-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 216
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Spojrzałem Grubemu Bradowi w oczy i powoli pokiwałem głową.

- Dobra, zmiatajmy z tej cuchnącej nory.

- Święte słowa - odparł. - Święte słowa.

ROZDZIAŁ 38

Marsjanie Trzeciej Rzeszy

Na pierwszy rzut oka wyglądało tam zupełnie normalnie.

Część mieszkalna kliniki Talbot Marsh mieściła się na kilku arach nienagannie wypielęgnowanej i utrzymanej zieleni ledwie dziesięć minut jazdy od prywatnego lotniska, dlatego całe sześćset sekund poświęciłem na planowanie ucieczki. Zanim zacząłem planować, wydałem pilotom surowe polecenie, żeby pod żadnym pozorem nie odlatywali. Przecież to ja za to płacę - podkreśliłem - nie Księżna. Obiecałem, że jeśli zaczekają, dostaną coś ekstra. Zapewnili mnie, że zaczekają.

Kiedy limuzyna wjechała na podjazd, rozejrzałem się wokoło oczami więźnia. Zgodnie z tym, co mówili siedzący naprzeciwko mnie Gruby Brad i Gruczoł Mike, nie było tu cementowych murów, stalowych krat, wieżyczek strażniczych ani zasieków z drutu kolczastego - przynajmniej w zasięgu wzroku.

Kompleks błyszczał jaskrawo w promieniach południowego słońca. Wszędzie rosły fioletowe i żółte kwiaty, różane krzewy, potężne dęby i wiązy. W niczym nie przypominało to cuchnących moczem korytarzy Delray Medical Center. Ale coś mi tu nie pasowało. Może to, że było tu za ładnie? Czy w ośrodki odwykowe naprawdę pakowano aż tyle kasy?

Wysiadało się przed głównym wejściem. Kiedy tam podjechaliśmy, Gruby Brad wyjął z kieszeni trzy dwudziestki.

- Proszę - powiedział. - Wiem, że nie ma pan przy sobie pieniędzy, więc proszę potraktować to jako mały podarunek. Na taksówkę na lotnisko. Nie chcę, żeby jechał pan okazją. Nigdy nie wiadomo: może pan wpaść na jakiegoś naćpanego wariata.

- O czym pan mówi? - spytałem z miną niewiniątka.

- Widziałem, jak szeptał pan z pilotem. Zajmuję się tym od dawna i wiem, że jeśli ktoś nie jest gotowy na odwyk, nikt go do niczego nie zmusi. Nie będę pana obrażał analogiami z cyklu: można zaprowadzić konia do wody, ale nie można go zmusić, by pił. Zresztą pomyślałem, że jestem panu winien te sześćdziesiąt dolarów za to, że po drodze tak mnie pan rozśmieszył. - Pokręcił głową. - Naprawdę porąbany z pana sukinsyn.

Zamilkł, szukając odpowiednich słów.

- Muszę przyznać, że była to moja najdziwniejsza interwencja. Absolutne mistrzostwo świata. Siedzę sobie na nudnej konferencji w Kalifornii, gdy nagle dzwoni do mnie rozgorączkowany i wkrótce już martwy Maynard i zaczyna mi opowiadać o pięknej modelce, żonie miliardera, niedoszłego samobójcy. Może pan nie uwierzy, ale początkowo odmówiłem ze względu na odległość, ale wtedy do telefonu podeszła Księżna Bay Ridge, a z nią nie było żadnych „ale”. Zanim się spostrzegłem, siedziałem już w prywatnym odrzutowcu. No, a potem poznałem pana i zafundował mi pan najwspanialszy odlot, jaki tylko pamiętam. - Wzruszył ramionami. - Mogę tylko życzyć wam obojgu szczęścia. Mam nadzieję, że zostaniecie razem. Byłoby to najpiękniejsze zakończenie tej historii.

- Jest pan dobrym człowiekiem, Jordan - dodał Gruczoł. - Niech pan o tym pamięta. Nawet jeśli pan stąd zwieje i od razu się naćpa, niczego to nie zmieni. To straszna choroba, przebiegła i podstępna. Zanim wyszedłem na prostą, zaliczyłem trzy odwyki. Stałem się żebrakiem, rodzina znalazła mnie pod mostem. Najbardziej chore w tym wszystkim jest to, że kiedy w końcu zawieźli mnie do kliniki, dałem nogę i wróciłem pod ten sam most. Tak to draństwo działa.

Westchnąłem.

- Nie będę wciskał wam kitu. Kiedy tu lecieliśmy, kiedy opowiadałem wam te wszystkie historyjki, które tak was śmieszyły, ciągle myślałem o prochach. Płonęło we mnie jak w hutniczym piecu. Nawet teraz zastanawiam się, czy zaraz po ucieczce nie zadzwonić do mojego dostawcy. Bez kokainy może bym przeżył, ale nie bez „cytrynek”. Za bardzo wrosły w moje życie.

- Doskonale pana rozumiem - powiedział Gruby Brad. - Na mnie tak działa kokaina. Tak, nawet teraz. Nie ma dnia, żebym nie miał na nią ochoty. Mimo to udaje mi się nie brać już od ponad trzynastu lat. Wie pan, jakim cudem?

