-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 322
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 48 49 50 51 52 53 54 55 56 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Naturalnie straty w atakujących byłyby niewspółmierne do tych poniesionych przez broniących się.

Dalej znajdowała się druga sala, we wnętrzu której stały trzy stoły. Jeden do kości i dwa do kart. Kilka automatów zwanych jednorękimi bandytami, jakieś krzesła, fotele, stołki, stoły i ławy. Niewprawiony obserwator uznałby zapewne, że są to zwyczajne elementy wystroju. Blaine jednak przyjrzał im się z bliska i przekonał się, że drewniane blaty są od wnętrza wyłożone grubą warstwą blachy. Nic tutaj nie było przypadkowe i nawet gdyby strażnikom jakimś cudem udało się wtargnąć do pierwszego pomieszczenia, zepchnąć chłopaków Gizma do drugiego, to ci mogli umocnić się tak, że nawet granaty na niewiele by się tu zdały.

Trzeci obszar, ten, gdzie najpewniej urzędował sam Gizmo, znajdował się za jedynymi zamkniętymi w tym przybytku uciech doczesnych drzwiami. Dwóch odzianych w zielonkawe jaszczurcze skóry strażników czatowało na zewnątrz nudząc się wyraźnie, lecz nie na tyle by swoje przepite twarze ćwierćinteligentów wyzuć z wrednego i groźnego wyrazu. Blaine uznał, że jego obecność i wnikliwa analiza strategicznych aspektów kasyna może wydać się podejrzana. Niepozornie, jak gdyby nigdy nic zwrócił się do jednej ze stojących przy ruletce krupierek i wypytał ją o opcje zakładu. Na koniec oświadczył, że nie ma ze sobą za wiele gotówki i musi wrócić po resztę do domu. Potem chętnie wpadnie i przepuści kilka kapsli.

Kobieta krupier przyjęła jego kłamstewka z pełnym powątpienia uśmiechem. Najpewniej w mieście takim jak Złomowo każdego dnia słyszała dziesiątki wykrętów i próśb, byle tylko przymknąć oko na aktualne braki szmalu pośród lokalnej ludności farmerów.

Wychodząc z powrotem na zewnątrz Blaine tchnięty jak za sprawą uderzającego niespodziewanie i znikąd pioruna obszedł kasyno dookoła. Starał się odwzorować rozmiar i długości pomieszczeń z zewnętrznymi metalowymi ścianami. Jeżeli nie pomylił się w obliczeniach, to wynikałoby, że najkrótsza ściana umiejscowiona od strony północnej, to ta oddzielająca prywatne kwatery Gizma od reszty miasta. Dwa oszklone okna, zakryte kratownicami z drewnianych okiennic umożliwiały dyskretne, niepostrzeżone zapuszczenie żurawia.

Pierwszy pokój to niewątpliwie sypialnia. Duże, naprawdę duże i wyglądające na mocno zapadnięte łóżko. Regał, półki i jakiś metalowy kufer, który do złudzenia przypominał te znajdujące się w magazynach Krypty 13.

Być może nawet wyglądał tak samo, a to mogło oznaczać, iż Gizmo trzyma w nim swoje małe skarby.

Zbliżając się na paluszkach, cicho niczym lis o puchatej kicie podchodzący pełen kur kurnik, Blaine zerknął przez drugie okno łypiąc tylko jednym okiem.

Błyskawicznie schował się kładąc rękę na dudniącym we wnętrzu klatki piersiowej sercu. Zupełnie jakby miało mu to w jakikolwiek sposób pomóc, albo jakby wydawany przez jego pikawę dźwięk mógł dotrzeć do uszu tej tłustej góry mięcha i cholesterolu siedzącej na wysokim, wyściełanym aksamitnymi okuciami krześle - najpewniej z dębowego drewna.

Gabinet Gizma znajdował się w północno zachodniej części budynku mieszczącego w swoim wnętrzu kasyno. Pomieszczenia tej północno-zachodniej części były jednocześnie styczne ze ścianami zewnętrznymi i stanowiły kres należącego do Gizma terytorium.

Jak na ironię, sam tłusty skurwiel ulokował się w najdalszym rogu najdalszego zakątku, tuż obok zasnutego drewnianą, perforowaną okiennicą okna. Blaine czuł zza ściany jego obecność. Czuł jak człowiek Jabba oddycha dysząc, sapiąc i świszcząc donośnie. Zdawało się, że pochrapywał zapadnięty w swoim fotelu jak wrośnięty w tron despotyczny władca.

Blaine zebrał się na odwagę i raz jeszcze zerknął do środka. Gizmo faktycznie spał, ale w pomieszczeniu był ktoś jeszcze. Czarny, wysoki i wyglądający na zadbanego i wysportowanego facet w metalowym pancerzu z trzema spiczastymi kolcami wystrzeliwującymi z lewego naramiennika. Siedział czytając magazyn o bordowej okładce z czarnym, wyglądającym na zalotnego, kotem.

Albo kocicą.

