-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 154
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

słucha. Ona nienawidzi Stawskiej, nie wiem nawet za co. Chyba za to, że jest

piękna i ma córeczkę jak cherubinek...

- Gdzie mieszkają?

- W prawej oficynie, na pierwszym piętrze.

Nie pamiętam nawet, kiedy zeszliśmy ze schodów frontowych, a kiedy

minęliśmy podwórko i weszliśmy na pierwsze piętro oficyny. Tak ciągle stała

mi przed oczyma pani Stawska i Wokulski... Mój Boże! jaka by to była piękna

para; ale i cóż z tego, kiedy ona ma męża. Chociaż są to sprawy, do których

najmniej miałbym ochoty mieszać się. Mnie się wydaje tak, im wydałoby się

owak, a losowi jeszcze inaczej...

Los! los!... on dziwnie zbliża ludzi. Gdybym przed laty nie zeszedł do piwnicy

Hopfera, do Machalskiego, nie poznałbym się z Wokulskim. Gdybym jego

znowu nie wyprawił do teatru, on może nie spotkałby się panną Łęcką. Raz

mimo woli nawarzyłem mu piwa i już nie chcę powtarzać tego po raz drugi.

Niech sam Bóg radzi o swej czeladzi...

Gdy stanęliśmy pode drzwiami mieszkania pani Stawskiej, rządca uśmiechnął

się filuternie i szepnął:

- Uważa pan... naprzód dowiemy się, czy młoda jest w domu. Jest co widzieć,

panie!...

- Wiem, wiem...

Rządca nie dzwonił, ale zapukał raz i drugi. Nagle drzwi otworzyły się dość

gwałtownie i stanęła w nich gruba i niska służąca z zawiniętymi rękawami i z

mydłem na rękach, których mógłby jej pozazdrościć atleta.

- O, to pan rządca!... - zawołała. - Myślałam, że. znowu jaki tam...

- Cóż, dobijał się kto?... - spytał Wirski z akcentem oburzenia w głosie.

- Nie dobijał się nijaki - z chłopska odparła służąca - ino jeden przysłał dziś

bukiet. Mówią, że to ten Marusiewicz z przeciwka...

- Łotr! - syknął rządca.

- Mężczyzny wszystkie takie. Niech mu się co podoba, to zara będzie lazł jak

ćma w ogień.

310

- A panie obie są? - spytał Wirski.

Gruba służąca spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Pan rządca z tym panem?

- Z tym panem. To plenipotent gospodarza.

- A młody on czy stary? - badała dalej, przypatrując mi się jak sędzia śledczy.

- Widzisz przecie, że stary!... - odparł rządca.

- W średnim wieku... - wtrąciłem. (Oni, dalibóg, niedługo piętnastoletnich

chłopców zaczną nazywać starymi.)

- Są obie panie - mówiła służąca. - Tylo co do pani młodszej przyszła jedna

dziewczynka wydawać lekcje. Ale pani starsza jest w swoim pokoju.

- Phy! - mruknął rządca. - Wreszcie... powiedz pani starszej...

Weszliśmy do kuchni, gdzie stała balia pełna mydlin i dziecinnej bielizny. Na

sznurze zawieszonym w pobliżu komina suszyły się również dziecinne

spódniczki, koszule i pończoszki. (Jak to zaraz znać, że w mieszkaniu jest

dziecko!)

Spoza uchylonych drzwi usłyszeliśmy głos już starszej kobiety.

- Z rządcą?... jakiś pan?.. - mówiła niewidzialna dama. - Może to Ludwiczek, bo

akurat śnił mi się...

- Niech panowie idą - rzekła służąca otwierając drzwi do saloniku.

Salonik nieduży, koloru perłowego. Szafirowe sprzęty, pianino, w obu oknach

pełno kwiatów białych i różowych, na ścianach premia Towarzystwa Sztuk

Pięknych, na stole lampa ze szkłem w formie tulipana. Po cmentarnym salonie

pani Krzeszowskiej z meblami w ciemnych pokrowcach wydało mi się tu

weselej. Pokój wyglądał, jakby oczekiwano na gościa. Ale jego sprzęty zanadto

symetrycznie ustawione dokoła stołu świadczyły, że gość jeszcze nie przyjechał.

Po chwili z przeciwległych drzwi wyszła osoba w wieku poważnym, ubrana w

popielatą suknię. Uderzył mnie prawie biały kolor jej włosów, obok twarzy

mizernej, lecz niezbyt starej i bardzo regularnej. Rysy tej damy były mi gdzieś

znajome.

