-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 219
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 60 61 62 63 64 65 66 67 68 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

- Dlaczego jesteś taki zaskoczony? - spytałem cynicznie. - To zdeprawowany maniak. Odsprzedałby akcje nawet wtedy, gdyby nie musiał, ot tak, żeby zrobić nam na złość. Teraz już rozumiesz, dlaczego kazałem ci dać mu sto tysięcy papierów mniej. On wszystko opchnął, a ty jesteś cacy.

Danny ponuro kiwnął głową.

- Nie martw się - dodałem z uśmiechem. - Ile mu dotąd sprzedałeś?

- Coś około miliona.

- Dobra. Kiedy dojdziesz do miliona i pół, zgaszę mu światło i...

Zadzwonił dzwonek u drzwi. Popatrzyliśmy na siebie i zastygliśmy bez ruchu z rozdziawionymi ustami. Chwilę później na schodach zadudniły kroki, do piwnicy wszedł Walnięty Chemik i od razu zaczął przynudzać, jak to on.

- Jak tam Chandler?

Jezu Chryste - pomyślałem. Dlaczego ten kutas nie może zachowywać się jak inni dilerzy? Dlaczego nie może stać na rogu ulicy i sprzedawać prochów uczniom? Skąd u niego ta cholerna potrzeba bycia lubianym?

- Świetnie - odrzekłem z ciepłym uśmiechem, myśląc: A teraz dawaj te pieprzone „cytrynki” i zjeżdżaj. - A jak tam Marsha i dzieciaki?

- Marsha to Marsha - odparł, zgrzytając zębami jak na kokainistę przystało. - Ale u dzieci wszystko dobrze. Chciałbym otworzyć dla nich konto. Może jakiś fundusz, żeby miały potem na studia?

- Jasne, nie ma sprawy. - Tylko daj już te zasrane „cytrynki”, wstrętny grubasie! - Zadzwoń do sekretarki Danny’ego, a ona się wszystkim zajmie. Prawda, Danny?

- Absolutnie - syknął Danny z miną, która mówiła: Dawaj „cytrynki” albo poniesiesz konsekwencje!

Kwadrans później Alan dał nam wreszcie towar. Wyjąłem jedną tabletkę i dokładnie ją obejrzałem. Idealnie okrągła, troszkę większa od dziesięciocentówki, miała grubość prażynki Honey Nut Cheerio. Była czyściutka, bielutka jak śnieg i miała ten cudowny połysk, który ostrzegał, że chociaż wygląda jak aspiryna Bayera, nie ma z nią nic wspólnego, wprost przeciwnie. Na jednej stronie widniała głęboko wyżłobiona nazwa: Lemmon 714. Drugą przecinała na pół cienka linia. Tabletka miała ścięte krawędzie, co było znakiem firmowym Lemmon Pharmaceuticals.

- Najprawdziwsze z prawdziwych - powiedział Walnięty Chemik. - Ale żeby nie wiem co, możesz wziąć tylko jedną naraz. To nie „palladynki”, są o wiele silniejsze.

Zapewniłem go, że będę o tym pamiętał, i dziesięć minut później byliśmy z Dannym w drodze do raju. Połknęliśmy po jednej i przeszliśmy do siłowni wyłożonej sięgającymi sufitu lustrami i zastawionej taką ilością najnowocześniejszego sprzętu, tyloma ławami, ławeczkami, drążkami i stojakami, że zrobiłaby wrażenie nawet na Arnoldzie Schwarzeneggerze. Danny zasuwał na bieżniku; ja wspinałem się na stairmasterze tak szybko, jakby gonił mnie agent specjalny Coleman.

- „Cytrynka” najszybciej działa po dobrej rozgrzewce, co?

- Abso-kurwa-lutnie! - wykrzyknął Danny. - Wszystko zależy od metabolizmu, im szybszy, tym lepszy. - Sięgnął po porcelanową miseczkę sake. - A to jest genialne. Gorąca sake po prawdziwej „cytrynce” to jest to, prawdziwa inspiracja. Benzyna na ogień!

Wziąłem swoją miseczkę i pochyliłem się w lewo, żeby się z nim trącić. On pochylił się w prawo, ale bieżnik stał prawie dwa metry od stairmastera i nie dosięgliśmy.

- Nie zaszkodziło spróbować. - Danny zachichotał.

Zachichotałem i ja.

- Piątka za dobre chęci!

Śmiejąc się jak idioci, trąciliśmy się miseczkami na odległość i wypiliśmy.

Wtedy otworzyły się drzwi i weszła Księżna Bay Ridge w jasnozielonym rynsztunku jeździeckim. Zrobiła krok do przodu, przekrzywiła na bok głowę, założyła ręce, skrzyżowała nogi w kostkach i lekko odchyliła się do tyłu. Podejrzliwie zmrużyła oczy i spytała:

- Co wy robicie, debile?

Chryste, nieoczekiwana komplikacja.

- Myślałem, że poszłaś z Hope na konie - rzuciłem oskarżycielsko.

- Aaa... psik! - kichnęła moja ambitna amazonka, rezygnując z wyniosłej pozy. - Dostałam takiego uczulenia, że... - Tu kichnęła ponownie. - Że musiałam to odwołać.

