-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 219
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 64 65 66 67 68 69 70 71 72 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Deluca poprawił ciemne okulary.

- On jest dziwny. Jakby myślał o czymś, co nie ma nic wspólnego z firmą. Jakby na coś czekał. Firma idzie na dno i facet w jego wieku powinien się trochę denerwować, a on ma to gdzieś. Ciągle za mną łazi i pieprzy mi do ucha, że powinniśmy przelewać zyski do Szwajcarii, a ja mam ochotę zerwać mu ze łba ten pieprzony tupecik, bo jakie, kurwa, zyski? - Wzruszył ramionami. - Ale prędzej czy później dowiem się, co ten kutas knuje.

Zdałem sobie sprawę, że instynkt mnie jednak nie zawiódł i że miałem co do Kaminsky’ego rację. Tak, Wilk był bardzo przebiegły i nie dopuścił tego skurwiela do swoich zagranicznych tajemnic. Mimo to, wciąż nie mając stuprocentowej pewności, że facet niczego nie zwęszył, wypuściłem próbny balon.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - powiedziałem. - On ma obsesję na punkcie Szwajcarii. Mnie też tam ciągnął. - Zmarszczyłem czoło, jakbym próbował sobie przypomnieć kiedy. - Chyba rok temu. Nawet tam poleciałem, ale okazało się, że więcej z tego kłopotów niż pożytku, więc sobie odpuściłem. Wspominał ci o tym?

- Nie, ale wiem, że ma tam sporo klientów. Nie chce o tym mówić, ale ciągle wisi na telefonie i wydzwania do Szwajcarii. Zawsze sprawdzam rachunki telefoniczne i codziennie dzwoni tam co najmniej sześć razy. - Deluca ponuro pokręcił głową. - Nie wiem, co robi, ale oby to nie było coś lewego, bo jeśli telefon jest na podsłuchu, wpadnie w gówno po same uszy.

Ja też wzruszyłem ramionami, jakbym chciał powiedzieć, że to nie mój problem, ale jeśli Kaminsky był w stałym kontakcie z Saurelem i Franksem, sprawa mogła dotyczyć i mnie, co było niepokojące.

- Mógłbyś przejrzeć jego billingi, tak z ciekawości, i sprawdzić, czy dzwoni pod te same numery. Jeśli tak, przekręć tam i zobacz, kto się odezwie. Bardzo jestem ciekaw.

- Nie ma sprawy. Jak tylko wrócimy, wsiądę do samochodu i podskoczę do biura.

- Przestań, zdążysz w poniedziałek. - Uśmiechnąłem się, by dać mu do zrozumienia, jak bardzo mi to wisi. - Zresztą przyjeżdża do mnie Elliot Lavigne i chcę mu cię przedstawić. Pomoże nam w restrukturyzacji firmy Maddena.

- Czy on nie jest trochę walnięty?

- Trochę? To kompletny pojeb! I jeden z najtęższych umysłów w branży odzieżowej, może nawet najtęższy. Trzeba go tylko dorwać w odpowiednim momencie, kiedy nie bełkocze, nie wciąga koki, nie jest na haju albo nie płaci kurewce dziesięciu patyków za to, żeby kucnęła na szklanym stoliku i zrobiła na niego kupę, podczas gdy on wali sobie konia.

*

Pierwszy raz zobaczyłem Elliota Lavigne’a przed czterema laty, na urlopie na Bahamach, gdzie wyskoczyłem z Kennym Greene’em. Pamiętam, leżałem właśnie nad basenem w Crystal Palace Hotel, kiedy Kenny przybiegł i krzyknął coś w rodzaju:

- Szybko! Musisz wpaść do kasyna i zobaczyć tego gościa. Wygrał już milion, a jest niewiele starszy od ciebie!

Chociaż podejrzewałem, że jak zwykle przesadza, wstałem z leżaka i poszedłem.

- Z czego on żyje? - spytałem po drodze.

- Trochę popytałem tych z kasyna - odparł Pustak, którego angielszczyzna nie uwzględniała słów takich jak „rozdający”, „krupier” czy „krupier-inspektor”. - Mówią, że jest szefem dużej firmy odzieżowej.

Dwie minuty później z niedowierzaniem patrzyłem na młodego „odzieżowca”. Z perspektywy czasu trudno powiedzieć, co powaliło mnie bardziej: widok przystojnego Elliota - który nie tylko obstawiał po dziesięć tysięcy na rozdanie, ale i okupował cały stolik do gry w oczko, grając za siedem osób naraz i za każdym razem ryzykując siedemdziesiąt tysięcy dolarów - czy widok jego żony Ellen, która mimo stosunkowo młodego wieku - miała nie więcej niż trzydzieści pięć lat - wyglądała jak ktoś niezwykle bogaty i niezwykle wychudzony.

Byłem zafascynowany, więc gapiłem się na tych odmieńców przez dobry kwadrans. Tworzyli dziwną parę. On, dość niski, o długich do ramion brązowych włosach, miał tak fantastyczne poczucie smaku i stylu, że nawet gdyby chodził w pieluszce i muszce, każdy dałby głowę, że to najnowsza moda.

