Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- Otwarte. W środku ciemno. Nic nie widać.
- Możesz wejść do środka?
- Tak – potwierdził Jack i kiedy kucając przemieszczał się w stronę pierwszego z mosiężnych stołów hazardowych, Killian rozkazał dwójce gliniarzy zająć pozycje wewnątrz sieni po bokach od pierwszych drzwi frontowych.
Potem machnął dłonią, której ułożenie palców przypominało rewolwer. Mike, Kirk i Anabelle ruszyli za Jackiem.
- Bob, Steve do drugich drzwi. Margaret, Lenna, na ich miejsce.
Kiedy chłopcy i dziewczyny układali nową konfigurację, Mike, Kirk i Anabelle byli już skryci za trzema stołami znajdującymi się w głównym pomieszczeniu. Jack tymczasem zbliżał się po omacku do trzecich drzwi. Oczy znajdujących się w środku ludzi zdążyły już przywyknąć do ciemności, lecz wciąż nie rozpoznawały prawie żadnych szczegółów.
Pierwsza grupa uderzeniowa została rozproszona. Na zewnątrz pozostał już tylko Killian, Blaine, dwie strażniczki i Ochłap. Czatujący za dwoma południowymi budynkami Lars i jego ludzie obserwowali wszystko gotowi do natarcia w każdej chwili. Szóstka pilnujących okien gliniarzy z Remingtonami nie spuszczała oka z wyznaczonych im celów.
- Dobra – rzucił Killian do znajdujących się w sieni dwóch policjantów i dwóch policjantek. – Wchodzicie do środka, a zaraz po was my…
Wtedy się zaczęło. Pełną napięcia i wyczekiwania nudę rozwiał dojmujący huk eksplozji. Coś w pomieszczeniu pierwszym wybuchło - zdawało się przy przeciwległej ścianie.
Znajdujący się w sieni Bob, Steve, Margaret i Lenna poczuli wstrząs oraz usłyszeli głęboki odgłos eksplozji. Upadli na ziemię, a kilka wyściełających dach desek i fragmentów blaszanego gontu zatrzeszczało oznajmiając, iż lada moment może zwalić im się na głowy.
Killian, Blaine, Ochłap i dwie strażniczki upadli instynktownie na ziemię zasłaniając rękami głowy. Ochłap oczywiście nie miał rąk, ale nakrył oczy uszami, skulił się w kłębek zaś ogon podwinął tak mocno pod brzuch, że z miejsca zaczął przypominać małpę.
Lars ze swoją grupą przywarli do metalowych, karbowanych ścian. Szóstka ludzi mierzących z Remingtonów w okna siłą instynktu i przerażającego wrażenia wywołanego wybuchem przerwała wcześniejszy rozkaz i straciła swoje cele z oczu (chociaż i tak nie miało to najmniejszego znaczenia, ponieważ w pomieszczeniu pierwszym nie było nikogo poza czwórką gliniarzy).
A właściwie trójką, gdyż z perspektywy biednego Jacka, który nieopatrznie stąpnął na minę przeciwpiechotną, nic już nie miało znaczenia. Ostatnie, czego doświadczył młody trzydziestolatek pragnący niegdyś zobaczyć Hub, to mechaniczne kliknięcie, kiedy spłonka miny została uaktywniona i biały, jasny, oślepiający wybuch, któremu towarzyszył grzmot jak przy uderzeniu błyskawicy, rozerwał go na strzępy. Potem nie było już nic. Nie było kasyna, nie było Złomowa, nie było akcji o kryptonimie „Koniec tłuściocha”, nie było drzwi prowadzących do drugiego pomieszczenia i nie było Jacka, który rozleciał się na kawałki, a jego ręce, nogi, palce, stopy, dłonie, przyrodzenie, korpus, jelita, kawałek płuca, uszy, głowa, tarczyca i jedno oko powędrowały we wszystkie strony świata.
Mike, Kirk i Anabelle również nie wyszli cało z opresji. Co prawda siłę uderzenia nieco zminimalizowały trzy ciężkie, mosiężne stoły do kości i pokera, ale z perspektywy znajdujących się za nimi osób, było to jeszcze gorsze w skutkach.
Stół numer jeden niesiony falą podmuchu został natychmiast wyrwany ze stalowych nitów osadzających go nieruchomo w podłożu. Przekręcił się na bok i przewrócił przesuwając naprędce w stronę stołu numer dwa. Pomiędzy nimi znajdował się Mike.
Mike nie zdążył nawet krzyknąć. Został zgnieciony na miazgę. Jego oczy wytrysnęły z oczodołów, zaś mózg przemieszany z krwią i osoczem wyciekł przez nos, uszy i usta. Ponadto przemieszczający się po nim stół starł resztę jego ciała pozostawiając za sobą długą czerwoną smugę.
