-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 322
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 47 48 49 50 51 52 53 54 55 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Nie mogłem się z nim nie zgodzić. Nie mogłem również nie przyjąć nagrody. Czterysta kapsli, dacie wiarę? Jak dotąd wszystko układało się, aż za dobrze.

Zmęczony wróciłem do jedynki. Ochłap przywitał mnie merdającym ogonem, radosnym popiskiwaniem i ujmującymi za serce szczęknięciami. Miałem tak dobry humor, że postanowiłem wyprowadzić psa na spacer. Przez czterdzieści minut wędrowaliśmy po spowitym mrokiem Złomowie. Deszcz na szczęście nie padał.

Wracają do siebie natknęliśmy się na zataczającego od rowu do rowu Boba. Zdawał się zupełnie nieświadomy t ego w czym brał tej nocy udział, a po jego stanie można było stwierdzić, że tak czy siak znalazł sobie jakiś powód do świętowania.

Wyminąłem go zatykając nos. Do samych drzwi pokoju numer jeden rozglą dałem się za Lenore. Dopiero kilka minut po północy rozległo się charakterystyczne, dobrze mi znane pukanie do drzwi…

41

Ochłap przez pół nocy puszczał porywiste wiatry, których zapach poderwałby umarłego z grobu. Na skutek gęstniejącego w pokoju sztynku, Blaine i Lenore byli nad ranem zmuszeni wyprosić psa na korytarz. Odurzony, starając się przewietrzyć pomieszczenie otwartymi na oścież oknami, dopiero gdy słońce poczęło z wolna i nieśmiało wyłaniać się zza wschodniego horyzontu planety, Blaine zmrużył oko.

Nazajutrz, to znaczy około godziny jedenastej przed południem, ciemne chmury spowijające od kilkunastu dni Złomowo poczęły ustępować z wolna pękatym, maślanym Cumulonimbusom. Jasność zapanowała nad światem, lecz daleko jeszcze było jej do dni, kiedy Blaine przemierzał pustynię na odcinku od Krypty 13 do Krypty 15 i zastanawiał się, czy dostał udaru raz, trzy czy tysiąc razy.

Wychodząc z Noclegowni zamienił kilka słów z Marcelles. Dziewczyna zdawała się podekscytowana i nieustannie posyłała Blainowi pełne podziwu i uwielbienia spojrzenia. Nie było wątpliwości, że kiedy on spał, całe Złomowo mówiło o wydarzeniach poprzedniej nocy. Dźwięk pobrzękujących w mieszku kapsli przypominało mu, że nie był to tylko płonny sen, lecz twarda rzeczywistość.

(Chociaż równie dobrze te pełne uwielbienia spojrzenia mogły wynikać z rozmowy z opuszczającą jedynkę przed świtem Lenore. Kumplujące się baby, jak to baby, zdążyły zapewne pięciokrotnie przekazać sobie pikantne szczegóły z nocnych harców, zapasów i tego, czym Blaine zasłynął do tej pory w Złomowie).

Twarda rzeczywistość dawała jednak znać o sobie również za pośrednictwem zjawisk, które z perspektywy Blaina wcale nie były takie przyjemne jak pobrzękujący dźwięk zainkasowanej forsy.

Ochłap okazał się zdrajcą. Stojąc w drzwiach prowadzących na zewnątrz, Blaine gwizdał na niego trzy razy, ale pies uznał, że tego dnia zostanie w Noclegowni. Marcelles rozłożyła bezradnie ręce posyłając Blainowi nieco sardoniczny uśmieszek. Chłopak obiecał sobie, że jeżeli najbliższej nocy chociażby wyda mu się, że ktoś celowo zanieczyszcza powietrze, wyrzuci Ochłapa za okno i każe mu warować na zewnątrz.

A zważywszy na wydarzenia mające nastąpić dnia dzisiejszego i niedobór snu z ostatniej nocy, Blaine zamierzał spać jak kamień przynajmniej do osiągnięcia przez słońce zenitu.

Szybko jednak zapomniał o powyższych drobnostkach. Jak do tej pory plan uporządkowania ciążących nad Złomowem spraw okazywał się być niemalże perfekcyjny. Jasne, kiedy Ochłap poprukiwał rozkosznie wydzielając do atmosfery jedyne materialne resztki pragnącego pozbawić Sinthię życia najeźdźcy, Blaine miał mnóstwo czasu by przemyśleć sobie to i owo. Trochę ciążył nad nim los Neala. Gorzej jednak było z Bogu winnym Ismarckiem, którego oczy pechowo ujrzały coś, co zapewniło mu błyskawiczny bilet w jedną stronę do świata, do którego żaden z nas się nie śpieszy.

Chociaż to wszystko nie wyglądało aż tak tragicznie. Powodem, dla którego Blaine nie mógł w nocy spać - tuż obok bezceremonialnych grzmotów Ochłapa – był oczywiście fakt, że coraz częściej zdarzało mu się powodować sytuacje, w których ktoś musiał zginąć, a on skwapliwie i z dojmującym uczuciem spełnienia pociągał za spust częstując szczodrze ołowiem.

