Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Chyba poczciwą swoją babkę prezesową i jej mało interesujące wnuczki.”
Panna Izabela lekko skrzywiła usta; nie podobał jej się ten nacisk.
- Ciotka tak mnie proteguje - rzekła do panny Florentyny - jakbym już straciła
wszelką nadzieję... Nie podoba mi się to!...
I w jej duszy nieco przyćmił się wizerunek pięknego Kazia Starskiego.
267
Drugi list był od Wokulskiego, który donosił, że będzie służyć o godzinie
pierwszej.
- Na którą kazałaś przyjść Żydom, Floro? - spytała panna Izabela.
- Na pierwszą.
- Chwała Bogu! Byle o tej porze nie wpadł do nas Starski - rzekła panna Izabela
biorąc do ręki trzeci list.
- Jakiś znajomy mi charakter? - dodała. - Czyje to pismo, Floro?...
- Czy nie poznajesz? - odpowiedziała panna Florentyna spojrzawszy na kopertę.
- Krzeszowskiej...
Rumieniec gniewu wystąpił na twarz panny Izabeli.
- Ach, prawda!... - zawołała rzucając list na stół. - Proszę cię, Floro, odeszlij jej
to i dopisz na wierzchu: „nieczytane...” Czego ona od nas chce, ta szkaradna
kobieta!...
- Łatwo możesz się dowiedzieć - szepnęła panna Florentyna. - Nie, nie i... nie!...
Nie chcę żadnych listów od tej nieznośnej baby... Pewnie znowu jakaś szykana,
bo ona nic innego nie pisuje...Proszę cię, Floro, natychmiast odeszlij ten list i...
albo zresztą zobacz, co pisze... Ostatni raz przyjmę jej bazgraninę...
Panna Florentyna powoli otworzyła kopertę i zaczęła czytać. Stopniowo na jej
obliczu ciekawość ustąpiła miejsca zdziwieniu, a potem zmieszaniu.
- Nie wypada mi tego czytać - szepnęła oddając list pannie Izabeli.
„Droga panno Izabelo! pisała baronowa. - Wyznaję, że dotychczasowym
postępowaniem mogłam zasłużyć na niechęć Pani i ściągnąć na siebie gniew
miłosiernego Boga, który tak troskliwie opiekuje się Wami. Dlatego cofam
wszystko, upokarzam się przed Tobą, droga Pani, i błagam, ażebyś mi
przebaczyła. Bo czy nie jest dowód łaski Nieba nad Wami, choćby w zesłaniu
Wam tego Wokulskiego? Człowiek ułomny jak inni stał się narzędziem
Najwyższej Ręki, ażeby mnie ukarać, a Was wynagrodzić. Nie dość bowiem, że
ranił mi w pojedynku męża (któremu również niech Bóg przebaczy wszystkie
podłości, jakich się względem mnie dopuścił), ale jeszcze nabył kamienicę, w
której zgasło moje ukochane dziecko, i pewnie każe sobie płacić duże komorne.
Wy zaś nie tylko patrzycie na moje klęski, ale jeszcze zyskaliście dwadzieścia
tysięcy rubli więcej, niż była warta kamienica.
W zamian za moją skruchę, droga Pani, racz wyrobić u W-go Wokulskiego
(który nie wiem, za co gniewa się na mnie), ażeby mi prolongował kontrakt na
dalsze lata i nie wypędzał przesadnymi żądaniami z domu, gdzie moja jedyna
córka skończyła życie. Należy to jednak robić ostrożnie, gdyż W-ny Wokulski z
niewiadomych mi powodów nie życzy sobie, ażeby o jego nabytku mówiono.
Nie tylko, zamiast sam kupić kamienicę (jak uczciwy człowiek), podstawił
lichwiarza, Szlangbauma, ale jeszcze, ażeby nadpłacić dwadzieścia tysięcy rubli
nad moją sumę, sprowadził do sądu fałszywych licytantów. Dlaczego tak
tajemniczo postępuje? lepiej niż ja musicie Wy wiedzieć, drodzy Państwo,
którzy podobno umieściliście u niego swój kapitalik. Mały on jest, ale przy łasce
bożej (która tak oczywiście czuwa nad Wami) i znanej obrotność W-go
268
Wokulskiego przyniesie zapewne procent, który wynagrodzi Państwu gorycze
ich dotychczasowego położenia. Polecając siebie sercu drogiej Pani, a nasze
obustronne stosunki niezawodnej sprawiedliwości boskiej, pozostaję zawsze
wierną, choć pogardzaną ich kuzynką i uniżoną sługą.
Krzeszowska”
Czytając panna Izabela była blada jak papier. Podniosła się od stołu, zwinęła list
i podniosła rękę, jakby z zamiarem rzucenia go komuś w oczy. Nagle, zdjęta
strachem, chciała gdzieś uciec czy kogoś zawołać; lecz w tej chwili opamiętała
się i poszła do ojca.
