-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 91 92 93 94 95 96 97 98 99 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

- Słowo daję, że jutro będziecie wszyscy spłaceni... Wszyscy, i to co do

grosza!...

Żyd ukłonił się do ziemi i cofając się tyłem, opuścił gabinet.

- Zobaczę, jak panna hrabianka dotrzyma słowa... - rzekł na odchodnym.

Stary Mikołaj znowu był w przedpokoju i z taką gracją otworzył drzwi

Szpigelmanowi, że ten już z sieni zawołał:

- Co się pan tak rozbijasz, panie kamerdyner?...

Blada z gniewu panna Izabela biegła do sypialni ojca. Zastąpiła jej drogę panna

Florentyna.

- Dajże spokój, Belciu - mówiła składając ręce - ojciec taki chory...

- Zapewniłam tego człowieka, że wszystkie długi będą spłacone, i muszą być

spłacone... Choćbyśmy mieli nie jechać do Paryża...

Właśnie pan Tomasz w pantoflach i bez surduta z wolna przechadzał się po

sypialni, kiedy weszła córka. Spostrzegła, że ojciec wygląda bardzo mizernie, że

ma obwisłe ramiona, obwisłe siwe wąsy, obwisłe powieki i jest pochylony jak

starzec; ale uwagi te powstrzymały ją tylko od wybuchu, nie zaś od załatwienia

interesu.

- Przepraszam cię, Belu, że mnie widzisz w takim negliżu... Cóż się stało?...

- Nic, ojcze - odparła hamując się. - Był tu jakiś Żyd...

- Ach, pewnie ten Szpigelman... Dokuczliwa bestia jak komar w lesie!... -

zawołał pan Tomasz chwytając się za głowę. - Niech jutro przyjdzie...

- Właśnie przyjdzie, on i... inni...

- Dobrze... bardzo dobrze... Dawno już myślałem załatwić ich...No, chwała

Bogu, że ochłodziło się chociaż trochę...

262

Panna Izabela była zdumiona spokojem ojca i jego złym wyglądem. Zdawało

się, że od południa przybyło mu kilka lat wieku. Usiadła na krześle i oglądając

się po sypialni spytała jakby od niechcenia:

- Dużo im papo winien?

- Niewiele... drobiazg... parę tysięcy rubli...

- To są te pieniądze, o których mówiła ciotka, że je ktoś w marcu wykupił?..

Pan Łęcki stanął na środku pokoju i strzeliwszy palcami zawołał:

- A bodajże cię!... O tamtych na śmierć zapomniałem...

- Zatem mamy więcej długów niż parę tysięcy?... - Tak... tak... Trochę więcej...

Myślę, że pięć do sześciu tysięcy... Poproszę poczciwego Wokulskiego, to mi to

załatwi...

Panna Izabela mimo woli wstrząsnęła się.

- Szpigelman mówił - rzekła po chwili - że od naszej sumy nie można mieć

dziesięciu tysięcy rubli procentu. Najwyżej trzy tysiące, i to na niepewnej

hipotece...

- Ma rację - na hipotece, ale przecież handel to nie hipoteka... Handel może dać

trzydzieści od trzydziestu... Ale... a skąd Szpigelman wie o naszym procencie? -

spytał pan Tomasz zamyśliwszy się nieco.

- Ja mu powiedziałam niechcący... - tłomaczyła się zarumieniona panna Izabela.

- Szkoda, żeś mu to powiedziała... wielka szkoda!... o takich rzeczach lepiej nie

mówić...

- Czy to co złego? - szepnęła.

- Złego?... No, nic złego, mój Boże... Ale zawsze lepiej, gdy ludzie nie znają ani

wysokości, ani źródła dochodów... Baron, wreszcie sam marszałek nie mieliby

reputacji milionerów i filantropów, gdyby znano wszystkie ich sekreta...

- Dlaczegóż to, ojcze?... - Dziecko jeszcze jesteś - mówił nieco zakłopotany pan

Tomasz - jesteś idealistka, więc... mogłoby cię to zrazić do nich... Ale masz

przecie rozum. Baron, widzisz, utrzymuje jakąś spółkę z lichwiarzami, a fortuna

marszałka urosła głównie ze szczęśliwych pogorzeli, no... i trochę z handlu

bydłem w czasie wojny sewastopolskiej...

- Więc tacy są moi konkurenci?... - szepnęła panna Izabela.

- To nic nie znaczy, Belu!... Mają pieniądze i duży kredyt, a to główna rzecz -

uspakajał ją pan Tomasz.

Panna Izabela potrząsnęła głową, jakby chcąc odpędzić przykre myśli.

- Więc my, papo, już nie pojedziemy do Paryża...

- Dlaczego, moje dziecko, dlaczego?...

- Jeżeli papo zapłaci pięć albo sześć tysięcy tym Żydom...

