-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

za Cypr, Austria za Bośnię... Włochy krzyczą wniebogłosy: „Dajcie nam Triest,

bo będzie źle!...” Tu już słyszę, panie w Bośni krew leje się potokami i (byle

żniwa skończyć) wojna buchnie przed zimą jak amen w pacierzu... A on

tymczasem daje nura do Paryża!...

Cyt!...?... ...Po co on tak nagle wyjechał do Paryża?... Na wystawę?... Cóż go

obchodzi wystawa. A może w tym interesie, który miał zrobić z Suzinem?...

Ciekawym, na jakich to interesach zyskuje się po pięćdziesiąt tysięcy rubli, tak

sobie od ręki?... Oni mi mówią o wielkich maszynach do nafty czy do kolei, czy

też do cukrowni?... Ale czy wy, aniołki, zamiast po nadzwyczajne maszyny, nie

jedziecie po zwykłe armaty?... Francja, tylko patrzeć, jak weźmie się za łeb z

Niemcami... Mały Napoleonek niby to siedzi w Anglii; ale przecież z Londynu

do Paryża bliżej niż z Warszawy do Zamościa...

Ej!... panie Ignacy - nie śpiesz się ty z sądami o panu W. (w takich razach lepiej

nie wymawiać całego nazwiska), nie potępiaj go, bo możesz się ośmieszyć. Tu

gotuje się jakaś gruba kabała: ten pan Łęcki, który kiedyś bywał u Napoleona

277

III, i ten niby aktor Rossi, Włoch...(Włochy gwałtem upominają się o Triest...), i

ten obiad u państwa Łęckich przed samym wyjazdem, i to kupno kamienicy.

Panna Łęcka piękna, bo piękna, ale przecie jest tylko kobietą i dla niej Stach nie

popełniałby tylu szaleństw... W tym jest coś z p... (w takich razach

najwłaściwiej mówić skróceniami). W tym jest jakieś duże P.

Będzie już ze dwa tygodnie, jak wyjechał biedny chłopak, może na zawsze...

Listy pisze krótkie i suche, o sobie nie mówi nic, a mnie tak nurtuje smutek, że

nieraz, dalibóg, miejsca znaleźć nie mogę. (No, chyba nie za nim; tylko tak, z

przyzwyczajenia.)

Pamiętam, kiedy wyjeżdżał. Już zamknęliśmy sklep i właśnie przy tym oto

stoliku piłem herbatę (Ir wciąż mi niedomaga), gdy naraz wpada do pokoju lokaj

Stacha:

- Pan prosił - wrzasnął i uciekł. (Co to za zuchwały gałgan, a co za próżniak!...

Trzeba było widzieć minę, z jaką stanął we drzwiach i powiedział: „Pan prosi!”

Bydlę.)

Chciałem go zmonitować: błaźnie jakiś, twój pan jest panem tylko dla ciebie;

ale poleciał na złamanie karku.

Szybko dokończyłem herbatę, Irowi nalałem trochę mleka do miseczki

poszedłem do Stacha. Patrzę, w bramie jego lokaj kokietuje od razu aż trzy

dziewuchy jak łanie. No, myślę, taki wałkoń i czterem dałby radę, chociaż... (Z

tymi kobietami sam diabeł nie dojdzie porządku. Na przykład pani Jadwiga,

szczuplutka, malutka, eteryczna, a już trzeci mąż dostaje przy niej suchot.)

Wchodzę na górę. Drzwi do mieszkania nie zamknięte, a sam Stach przy świetle

lampy pakuje walizkę. Coś mnie tknęło.

- Cóż to znaczy? - pytam.

- Jadę dziś do Paryża - odpowiedział.

- Wczoraj mówiłeś, że jeszcze nie tak prędko pojedziesz?...

- Ach, wczoraj!... - odparł.

Cofnął się od walizki i pomyślał chwilę; potem dodał szczególnym tonem:

- Jeszcze wczoraj... myliłem się...

Wyrazy te zastanowiły mnie w przykry sposób. Spojrzałem na Stacha z uwagą i

ogarnęło mnie zdziwienie. Nigdy bym nie sądził, ażeby człowiek niby to zdrów,

a w każdym razie nie raniony, mógł zmienić się tak w przeciągu kilku godzin.

Pobladł, oczy zapadły, prawic zdziczał...

- Skądże ta nagła zmiana... projektu? - spytałem czując, że nie o to pytam, co

bym chciał wiedzieć.

- Mój kochany - odparł - alboż ty nie wiesz, że nieraz jedno słowo zmienia

projekta, nawet ludzi... A nie dopiero cała rozmowa! -dodał szeptem.

Wciąż pakując i zbierając różne graty wyszedł do sali. Upłynęła minuta - nie

wracał; dwie... nie wraca... Spojrzałem przez uchylone drzwi zobaczyłem, że

stoi oparty o poręcz krzesła patrząc bezmyślnie w okno.