Ona z kolei, też niska, miała szczupłą twarz, cienki nos, zapadnięte policzki, tlenione włosy, brązową skórzastą cerę, leżące zbyt blisko siebie oczy i niemal do perfekcji wychudzone ciało. Doszedłem do wniosku, że musi mieć również nieprawdopodobną osobowość, że jest kochającą i wspierającą żoną z najwyższej półki. Bo niby dlaczego taki przystojniak jak on, ktoś, kto grał w oczko z szykiem i pewnością siebie agenta 007, miałby zainteresować się kimś takim jak ona?

Trochę zbiło mnie to z tropu.

Nazajutrz wpadliśmy na siebie na basenie. Darowaliśmy sobie grzecznościowe pierdółki i od razu zaczęliśmy się wypytywać, co robimy, ile zarabiamy i jak doszliśmy do tego, do czego doszliśmy.

Okazało się, że Elliot jest prezesem Perry Ellis, jednej z największych firm odzieżowych w Garment District na Manhattanie. Ale nie był jej właścicielem; Perry Ellis należała do Salant, spółki publicznej notowanej na nowojorskiej giełdzie. Tak więc w sumie był zwykłym pracownikiem na pensji. Kiedy powiedział mi, ile zarabia, omal nie spadłem z krzesła: dostawał tylko milion rocznie plus małą premię, ledwie kilkaset tysięcy, zależnie od sprzedaży. W mojej skali były to bardzo małe pieniądze, zwłaszcza że lubił hazard i grał o tak wysokie stawki. Kurczę, przecież ilekroć zaczynał grać w oczko, rzucał na stolik swoje dwuletnie zarobki! Nie wiedziałem, czy zrobiło to na mnie wrażenie, czy wzbudziło pogardę. Wybrałem to pierwsze.

Ale wspomniał również o dodatkowym źródle dochodów, czymś w rodzaju korzyści ubocznych związanych z produkcją koszul frakowych na Dalekim Wschodzie. I chociaż nie wdawał się w szczegóły, umiałem czytać między wierszami. Po prostu podbierał kasę tamtejszym fabrykom. Ale nawet jeśli zgarniał w ten sposób trzy czy cztery miliony rocznie, był to tylko ułamek tego, co zarabiałem ja.

Przed pożegnaniem wymieniliśmy się numerami telefonów i obiecaliśmy sobie, że spotkamy się w Stanach. Temat narkotyków nie wypłynął.

Tydzień później umówiliśmy się na lunch w modnej knajpce w Garment District. Pięć minut po tym, jak usiedliśmy, Elliot sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął małą plastikową torebkę z kokainą. Zanurzył w torebce usztywniacz do kołnierzyka, jednym płynnym ruchem przytknął go do nosa i mocno pociągnął. Powtórzył to jeszcze raz, potem jeszcze raz, i jeszcze raz. Zrobił to tak szybko i wprawnie - z taką nonszalancją - że nikt nic nie zauważył.

Potem podał torebkę mnie. Podziękowałem mu, mówiąc:

- Zwariowałeś? W środku dnia?

Na co odparł:

- Zamknij się i bierz - więc powiedziałem:

- Jasne, czemu nie?

Minutę później poczułem się cudownie, a cztery minuty później koszmarnie, bo tak rozpaczliwie zatęskniłem za tabletką valium, że nie mogłem przestać zgrzytać zębami. Elliot się nade mną zlitował. Znowu sięgnął do kieszeni i wyjął dwie brązowo nakrapiane „cytrynki”.

- Masz, weź. Z przemytu, więc pewnie są z valium.

- „Cytrynki”? - spytałem z niedowierzaniem. - Teraz? W południe?

- Pewnie - warknął. - Czemu nie? Jesteś swoim własnym szefem, kto ci zabroni?

Wyjął jeszcze dwie „cytrynki” i połknął je z uśmiechem. Potem wstał i na środku restauracji zaczął robić pajacyki, żeby przyspieszyć ich działanie. Ponieważ wyglądało na to, że wie, co robi, połknąłem swoje.

Kilka minut później do sali wszedł przysadzisty mężczyzna, zwracając na siebie powszechną uwagę. Był po sześćdziesiątce i waliło od niego forsą.

- Facet jest wart pół miliarda - powiedział Elliot. - Ale zobacz tylko, co on nosi. Ohyda.

Wziął ze stolika nóż do steków, podszedł do milionera, objął go na powitanie, a potem na środku zatłoczonej restauracji obciął mu krawat. Zdjął swój - jego był wspaniały - podniósł tamtemu kołnierzyk i w niecałe pięć sekund zawiązał idealny węzeł windsorski, za co milioner wyściskał go i serdecznie mu podziękował.

Godzinę później pieprzyliśmy się z kurewkami i Elliot zapoznał mnie z moim pierwszym Blue Chipem. Chociaż po kokainie miałem kłopoty z małym, usta dziewczyny zdziałały cuda i wytrysnąłem jak gejzer. Zapłaciłem jej pięć tysięcy za fatygę, na co powiedziała, że jestem bardzo przystojny i że chociaż robi to, co robi, jeśli jestem zainteresowany, to chętnie wyjdzie za mnie za mąż.

1 ... 64 65 66 67 68 69 70 71 72 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название