Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- A ładnie... spodziewałam się komplimentu pod moim adresem...
- Podróżnicy nie mówią komplimentów, gdyż wiedzą, że pod każdą szerokością
jeograficzną komplimenta dyskredytują mężczyznę w oczach kobiet. - W
Chinach zrobił kuzyn to odkrycie? - W Chinach, w Japonii, a nade wszystko w
Europie.
- I myśli kuzyn stosować tę zasadę w Polsce?
- Spróbuję i jeżeli pozwolisz, kuzynko, w twoim towarzystwie. Gdyż podobno
mamy razem spędzić wakacje. Czy tak?..
- Tak przynajmniej chce ciotka i ojciec. Mnie się jednak nie uśmiecha to, że
kuzyn ma zamiar sprawdzać swoje etnograficzne spostrzeżenia.
- Byłby to tylko odwet z mojej strony.
- Ach, więc walka?... - spytała panna Izabela.
- Spłacanie dawnych długów często prowadzi do zgody.
Wokulski z taką uwagą przeglądał album, że żyły nabrzmialy mu na czole.
- Ale zemsta nie prowadzi - odparła panna Izabela.
- Nie zemsta, tylko przypomnienie, że jestem wierzycielem kuzynki.
- Więc to ja mam spłacać dawne długi?.. - zaśmiała się panna lzabela. - A,
kuzyn nic stracił czasu w podróży.
- Wolałbym go nie stracić na wakacjach - rzekł Starski, znacząco spoglądając jej
w oczy.
- To będzie zależało od metody odwetu - odpowiedziała panna Izabela i znowu
zarumieniła się. - Jaśnie pan prosi pana! - rzekł Mikołaj stając we drzwiach
salonu.
273
Rozmowa urwała się, Wokulski złożył album, wstał z krzesła i ukłoniwszy się
pannie Izabeli i Starskiemu, z wolna poszedł za służącym.
- Ten pan nie rozumie po angielsku?... Czy on nie obrazi się, żeśmy z nim nie
rozmawiali?... - spytał Starski.
- O, nie - odpowiedziała panna Izabela.
- Tym lepiej ; bo zdawało mi się, że nie był zadowolony z naszego towarzystwa.
- Toteż porzucił je - zakończyła niedbale panna Izabela.
- Przynieś mi kapelusz z sali - rzekł do Mikołaja już w drugim pokoju Wokulski.
Mikołaj zabrał kapelusz i zaniósł go do sypialni pana Tomasza. W przedpokoju
usłyszał, że Wokulski oburącz ściskając głowę szepnął:
- Boże miłosierny!...
Gdy Wokulski wszedł do pokoju pana Tomasza, lekarzy już nie było.
- No i wyobraź sobie - zawołał pan Łęcki - co za fatalizm!...Konsylium
zabroniło mi jechać do Paryża i pod karą śmierci kazało wynosić się na wieś. Na
honor, nie wiem nawet, gdzie uciec przed tymi upałami... Ale i na ciebie także
działają, bo jesteś zmieniony... Prawda, jakie to gorące mieszkanie?..
- O, tak. Może pozwoli pan - mówił Wokulski wydobywając z kieszeni gruby
pakiet - że oddam pieniądze.
- Ehe... doprawdy...
- Tu jest pięć tysięcy rubli jako procent do połowy stycznia. Niech pan z łaski
swojej policzy. A tu jest kwit.
Pan Łęcki kilka razy porachował stos nowych sturublówek i podpisał dokument.
Odłożywszy zaś pióro rzekł:
- Dobrze, to jedno... A teraz co się tyczy długów...
- Suma dwa do trzech tysięcy rubli, którą pan winien Żydom, dziś będzie
spłacona...
- Ale ja, proszę cię, panie Stanisławie, nie chcę darmo... Proszę cię, ażebyś jak
najskrupulatniej odtrącał sobie procent...
- Sto dwadzieścia do stu osiemdziesięciu rubli rocznie.
- Tak, tak... - potakiwał pan Tomasz. - Ale... gdybym, ale...potrzebował jeszcze
jakiej kwoty, to mam się do kogo udać u ciebie?
- Drugą połowę procentu otrzyma pan w połowie stycznia - odparł Wokulski.
- O tym wiem. Ale widzisz, panie Stanisławie, gdybym tak potrzebował jakiejś
części mego kapitału... Nie darmo, pojmujesz... Chętnie zapłacę procent...
- Szósty... - wtrącił Wokulski.
- Tak, szósty... siódmy.
- Nie, panie. Pański kapitał przynosi trzydzieści trzy procent rocznie, więc nie
mogę go pożyczać na siedem...
- Dobrze. W takim razie nie pozbawiaj się mego kapitału, ale...Uważasz... może
mi jednak coś wypaść...
