Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 224
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 56 57 58 59 60 61 62 63 64 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Uniosłem brwi.

- No i? Złapałeś go?

- Jasne! - Bo zdawał się urażony. - Przecież mówię: tylko mnie zamroczyło. Ocknąłem się, kiedy tłukł mojego kumpla: Odebrałem mu pokrywę i zacząłem tłuc jego. Ale twardą miał czaszkę, sukinsyn, jak kokos. - Wzruszył ramionami. - Przeżył.

- Szkoda - powiedział agent specjalny. - Jesteś za miękki, Bo. Wyrwałbym takiemu tchawicę i wepchnąłbym mu ją do gardła. Można to zrobić tak, że na rękach nie będzie ani kropli krwi. Wystarczy jeden ruch nadgarstka. Słychać wtedy taki mokry trzask, jakbyś wyciągał korek z flaszki, takie... - Barsini przytknął język do podniebienia, wessał policzki i gwałtownie otworzył usta. - Pop! Można jeszcze...

Wyłączyłem się z uśmiechem, rozmyślając o głównym celu mojej misji: co mogłem powiedzieć, co mogłem zrobić, żeby agent specjalny Barsini namówił agenta specjalnego Colemana, żeby ten dał mi, kurwa, święty spokój? Oczywiście najłatwiej byłoby go przekupić. Nie wyglądał na człowieka o zbyt zdrowym kręgosłupie moralnym. Chociaż z drugiej strony, jeśli służba w wojsku, cała ta zabawa w żołnierzy, uodporniła go na korupcję, mógłby uznać, że chciwość to dyshonor. Ciekawe, ile taki zarabia. Pięćdziesiąt tysięcy rocznie? Ile można za to ponurkować? Niedużo. Poza tym nurkowanie nurkowaniu nierówne. Za anioła stróża z FBI zapłaciłbym duże pieniądze.

A ile byłbym skłonny zapłacić agentowi Colemanowi, żeby raz na zawsze o mnie zapomniał? Milion? Jasne. Dwa miliony? Oczywiście! W obliczu procesu, który mnie ewentualnie czekał, i finansowej ruiny dwa miliony to drobne.

Ech, kogo ja próbowałem oszukać? To wszystko gruszki na wierzbie. Restauracja taka jak Rao’s była doskonałym przypomnieniem, że władzy nigdy nie można ufać. Nie dalej jak przed trzydziestu czy czterdziestu laty gangsterzy robili, co chcieli: przekupywali policjantów, polityków, przekupywali sędziów, a nawet nauczycieli. Ale potem przyszli gangsterzy z klanu Kennedych, którzy w mafii widzieli konkurencję. Przestali dotrzymywać umów, w łeb wzięły wszystkie te cudowne coś za coś... Reszta była już historią.

ROZDZIAŁ 24

Przekazanie pałeczki

...badanie przeprowadzono na próbie dziesięciu tysięcy mężczyzn - mówił do mikrofonu Danny. - Chodziło o ich nawyki seksualne z okresu dłuższego niż ostatnie pięć lat. Wyniki was zaszokują. - Ściągnął usta, kiwnął głową i zaczął chodzić tam i z powrotem, jakby chciał dodać: „Przygotujcie się, bo my, samce, jesteśmy naprawdę zepsuci”.

Jezu Chryste - pomyślałem. Jeszcze nie odszedłem, a jemu już odbija.

- Otóż okazuje się - ciągnął - że dziesięć procent męskiej populacji to zatwardziałe pedały. - Zrobił pauzę, by znaczenie tych słów w pełni dotarło do słuchaczy.

Boże, groził nam kolejny pozew! Rozejrzałem się po sali. Wszędzie skonsternowane twarze, nikt nic z tego nie rozumiał. Kilka niepewnych uśmieszków, ale tylko uśmieszków.

Niezadowolony z reakcji Danny - z reakcji, a raczej jej braku - z werwą parł naprzód. On, człowiek, którego SEC uważała za mniejsze zło.

- Powtarzam: badanie wykazało, że dziesięć procent męskiej populacji daje dupy. Że dziesięć procent z nas to zdeklarowane pedały! To dużo. Bardzo dużo! Dziesięć procent mężczyzn leci w kakaowe oczko! Robi loda! Dziesięć procent...

Musiał przerwać, bo w sali rozpętało się piekło. Strattonici zaczęli wyć, klaskać i wiwatować. Połowa ich wstała, wielu przybijało piątkę. Ale z przodu, tam, gdzie siedziały asystentki, nie wstał nikt. Widziałem tylko długie jasne włosy, pochylone i przekrzywione głowy, bo gorączkowo szeptały coś sobie do ucha.