Przypuszczał, że taka była po prostu jego natura, skrzętnie deprawowana przez wywrócony do góry nogami, przewartościowany świat zewnętrzny. Wszystko zaczęło się chyba od Iana, chociaż po głębszym namyśle Blaine przyznał sam przed sobą, że problem po raz pierwszy zaistniał w Krypcie 15, kiedy po zabiciu kretoszczura śmiał się i zwijał w niepohamowanych spazmach zdając się popadać w obłęd coraz dalej i dalej.

Zupełnie jak Marcowy Zając i Zwariowany Kapelusznik w Alicji w krainie czarów, Lewisa Carrolla.

Raz jeszcze przyszło mu na myśl, że Nadzorca Jacoren musiał dokonać bardzo skrzętnej selekcji spośród potencjalnych kandydatów do opuszczenia Krypty. Zląkł się, że jego mordercze, socjopatyczne instynkty były zagrożeniem dla stabilności mieszkańców wyściełanego betonem wnętrza jednej z masywnych gór Coast Ranges.

Nieco chłodniejszy powiew wiatru wyrwał go z zamyślenia. Jarzący się nasuwającą skojarzenia z burdelem czerwienią neon o dużych, ostrych literach układających się w imię „GIZMO” migał w nieco stłumionym przez Cumulonimbusy świetle dnia.

Blaine przełknął ślinę, skrzywił się i ruszył do środka. Czas najwyższy pozamiatać do końca.

42

Wnętrze kasyna wypełniał zaduch, smród spoconych po pracy w polu ciał, gwar i zdająca się nie mieć końca kakofoniczna fala dźwięków składających się z szeleszczących kart, słów wypowiadanych przez krupierów, okrzyków radości (z rzadka) i znacznie częściej krzyków gniewu, skowytów załamania i uderzeń zwiniętymi w pięści dłońmi o blat stołów do gry, odgłos kręcących się ruletek i pomykających w ich wnętrzu kuleczek, rzucanych tu i tam kości, brzdąkających automatów, jednorękich bandytów i wszechobecnych, wydających radosne i miłe dla ucha metaliczne szczęknięcia kapselków.

Blaine chodził pomiędzy stołami i maszynami spoglądając na to wszystko z bezbrzeżną i na swój sposób niezdrową fascynacją malującą się na jego ogorzałej od słońca i pustynnego wiatru twarz. Raz po raz docierały do niego wulgarne przekleństwa, śmiechy, zimne, rzeczowe słowa nadzorujących gry pracowników kasyna i ukradkowe, acz czujne i świdrujące go do cna, próbujące rozgryźć, spojrzenia ochroniarzy Gizma.

Kasyno składało się z trzech pomieszczeń dostępnych dla wszystkich. Pierwsza, frontowa i niewielka sień oddzielała właściwą przestrzeń do uprawiania hazardu od świata zewnętrznego. Na dzień dobry, dwóch odzianych w metalowe zbroje w stylu Garla ochroniarzy-bandytów witało wchodzącego otaksowując go czujnym spojrzeniem i przypominając, że lepiej by było, gdyby broń – jakakolwiek, łącznie z pięściami – pozostała tam, gdzie niepotrzebnie nie przysporzy nikomu dodatkowych kłopotów. To mówiąc hardzi chłopcy poklepywali swoje MP9-tki zawieszone w ulokowanych na skórzanych pasach kaburach.

Bardzo podobnych do tej, którą miał przy sobie Blaine.

Kiedy już odwaga, bądź nałóg niosący potencjalnie nieograniczone perspektywy w sferze pomnażania własnej fortuny, zanosił człowieka na uginających się z podniecenia nogach dalej, właściwe kasyno uchylało przed nim swe demoniczne rozkosze.

Oczywiście Blaine po pierwszej fali fascynacji i wchłonięciu odpowiedniej dawki utrzymującej się we wnętrzu specyficznej atmosfery podniecenia i nadziei, stracił całkowicie zainteresowanie bazującymi na szczęściu rozrywkami i zaczął analizować strukturę budynku pod kątem zmasowanego taktycznego uderzenia żądnych dobrania się Gizmowi do dupy strażników Złomowa.

Perspektywa nie wyglądała za dobrze. Sień była wąska i stanowiła obudowaną trzema ścianami część pierwszego pomieszczenia do gier. Po bokach dużego pokoju znajdowały się okna, z których ufortyfikowani w środku ludzie mogliby prowadzić regularny ostrzał wszystkich, próbujących dostać się do środka. Zaś ci znajdujący się w sieni mieliby problem by dokonać szturmu do wnętrza. W ten sposób dochodziło do dość patowej sytuacji, kiedy obie strony strzelałyby do siebie jak na froncie I Wojny Światowej nie zyskując praktycznie najmniejszego skrawka terenu, ani go nie tracąc.

1 ... 47 48 49 50 51 52 53 54 55 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название