-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 216
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

A może zapłata była subtelniejsza? Może chodziło o te wszystkie prawa, które złamałem? O manipulowanie akcjami, o przeszmuglowane do Szwajcarii pieniądze? O to, że tak perfidnie wykiwałem Kenny’ego Greene’a, Pustaka, mojego wiernego wspólnika? Nie wiedziałem. Ostatnie dziesięć lat mojego życia było koszmarnie skomplikowane. Żyłem życiem, o jakim ludzie czytają tylko w książkach.

Ale było to moje życie. Moje. Tak czy inaczej ja, Jordan Belfort, Wilk z Wall Street, byłem człowiekiem szalonym i nieobliczalnym. Wielokrotnie unikając śmierci i więzienia, żyjąc jak gwiazdor rocka, pochłaniając więcej narkotyków, niż mogło pochłonąć ich bezkarnie tysiąc ćpunów, zawsze uważałem się za kuloodpornego.

Myślałem o tym wszystkim pod koniec drugiego dnia pobytu w Delray Medical Center. Mój mózg coraz bardziej się oczyszczał i miałem coraz bystrzejszy umysł. Odbiłem się od dna i znowu byłem gotów stawić czoło światu. Gotów przerobić na mielonkę tego sukinsyna Maddena, na nowo podjąć walkę z moją nemezis, agentem specjalnym Gregorym Colemanem, i za wszelką cenę odzyskać Księżnę.

*

Nazajutrz rano, zaraz po obowiązkowej porcji tabletek, wezwano mnie do pokoju z materacami, gdzie czekało dwóch lekarzy. Jeden był gruby, drugi zwyczajny, chociaż miał wyłupiaste niebieskie oczy i jabłko Adama wielkości grapefruita. Ma problemy z gruczołami - pomyślałem.

Przedstawili się jako doktor Brad i doktor Mike i natychmiast wyprosili z pokoju sanitariuszy. Już samo to było ciekawe, ale nie tak ciekawe jak pierwsze dwie minuty rozmowy, podczas których doszedłem do wniosku, że obydwaj sprawdziliby się lepiej jako komicy niż jako terapeuci. A może taką mieli metodę? W każdym razie robili dobre wrażenie. I nawet mi się spodobali. Księżna ściągnęła ich prywatnym samolotem aż z Kalifornii po tym, jak Dennis Maynard poinformował ją, że mu ze mną nie wyszło.

Tak więc nadciągnęły posiłki.

- Proszę posłuchać - mówił Gruby Brad. - Mogę zaraz wypisać pana z tej nory i za dwie godziny będzie pan w Talbot Marsh, pijąc zimną piña coladę i gapiąc się na jedną z pacjentek, młodą pielęgniarkę, którą przyłapano, kiedy wstrzykiwała sobie demerol przez fartuch. - Wzruszył ramionami. - Albo może pan posiedzieć tu jeszcze jeden dzień i poznać się lepiej z kobietą-motylem i tym matematycznym geniuszem. Ale tylko wariat chciałby zostać choć sekundę dłużej w takim miejscu. Śmierdzi tu jak...

- W sraczu - dokończył za niego Gruczoł. - To jak? Wypiszemy pana, co? Nie mam wątpliwości, że jest pan zdrowo szajbnięty i że mógłby pan przesiedzieć pod kluczem jeszcze dwa lata, ale Chryste, nie w tej norze! Zasługuje pan na porządniejsze wariatkowo.

- Właśnie - zgodził się z nim Gruby Brad. - Żarty żartami, ale na dole czeka samochód, a na lotnisku samolot. Wypiszemy pana, przelecimy się i trochę się zabawimy.

- Popieram - wtrącił Gruczoł. - Samolot jest wspaniały. Ile żona zapłaciła za nasz przelot?

- Nie wiem - odparłem - ale na pewno dużo. Księżna nie lubi się targować.

Gruczoł i Gruby Brad wybuchnęli śmiechem, zwłaszcza Gruby Brad, którego bawiło chyba wszystko.

- Księżna! Śliczne! Pańska żona jest wyjątkowo piękną kobietą i naprawdę pana kocha.

- Dlaczego nazywa ją pan Księżną? - spytał Gruczoł.

- To długa historia, ale to nie ja wymyśliłem ten przydomek, chociaż bardzo bym chciał. Po raz pierwszy użył go Brian, właściciel firmy brokerskiej, z którym często robię interesy. Przed laty, w Boże Narodzenie, na tęgim kacu wracaliśmy samolotem z St. Bart’s. Brian siedział naprzeciwko Nadine i w pewnej chwili puścił potężnego bąka. „Cholera - powiedział - chyba będzie narta”. Nadine wkurzyła się, powiedziała, że to niegrzeczne i obrzydliwe, na co odparł: „Och, bardzo przepraszam. Rozumiem, że Księżna Bay Ridge nigdy nie puściła bąka i nigdy nie musiała zmieniać swoich jedwabnych majteczek”.

- Zabawne - powiedział Gruby Brad. - Księżna Bay Ridge. Fajne.

