Wilk z Wall Street
Wilk z Wall Street читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- Nie - odparła ze smutkiem Księżna. - Chandler jadła, on nie.
- Poci się podczas karmienia?
- Nie wiem, nie zauważyłam. Po prostu nie chce jeść.
Lekarz kiwnął głową.
- Problem polega na tym, że krew utlenowana miesza się z krwią nieutlenowaną. Kiedy mały próbuje jeść, kosztuje go to dużo wysiłku. Pocenie się to w takich przypadkach pierwsza oznaka zastoinowej niewydolności serca. Ale jest nadzieja, że nic mu nie będzie. Dziury są duże, ale wygląda na to, że się wzajemnie równoważą. Wytwarzają ciśnienie, które minimalizuje przepływ zwrotny. Gdyby nie to, miałby już pierwsze objawy. Czas pokaże. Jeśli w ciągu najbliższych dziesięciu dni nie dojdzie do niewydolności serca, wszystko powinno być dobrze.
- Jakie jest prawdopodobieństwo tego, że dojdzie? - spytałem.
Lekarz wzruszył ramionami.
- Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent.
- A jeśli dojdzie? - wtrąciła Księżna. - Co wtedy?
- Zaczniemy mu podawać środki moczopędne, żeby powstrzymać zbieranie się płynu w płucach. Są jeszcze inne sposoby, ale nie wyprzedzajmy faktów. Jeśli to nie zadziała, będziemy musieli otworzyć serce i zaszyć dziurę. - Lekarz uśmiechnął się ze współczuciem. - Przykro mi, że przynoszę złe wieści. Po prostu trzeba zaczekać i zobaczyć. Możecie państwo zabrać syna do domu, ale proszę go uważnie obserwować. Przy pierwszych oznakach pocenia się czy cięższego oddechu, a nawet tego, że nie będzie chciał jeść, proszę natychmiast do mnie zadzwonić. Tak czy inaczej za tydzień zgłosicie się państwo na wizytę...
Nie sądzę, przyjacielu - pomyślałem. Moim następnym przystankiem będzie szpital Columbia-Presbyterian i lekarz po Harvardzie.
- ...na kolejny elektrokardiogram. Mam nadzieję, że do tej pory dziura zacznie się zamykać.
Natychmiast się ożywiliśmy.
- To znaczy, że może zamknąć się sama z siebie? - spytałem, dostrzegając promyczek nadziei.
- Tak, oczywiście. Chyba zapomniałem o tym wspomnieć...
Mały drobiażdżek, co? Głupi palant!
- ...ale jeśli w ciągu pierwszych dziesięciu dni nie będzie żadnych symptomów, jest duże prawdopodobieństwo, że się zamknie. Dziecko rośnie, wraz z nim rośnie serce i dziura powoli się zmniejsza. Do piątego roku życia powinna zamknąć się całkowicie. A jeśli nawet nie, będzie tak mała, że nie stworzy to żadnych problemów. Tak więc wszystko sprowadza się do pierwszych dziesięciu dni. Jeszcze raz podkreślam: proszę uważnie go obserwować. Na państwa miejscu nie spuszczałbym go z oka.
- Niech pan się nie martwi - powiedziała z przekonaniem Księżna. - Przez cały czas będą siedziały przy nim co najmniej trzy osoby, w tym wykwalifikowana pielęgniarka.
Minęły cztery dni i Carter wciąż nie wykazywał żadnych symptomów niewydolności serca. Tymczasem ojciec i ja popytaliśmy, gdzie się dało, kto jest najlepszym pediatrą na świecie. Wszystkie odpowiedzi mówiły, że doktor Edward Golenko, sześćdziesięciopięcioletni ordynator oddziału kardiologii w szpitalu Mount Sinai na Manhattanie.
Niestety, na wizytę trzeba było czekać trzy miesiące, ale ku naszemu miłemu zaskoczeniu termin błyskawicznie przyspieszono, kiedy doktor Golenko dowiedział się, że zamierzam dokonać darowizny na rzecz dziecięcego oddziału kardiologicznego w Mount Sinai. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów zrobiło swoje i piątego dnia życia Carter leżał na kolejnym stole w otoczeniu najlepszych lekarzy i pielęgniarek, którzy po dziesięciu minutach zachwycania się jego rzęsami zajęli się wreszcie tym, co trzeba.
Księżna i ja staliśmy bez słowa z boku, podczas gdy oni, korzystając z jakiegoś bardzo skomplikowanego i czułego aparatu, zaglądali mu do serca o wiele głębiej niż za pomocą zwykłego elektrokardiografu. Nigdy dotąd nie cieszyłem się tak z tego, że jestem bogaty. Ostatecznie jeśli ktoś mógł pomóc mojemu synkowi, to tylko ci ludzie.