Uśmiechnąłem się.

- Wiem, ty podstępny grubasie, wiem. Krok po kroku, dzień po dniu.

- Aaa, szybko się pan uczy! Jest nadzieja.

- Dobra - mruknąłem. - Niech zaczną mnie wreszcie uzdrawiać.

Wysiedliśmy i krótką betonową ścieżką doszliśmy do drzwi. W środku było zupełnie inaczej, niż się spodziewałem. Przypominało to raczej luksusową palarnię z grubym dywanem - czerwonawym i bardzo kosztownym - z mnóstwem mahoniu, sękatego dębu, wygodnych sof, kozetek i foteli. Stała tam również półka wypełniona starymi księgami. A naprzeciwko niej brunatnoczerwony skórzany fotel z wysokim oparciem. Robił wrażenie niezwykle wygodnego, więc w nim usiadłem.

Ach... Kiedy ostatni raz siedziałem w mięciutkim fotelu bez kokainy czy „cytrynek” w brzuchu i mózgu? Nie bolał mnie już ani krzyż, ani noga, ani w ogóle nic. Nic mnie nie dręczyło, nic nie niepokoiło. Ile to lat? Dziewięć? Prawie dziewięć lat, odkąd po raz ostatni byłem trzeźwy. Dziewięć pieprzonych lat kompletnego obłędu. Kurwa, co to było za życie?

Poza tym umierałem z głodu! Musiałem natychmiast coś zjeść. Cokolwiek, byle tylko nie płatki z mlekiem.

Podszedł do mnie Gruby Brad.

- Wszystko w porządku?

- Jestem cholernie głodny. Dałbym sto tysięcy za dużego maca.

- Zaraz zobaczę, co da się zrobić. Mike i ja musimy wypełnić kilka formularzy. Potem pana zameldujemy i zorganizujemy coś do jedzenia. - Uśmiechnął się i odszedł.

Znowu głęboko wciągnąłem powietrze w płuca, ale tym razem go nie wypuszczałem przez dobre dziesięć sekund. Kiedy w końcu to zrobiłem, patrzyłem dokładnie na środek półki i w tej samej chwili zdałem sobie sprawę, że nie odczuwam już żadnego wewnętrznego przymusu. Że to koniec. Koniec z narkotykami. Co za dużo, to niezdrowo. Nie miałem na nie ochoty, nie odczuwałem już tej nieodpartej potrzeby. Wzięła i zniknęła. Ot tak, po prostu. Dlaczego, Bóg raczy wiedzieć. Wiedziałem tylko tyle, że już nigdy nie tknę prochów. Coś kliknęło w moim mózgu. Pstryknął jakiś przełącznik i było po wszystkim.

Wstałem i przeszedłem na drugą stronę poczekalni, gdzie Gruby Brad i Gruczoł Mike wypełniali papierki. Wyjąłem z kieszeni sześćdziesiąt dolarów.

- Proszę - powiedziałem. - Oddaję i zostaję.

Brad uśmiechnął się i ze zrozumieniem pokiwał głową.

- Bardzo dobrze.

- Tylko nie zapomnijcie zadzwonić do Księżnej i powiedzieć jej, żeby przekręciła do pilotów. Inaczej będą tam czekali cały miesiąc.

- Za Księżnę Bay Ridge! - rzucił Brad, wznosząc udawany toast.

- Za Księżnę Bay Ridge! - odpowiedzieliśmy w duecie.

Potem wyściskaliśmy się na pożegnanie, obiecując sobie, że pozostaniemy w kontakcie. Ale wiedziałem, że już ich nie zobaczę. Zrobili swoje i pewnie mieli już na głowie kolejną sprawę. A ja musiałem teraz wyjść na prostą.

*

Nazajutrz rano zaczął się obłęd innego rodzaju: obłęd trzeźwości. Obudziłem się około dziewiątej, czując się raźno w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie miałem ani symptomów abstynencji, ani kaca, ani przymusu sięgnięcia po narkotyki. Nie byłem jeszcze na odwyku; miał się rozpocząć dopiero następnego dnia. Wciąż przebywałem na oddziale detoksykacyjnym. W drodze na śniadanie dręczyło mnie tylko jedno - że ciągle nie mogę skontaktować się z Księżną. Wyglądało na to, że dała nogę. Zadzwoniłem do Old Brookville i rozmawiałem z Gwynne, która powiedziała, że Nadine zniknęła, wyparowała. Zadzwoniła tylko raz, żeby porozmawiać z dziećmi, i nie wymieniła nawet mojego imienia. Dlatego założyłem, że nasze małżeństwo już się rozpadło.

Gdy po śniadaniu wracałem do pokoju, pomachał do mnie ostrzyżony na małpę krzepki jegomość o paranoidalnym wyrazie twarzy. Spotkaliśmy się przy telefonach.

- Cześć - powiedziałem. - Jestem Jordan. Jak leci?

Facet podejrzliwie uścisnął mi rękę.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название