- Stachu...

Ocknął się - i znowu powrócił do pakowania zapytując:

278

- Czego chcesz?

- Tobie coś jest.

- Nic.

- Już dawno nie widziałem cię takim.

Uśmiechnął się.

- Zapewne od czasu - odparł - kiedy to dentysta źle wyrwał mi ząb, i w dodatku

zdrowy...

- Dziwnie mi wygląda to twoje wybieranie się w drogę - rzekłem. - Może masz

mi co powiedzieć?...

- Powiedzieć?... Ach, prawda... W banku mamy około stu dwudziestu tysięcy

rubli, więc pieniędzy wam nie zabraknie... Dalej... Cóż dalej?.. - pytał sam

siebie. - Aha!... Nie rób już sekretu, że ja kupiłem kamienicę Łęckich. Owszem,

zajdź tam i ponaznaczaj komorne według dawnych cen. Pani Krzeszowskiej

możesz podnieść jakieś kilkanaście rubli, niech się trochę zirytuje; ale biedaków

nie duś... Mieszka tam jakiś szewc, jacyś studenci; bierz od nich, ile dadzą, byle

płacili regularnie.

Spojrzał na zegarek, a widząc, że ma jeszcze czas, położył się na szezlongu i

leżał milcząc, z rękoma nad głową i przymkniętymi oczyma. Widok ten był nad

wszelki wyraz żałosny. Usiadłem mu przy nogach i rzekłem:

- Tobie coś jest, Stachu?... Powiedz, co ci jest. Z góry wiem, że nie pomogę, ale

widzisz... Zgryzota jest jak trucizna: dobrze ją wypluć...

Stasiek znowu uśmiechnął się (jak ja nie lubię tych jego półuśmiechów) i po

chwili odparł:

- Pamiętam (dawne to dzieje!), siedziałem w jednej izbie z jakimś frantem, który

był dziwnie szczery. Opowiadał mi niestworzone rzeczy o swojej rodzinie, o

swoich stosunkach, o swoich wielkich czynach, a potem - bardzo uważnie

słuchał moich dziejów. No - i dobrze z nich skorzystał...

- Cóż to znaczy?.. - spytałem.

- To znaczy, mój stary, że ponieważ ja nic chcę z ciebie wydobywać żadnych

zeznań, więc i przed tobą nie mam potrzeby ich robić.

- Jak to - zawołałem - w taki sposób traktujesz zwierzenie się przed

przyjacielem?

- Daj spokój - rzekł podnosząc się z kanapy. - To może dobre, ale dla

pensjonarek... Ja zresztą nie mam z czego zwierzać się nawet przed tobą. Jakim

ja znużony!... - mruknął przeciągając się.

Teraz dopiero wszedł ten łajdak lokaj: wziął walizę Stacha i dał znać, że konie

stoją przed domem. Siedliśmy do powozu, Stach i ja, ale przez drogę do kolei

nie zamieniliśmy ani wyrazu. On patrzył na gwiazdy świszcząc przez zęby, a ja

myślałem, że jadę - chyba na pogrzeb.

Na dworcu Kolei Wiedeńskiej złapał nas doktór Szuman.

- Jedziesz do Paryża? - zapytał Stacha.

- A ty skąd wiesz?

- O, ja wszystko wiem. Nawet to, że tym samym pociągiem jedzie pan Starski.

279

Stach wstrząsnął się.

- Co to za człowiek? - rzekł do doktora.

- Próżniak, bankrut... jak zresztą wszyscy oni - odparł Szuman. -No i eks-

konkurent... - dodał.

- Wszystko mi jedno. Szuman nie odpowiedział nic, tylko spojrzał spod oka.

Zaczęto dzwonić i świstać. Podróżni tłoczyli się do wagonów; Stach uścisnął

nas za ręce.

- Kiedy wracasz? - zapytał go doktór.

- Chciałbym... nigdy - odpowiedział Stach i usiadł do pustego przedziału

pierwszej klasy. Pociąg ruszył. Doktór zamyślony patrzył na oddalające się

latarnie, a ja... O mało się nie rozpłakałem...

Kiedy woźni poczęli zamykać drzwi peronu, namówiłem doktora na

przechadzkę po Alejach Jerozolimskich. Noc była ciepła, niebo czyste; nie

pamiętam, ażebym kiedykolwiek widział więcej gwiazd. A ponieważ Stach

mówił mi, że w Bułgarii często patrzył na gwiazdy, więc (zabawny projekt!) i ja

postanowiłem od tej pory co wieczór spoglądać w niebo. (A może istotnie na

którym z migotliwych świateł spotkają się nasze spojrzenia czy myśli i on nie

będzie czuł się już tak osamotniony jak wtedy?)

Nagle (nie wiem nawet skąd) zrodziło się we mnie podejrzenie, że

niespodziewany wyjazd Stacha ma związek z polityką. Postanowiłem więc

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название