- Wycofać swój kapitał może pan nawet w połowie stycznia roku przyszłego.
- Boże uchowaj!... Ja mego kapitału nie odbiorę ci nawet za dziesięć lat...
- Ale ja pański kapitał wziąłem tylko na rok...
274
- Jak to?... Dlaczego?... - dziwił się pan Tomasz, coraz szerzej otwierając oczy.
- Dlatego, że nie wiem, co będzie od dziś za rok. Nie co roku zdarzają się
wyjątkowo dobre interesa.
- A propos- rzekł pan Tomasz po chwili przykrego zdumienia.- Co też mówią w
mieście: że to ty, panie Wokulski, kupiłeś mój dom?...
- Tak, panie, ja kupiłem pański dom. Ale przed upływem pół roku mogę go panu
odstąpić na korzystnych warunkach.
Pan Łęcki poczuł rumieniec na twarzy. Nie chcąc jednak dawać za wygranę
zapytał wielkopańskim tonem:
- I ile byś też chciał odstępnego, panie Wokulski?... Nic. Oddam go panu za
dziewięćdziesiąt tysięcy, a nawet... może taniej...
Pan Tomasz cofnął się, rozłożył ręce, następnie padł na swój wielki fotel i
znowu kilka łez spłynęło mu po twarzy.
- Doprawdy, panie Stanisławie - mówił, lekko łkając - widzę, że najlepsze
stosunki... mogą zepsuć pieniądze... Czy ja mam ci za złe, żeś kupił ten dom?...
Czy ja robię ci wyrzuty?... Ty zaś przemawiasz do mnie tak, jakbyś się obraził.
- Przepraszam pana - przerwał Wokulski. - Ale istotnie jestem trochę
rozdrażniony... zapewne z gorąca...
- O, z pewnością! - zawołał pan Tomasz powstając z fotelu i ściskając go za
rękę. - Więc... przebaczmy sobie nawzajem cierpkie słówka... Ja się na ciebie
nie gniewam, bo wiem... co to jest upał...
Wokulski pożegnał go i wstąpił do salonu. Starskiego już tam nie było, panna
Izabela siedziała sama. Zobaczywszy go podniosła się; twarz jej była
pogodniejsza.
- Pan wychodzi? - Właśnie chcę panią pożegnać.
- A o Rossim nie zapomni pan? - rzekła ze słabym uśmiechem.
- O, nie. Poproszę, ażeby mu oddano wieniec.
- Pan sam go nie wręczy?... Dlaczegóż to?... - Dziś w nocy jadę do Paryża -
odpowiedział Wokulski.
Ukłonił się i wyszedł.
Przez chwilę panna Izabela stała zdumiona; następnie pobiegła do pokoju ojca.
- Co to znaczy, papo? Wokulski pożegnał się ze mną bardzo chłodno i
powiedział, że - dziś w nocy wyjeżdża do Paryża.
- Co?... co?... co?... - zawołał pan Tomasz chwytając się oburącz za głowę. - On
z pewnością obraził się...
- Ach... prawda!... Wspomniałam mu o kupnie naszej kamienicy...
- Chryste!... i cóżeś ty zrobiła?... A... wszystko stracone... Teraz rozumiem...
Naturalnie, że się obraził... No - dodał po chwili - ale kto mógł przypuścić, że
jest tak obraźliwy?... Taki sobie zwyczajny kupiec ...
275
TOM II
276
ROZDZIAŁ PIERWSZY:
PAMIĘTNIK STAREGO SUBIEKTA
I wyjechał!... Pan Stanisław Wokulski, wielki organizator spółki do handlu
przewozowego, wielki naczelnik firmy, która ma w obrocie ze cztery miliony
rubli rocznie, wyjechał do Paryża jak pierwszy lepszy pocztylion do Miłosny...
Jednego dnia mówił (do mnie samego), że nie wie, kiedy pojedzie, a na drugi
dzień - szast... prast... i już go nie ma.
Zjadł elegancki obiadek u jaśnie wielmożnych państwa Łęckich, wypił kawę,
wykłuł zęby i - jazda. Naturalnie. Pan Wokulski nie jest przecie lichym
subiektem, który musi żebrać u pryncypała o urlop raz na kilka lat. Pan
Wokulski jest kapitalistą, ma ze sześćdziesiąt tysięcy rubli rocznie, żyje za pan
brat z hrabiami i książętami, pojedynkuje się z baronami i wyjeżdża, kiedy chce.
A wy, moi płatni oficjaliści, kłopoczcie się o interesa. Przecie za to macie pensje
i dywidendy.
I to jest kupiec?... To jest błazeństwo, mówię, nie kupiectwo!..
No, można wyjechać nawet do Paryża i nawet po wariacku, ale nie w takich
czasach. Tu, panie, kongres berliński nawarzył piwa - tu, panie, Anglia, panie,