Wilk z Wall Street
Wilk z Wall Street читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Następne cztery godziny spędziliśmy w gabinecie kierownika, wciągając kokę. Specjalnie dla mnie zatańczyła taniec erotyczny i próbowała mi obciągnąć, chociaż mój mały za nic nie chciał stanąć. Ale ponieważ wiedziałem już, że Płomyczek nadaje się na matkę, spojrzałem w dół i powiedziałem:
- Zaczekaj. Sekunda przerwy.
Podniosła głowę i znowu posłała mi swój zawodowy uśmiech.
- Co się stało, kochanie?
- Nie, nic, wszystko w porządku. Chcę cię przedstawić matce. Moment. - Wyjąłem komórkę i wystukałem domowy numer rodziców, ten sam od trzydziestu pięciu lat.
Mama odebrała i zaczęła coś mówić, szybko i zatroskanym głosem, więc jej przerwałem.
- Nie, nie, posłuchaj: wszystko jest okej... Zakaz zbliżania się? No to co? Mam dwa domy. Ona weźmie jeden, ja drugi...
Dzieci? No jasne, że zostaną ze mną. Kto je lepiej wychowa? Ona? Ale nie po to dzwonię. Chciałem ci powiedzieć, że zamierzam prosić ją o rozwód... Dlaczego? Dlatego, że to podstępna suka! Poza tym poznałem już inną i jest naprawdę miła. - Zerknąłem na uśmiechniętą Jennifer i puściłem do niej oko. - Mamo, chciałbym, żebyś porozmawiała z moją przyszłą żoną. Jest piękna, miła i... Teraz? W Miami, w klubie ze striptizem... Nie, nie, nie jest striptizerką. Była, ale to już przeszłość. Zamierzam rozpuścić ją i zepsuć. - Znowu puściłem do niej oko. - Ma na imię Jennie, ale jeśli chcesz, możesz mówić do niej Płomyczku. Nie obrazi się, jest bardzo wyrozumiała. Zaczekaj, już ci ją daję.
Podałem komórkę Jennifer.
- Mama ma na imię Leah i jest bardzo miła. Wszyscy ją uwielbiają.
Jennie wzruszyła ramionami i wzięła telefon.
- Halo? Leah? Mówi Jennie. Jak się pani miewa? Ja bardzo dobrze, dzięki... Tak, nic mu nie jest... Uhm, dobrze, chwileczkę. - Zasłoniła ręką mikrofon. - Chce z tobą mówić.
Niewiarygodne! - pomyślałem. I jakie niegrzeczne! Ścięła moją przyszłą żonę jak jakąś szmatę! Chwyciłem telefon i przerwałem połączenie. Uśmiechnąłem się szeroko, rozwaliłem się na sofie i wskazałem moje lędźwie.
Jennie kiwnęła głową, pochyliła się i zaczęła mnie ssać, masować, ściskać, szarpać, ciągnąć i znowu ssać. Mimo jej wysiłków krew za nic nie chciała popłynąć tam, gdzie trzeba. Ale mój Płomyczek, moja dzielna harcereczka, moja zdeterminowana nastolatka nie zamierzała rezygnować bez serii wyrafinowanych, iście akademickich prób. W końcu, mniej więcej po kwadransie, znalazła to malutkie specjalne miejsce i zanim się spostrzegłem, stanął mi jak kij, więc przeleciałem ją bezlitośnie na taniej białej kozetce, mówiąc, że ją kocham. Ona powiedziała, że kocha mnie, i oboje zachichotaliśmy. To była naprawdę magiczna chwila, bo czyż to nie cudowne, że dwie zagubione dusze mogą tak szybko się w sobie zakochać, nawet w tych okolicznościach?
To było niesamowite. Tak, zanim doszedłem, Jennie była dla mnie wszystkim. Ale już sekundę później pragnąłem, żeby wyparowała, zniknęła. Zalała mnie wysoka na trzydzieści metrów fala bezbrzeżnego smutku, serce opadło mi do żołądka. Cały oklapłem. Myślałem o Księżnej. Brakowało mi jej.
Musiałem natychmiast z nią porozmawiać. Chciałem, by powiedziała mi, że wciąż mnie kocha, że wciąż jest moja. Uśmiechnąłem się smutno do Jennie, powiedziałem, że muszę pogadać z Dave’em i że zaraz wrócę. Wbiegłem na górę, znalazłem go i ostrzegłem, że jeśli zaraz nie wyjdziemy, popełnię samobójstwo i wpadnie w gówno po same uszy, bo miał mnie przecież pilnować, dopóki wszystko się nie uciszy. Więc wyszliśmy, nie pożegnawszy się z Płomyczkiem.
*
Jechaliśmy do jego domu w strzeżonym osiedlu Broken Sound w Boca Raton, a ja poważnie się zastanawiałem, czy nie podciąć sobie żył. Miałem kryzys; kokaina przestawała działać i spadałem w emocjonalną otchłań. Musiałem porozmawiać z Księżną. Tylko ona mogła mi pomóc.
Była druga nad ranem. Wziąłem komórkę Dave’a i wybrałem mój domowy numer. Odebrała jakaś kobieta.
- Kto to? - warknąłem.
- Donna.
