Wokulski użył

swoich wpływów do odszukania małżonka pani...

- Aaa!... - jęknęła starsza dama w sposób, którego nie mógłbym uważać za

objaw radości.

- Mateczko! - wtrąciła pani Stawska.

- Heluniu - rzekła babcia stanowczo - idź do swojej lalki i rób jej kaftanik.

Oczko już znalazłam, idź...

Dziewczynka była trochę zdziwiona, może nawet zaciekawiona, ale ucałowała

ręce babci i matce i wyszła ze swymi drutami.

- Proszę pana - ciągnęła staruszka - jeżeli mamy mówić szczerze, to mnie nie

tyle chodzi... To jest... nie wierzę, ażeby Ludwik żył. Kto przez dwa lata nie

pisze...

- Mamo, dosyć!...

- O nie! - przerwała matka. - Jeżeli ty jeszcze nie czujesz swego położenia, to

już ja je rozumiem. Nie można żyć z taką wieczną nadzieją czy groźbą...

- Mamo droga, o moim szczęściu i obowiązkach ja tylko mam prawo...

- Nie mów mi o szczęściu - wybuchnęła matka. - Ono skończyło się w dniu,

kiedy twój mąż uciekł przed sądem, który dowiedział się o jakichś ciemnych

jego stosunkach z lichwiarką. Że był niewinny, wiem, na to gotowa byłam

przysiąc. Ale nie rozumiem ani ja, ani ty, po co on u niej bywał.

- Mamo!... przecież ci panowie są obcy... - zawołała z desperacją pani Stawska.

- Ja obcy?... - spytał rządca tonem wymówki; ale powstał z krzesełka i ukłonił

się.

- I pan nie jesteś obcy, i ten pan - rzekła staruszka wskazując na mnie. - To musi

być uczciwy człowiek...

Teraz ja ukłoniłem się.

- Więc mówię panu - ciągnęła staruszka, bystro patrząc mi w oczy - żyjemy w

ciągłej niepewności co do mego zięcia i niepewność ta zatruwa nam spokój. Ale

ja, wyznam szczerze, więcej boję się jego powrotu...

Pani Stawska zasłoniła twarz chustką i wybiegła do swego pokoju.

- Płacz sobie, płacz... - mówiła grożąc za nią rozdrażniona staruszka. - Takie łzy,

chociaż bolesne, lepsze są od tych, które co dzień wylewasz...

- Panie - zwróciła się do mnie - przyjmę wszystko, co nam Bóg zeszle, ale czuję,

że gdyby ten człowiek wrócił, zabiłby do reszty szczęście mojego dziecka.

Przysięgnę - dodała ciszej - że ona go już nie kocha, choć sama nie wie o tym,

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название