- O to się nie lękaj. Poproszę Wokulskiego, ażeby wystarał mi się o taką sumę

na sześć albo na siedem procent, i będziemy płacili na jej rzecz jakieś czterysta

rubli rocznie. No, a mamy przecie dziesięć tysięcy.

Panna Izabela zwiesiła głowę i cicho przebierając palcami po stole, dumała.

- Czy ty, ojcze - rzekła po namyśle - nie obawiasz się Wokulskiego?...

263

- Ja?... - krzyknął pan Tomasz i pięściami uderzył się w piersi. - Ja obawiam się

Joasi, Hortensji, nawet naszego księcia i zresztą ich wszystkich razem, ale nie

Wokulskiego. Gdybyś widziała, jak on dziś obcierał mnie wodą kolońską... A z

jaką trwogą patrzył na mnie!... To najszlachetniejszy człowiek, jakiego

spotkałem w życiu... On nie dba o pieniądze, interesów na mnie robić nie może,

ale dba o moją przyjaźń... Bóg mi go zesłał, i jeszcze w chwili, w której... w

której zaczynam czuć starość, a może śmierć...

I powiedziawszy to pan Tomasz zaczął mrugać powiekami, z których znowu

spadło mu kilka łez.

- Papo, ty jesteś chory!... - zawołała przestraszona panna Izabela.

- Nie, nie!... To upał, irytacja, a nade wszystko... żal do ludzi. Pomyśl tylko: był

kto u nas dzisiaj?... Nikt, bo myślą, żeśmy już wszystko stracili... Joanna boi się,

żebym od niej nie pożyczył na jutrzejszy obiad...To samo baron i książę...

Jeszcze baron dowiedziawszy się, że zostało nam trzydzieści tysięcy, przyjdzie

tu... dla ciebie. Bo pomyśli, że choćby się z tobą ożenił bez posagu, to jednak

nie będzie potrzebował wydawać pieniędzy na mnie... Ale uspokój się: gdy

usłyszą, że mamy dziesięć tysięcy rubli rocznie, wrócą tu wszyscy, a ty znowu

będziesz jak dawniej królowała w twoim salonie... Boże, jaki ja dziś jestem

zdenerwowany!... - mówił pan Tomasz obcierając załzawione oczy.

- Ja poszlę po doktora, papo?...

Ojciec zamyślił się.

- To już jutro, jutro... do jutra może mi samo przejdzie...

W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

- Kto tam?... Co tam?... - zapytał pan Tomasz.

- Pani hrabina przyjechała - odpowiedział z korytarza głos panny Florentyny.

- Joasia?!... - zawołał pan Tomasz z radosnym zdziwieniem. -Wyjdźże do niej,

Belciu... Muszę się trochę ogarnąć... No, no!... Założę się, że już wie o

trzydziestu tysiącach... Wyjdźże, Belu... Mikołaj!...

Zaczął kręcić się po sypialni szukając rozmaitych części ubrania, a tymczasem

panna Izabela wyszła do ciotki już oczekującej na nią w salonie.

Zobaczywszy pannę Izabelę hrabina pochwyciła ją w objęcia.

- Jakiż Bóg dobry - zawołała - że zesłał wam tyle szczęścia I Cóż to, podobno

Tomasz wziął za kamienicę dziewięćdziesiąt tysięcy, i twój posag ocalony?...

Nigdy bym nie przypuszczała.

- Ojciec, ciociu, spodziewał się wziąć więcej i tylko jakiś Żyd, nowonabywca,

odstręczył konkurentów - odpowiedziała trochę urażona panna Izabela.

- Ach, moje dziecko, że też nie przekonałaś się jeszcze o niepraktyczności ojca.

On może wyobrażać sobie, że dom wart był miliony, a ja swoją drogą wiem od

ludzi kompetentnych, że co najwyżej wart jest siedemdziesiąt parę tysięcy.

Przecież co dzień od kilku dni sprzedają się kamienice z licytacji, wiadomo,

jakie są i co za nie płacą. Zresztą niema o czym mówić; ojciec niech wyobraża

sobie, że go oszukano, a ty, Belu, módl się za zdrowie tego Żyda, który dał wam

dziewięćdziesiąt tysięcy... Ale a propos: wiesz, że Kazio Starski wrócił?...

264

Silny rumieniec wystąpił na twarz panny Izabeli.

- Kiedy? skąd?... - zapytała zmieszana.

- Obecnie z Anglii, dokąd przyjechał prosto z Chin. Zawsze piękny i obecnie

jedzie do babki, która zdaje się, odda mu majątek.

- To w sąsiedztwie cioci? - Właśnie o tym chcę mówić. Ogromnie dopytywał się

o ciebie, a ja będąc przekonana, że już chyba wyleczyłaś się ze swych kaprysów,

1 ... 91 92 93 94 95 96 97 98 99 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название