Wilk z Wall Street
Wilk z Wall Street читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Był z nami i Nudziarz, który przynudzał przy każdej okazji. Ale teraz głos miał Pluj.
- Co to, kurwa, za fantazja zamówić botki? - Ponieważ w naszej porannej dyskusji występowało słowo na „b”, zużywał mnóstwo śliny, a ilekroć słowo to padało, Szewc kurczył się w fotelu i wzdrygał.
Teraz Pluj skierował swój gniew na mnie.
- Posłuchaj, JB, te botki...
Jezus Maria!
- ...są tak odlotowe, że nie sposób na nich stracić. Zaufaj mi. Nie przecenimy ani jednej pary.
Pokręciłem głową.
- Koniec z botkami, John. Koniec z tymi pieprzonymi botkami! I nie ma to nic wspólnego z tym, czy będziemy musieli je przeceniać, czy nie. Chodzi o to, żeby wprowadzić tu jakąś dyscyplinę. Idziemy w osiemnastu kierunkach naraz, a musimy trzymać się biznesplanu. Otwieramy trzy nowe sklepy, mamy kilkanaście stoisk w domach towarowych, niedługo zaczynamy licencjonować naszą markę. Nie szalejmy z kasą. Musimy być w pełni sił, dlatego nie, nie będzie żadnych ryzykownych wyskoków, zwłaszcza pod koniec sezonu i zwłaszcza z durnymi botkami w lamparcie cętki.
Nudziarz znowu skorzystał z okazji, żeby trochę przynudzić.
- No właśnie, dlatego sensowniej będzie przenieść magazyn na Flory...
Pluj przerwał mu, używając kilku słów na „p”, drugą pod względem zabójczości głoską po „b”.
- To jest po prostu niedorzeczne! - Splunął. - Cały ten porąbany pomysł! Nie mam czasu na te bzdury. Powiem krótko: Jak nie będziemy robili butów, wylecimy z tego zasranego interesu! - Odwrócił się, wyszedł i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi.
Zapiszczał interkom.
- Todd Garret na linii.
Przewróciłem oczami.
- Powiedz mu, że mam naradę. Oddzwonię.
- Za kogo ty mnie masz? - odparła Janet w swojej najbezczelniejszej wersji. - Powiedziałam, ale mówi, że to pilne. Musi porozmawiać z tobą już teraz, natychmiast.
Westchnąłem. Co go mogło tak przypilić? Chyba że zdobył gdzieś „cytrynki”, te prawdziwe. Podniosłem słuchawkę i przyjaznym, acz nieco poirytowanym głosem spytałem:
- Co się dzieje, Todd?
- Nie znoszę przekazywać złych nowin, ale przed chwilą wyszedł ode mnie facet nazwiskiem Coleman. Chce aresztować Carolyn.
Zmartwiałem.
- Carolyn? Za co?
- Wiesz, że twój szwajcarski bankier siedzi w pierdlu i sypie?
Poczułem, że wali się na mnie cały mój świat. Ze wszystkich sił zacisnąłem pośladki i odparłem:
- Będę za godzinę.
*
Podobnie jak jego właściciel dwupokojowe mieszkanie wyglądało ponuro i złowieszczo. Od podłogi po sufit było zupełnie czarne, bez grama innego koloru. Siedzieliśmy w saloniku, gdzie nie rosła ani jedna roślinka. Wszędzie widziałem tylko czarną skórę i chrom.
Todd siedział naprzeciwko mnie, a Carolyn chodziła nerwowo po czarnym dywanie, chwiejąc się niebezpiecznie na wysokich jak szczudła obcasach.
- Nie piśniemy ani słowa, to oczywiste, więc nie musisz się tym przejmować - powiedział Todd. Spojrzał na swoją seksbombę. - Dobrze mówię?
Carolyn nerwowo kiwnęła głową, nie przestając chodzić. To go najwyraźniej wkurzyło.
- Przestań! - warknął. - Kurwicy przez to dostaję. Jak nie usiądziesz, dam ci w pysk!
- Wal się, khetynie! - zaskrzeczała seksbomba. - Tu nie ma nic do śmiechu. Nie zapominaj, że mam dwoje dzieci. Wszystko przez ten twój duhny pistolet.
Ci maniacy gotowi byli pozabijać się nawet teraz, w dniu mojej zagłady.
- Możecie przestać? - wtrąciłem ze sztucznym uśmiechem. - Nie rozumiem, co pistolet Todda ma wspólnego z Saurelem.
- Nie słuchaj jej - mruknął Todd. - To idiotka. Chodzi o to, że Coleman dowiedział się o tej wpadce na parkingu przed centrum handlowym i namówił prokuratora, żeby wycofał się z ugody. Kilka miesięcy temu proponowali mi zawiasy, a teraz mówią, że dostanę trzy lata, chyba że pójdę na współpracę z FBI. Osobiście mam to w dupie, jak mam siedzieć, to posiedzę. Problem w tym, że mam żonę idiotkę, która postanowiła zaprzyjaźnić się z twoim bankierem, zamiast bez słowa dać mu forsę i wyjść. Ale nie, ona musiała pójść z tym kutasem na lunch, wymienić się z nim telefonami. Pewnie się z nim puściła...