Po kilku minutach skomplikowanych rozmów medycznych doktor Golenko uśmiechnął się i powiedział:
- Mam dla państwa bardzo dobrą wiadomość: syn z tego wyjdzie. Dziury zaczęły się już zamykać, a ciśnienie blokuje przepływ zwrotny między...
Nie zdążył dokończyć, bo Księżna zaszarżowała na niego jak wściekły byk. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, kiedy zarzuciła mu ręce na szyję, oplotła go nogami i zasypała pocałunkami.
Golenko zaczerwienił się jak burak, spojrzał na mnie zaskoczony i powiedział:
- Dlaczego nie są takie mamy wszystkich pacjentów?
Roześmialiśmy się jeszcze głośniej. Co za cudowna chwila! Carter James Belfort wyjdzie z tego cały i zdrowy! Bóg zrobił mu w sercu drugą dziurę, żeby poskromić tę pierwszą, i według zapewnień lekarza za pięć lat obydwie powinny zniknąć.
W drodze do domu byliśmy cali w uśmiechach. Carter siedział między nami na tylnym siedzeniu.
- Dostałam takiej paranoi - powiedziała Księżna - że nie wiem, czy będę umiała traktować go tak, jak kiedyś Chandler. Channy była taka duża, taka zdrowa. W ogóle o tym nie myślałam...
Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek.
- Nie martw się, skarbie. Za parę dni wszystko wróci do normy, zobaczysz.
- Nie wiem. Boję się nawet pomyśleć, co jeszcze może nas czekać.
- Nic - odparłem. - Teraz będzie już z górki.
I aż do domu trzymałem syna za kciuki, krzyżując palce u rąk i nóg, a nawet ramiona i uda.
ROZDZIAŁ 32
Jeszcze więcej radości
Wrzesień 1995
(pięć tygodni później)
Tak - pomyślałem - to jak najbardziej stosowne. Szewc ma prawo siedzieć za biurkiem z dumną miną faceta, który chwycił świat za jaja. Wszystkie filie nareszcie złapały rytm i przewidywaliśmy, że w 1996 roku nasze dochody osiągną pięćdziesiąt milionów dolarów. Sprzedaż w domach towarowych biła wszelkie rekordy, nasza marka z każdym dniem zyskiwała coraz większą popularność i jej licencjonowanie wyprzedzało harmonogram, a sklepy firmowe tłukły pieniądze jak mennica. W sobotę i niedzielę ustawiały się do nich kolejki, a Steve stawał się powoli kimś w rodzaju celebryty, projektantem obuwia pierwszego wyboru dla całego pokolenia nastolatek.
Ale to, co mi powiedział, stosowne już nie było.
- Moim zdaniem pora wyrzucić Nudziarza. Jeśli pozbędziemy się go już teraz, będziemy mogli zgarnąć jego opcje. - Nonszalancko wzruszył ramionami. - Jeśli popracuje u nas dłużej, minie okres obowiązkowego utrzymania i będzie po ptakach.
Zdumiony pokręciłem głową. Ironia polegała na tym, że Nudziarz miał ich bardzo mało, tak mało, iż nie miało to absolutnie żadnego znaczenia dla nikogo, oprócz - co oczywiste - niego samego, bo na pewno byłby wstrząśnięty, gdyby nagle wyparowały, jak na oczach pierwszej lepszej ofiary drobnego druczku w umowie z pracodawcą.
- Nie możesz mu tego zrobić - odparłem. - Od ponad roku haruje u nas jak wół. Fakt, przyznaję, czasem jest upierdliwy, ale tak się nie robi nikomu, a zwłaszcza komuś tak lojalnemu jak on. To zwyczajne kurewstwo, Steve. Wyobraź sobie, co pomyśleliby nasi pracownicy. Takie coś psuje morale. Ludzie są dumni ze swoich opcji. Czują się współwłaścicielami firmy, nie boją się o przyszłość...
Znużony westchnąłem i dodałem:
- Chcesz wziąć kogoś innego, twoja wola, ale daj mu to, co mu się należy, i to z nawiązką. To jedyny sposób. Wszystko inne źle się na nas odbije.
- Nie rozumiem - odparł obojętnie Szewc. - Zawsze się z niego nabijasz, więc co cię, kurwa, obchodzą jego opcje?
Sfrustrowany pokręciłem głową.
- Po pierwsze, nabijam się z niego tylko po to, żeby było weselej. Żartuję ze wszystkich, łącznie z tobą. Ale lubię Nudziarza, nawet bardzo. To dobry człowiek, wierny jak pies. - Znowu przeciągle westchnąłem. - Nie przeczę, że się u nas przeżył i że może rzeczywiście pora zastąpić go kimś z doświadczeniem w branży, kimś rasowym, kto umiałby dogadać się z Wall Street. Ale nie możesz odbierać mu opcji. Przyszedł do nas, kiedy sprzedawaliśmy buty na zapleczu biura! I chociaż jest powolny, zrobił dla firmy dużo dobrego. Wyrzucisz go i przyniesiesz nam pecha.