- Zabawne jest to, co było potem. Brian myślał, że to świetny żart, i śmiał się tak histerycznie, że zgiął się wpół i nie zauważył, że Nadine zwija w rulon świąteczny numer „Town and Country”. Kiedy podniósł głowę, zerwała się z fotela i przyłożyła mu w łeb tak mocno, że padł. Dosłownie: stracił przytomność. A ona usiadła i jakby nigdy nic wróciła do lektury. Brian ocknął się dopiero wtedy, kiedy jego żona chlusnęła mu w twarz wodą. I tak Księżna została Księżną.

- Niesamowite - powiedział Gruczoł. - Wygląda jak anioł. Nigdy bym nie pomyślał, że jest zdolna do czegoś takiego.

Gruby Brad poparł go skinieniem głowy.

Przewróciłem oczami.

- O tak, nie macie nawet pojęcia. Wygląda jak anioł, ale jest silna jak byk. Wiecie, ile razy mnie pobiła? Jej ulubioną bronią jest woda. Tylko dobrze mnie zrozumcie - dodałem z uśmiechem. - Całkowicie na to zasługiwałem. Bardzo ją kocham, ale nie jestem wzorowym mężem. Mimo to uważam, że powinna mnie odwiedzić. Gdyby przyjechała, pewnie byłbym już w klinice, ale nie chcę, bo nie lubię być niczyim zakładnikiem.

- Chciała przyjechać - powiedział Gruby Brad. - Maynard jej odradził.

- Tak myślałem. Co za kutas. Kiedy to się skończy, ktoś złoży mu krótką wizytę.

Komedianci nie chcieli w to wnikać.

- Mogę coś zaproponować? - spytał Gruczoł.

- Jasne, czemu nie? Jesteście w porządku. To tamtego nienawidzę.

Gruczoł rozejrzał się konspiracyjnie i ściszył głos.

- Wypiszemy pana, polecimy do Atlanty, zamelduje się pan w klinice i od razu da nogę. Tam nie ma żadnych murów, krat czy zasieków. To luksusowe osiedle dla porąbanych lekarzy.

- Właśnie - wtrącił Gruby Brad. - Kiedy znajdzie się pan w Atlancie, Akt Bakera przestanie działać i będzie pan wolny. Wystarczy powiedzieć pilotowi, żeby zaczekał na pana na lotnisku. Jeśli nie spodoba się panu w klinice, wyjdzie pan stamtąd i już.

Roześmiałem się.

- Jesteście niesamowici. Próbujecie odwołać się do mojej złodziejskiej natury?

- Wszystko, byle tylko tam pana zawieźć. Jest pan miłym facetem i zasługuje pan na to, by żyć, a nie umrzeć po cracku, do czego na pewno dojdzie, jeśli nie przestanie pan ćpać. Proszę mi wierzyć, wiem to z doświadczenia.

- Pan też jest narkomanem po odwyku?

- Obydwaj jesteśmy narkomanami - odparł Gruczoł. - Z tym że ja nie biorę od jedenastu lat. On od trzynastu.

- Niemożliwe. Szczerze mówiąc, chciałbym to rzucić, ale po prostu nie mogę. Nie wytrzymałbym kilku dni, nie mówiąc już o trzynastu latach.

- Dałby pan radę. Może nie trzynaście lat, ale do końca dnia na pewno.

- Może do końca dnia, ale nie dłużej.

- I o to właśnie chodzi - powiedział Gruczoł. - Liczy się tylko dzień dzisiejszy. Kto wie, co przyniesie jutro? Krok po kroku, dzień po dniu: niech pan spróbuje, a wszystko będzie dobrze. Ja tak robiłem. Nie budziłem się co rano i nie mówiłem: „Boże, Mike, najważniejsze to nie pić do końca życia”. Mówiłem: „Mike, wytrzymaj bez picia dwadzieścia cztery godziny, a resztą zajmie się życie”.

Gruby Brad kiwnął głową.

- Mike dobrze gada. Wiem, co pan teraz myśli. Myśli pan, że to tylko głupi unik, coś jak chowanie głowy w piasek. - Wzruszył ramionami. - I pewnie tak jest, ale mam to gdzieś. Najważniejsze, że to działa, nic innego mnie nie obchodzi. Zwróciło mi to życie, zwróci życie i panu.

Nabrałem powietrza i powoli je wypuściłem. Podobali mi się. Obydwaj. Naprawdę mi się podobali. I naprawdę chciałem z tego wyjść. Tak bardzo, że dosłownie mogłem tego posmakować. Ale nałóg był silniejszy. Ćpali wszyscy moi znajomi. Ćpanie było moją ulubioną rozrywką. A żona... Cóż, moja żona nie przyjechała mnie nawet odwiedzić. Próbowałem popełnić samobójstwo, a ona nawet na chwilę tu nie wpadła. Mimo tych wszystkich potwornych rzeczy, które jej zrobiłem, w głębi serca wiedziałem, że nigdy jej tego nie zapomnę.

No i oczywiście był jeszcze jej punkt widzenia. Bo może, na przykład, mi nie wybaczy. Wcale bym się nie zdziwił. Była dobrą żoną, a ja odpłaciłem jej za to, wpadając w nałóg. Owszem, miałem swoje powody, ale to niczego nie zmieniało. Gdyby postanowiła zażądać rozwodu, byłaby to decyzja w pełni usprawiedliwiona. Zająłbym się nią, zawsze bym ją kochał i dopilnowałbym, żeby niczego jej nie zabrakło. Ostatecznie dała mi dwoje wspaniałych dzieci i wszystko to zorganizowała.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название