Kiedy stół numer jeden uderzył o stół numer dwa, skrywający się za dwójką Kirk został z ogromną siłą i prędkością trafiony w klatkę piersiową. Krzyknął bezwolnie, lecz dobywający się z jego krtani krzyk nigdy nie dotarł do świata zewnętrznego. Pod wpływem strzaskanych żeber, mostka, zgniecionego, eksplodującego serca i poprzebijanych przez ostre kawałki kości płuc, krzyk przemienił się w coś na kształt rachitycznego sapnięcia i Kirk miękko osunął się na podłogę.
Najwięcej szczęścia miała przycupnięta za stołem numer trzy Anabelle. Siła uderzenia została zabsorbowana przez dwa pierwsze, tak więc chroniący ją obiekt zadrgał tylko. Jednak jak to zazwyczaj bywa na bitwach z udziałem broni palnej, materiałów wybuchowych i przynajmniej jednej bandyckiej, walczącej na śmierć i życie strony, spokój, to ostatnie, czego można się w takich chwilach spodziewać.
Dlatego kiedy Killian, Blaine, Ochłap, Lars i cała reszta otrząsnęli się z tego, co przed chwilą miało miejsce, zrozumieli, że ta przekształcająca się niemrawo w poranek noc nie skończy się na jednym wybuchu i trzech trupach.
Jak gdyby dla potwierdzenia malującej się w umysłach wszystkich makabry, z pomieszczenia drugiego dobiegł ich dźwięk szorującego po posadzce metalu. Gizmo świetnie zdawał sobie sprawę, że Blaine przy pierwszej nadarzającej się okazji wystawi go do wiatru. Być może właśnie to miał zobrazować sen, nawiedzający Kelly’ego pierwszej nocy po przybyciu. Wedle gróźb wielkiego wieprza, kto spróbuje wydymać w dupę Gizma, sam nie pożyje zbyt długo by się tym faktem cieszyć. Bowiem w Złomowie w dupę rucha tylko Gizmo i kiedy odziany w czarną skórę bez jednego rękawa obdartus spoza miasta pojawił się w gabinecie człowieka Jabby, Gizmo od razu wiedział, że nalot Killiana na jego kasyno to świetny pretekst, by zakończyć waśniący ich spór raz na zawsze.
- OOOOOGNIAAAAAA!!! – krzyknął ktoś z drugiego pomieszczenia, do którego wywalone eksplozją wejście zagradzał teraz tytaniczny, przewrócony w formie barykady stół do hazardu.
Kawalkada pocisków z automatycznych MP9-tek, kilku koltów 6520 i nielicznej ilości Remingtonów oraz Winchesterów poszybowała orząc powietrze pomieszczenia pierwszego. Mogąca do tej pory mówić o szczęściu Anabelle ewidentnie wyczerpała swój zapas i najadłszy się śmiertelnej dawki ołowiu, upadła na twarz uderzając nią o podłogę. Towarzyszyło temu mięsiste placnięcie.
- Wycofać się, wycofać! – krzyczał Killian.
Leżący i czołgający się po ziemi ludzie warujący do tej pory pod kasynem, nie mieli większych problemów by przemieścić się - trzymając poziomu gruntu - w stronę Larsa i jego grupy. Najlepiej radził sobie oczywiście Ochłap, który przypominał teraz psiego komandosa wytresowanego w działaniach dywersyfikacyjnych.
Gorzej miała się sprawa z Bobem, Steve’m, Margaret i Lenną. Zbóje Gizma waliły nie licząc się z kosztami amunicji. Cienka w wewnętrznych pomieszczeniach kasyna blacha tworząca ściany nie była żadną osłoną przed rozpędzonymi pociskami i kiedy Killian zakomenderował rozkaz odwrotu, Bob i Steve już nie żyli, a Margaret sparaliżowana strachem kuliła się w kącie. Wszystko, czego potrzebowała to jeden krok, obrót i znalazłaby się poza frontowymi drzwiami. Jednak ten jeden krok był dla niej wszystkim, czego nie mogła zrobić. Wystrzelony na oślep dziesięcio milimetrowy nabój trafił ją prosto w krtań i dziewczyna bulgocząc z ust i dziury po pocisku jednocześnie, spoglądała w okalającą ją ciemność z przerażeniem w oczach, a potem upadła zatrzymując się na ścianie i trwając tak w pozycji pół leżącej.
Lenna na własne szczęście rzuciła się do wyjścia gdy tylko usłyszała, co się dzieje. Razem z resztą grupy doczołgała się do Larsa.
Jak do tej pory zginęło siedmiu gliniarzy z trzydziesto osobowej grupy Killiana. Dwudziestu trzech wciąż żyło, a mieli jeszcze ze sobą Ochłapa. Nikt jednak nie wiedział, ilu dokładnie ochroniarzy ma Gizmo i czy przypadkiem nie ściągnął kogoś naprędce z zewnątrz. Było to mało prawdopodobne, ponieważ patrolujący okolicę Złomowa strażnicy bez cienia wątpliwości zauważyliby każdą grupę zbliżających się do miasta i donieśli o niej szeryfowi.