- Sto lat, Księżno! - powiedział Danny, używając jej pieszczotliwego przezwiska.

- Jeszcze raz nazwiesz mnie Księżną i wyleję ci na łeb tę pieprzoną sake! - Nadine przeniosła wzrok na mnie. - Chodź, chcę z tobą pogadać. - Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę półokrągłej sofy stojącej po drugiej stronie piwnicy, tuż przy wejściu na kort do racquetballa, który Księżna, aspirująca również do tytułu projektantki ubrań dla przyszłych matek, przekształciła ostatnio w salon wystawowy.

Posłusznie podążyliśmy za nią i kiedy tak szliśmy, nachyliłem się do Danny’ego i szepnąłem mu do ucha:

- Czujesz coś?

- Nic - odszepnął.

- Rozmawiałam dzisiaj z Heather Gold - powiedziała Księżna. - Uważa, że to doskonały moment, żeby Chandler zaczęła jeździć konno. Dlatego chcę jej kupić kucyka. - Żeby to podkreślić, kiwnęła głową, tylko raz, za to zdecydowanie. - Akurat jednego mają. Jest śliczny i wcale nie taki drogi.

- Ile? - spytałem, siadając obok niej i zastanawiając się, jak Chandler będzie jeździła, skoro nie umie jeszcze chodzić.

- Tylko siedemdziesiąt tysięcy - odparła z uśmiechem Nadine. - Tanio, prawda?

Jeśli dasz mi się przelecieć, kiedy będę po prawdziwej „cytrynce” - pomyślałem - chętnie kupię ci kucyka, nawet takiego za siedemdziesiąt tysięcy dolarów. Ale powiedziałem tylko:

- Bardzo. Prawdziwa okazja. Nie wiedziałem, że kucyki są takie drogie. - Przewróciłem oczami.

Księżna zapewniła mnie, że są, i by ostatecznie mnie w tym utwierdzić, przysunęła się bliżej, abym mógł poczuć zapach jej perfum.

- Proszę... - szepnęła swoim najbardziej zmysłowym szeptem. - Będę twoją najlepszą przyjaciółką.

Wtedy na schodach pojawiła się Janet z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Hej! Co robicie?!

- Właź! - odkrzyknąłem. - Mamy ostrą imprezę!

Najwyraźniej nie wychwyciła mojego sarkazmu, bo już chwilę później moja żona przekabaciła ją na swoją stronę i zaczęły się zachwycać, jak ślicznie Chandler wyglądałaby na koniku, oczywiście w malutkim angielskim stroju jeździeckim, który Księżna kazałaby uszyć za Bóg wie jakie pieniądze.

Wyczuwając okazję, szepnąłem jej do ucha, że jeśli pójdzie ze mną do łazienki i odda mi się od tyłu na umywalce, chętnie pojadę jutro do stajni - oczywiście zaraz po kolejnym odcinku Wyspy Gilligana, tym o jedenastej - i kupię jej tego cholernego kucyka.

- Teraz? - spytała, na co trzy razy szybko kiwnąłem głową, a wtedy uśmiechnęła się i zgodziła. Przeprosiliśmy Janet i Danny’ego i wyszliśmy.

Bez żadnych wstępów pochyliłem ją nad umywalką, wszedłem w nią na sucho, a ona wydała wtedy takie ciche westchnienie, takie: „Och!”. Potem głośno kichnęła i zakasłała.

- Na zdrowie, skarbie. - Poruszyłem się w niej szybko dwanaście razy i wystrzeliłem jak rakieta na pełnym ciągu. Wszystko razem trwało może dziewięć sekund.

Księżna odwróciła swoją śliczną główkę i spytała:

- Już? Skończyłeś?

- Uhm - mruknąłem, pocierając palcem o palec, by sprawdzić, czy nie mrowią. - Może pójdziesz na górę i dokończysz wibratorem?

- Dlaczego tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - spytała z wciąż wypiętą do mnie pupą. - Co wy znowu kombinujecie?

- Nic. Rozmawiamy o interesach, złotko, to wszystko.

- Akurat! - warknęła. - Kłamiesz, przecież widzę! - Odepchnęła się łokciami od umywalki tak mocno, że poleciałem do tyłu i grzmotnąłem w drzwi. A ona podciągnęła bryczesy, kichnęła, spojrzała w lustro, poprawiła włosy, minęła mnie i wyszła.

Dziesięć minut później zostaliśmy z Dannym sami i wciąż byliśmy trzeźwi jak świnie. Ze smutkiem pokręciłem głową.

- Są tak stare, że pewnie straciły moc. Chyba trzeba wziąć drugą.

Wzięliśmy, minęło pół godziny i wciąż nic. Ani, kurwa, najlżejszego mrowienia.

- Co to za gówno? - zaklął Danny. - Pięć stów za tabletkę? To podróbka jakaś. Powinni za to karać! Daj, sprawdzę datę ważności.

Rzuciłem mu buteleczkę.

Spojrzał na etykietę i wykrzyknął:

1 ... 60 61 62 63 64 65 66 67 68 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название