O cholera. Donna Schlesinger. Ta wredna suka skakała pewnie z radości. Przyjaźniła się z Nadine od dzieciństwa i była o nią zazdrosna, odkąd tylko zrozumiała, co to znaczy.
- Daj mi moją żonę.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać.
To mnie wkurzyło.
- Nie gadaj, tylko daj ją do telefonu.
- Już ci mówiłam. Nadine nie chce...
- Donna - przerwałem jej spokojnie - to nie są żarty. Ostrzegam cię, że jeśli nie poprosisz jej do telefonu, przylecę do Nowego Jorku i wytnę ci nożem serce. A potem, tak dla zasady, zrobię to samo twojemu mężowi. - I ryknąłem: - Daj ją do telefonu!
To ją trochę zdenerwowało.
- Zaczekaj - powiedziała.
Poruszałem na boki głową, żeby się uspokoić, i spojrzałem na Dave’a.
- Tylko żartowałem. Chciałem jakoś do niej dotrzeć.
- Nie znoszę Donny tak samo jak ty - odparł - ale myślę, że na parę dni powinieneś zostawić Nadine w spokoju. Po prostu się wycofać. Rozmawiałem z Laurie. Mówi, że Nadine jest wstrząśnięta, bardzo to przeżywa.
- Co powiedziała?
- Że nie przyjmie cię z powrotem, dopóki nie pójdziesz na odwyk.
W komórce odezwał się czyjś głos.
- Jordan? Mówi Ophelia. Dobrze się czujesz?
Ophelia była porządną dziewczyną, ale nie mogłem jej ufać. Jako najstarsza przyjaciółka Księżnej na pewno chciała dla nas dobrze, mimo to... Księżna już dawno ją omotała i nastawiła przeciwko mnie. Tak, Ophelia mogła być moim wrogiem. Ale ponieważ w przeciwieństwie do Donny nie była wredna, jej głos mnie trochę uspokoił.
- Dobrze, dzięki. Dasz mi Nadine?
Ophelia westchnęła.
- Ona nie podejdzie, Jordan. Nie będzie z tobą rozmawiała, dopóki nie pójdziesz na odwyk.
- Nie muszę nigdzie chodzić - odparłem szczerze i z przekonaniem. - Muszę tylko trochę zwolnić. Powiedz jej, że zwolnię.
- Powiem, ale nie sądzę, żeby to pomogło. Przepraszam, ale muszę kończyć. - I się rozłączyła.
To dobiło mnie jeszcze bardziej. Pokonany, zwiesiłem głowę.
- Nie do wiary - wymamrotałem. - Nie do wiary...
Dave położył mi rękę na ramieniu.
- Wszystko w porządku?
- Tak - zełgałem. - Nie chcę teraz gadać. Muszę pomyśleć.
Kiwnął głową i resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu.
Kwadrans później, załamany i zrozpaczony, siedziałem na sofie w jego salonie. Zaczynałem popadać w jeszcze większy obłęd, pogrążałem się w niewyobrażalnym wprost smutku. Dave bez słowa siedział obok mnie. Obserwował i czekał. Na stoliku piętrzył się kopczyk kokainy. Na blacie stały fiolki z proszkami. Dzwoniłem do domu kilkanaście razy, ale telefony zaczął odbierać Rocco. Widać on też zwrócił się przeciwko mnie. Postanowiłem wyrzucić go, kiedy tylko to się skończy.
- Zadzwoń do Laurie na komórkę - powiedziałem. - To jedyny sposób.
Dave ze znużeniem kiwnął głową i zaczął wybierać numer. Pół minuty później podał mi słuchawkę.
- Jordan - wyszlochała Laurie, pociągając nosem - wiesz, jak bardzo was kochamy, ale proszę cię, błagam, idź na odwyk. Potrzebujesz pomocy. Inaczej umrzesz. Naprawdę tego nie widzisz? Jesteś taki mądry, a próbujesz się zabić. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla Channy i Cartera. Błagam!
Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni. Dave szedł kilka kroków za mną.
- Czy Nadine wciąż mnie kocha? - spytałem.
- Tak - odparła Laurie - bardzo, ale nie wróci do ciebie, dopóki nie zaczniesz się leczyć.
Wciągnąłem głęboko powietrze w płuca.
- Jeśli mnie kocha, niech podejdzie do telefonu.
- Nie. Kocha cię i właśnie dlatego nie podejdzie. Siedzicie w tym razem, oboje. Oboje jesteście chorzy. Ona jeszcze bardziej, bo dopuściła do tego, że tak długo to trwało. Musisz iść na odwyk, Jordan, a ona na terapię.
Nie wierzyłem własnym uszom. Nawet Laurie zwróciła się przeciwko mnie. Nigdy bym nie przypuszczał, nawet za milion lat. A walić ją! Księżnę też! Pieprzyć wszystkich na tej zasranej ziemi! Bo kogo to teraz obchodziło? Swój najlepszy okres miałem już za sobą, tak? Skończyłem trzydzieści cztery lata i przeżyłem dziesięć żyć. Więc po co to dalej ciągnąć, po jaką cholerę? Teraz mogłem już tylko staczać się w dół. Co było lepsze: umrzeć powoli i boleśnie czy szybko i w blasku chwały?