Pan Łęcki w pantoflach i płóciennym szlafroku leżał na kanapie i czytał
„Kuriera”. Bardzo czule przywitał się z córką, a gdy usiadła, uważnie
przypatrzył się jej i rzekł:
- Czy światło złe w tym pokoju, czy mi się zdaje, że panienka jest nie w
humorze?...
- Jestem trochę rozstrojona.
- Właśnie uważam, ale to z gorąca. A powinnaś dziś - dodał grożąc jej z
uśmiechem - powinnaś dziś, figlarko, dobrze wyglądać, bo ten Kazio, jak
mówiła mi wczoraj ciotka, jest do wzięcia... Panna Izabela milczała, ojciec
prawił dalej:
- Prawda, że chłopak trochę zbałamucony ciągłym lataniem po święcie, trochę
zadłużony, ale - młody, przystojny, no i szalał za tobą. Joasia ma nadzieję, że
prezesowa utrzyma go na wsi przez parę tygodni, a reszta należy już do ciebie...
I wiesz, może by to było nieźle?...Nazwisko piękne... fortuna jakoś zlepi się z
różnych kawałków... Przy tym człowiek światowy, bywalec, nawet rodzaj
bohatera, jeżeli to prawda, że opłynął kulę ziemską...
- Miałam list od Krzeszowskiej - przerwała mu panna Izabela. - Oo?... cóż pisze
ta wariatka? - Pisze, że nasz dom kupił nie Szlangbaum, ale Wokulski i że za
pomocą podstawionych licytantów dał za niego o dwadzieścia tysięcy rubli
więcej, aniżeli wart.
Mówiąc to zdławionym głosem, patrzyła z trwogą na ojca; obawiała się jakiegoś
wybuchu. Ale pan Tomasz uniósł się tylko na kanapie i strzeliwszy palcami
zawołał:
- Czekaj!... czekaj ... wiesz, że to może być prawda...
- Jak to! - zerwała się z krzesła panna Izabela. - Więc on śmiałby nam darować
dwadzieścia tysięcy, a ojciec mówi o tym tak spokojnie?..
- Mówię spokojnie, bo gdybym zaczekał ze sprzedażą, wziąłbym nie
dziewięćdziesiąt, ale sto dwadzieścia tysięcy...
- Ależ czekać nie mogliśmy, skoro kamienicę puszczono na licytację...
- Toteż że nie mogliśmy czekać, straciliśmy, a Wokulski zyska, gdyż może
czekać. Panna Izabela po tej uwadze nieco uspokoiła się.
- Więc papo nie uznaje w tym żadnego dobrodziejstwa z jego strony! Bo
wczoraj mówił papo o Wokulskim w taki sposób, jakby czuł, że jest przez niego
oplątany...
269
- Cha! cha! cha!..: - roześmiał się pan Tomasz - Cudowna jesteś... nieoceniona.
Wczoraj byłem trochę rozstrojony, nawet bardzo i... coś...coś... zaświtało mi w
głowie... Ale dzisiaj... Cha! cha! cha!... Niechże sobie wreszcie Wokulski
przepłaca kamienice. Od tego on kupiec, żeby wiedział, ile i za co płaci. Straci
na jednym, zyska na drugim. - Ja, co najwyżej, mogę mu tego nie brać za złe, że
staje do licytacji mego majątku... Chociaż miałbym prawo podejrzewać jakiś
nieczysty interes takim na przykład... podstawianiu Szlangbauma...
Panna Izabela serdecznie uściskała ojca.
- Tak - rzekła - papo ma rację. Nie umiałam tylko zdać sobie z tego sprawy.
Takie podstawienie Żydów przy kupnie najjaśniej dowodzi, że ten pan bawiąc
się w przyjaźń robi interesa...
- Naturalnie! - potwierdził pan Tomasz. - Czyliżbyś nie miała rozumieć tak
prostej rzeczy. Niezły to może człowiek, ale zawsze kupiec... kupiec!...
W przedpokoju rozległo się mocne dzwonienie.
- To pewnie on. Wyjdę, papo, i zostawię panów samych.
Opuściła sypialnię ojca, lecz w przedpokoju, zamiast Wokulskiego, zobaczyła
aż trzech Żydów, głośno rozprawiających z Mikołajem i panną Florentyną.
Uciekła do sali i przez myśl przebiegły jej wyrazy:
„Boże!... dlaczego on nie przychodzi...”
W sercu jej kipiała burza uczuć. Panna Izabela potakując zdaniom ojca
rozumiała jednak, że to nieprawda, co on mówi, że Wokulski nie zrobił na
kamienicy interesu, ale stracił, i tylko dlatego, ażeby ich wydźwignąć z
najfatalniejszej pozycji. Lecz przyznając to, czuła nienawiść: „Podły! podły!... -