Blaine ukucnął za ścianą. Odległość oddzielająca go od Gizma wynosiła nie więcej niż pół stopy. Te pół stopy przy uchylonym okienku, które musiało chyba chłodzić wiecznie przegrzanego tłuściocha, to wszystko, czego potrzebował.

Wyciągnął wręczony mu przez Killiana dyktafon. Jeżeli stojąc za zewnątrz wyraźnie słyszał niezbyt donośne pochrapywanie Gizma, to istniała duża szansa, że kiedy tłuścioch zacznie gadać, kręcąca się i rejestrująca wszystkie dźwięki szpula nagra to, co niezbędne by raz na zawsze przyskrzynić jego dupsko i wykopać ze Złomowa.

Ale Blaine, co jeżeli ochroniarze zrobią obchód i znajdą podsłucha akurat w chwili, kiedy ty będziesz w środku? Załatwią cię i nikt już nie będzie miał wątpliwości, że odwiedzający Złomowo wędrowcy dziwnym zbiegiem okoliczności wspinają się na dach kasyna i sami z siebie spadają z niego łamiąc sobie karki.

Blaine zaczął się rozglądać za czymś, co mogłoby mu pomóc zakamuflować dyktafon. Co prawda nie widział by kiedykolwiek ktokolwiek kręcił się od tej strony kasyna. Niewiele tu już było, a chłopaki Gizma wyglądali na tak leniwych i tak pewnych siebie, że dawno już zaprzestali patrolowania okolicy skupiając się tylko na wnętrzu kasyna.

Jeżeli w ogóle kiedykolwiek to robili.

Blaine poukładał jakieś rozrzucone nieopodal szmaty, kępy suchej trawy i kilka kamyków wokół wkopanego delikatnie w ziemię urządzenia. Nie było widoczne i przy odrobinie szczęścia wszystko powinno się udać.

Raz jeszcze ruszył do kasyna.

43

Okazało się, że za brzęczący radośnie mieszek z kapslami po Nuka-Coli, można było nabyć w kasynie praktycznie wszystko. Kobieta krupier widząc zmierzającego w jej kierunku Blaine uśmiechnęła się zawieszając na chwilę wzrok na pokaźnym woreczku. Jednak Blaine wyminął ją nie zaszczycając nawet ukradkowym spojrzeniem. Jego wzrok był utkwiony na jednym z ochroniarzy warujących pod prowadzącymi do gabinetu Gizma drzwiami.

Kategoryczne „nie” w suplice o prywatną rozmowę z właścicielem padło jeden raz i chyba tylko dla zachowania formalnych pozorów. Większy – wyglądający na bardziej rozgarniętego, dominującego i władczego po tej stronie drzwi – strażnik otaksował Blaina z góry do dołu, a kiedy dotarł do trzymanego w prawej dłoni brzęczydełka, uśmiechnął się soczyście przy jednoczesnym pomniejszeniu źrenic swoich błękitnych oczu.

Przekraczając próg prywatnych kwater Gizma, Blaine był lżejszy o czterysta kapsli zarobionych na wymłóceniu najgroźniejszego gangu nastolatków w Złomowie. Mimo to czuł, że jak tylko złowi siedzącą na swoim dębowym tronie złotą rybkę, inwestycja zwróci mu się z nawiązką.

Gizmo był człowiekiem chorobliwie otyłym. Przypominał toporną górę obleczonej pulchną skórą galarety o konsystencji tłuszczu, która z każdym świszczących gdzieś w głębi oskrzeli oddechem poruszała się w absolutnie każdym możliwym kierunku. Jedynym nieruchomym obiektem składającym się na całość pochodzącego z Gwiezdnych Wojen Jabby była głowa. Zdawało się, że ciało Gizma stanowiło cokół, na którym ktoś umieścił zimne, niewrażliwe popiersie o dwóch świńskich, przeszywających na wskroś oczach.

Tłusty właściciel kasyna, znany w Złomowie pod przezwiskiem tłustego skurwiela, wpatrywał się w Blaina zza swojego antycznego, zastawionego gangsterskimi szpargałami biurka. Stylu z lat 20-stych dodawał mu sprany, wyświechtany i prześmiardnięty ostrym, kąśliwym potem garnitur. Poluźniony, zwisający z szyi krawat sprawiał wrażenie jakby Gizmo regularnie poszerzał utworzony przez przypominające smycz wiązanie okrąg. Typowa męska ozdoba bardziej już opierała się na tłustych barkach bandziora, niźli na jego opasłym karku. Blaine uznał, że bardzo niewiele dzieli Gizma od zerwania tego łańcucha raz na zawsze.

I właśnie to zamierzał zaproponować temu pachnącemu jak przedziurawiona wątroba potworowi.

Lecz niespodziewanie, nie mogąc najwyraźniej znieść przedłużającej się ciszy, a może wiedząc już o Blainie wszystko, co te kaprawe, świdrujące oczka zdążyły mu powiedzieć, to właśnie Gizmo przemówił jako pierwszy:

1 ... 48 49 50 51 52 53 54 55 56 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название