Obserwowałem te poranne zamieszki, za nic nie rozumiejąc, dlaczego Danny sprowadził to wszystko do seksu. Pewnie chciał ich tanim kosztem rozruszać, rozbawić, ale istniały na to inne sposoby, dzięki którym można było łatwiej przemycić zakamuflowany przekaz. A przekaz ów brzmiał: wbrew wszystkiemu Stratton Oakmont jest uczciwą firmą brokerską, która chce zarabiać dla klientów uczciwe pieniądze. Nie zarabia ich tylko dlatego, że sprzedający na krótko, którzy zalewają rynek jak szarańcza i rozpuszczają wredne plotki na nasz temat i na temat innych uczciwych firm stojących im na drodze, zawiązali przeciwko nam wredny spisek. Oczywiście był w tym również podtekst, niezachwiana pewność, że kiedyś, już niedługo, nadejdzie taki dzień, kiedy ludzie przejrzą na oczy i dostrzegą naszą prawdziwą wartość, a wtedy akcje znowu zaczną gwałtownie zwyżkować, nasi klienci znowu zaczną zarabiać duże pieniądze i powstaniemy z popiołów jak Feniks.

*

Godzinę później siedziałem przy biurku, słuchając Szalonego Maxa, który wyżywał się na mnie i Dannym za umowę wykupu, owoc wyobraźni mojego księgowego Dennisa Gaito, ksywka Kucharz, bo świetnie pichcił księgi. Umowa przewidywała, że Stratton Oakmont będzie wypłacał mi milion dolarów miesięcznie przez piętnaście lat, głównie na podstawie klauzuli o zakazie konkurencji, która zastrzegała, że przez ten czas nie wolno mi rywalizować z firmą na rynku papierów wartościowych.

Chociaż umowa wywołała lekkie zdziwienie - ten i ów uniósł brwi - nie było w niej nic niezgodnego z prawem (na pierwszy rzut oka), dlatego udało mi się zmusić naszych prawników do jej zatwierdzenia, mimo że mądrość zbiorowa mówiła, że chociaż układ jest legalny, to troszkę czymś zalatuje.

Czwartą osobą w gabinecie był Wigwam, który jak dotąd nie powiedział ani słowa. Wcale mnie to nie dziwiło. Prawie przez całą młodość jadał u nas kolację i dobrze wiedział, na co Maxa stać.

A Max grzmiał:

- Durnie! Cycki wam wkręci w wyżymaczkę, zobaczycie! Sto osiemdziesiąt milionów wykupu? To tak, jakbyście nasikali w oczy tym z SEC! Jezu Chryste! Kiedy wy w końcu zmądrzejecie?

Wzruszyłem ramionami.

- Uspokój się, tato. Nie jest tak źle. Muszę połknąć gorzką pigułkę i sto osiemdziesiąt milionów osłodzi mi smak.

- Max - wtrącił Danny z trochę sztucznym ożywieniem. - Będziemy pracowali razem przez długie lata, więc może zapiszemy to na konto nowych doświadczeń. Ostatecznie to twój syn dostanie te pieniądze. Co w tym złego?

Szalony Max odwrócił się na pięcie i spiorunował go wzrokiem. Sztachnął się potężnie i ściągnął usta w malutkie O. Potem równie potężnym wydmuchem zrobił z dymu cieniutką smużkę, którą niczym promień lasera z siłą pocisku armatniego z okresu wojny secesyjnej skierował prosto na jego uśmiechnięta twarz.

- Coś ci powiem, Porush - warknął, kiedy twarz Danny’ego zniknęła w sinej chmurze. - To, że mój syn odchodzi jutro z firmy, nie znaczy, że zamierzam darzyć cię nagle szacunkiem. Na szacunek trzeba zasłużyć, a po dzisiejszym spotkaniu mam ochotę iść, kurwa, na bezrobocie. Wiesz, ile praw i przepisów złamaliście, pichcąc tę zasraną umowę? Czekam tylko na telefon od tego grubego sukinsyna Dominica Barbary. Bo wiesz, do kogo z tym zadzwoni? Do mnie!

Spojrzał na mnie.

- Co ci odbiło z tą klauzulą o zakazie konkurencji? Jak możesz z kimś konkurować, skoro masz zakaz? - Znowu zaciągnął się dymem. - To robota twoja i tego kutasa Gaito, to wy wymyśliliście ten durny plan. To czysta parodia i nie chcę mieć z tym nic wspólnego. - Z tymi słowami ruszył do drzwi.

- Tato - powiedziałem, podnosząc rękę. - Dwie rzeczy, zanim wyjdziesz.

- Co? - syknął.

- Po pierwsze, umowę zatwierdzili prawnicy. Sto osiemdziesiąt milionów wzięło się stąd, że klauzula o zakazie konkurencji musi być rozpisana na piętnaście lat, inaczej straciłbym na podatkach. Stratton płaci mi milion miesięcznie. Piętnaście lat razy milion miesięcznie daje sto osiemdziesiąt milionów...

- Daruj sobie te rachunki - warknął Szalony Max. - Chciałeś mi zaimponować? To nie zaimponowałeś. Znam prawo podatkowe i szanuję je w przeciwieństwie do ciebie i tego durnia Gaito. Nie próbuj mnie zbajerować, panie ważniaku. Coś jeszcze?

- Musimy przesunąć kolację na szóstą - dodałem od niechcenia. - Nadine chce zabrać Chandler, żebyście mogli z mamą ją zobaczyć. - Skrzyżowałem palce, czekając, aż magiczne słowo „Chandler” zrobi swoje i twarz ojca rozjaśni się i wypogodzi.

1 ... 56 57 58 59 60 61 62 63 64 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название