-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

kobiety są owocem klerykalno - feudalno - poetyckiej teorii miłości, która jest

obelgą dla higieny i zdrowego rozsądku...

282

W głowie mi szumiało od wywodów doktora, a on tymczasem ciskał się na ulicy

jak szalony. Na szczęście błysnęło, upadły pierwsze krople deszczu, a

zacietrzewiony mówca nagle ochłonął i skoczywszy w jakąś dorożkę kazał

odwieźć się do domu.

Stach był już chyba około Rogowa. Czy też domyślił się, żeśmy tylko o nim

mówili? i co on, biedak, czuł mając jedną burzę nad głową, a drugą, może

gorszą, w sercu?

Phi! co za ulewa, co za kanonada piorunów... Zwinięty w kłębek Ir odszczekuje

im przez sen stłumionym głosem, a ja kładę się do łóżka, nakryty tylko

prześcieradłem. Gorąca noc. Panie Boże, opiekuj się tymi, którzy w podobną

noc uciekają aż za granicę przed nieszczęściem. Nieraz dość jest małego figla,

aby rzeczy, dawne jak ludzkie grzechy, pokazały się nam w nowym zupełnie

oświetleniu.

Ja na przykład znam Stare Miasto od dziecka i zawsze wydawało mi się, że jest

ono tylko ciasne i brudne. Dopiero kiedy pokazano mi jako osobliwość rysunek

jednego z domów staromiejskich (i to jeszcze w „Tygodniku Ilustrowanym”, z

opisem!), nagle spostrzegłem, że Stare Miasto jest piękne... Od tej pory chodzę

tam przynajmniej raz na tydzień i nie tylko odkrywam coraz nowe osobliwości,

ale jeszcze dziwię się, żem ich nie zauważył dawniej.

Tak samo z Wokulskim. Znam go ze dwadzieścia lat i ciągle myślałem, że on

jest z krwi i kości polityk. Głowę dałbym sobie uciąć, że Stach niczym więcej

nie zajmuje się, tylko polityką. Dopiero pojedynek z baronem i owacje dla

Rossiego zbudziły we mnie podejrzenia, że on może być zakochany. O czym już

dziś nie wątpię, szczególnie po rozmowie z Szumanem.

Ale to fraszka, bo i polityk może być zakochany. Taki Napoleon I kochał się na

prawo i na lewo i mimo to trząsł Europą. Napoleon III także miał sporo

kochanek, a słyszę, że i syn wstępuje w jego ślady i już wynalazł sobie jakąś

Angielkę.

Jeżeli więc słabość do kobiet nie kompromituje Bonapartych, dlaczego miałaby

uwłaczać Wokulskiemu?...

I właśnie kiedym tak rozmyślał, zaszedł drobny wypadek, który przypomniał mi

dzieje pogrzebane od lat kilkunastu, a i samego Stacha przedstawił w innym

świetle. Och, on nie jest politykiem; on jest czymś zupełnie innym, z czego

sobie nie umiem nawet dobrze zdać sprawy. Czasem zdaje mi się, że jest to

człowiek skrzywdzony przez społeczeństwo. Ale o tym cicho!... Społeczność

nikogo nie krzywdzi... Gdyby raz przestano w to wierzyć, Bóg wie, jakie

okazałyby się pretensje. Może nawet nikt by już nie zajmował się polityką, tylko

myślałby o wyrównywaniu rachunków ze swymi najbliższymi. Lepiej więc nie

zaczepiać tych kwestji. (Jak ja dużo gadam na starość, a wszystko nie to, o czym

chcę powiedzieć.)

Jednego tedy wieczora piję u siebie herbatę (Ir jest wciąż osowiały), aż

otwierają się drzwi i ktoś wchodzi. Patrzę, figura otyła, twarz nalana, nos

czerwony, łeb siwy. Wącham, czuć w pokoju jakby wino i stęchliznę.

283

„Ten szlachcic - myślę - jest albo nieboszczykiem, albo kiprem?...Bo żaden inny

człowiek nie będzie pachniał stęchlizną...”

- Cóż, u diabła!... - dziwi się gość: - Takeś już zhardział, że nie poznajesz

ludzi?...

Przetarłem oczy. Ależ to żywy Machalski, kiper od Hopfera!... Byliśmy razem

na Węgrzech, później tu, w Warszawie; ale od piętnastu lat nie widzieliśmy się;

gdyż on mieszka w Galicji i ciągle jest kiprem.

Naturalnie, przywitaliśmy się jak bliźnięta, raz, drugi, i trzeci...

- Kiedyżeś przyjechał? - pytam.

- Dziś rano - on mówi.

- A gdzieżeś był do tej pory?

- Zajechałem na Dziekankę, ale było mi tak tęskno, żem zaraz poszedł do

Lesisza, do piwnicy... To, panie, piwnice!... żyć, nie umierać...

