Wilk z Wall Street
Wilk z Wall Street читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Posłałem jej diaboliczny uśmiech, na co uśmiechnęła się szeroko i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Jestem z ciebie taka dumna. Bardzo się zmieniłeś. Nawet krzyż przestaje cię boleć, prawda?
- Czasem boli mniej, ale ciągle boli. Za to z „cytrynkami” mam już z górki. I kocham cię jeszcze bardziej niż przedtem.
- Ja ciebie też - odparła z wydętymi wargami. - Wściekłam się tylko, bo Elliot i Ellen to samo zło. On ma na ciebie zły wpływ i jeśli zostanie tu dłużej... Sam wiesz. - Pocałowała mnie w usta i przytuliła się do mnie nagim brzuszkiem.
Z pięcioma litrami krwi w lędźwiach uznałem, że mówi całkiem do rzeczy.
- Zróbmy tak: jeśli przez resztę weekendu będziesz moją seksniewolnicą, zarezerwuję im pokój w hotelu. To jak? Umowa stoi?
Księżna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i potarła mnie ręką w odpowiednim miejscu.
- Dobrze, skarbie. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Wyrzuć ich stąd i będę twoja.
Kwadrans później Elliot ślinił się nad cheeseburgerem, a ja rozmawiałem przez telefon z Janet, każąc jej zarezerwować apartament w luksusowym hotelu pół godziny jazdy od nas.
I nagle, z ustami pełnymi bułki i mięsa, Elliot zerwał się z krzesła i zanurkował do basenu. Po kilku sekundach wypłynął, nabrał powietrza i pomachał do mnie ręką. Znowu pojedynek. Często tak robiliśmy: urządzaliśmy zawody z cyklu, kto przepłynie pod wodą więcej basenów. Elliot, który wychował się nad morzem i był dobrym pływakiem, miał nade mną lekką przewagę. Ale zważywszy na okoliczności, uznałem, że dam radę go pokonać. Poza tym byłem w młodości ratownikiem i też nieźle pływałem.
Obydwaj przepłynęliśmy cztery baseny: remis. Księżna podeszła do brzegu i powiedziała:
- Czy wy nigdy nie dorośniecie? Nie lubię, kiedy się tak bawicie. To głupie. Kiedyś zrobicie sobie krzywdę, zobaczysz. - I dodała: - A gdzie Elliot?
Spojrzałem na dno basenu. Zmrużyłem oczy. Co on, kurwa, robił? Leżał... na boku? Cholera jasna! Powaga sytuacji grzmotnęła mnie jak kowalski młot i bez namysłu dałem nura. Elliot wciąż leżał, ani drgnął. Chwyciłem go za włosy, szarpnąłem i zrobiwszy potężne nożyce, popłynąłem w stronę słońca. W wodzie prawie nic nie ważył. Kiedy tylko wychynąłem na powierzchnię, silnym wyrzutem rąk wypchnąłem go z basenu tak gwałtownie, że wylądował na brzegu, na betonie. Nie żył. Był martwy!
- O mój Boże! - krzyknęła przeraźliwie Nadine z twarzą we łzach. - On nie żyje! Ratuj go!
- Dzwoń po karetkę! - wrzasnąłem. - Szybko!
Przytknąłem dwa palce do jego tętnicy szyjnej. Nie miał pulsu. Chwyciłem go za rękę i sprawdziłem na nadgarstku. Też nic. Mój przyjaciel nie żyje - pomyślałem. Nie żyje.
Wtedy usłyszałem skrzekliwy pisk Ellen.
- Boże, nie! Nie zabieraj mi męża! Błagam! Ratuj go, Jordan! Ratuj! Nie pozwól mu umrzeć! Nie mogę go stracić! Mam dwoje dzieci! Nie! Nie teraz! - I zaczęła histerycznie szlochać.
Zdałem sobie sprawę, że wokół mnie stoi tłumek ludzi: Gary Deluca, Arthur i Sonny, Gwynne i Rocco, a nawet niania, która wyjąwszy Chandler z brodzika, podeszła do nas, żeby zobaczyć, co to za zamieszanie. Biegła ku nam Nadine, która zdążyła już wezwać karetkę, a w moich uszach wciąż pobrzmiewały jej słowa: Ratuj go! Ratuj go!
Chciałem zrobić mu sztuczne oddychanie, tak jak uczono mnie tego przed laty. Naprawdę chciałem, zastanawiałem się tylko, czy... warto. Nie lepiej byłoby, gdyby po prostu umarł? Dużo o mnie wie - myślałem - a prędzej czy później agent Coleman sprawdzi jego wyciągi bankowe. I kiedy tak przede mną leżał, pewnie już martwy, nie mogłem się nadziwić, że swoją śmiercią oddaje mi tak wielką przysługę. Umarli milczą. Te dwa słowa zawładnęły moim umysłem, błagając mnie, bym go nie ratował, bym pozwolił, żeby tajemnica naszych nikczemnych interesów umarła wraz z nim.