- Ty psie! - syknęła seksbomba z cokolwiek niepewną miną. - Co za bezczelność! Kim ty jesteś, że piehwszy rzucasz we mnie kamieniem? Myślisz, że nie wiem, co hobiłeś z tą tancehką z Hio? - Spojrzała mi prosto w oczy. - Wierzysz temu zazdhośnikowi? Phoszę, powiedz mu, że Jean Jacques nie jest taki. To stahy bankieh, a nie podhywacz. Phawda? - Zacisnęła zęby i wytrzeszczyła swoje błyszczące niebieskie oczy.
Stary bankier? Jean Jacques? Jezu Chryste, cóż za tragiczny obrót wydarzeń! Czyżby szwajcarska seksbomba naprawdę przeleciała mojego bankiera? Czysty surrealizm! Gdyby przekazała mu pieniądze, tak jak miała, Saurel nie wiedziałby nawet, kto zacz. Ale nie, ta baba nigdy nie umiała utrzymać języka za zębami, w rezultacie czego Coleman dodał szybko dwa do dwóch i domyślił się, że aresztowanie Todda na parkingu nie miało nic wspólnego z narkotykami, że chodziło o nielegalny przerzut pieniędzy do Szwajcarii.
- Cóż - odparłem niewinnie. - Nie powiedziałbym, że Saurel jest stary, ale nie należy do tych, którzy nawiązywaliby romans z czyjąś żoną. On też jest żonaty i nigdy mi na takiego nie wyglądał.
Najwyraźniej oboje uznali to za swoje zwycięstwo.
- Widzisz, ty duhniu? - wypaliła Carolyn. - On nie jest taki. On...
- To dlaczego powiedziałaś, że jest stary, ty zakłamana zdziro? Jeśli nie masz nic do ukrycia, to po co kłamałaś? Po co...
I podczas gdy oni wydzierali sobie płuca, ja zastanawiałem się, czy w tym burdelu da się jakoś posprzątać. Nadeszła pora na desperacki krok, na telefon do mojego zaufanego księgowego Dennisa Gaito, ksywka Kucharz. Przeproszę go pokornie, że zrobiłem to za jego plecami. Bo nie, nie mówiłem mu, że mam konta w Szwajcarii. Teraz nie było wyjścia i musiałem zasięgnąć u niego rady.
- ...z czego będziemy żyli? - mówiła Carolyn. - Ten Coleman będzie obsehwował cię jak ptaszek...
Jak ptaszek? Chyba jak jastrząb. Albo orzeł.
- ...i nie sprzedasz już ani ghama phochów. Umrzemy z głodu! - Z tymi słowami przymierająca głodem Szwajcarka usiadła w czarnym skórzanym fotelu wraz ze swoim zegarkiem marki Patek Philippe za czterdzieści tysięcy dolarów i brylantowo-rubinowym naszyjnikiem za dwadzieścia pięć tysięcy, nie wspominając już o tym, że miała na sobie ciuchy warte co najmniej pięć; tysięcy oczywiście. Usiadła, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła rozpaczliwie potrząsać głową.
Co za ironia, że to właśnie ona, ta mówiąca koszmarną angielszczyzną szwajcarska seksbomba z gigantycznym biustem, wywaliła kawę na ławę, wydobywając z tego całą istotę rzeczy: wszystko sprowadzało się bowiem do tego, że musiałem kupić ich milczenie. Ale ja nie miałem nic przeciwko temu i nieśmiało podejrzewałem, że oni też nie. Ostatecznie mogli na mnie zarobić, i to dobrze. Mieli w ręku bilet do dobrobytu, bilet ważny przez wiele lat. I wiedzieli, że jeśli kiedyś zrobi się za gorąco, zawsze mogą ochłodzić się w klimatyzowanym biurze nowojorskiego oddziału FBI, gdzie z otwartymi ramionami będzie na nich czekał uśmiechnięty agent specjalny Coleman.
*
Tego wieczoru usiadłem z Kucharzem na półokrągłej sofie, żeby zagrać z nim w mało znaną grę o nazwie „Czy znajdziesz w tym dziurę”. Zasady były proste. Jeden z uczestników opowiadał bzdurną historyjkę, starając się, żeby jak najbardziej trzymała się kupy, podczas gdy drugi szukał w niej dziur. Zwycięzca musiał stworzyć całość absolutnie spójną i hermetyczną, tak by jego rywal nie mógł się do niczego przyczepić. A ponieważ Kucharz i ja umieliśmy opowiadać bajeczki naprawdę niestworzone - wysiadali przy nas najlepsi mistrzowie Jedi - było oczywiste, że jeśli jeden z nas zabije klina drugiemu, na pewno zabijemy klina agentowi Colemanowi.
Chodziło o dwie rzeczy. Po pierwsze, skąd ciocia Patricia wzięła trzy miliony dolarów na otwarcie konta? I po drugie, skoro pieniądze rzeczywiście należały do niej, dlaczego nie powiadomiono jej spadkobierców? Ciocia zostawiła dwie córki, obie już po trzydziestce. Ponieważ nie zostawiła jednak testamentu, w którym wskazałaby kogoś innego, pieniądze powinny należeć do nich.