Tymczasem rządca zapiął swój poplamiony surdut na dwa guziki i ukłoniwszy

się z elegancją prawdziwego szlachcica rzekł:

- Pozwoli pani zaprezentować: pan Rzecki, plenipotent naszego gospodarza, a

mój kolega... Spojrzeliśmy sobie obaj w oczy. Wyznaję, że byłem trochę

zdziwiony naszym koleżeństwem. Wirski spostrzegł to i dodał z uśmiechem:

- Mówię: kolega, gdyż obaj widzieliśmy równie ciekawe rzeczy będąc za

granicą.

- Szanowny pan był za granicą? no proszę!... - odezwała się staruszka.

- W roku 1849 i nieco później - wtrąciłem.

- A czy szanowny pan nie zetknął się gdzie przypadkowo z Ludwikiem

Stawskim?

- Ależ, pani dobrodziejko! - zawołał Wirski śmiejąc się i kłaniając. - Pan Rzecki

był za granicą przed trzydziestu laty, a zięć pani wyjechał dopiero przed

czterema...

311

Staruszka machnęła ręką, jakby odganiając muchę.

- Prawda! - rzekła - co też ja plotę... Ale tak ciągle myślę o Ludwiczku...

Niechże: panowie raczą spocząć...

Usiedliśmy, przy czym eks-obywatel znowu ukłonił się poważnej damie, a ona

jemu.

Teraz dopiero spostrzegłem, że popielata suknia staruszki jest w wielu

miejscach pocerowana, i dziwna melancholia ogarnęła mnie na widok tych

dwojga ludzi w poplamionym surducie i w pocerowanej sukni, którzy

zachowywali się jak książęta. Nad nimi już przeszedł wszystko wyrównywający

pług czasu.

- Bo zapewne pan nie wie o naszym zmartwieniu - rzekła poważna dama

zwracając się do mnie: - Mój zięć przed czterema laty miał bardzo przykrą

sprawę, najniesłuszniej... Zamordowano tu jakąś straszną lichwiarkę... Ach,

Boże! nie ma o czym mówić... Dosyć, że ktoś z bliskich ostrzegł go, że na niego

pada posądzenie... Najniewinniej, panie...

- Rzecki - wtrącił eks-obywatel.

- Najniesprawiedliwiej, panie Rzecki... No i on... biedak, uciekł zagranicę. W

roku zeszłym znalazł się istotny morderca, ogłoszono niewinność Ludwika, ale i

cóż, kiedy on już od dwu lat nie pisał...

Tu pochyliła się do mnie z fotelu i rzekła szeptem:

- Helenka, córka moja, panie...

- Rzecki - odezwał się rządca.

- Córka moja, panie Rzecki, rujnuje się... szczerze mówię, że się rujnuje na

ogłoszenia po zagranicznych pismach, a tu nic i nic... Kobieta młoda. panie...

- Rzecki - podpowiedział Wirski:

- Kobieta młoda, panie Rzecki, niebrzydka.

- Prześliczna! - wtrącił rządca z zapałem.

- Byłam trochę do niej podobna - ciągnęła sędziwa dama wzdychając i kiwając

głową eks-obywatelowi. - Jest tedy córka moja niebrzydka i młoda, już jedno

dziecko ma i... może tęskni za innymi. Chociaż, panie Wirski, przysięgam; że

nigdy od niej o tym nie słyszałam... Cierpi i milczy, ale że cierpi, domyślam się.

Ja także miałam trzydzieści lat...

- Kto z nas ich nie miał! - ciężko westchnął rządca.

Skrzypnęły drzwi i wbiegła mała dziewczynka z drutami w ręku.

- Proszę babci! - zawołała - ja nigdy nie skończę kaftanika dla mojej lalki...

- Heluniu! - odezwała się staruszka surowo. - Ty nie ukłoniłaś się...

Dziewczynka zrobiła dwa dygi, na które ja odpowiedziałem niezręcznie, a pan

Wirski jak hrabia, i mówiła dalej, pokazując babce druty, przy których chwiał

się czarny, włóczkowy kwadracik.

- Proszę babci, nadejdzie zima i moja lalka nie będzie miała w czym wyjść na

ulicę... Proszę babci, znowu mi spadło oczko.

(Prześliczne dziecko... Boże miłosierny! dlaczego Stach nie jest jego ojcem.

Może nie szalałby tak...)

312

Babcia przepraszając nas wzięła włóczkę i druty, a w tej chwili weszła do salonu

pani Stawska... Muszę sobie przyznać, że ja na jej widok zachowałem się z

godnością; ale Wirski zupełnie stracił głowę. Zerwał się krzesła jak student,

zapiął surdut jeszcze na jeden guzik, powiem nawet: zarumienił się, i zaczął

bełkotać:

- Pozwoli pani zaprezentować sobie: pan Rzecki, plenipotent naszego

gospodarza...

- Bardzo mi przyjemnie - odpowiedziała pani Stawska kłaniając mi się ze

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название