Ten człowiek był moim nemezis, moim biczem bożym: to przez niego po latach przerwy znowu zacząłem brać „cytrynki” i uzależniłem się od kokainy. To on zawalił na całego jako mój figurant, od dawna mi nie płacąc, co było równoznaczne z tym, że regularnie mnie okradał. A wszystko to przez hazard, prochy, przez problemy z urzędem skarbowym. Agent Coleman nie jest głupi - myślałem - i na pewno to wykorzysta, zwłaszcza problemy z urzędem. Zagrozi mu długoletnim więzieniem, Elliot pęknie i zacznie mnie sypać. Chryste, lepiej pozwolić mu umrzeć, bo... umarli milczą.
Jak przez mgłę słyszałem czyjeś krzyki: „Nie przestawaj! Nie przestawaj! Nie przestawaj!” - i nagle dotarło do mnie, że już go ratuję! Że robię mu sztuczne oddychanie! Podczas gdy moja świadomość rozważała wszystkie za i przeciw, górę wzięło coś nieskończenie potężniejszego, coś, co ją zagłuszyło.
Przycisnąłem usta do jego ust, wdmuchałem mu do płuc haust powietrza, podniosłem głowę i zacząłem rytmicznie uciskać mostek. Na chwilę przestałem i spojrzałem na jego twarz.
Nic. Cholera. Wciąż nie żył. Jak to możliwe? Przecież robiłem wszystko tak jak trzeba! Dlaczego nie chciał się ocknąć?
Nagle przypomniał mi się artykuł o chwycie Heimlicha, dzięki któremu uratowano kiedyś podtopione dziecko, więc przewróciłem Elliota na brzuch, objąłem go i gwałtownie ścisnąłem. Trach! Trach! Trach! - połamałem mu większość żeber. Przetoczyłem go na bok, żeby zobaczyć, czy zaczął oddychać, ale nie, nie zaczął.
To już koniec - pomyślałem. Nie żyje. Spojrzałem na Nadine i ze łzami w oczach powiedziałem:
- Nie wiem, co robić. Nie chce się ocknąć...
I wtedy Ellen znowu przeraźliwie wrzasnęła:
- Boże! Moje dzieci! O Boże! Błagam, nie przestawaj, Jordan! Nie przestawaj! Musisz go uratować!
Elliot był zupełnie siny i powoli gasły mu oczy. Odmówiłem w duchu modlitwę i wziąłem głęboki oddech. Mocno dmuchnąłem, brzuch nadął mu się jak balon i nagle poczułem na języku smak cheeseburgera. Elliot zwymiotował mi w usta. Zemdliło mnie, zacząłem się krztusić.
Kiedy wreszcie wziął płytki oddech, zanurzyłem twarz w wodzie i przepłukałem usta. Potem spojrzałem na niego i zauważyłem, że jest mniej siny. Ale nagle znowu przestał oddychać.
- Gary - rzuciłem - zastąp mnie!
Ale Gary wyciągnął przed siebie ręce i pokręcił głową.
- Wal się! - powiedział i żeby podkreślić swoje désintéressement, zrobił dwa kroki do tyłu.
Spojrzałem na Arthura i poprosiłem go o to samo, ale zareagował jak Gary. Nie miałem wyboru i musiałem zrobić najbardziej obrzydliwą rzecz, jaką tylko mogłem sobie wyobrazić. Ochlapałem Elliotowi twarz wodą, a Księżna wytarła mu usta. Potem włożyłem mu palce do buzi, wyjąłem resztki częściowo strawionego cheeseburgera i głębiej wepchnąłem język, żeby oczyścić drogi oddechowe. Znowu przytknąłem usta do jego ust i nie zwracając uwagi na zamarłych z przerażenia gapiów, zacząłem pompować w niego powietrze.
W końcu usłyszałem zawodzenie syren i kilka chwil później pochyliło się nad nami kilku sanitariuszy. W niecałe trzy sekundy zaintubowali go i podali mu tlen. Potem położyli go delikatnie na noszach, przenieśli pod cieniste drzewo i podłączyli do kroplówki.
Wskoczyłem do basenu i z trudem opanowując mdłości, wypłukałem usta. Przybiegła Księżna ze szczoteczką do zębów i pastą i wymyłem zęby tam, na miejscu, nie wychodząc z wody. Potem wygramoliłem się na brzeg i podszedłem do Elliota; przez ten czas dołączyło do nas sześciu policjantów. Sanitariusze rozpaczliwie próbowali przywrócić mu normalny rytm serca, niestety bezskutecznie. Jeden z nich wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
- Jest pan prawdziwym bohaterem. Uratował mu pan życie.
Dotarło to do mnie dopiero po chwili: byłem bohaterem! Ja! Wilk z Wall Street! Bohaterem! Jak cudownie to brzmiało. Bardzo chciałem usłyszeć to jeszcze raz.
- Przepraszam, co pan powiedział?
- Jest pan bohaterem - powtórzył z uśmiechem sanitariusz. - W najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Niewielu by się na to odważyło. Nie ma pan przeszkolenia, a zrobił pan to, co trzeba. Dobra robota. Jest pan bohaterem.
Jezu - pomyślałem. To jest absolutnie cudowne. Ale nie, muszę to usłyszeć od Nadine, od mojej Księżnej o rozkosznych udach i nowiutkich piersiach, których przez co najmniej kilka dni będę mógł dotykać, bo ja, jej mąż, jestem teraz bohaterem, a bohaterowi nie odmówi żadna kobieta.