-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 217
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 80 81 82 83 84 85 86 87 88 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Wjechaliśmy na podjazd i Księżna wysiadła, zanim zdążyłem się zatrzymać. Spojrzałem na zegarek: za kwadrans ósma. Z hotelu Plaza do Pink Oak Court jedzie się zwykle około czterdziestu pięciu minut. Ja przejechałem tę trasę w siedemnaście.

Jeszcze z samochodu Nadine zadzwoniła do naszego pediatry i prognozy były koszmarne. W wieku Cartera wysoka gorączka i bezruch wskazywały na zapalenie opon rdzenia kręgowego. Rozróżniano ich dwa rodzaje: bakteryjne i wirusowe. Obydwa były śmiertelnie niebezpieczne, ale chory, który przeszedł pierwsze fazy wirusowego, miał szansę na całkowite wyzdrowienie. Natomiast w przypadku zapalenia bakteryjnego groziła mu ślepota, głuchota i niedorozwój umysłowy. Myśl ta była nie do zniesienia.

Często zastanawiałem się, jak rodzice dotkniętego tym nieszczęściem dziecka uczą się je kochać. Widywałem niedorozwinięte umysłowo maluchy bawiące się w parku. I kiedy patrzyłem, jak ich rodzice dają z siebie wszystko, by stworzyć im chociaż namiastkę normalności i szczęścia, z bólu pękało mi serce. Ich bezgraniczna miłość zawsze wzbudzała we mnie pełen szacunku podziw, bo widać było, że kochają je mimo zażenowania, jakie na pewno odczuwali, mimo poczucia winy, jakie ich dręczyło, że kochają je, chociaż musiały być dla nich potwornym ciężarem.

A ja? Czy zdołam pokochać tak Cartera? Czy stanę na wysokości zadania? Łatwo było powiedzieć, że tak, oczywiście. Ale słowa to tylko słowa. Pokochać dziecko, którego nie zdążyło się nawet poznać, do którego nie miało się okazji zbliżyć... Mogłem jedynie modlić się do Boga, żeby dał mi siłę, żeby pomógł mi stać się takim człowiekiem, człowiekiem prawdziwie dobrym, prawdziwie silnym. Nie miałem żadnych wątpliwości, że Nadine temu sprosta. Z Carterem łączyła ją niezwykła więź - ją z nim i jego z nią. Tak jak mnie z Chandler od chwili, kiedy posiadła samoświadomość. Ilekroć trzeba ją było pocieszyć, na ratunek zawsze spieszył jej tatuś.

Natomiast ledwie dwumiesięczny Carter reagował na matkę już teraz, i to reagował cudownie. Obecność Nadine uspokajała go, przynosiła mu ukojenie, sprawiała, że czuł, iż wszystko jest tak, jak trzeba. Pewnego dnia ja też się do niego zbliżę. Tak, jeśli Bóg da mi szansę, na pewno tak będzie.

Kiedy wpadłem do domu, Nadine trzymała go już w ramionach. Rocco Nocny wyprowadził z garażu range rovera i czekał przed drzwiami z włączonym silnikiem. Zanim wsiedliśmy, rozchyliłem niebieski kocyk i przytknąłem rękę do malutkiego czoła Cartera. Dosłownie płonęło. Synek wciąż oddychał, ale bardzo płytko. I się nie ruszał. Był sztywny jak deska.

Nadine i ja usiedliśmy z tyłu, Suzanne z przodu. Rocco był kiedyś detektywem, więc czerwone światła i ograniczenia prędkości nie miały dla niego żadnego znaczenia, co w tych okolicznościach tylko nam sprzyjało. Zadzwoniłem na Florydę, do doktora Greena, ale nie było go w domu. Potem zadzwoniłem do rodziców i poprosiłem ich, żeby czekali na nas w szpitalu North Shore w Manhasset, dokąd mieliśmy pięć minut jazdy bliżej niż do Jewish Hospital na Long Island. Pozostałą część drogi przejechaliśmy w milczeniu. Łzy wciąż jeszcze nie płynęły.

Wpadliśmy do budynku oddziału urazowego, Nadine przodem, z Carterem na rękach. Nasz pediatra uprzedził już personel, więc na nas czekano. Przebiegliśmy przez poczekalnię pełną tępo patrzących przed siebie ludzi i niecałą minutę później Carter leżał już na stole, gdzie błyskawicznie obmyto go czymś pachnącym jak spirytus do nacierania.

- Wygląda to na zapalenie opon rdzenia - powiedział młody lekarz o krzaczastych brwiach. - Musimy mieć państwa zgodę na nakłucie lędźwiowe. To zabieg względnie bezpieczny, ale zawsze może dojść do zakażenia czy...

- Niech pan, kurwa, nie gada, tylko zrobi to nakłucie! - warknęła Księżna.

Ani trochę nieurażony lekarz bez słowa kiwnął głową. Matka miała prawo do takiego języka.