- Cóżeś tam robił?

- Trochę pomagałem staremu, a zresztą siedziałem. Niegłupim chodzić po

mieście, kiedy jest taka piwnica.

Oto prawdziwy kiper dawnej daty!... Nie dzisiejszy elegant, co, bestia, woli iść

na wieczór tańcujący aniżeli siedzieć w piwnicy. I nawet do piwnicy bierze

lakierki... Ginie Polska przy takich podłych kupcach!...

Gadu, gadu, przesiedzieliśmy do pierwszej w nocy. Machalski przenocował u

mnie, a o szóstej rano znowu poleciał do Lesisza:

- Cóż będziesz robił po obiedzie? - pytam.

- Po obiedzie wstąpię do Fukiera, a na noc wrócę do ciebie-odpowiedział.

Był z tydzień w Warszawie. Nocował u mnie, a dnie spędzał w piwnicach.

- Powiesiłbym się - mówił - żeby mi przyszło tydzień włóczyć się po dworze.

Ścisk, upał, kurzawa!... świnie mogą żyć tak jak wy, ale nie ludzie.

Zdaje mi się, że przesadza. Bo choć i ja wolę sklep aniżeli Krakowskie

Przedmieście, jednakże co sklep, to nie piwnica. Zdziwaczał chłop na swoim

kiprostwie.

Naturalnie, o czymże mieliśmy rozmawiać z Machalskim, jeżeli nie o dawnych

czasach i o Stachu? I tym sposobem stanęła mi przed oczyma historia jego

młodości, jakbym ją widział wczoraj.

Pamiętam (był to rok 1857, może 58 ), zaszedłem raz do Hopfera, u którego

pracował Machalski.

- A gdzie pan Jan? - pytam chłopca.

- W piwnicy.

Zaszedłem do piwnicy. Patrzę, mój pan Jan przy łojówce ściąga lewarem wino z

beczki do butelek, a we framudze majaczą jakieś dwa cienie: siwy starzec w

piaskowym surducie, z pliką papierów na kolanach, i młody chłopak z krótko

ostrzyżonym łbem i miną zbója. To był Stach Wokulski i jego ojciec. Siadłem

cicho (bo Machalski nie lubił, ażeby mu przeszkadzano przy ściąganiu wina), a

siwy człowiek w piaskowym surducie prawił jednostajnym głosem do owego

młodzika:

284

- Co to wydawać pieniądze na książki?... Mnie dawaj, bo jak będę musiał

przerwać proces, wszystko zmarnieje. Książki nie wydobędą cię z upodlenia, w

jakim teraz jesteś, tylko proces. Kiedy go wygram i odzyskamy nasze dobra po

dziadku, wtedy przypomną sobie, że Wokulscy stara szlachta, i nawet znajdzie

się familia... W zeszłym miesiącu wydałeś dwadzieścia złotych na książki, a

mnie akurat tyle brakowało na adwokata... Książki!... zawsze książki... Żebyś

był mądry jak Salomon, póki jesteś w sklepie, będą tobą pomiatali, chociażeś

szlachcic, a twój dziadek z matki był kasztelanem. Ale jak wygram proces, jak

wyniesiemy się na wieś...

- Chodźmy stąd, ojcze - mruknął chłopak, spode łba patrząc na mnie.

Stary, posłuszny jak dziecko, zawinął swoje papiery w czerwoną chustkę i

wyszedł z synem, który musiał go podtrzymywać na schodach.

- Cóż to za odmieńcy? - pytam Machalskiego, który właśnie skończył robotę i

usiadł na zydlu. - Ach!... - machnął ręką. - Stary ma pomieszane klepki, ale

chłopak zdatny. Nazywa się Stanisław Wokulski. Bystra bestia!...

- Cóż on zrobił? - pytam.

Machalski objaśnił palcami świecę i nalawszy mi kieliszek wina mówił:

- On tu jest u nas ze cztery lata. Do sklepu albo do piwnicy nie bardzo... Ale

mechanik!... Zbudował taką maszynę, co pompuje wodę z dołu do góry, a z góry

wylewa ją na koło, które właśnie porusza pompę. Taka maszyna może obracać

się i pompować do końca świata; ale coś się w niej skrzywiło, więc ruszała się

tylko kwadrans. Stała tam na górze, w pokoju jadalnym, i Hopferowi zwabiała

gości; ale od pół roku coś w niej pękło.

- Otóż jaki!... - mówię.

- No, jeszcze nie taki bardzo - odparł Machalski. - Był tu jeden profesor z

gimnazjum realnego, obejrzał pompę i powiedział, że na nic się nie zda, ale że

chłopak zdolny i powinien uczyć się. Od tej pory mamy sądny dzień w sklepie.

Wokulski zhardział, gościom odmrukuje, w dzień wygląda, jakby drzemał, a za

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название