A potem czekaliśmy. Dziesięć minut czy dwie godziny - trudno powiedzieć. Gorączka spadła do trzydziestu ośmiu stopni i Carter zaczął spazmatycznie płakać. Płakał piskliwie, przeraźliwie, nieludzko, trudno to było opisać. Zastanawiałem się, czy płacze tak dziecko, które traci zmysły, czy jest to podświadomy krzyk gniewu kogoś, kto wie, jak straszny czeka go los.

Siedzieliśmy z Nadine na jasnoniebieskich plastikowych krzesłach w poczekalni, opierając się o siebie i chwytając się nadziei. Byli z nami moi rodzice i Suzanne. Sir Max chodził tam i z powrotem, paląc papierosy mimo tabliczki z zakazem palenia na ścianie; współczułem głupcowi, który zwróciłby mu teraz uwagę. Matka siedziała obok mnie cała we łzach. Nigdy dotąd nie widziałem jej w tak koszmarnym stanie. Suzanne siedziała obok swojej córki i tym razem nie mówiła o spiskach. Dziecko z dziurą w sercu to jedno, ale dziecko, które miałoby dorastać głuche, ślepe i niedorozwinięte, to zupełnie co innego.

Rozsunęły się drzwi i do poczekalni wszedł lekarz. Był w zielonym kitlu i miał nijaki wyraz twarzy. Nadine i ja zerwaliśmy się z krzeseł.

- Bardzo mi przykro - powiedział. - Są już wyniki. Syn ma zapalenie opon rdzenia i...

- Wirusowe czy bakteryjne? - Ścisnąłem Nadine za rękę, modląc się o wirusowe.

Lekarz głęboko wciągnął powietrze w płuca i powoli je wypuścił.

- Bakteryjne - odparł ze smutkiem. - Bardzo mi przykro. Modliliśmy się o wirusowe, ale wyniki są jednoznaczne. Sprawdziliśmy trzy razy, błąd jest wykluczony. - Odetchnął jeszcze głębiej. - Zbiliśmy mu gorączkę do trzydziestu siedmiu z kreskami i wygląda na to, że przeżyje. Ale zapalenie bakteryjne powoduje poważne uszkodzenia centralnego systemu nerwowego. Jest za wcześnie, żeby stwierdzić dokładnie jakie, ale zwykle łączy się to z utratą słuchu, wzroku i... - Długo szukał odpowiednich słów. - I z utratą pewnych funkcji umysłowych. Bardzo mi przykro. Kiedy minie najostrzejsze stadium, będziemy musieli wezwać specjalistów, którzy ocenią jego stan. Na razie możemy tylko podawać mu duże dawki antybiotyków o szerokim spektrum przeciwbakteryjnym. Nie wiemy nawet, co to za bakteria, ale wygląda na to, że jest to rzadki szczep, zupełnie nietypowy dla tego rodzaju zapalenia. Zawiadomiliśmy ordynatora oddziału zakaźnego, już tu jedzie...

- Jak on to złapał? - spytałem, nie mogąc w to uwierzyć.

- Nie wiadomo - odparł lekarz. - Ale przenosimy go do izolatki na czwartym piętrze. Dopóki tego nie dojdziemy, będzie poddany kwarantannie. Poza państwem nikt nie może go odwiedzać.

Spojrzałem na Księżnę. Miała szeroko otwarte usta i zupełnie bez ruchu patrzyła w dal. A potem zemdlała.

*

W izolatce przeżyliśmy sądny dzień. Carter wierzgał, wściekle wymachiwał rączkami i przeraźliwie zawodził, a Nadine chodziła tam i z powrotem, histerycznie płacząc. Twarz miała szarą i mokrą od łez.

Podszedł do niej jeden z lekarzy.

- Próbujemy się wkłuć, ale mały ciągle się rzuca. U dwumiesięcznego dziecka trudno jest znaleźć żyłę, dlatego będziemy musieli wkłuć się do czaszki. To jedyny sposób. - Powiedział to nonszalancko, zupełnie bez współczucia.

Księżna natychmiast rzuciła się na niego z pazurami.

- Ty skurwysynu! Wiesz, kim jest mój mąż?! Wracaj tam i wkłuj się w rączkę albo zabiję cię, zanim mój mąż znajdzie kogoś, kto zrobi to za kasę!

Przerażony lekarz zamarł z rozdziawionymi ustami. Furia Księżnej Bay Ridge bywała naprawdę straszna.

- Na co, kurwa, jeszcze czekasz?! Idź!

Lekarz kiwnął głową, podbiegł do szpitalnego łóżeczka i podniósł rączkę Cartera, żeby poszukać innej żyły.

Zadzwoniła moja komórka.

- Halo? - rzuciłem tępo.

- Jordan? Mówi Barth Green. Właśnie odsłuchałem pańską wiadomość. Tak mi przykro. To na pewno zapalenie opon rdzenia?

- Tak, na pewno. Próbują podać mu antybiotyk, ale nie mogą się wkłuć, bo Carter szaleje. Wierzga, macha rączkami, krzyczy...

- Zaraz, zaraz, powoli - przerwał mi Barth. - Macha rączkami?

- Tak, przez cały czas. Odkąd spadła gorączka, nie można go uspokoić. I krzyczy, jakby diabeł go opętał...

1 ... 80 81 82 83 84 85 86 87 88 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название