-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 90 91 92 93 94 95 96 97 98 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

miałem pojęcia o podobnej szlachetności... A gdybyś wiedziała. jak on mnie

dziś pielęgnował...

- Dlaczego pielęgnował?...

- Miałem mały atak z gorąca i irytacji...

- Jaki atak?.. - Krew uderzyła mi do głowy... ale to już przeszło... Podły

Żyd...no, ale Wokulski - powiadam ci, że to coś nadludzkiego.

Zaczął płakać.

- Papo, co tobie?... Ja poszlę po doktora.... - zawołała panna Izabela klękając

przed fotelem.

- Nic, nic... uspokój się... Pomyślałem tylko, że gdybym umarł, Wokulski jest

jedynym człowiekiem, któremu mogłabyś zaufać...

- Nie rozumiem... - Chciałaś powiedzieć: nie poznajesz mnie, prawda?... Dziwi

cięto, że twój los mógłbym powierzyć kupcowi?... Ale widzisz... kiedy w

nieszczęściu jedni sprzysięgli się przeciw nam, inni opuścili nas, on pospieszył z

pomocą, a może mi nawet życie uratował... My, apoplektycy, niekiedy bardzo

blisko ocieramy się o śmierć... Więc gdy mnie cucił, pomyślałem, kto by się

259

tobą uczciwie zaopiekował? Bo nie Joasia ani Hortensja, ani nikt... Tylko

majętne sieroty znajdują opiekunów...

Panna Izabela spostrzegłszy, że ojciec stopniowo odzyskuje siły i władzę nad

sobą, powstała z klęczek i usiadła na szezlongu.

- Zatem, ojcze, jakąż rolę przeznaczasz temu panu? - spytała chłodno.

- Rolę? powtórzył przypatrując się jej uważnie.

- Rolę...doradcy... przyjaciela domu... opiekuna... Opiekuna tego mająteczku,

jaki by ci pozostał...

- O, pod tym względem ja go już dawniej oceniłam. Jest to człowiek energiczny

i przywiązany do nas... Zresztą mniejsza z tym - dodała po chwili. - Jakże papo

skończył z kamienicą?

- Mówię ci jak. Łotr Żyd dał dziewięćdziesiąt tysięcy, więc nam zostało

trzydzieści. A że poczciwy Wokulski będzie mi płacił od tej sumy dziesięć

tysięcy... Trzydzieści trzy procent, wyobraź sobie. - Jak to trzydzieści trzy? -

przerwała panna Izabela. - Dziesięć tysięcy to dziesięć procent...

- Ale gdzież znowu! Dziesięć od trzydziestu to znaczy trzydzieści trzy procent.

Wszakże procent znaczy: pro centum - „za sto”, rozumiesz?

- Nie rozumiem - odpowiedziała panna Izabela potrząsając głową.

- Rozumiem, że dziesięć to znaczy dziesięć; ale. jeżeli w języku kupieckim

dziesięć nazywa się trzydzieści trzy, to niech i tak będzie.

- Widzisz, że nie rozumiesz. Zaraz wyjaśniłbym ci to, ale - takim znużony, że

się trochę prześpię...

- Może posłać po doktora? - spytała panna Izabela podnosząc się z siedzenia. -

Boże uchowaj!... - zawołał pan Tomasz i zatrząsł rękoma. - Niechbym się tylko

wdał w doktorów, a z pewnością bym nie żył...

Panna Izabela nie nalegała dłużej; ucałowała ojca w rękę i w czoło i poszła do

swego buduaru, głęboko zadumana.

Niepokój trapiący ją od kilku dni: jak się skończy licytacja? opuścił ją tak, że

śladu nie zostało po nim. Więc mają jeszcze dziesięć tysięcy rubli rocznie i

trzydzieści tysięcy rubli gotówką?... Zatem pojadą na wystawę paryską, potem

może do Szwajcarii, a na zimę znowu do Paryża. Nie!... Na zimę wrócą do

Warszawy, ażeby znowu otworzyć dom. I jeżeli znajdzie się jaki majętny

człowiek, niestary i niebrzydki (jak na przykład baron albo marszałek... br!...),

wreszcie nie parweniusz i niegłupi... (No, głupi może sobie być; w ich

towarzystwie mądrym jest tylko Ochocki, a i to dziwak!) Jeżeli znajdzie się taki

epuzer - panna Izabela zdecyduje się ostatecznie...

„Wyborny jest papa z tym Wokulskim!” - myślała panna Izabela chodząc tam i

na powrót po swoim gabinecie.

Wokulski moim opiekunem!... Wokulski może być bardzo dobrym doradcą,

plenipotentem, zresztą opiekunem majątku... Ale tytuł opiekuna może nosić

tylko książę, zresztą nasz kuzyn i dawny przyjaciel rodziny ...”

Wciąż chodziła po pokoju tam i na powrót ze skrzyżowanymi na piersiach

rękoma i nagle przyszło jej na myśl: skąd ojciec tak dziś rozczulił się nad

260

Wokulskim?... Jaką czarodziejską siłą ten człowiek pozyskawszy całe jej

otoczenie obecnie zdobył już ostatnią pozycję, ojca!... Ojciec, pan Tomasz

Łęcki, płakał... On, z którego oczu od śmierci matki nie stoczyła się ani jedna

łza...

„Muszę jednak przyznać, że jest to bardzo dobry człowiek - rzekła w sobie. -

Rossi nie byłby tak zadowolony z Warszawy, gdyby nie troskliwość

Wokulskiego. No, ależ moim opiekunem, nawet w razie nieszczęścia, nie

będzie... Co do majątku, owszem, niech nim rządzi; ale opiekunem!... Ojciec

musi być ogromnie osłabiony, jeżeli wpadł na podobną kombinację...” Około

szóstej wieczorem panna Izabela będąc w salonie usłyszała dzwonek w

przedpokoju, a potem niecierpliwy głos Mikołaja:

- Mówiłem: jutro przyjść, bo dziś pan chory.

- Co ja zrobię, kiedy pan jak ma pieniądze, to jest chory, a jak jest zdrów, to nie

ma pieniędzy?... - odpowiedział inny głos nieco zacinający z żydowska.

W tej chwili rozległ się w przedpokoju szelest kobiecej sukni i wbiegła panna

Florentyna mówiąc:

- Cicho!.. na Boga, cicho!... Niech pan Szpigelman przyjdzie jutro...Przecież pan

Szpigelman wie, że są pieniądze...

- Właśnie ja dlatego dzisiaj przychodzę już trzeci raz. A jutro przyjdą inni i ja

znów będę czekał... Krew uderzyła do głowy pannie Izabeli, która nie zdając

sobie sprawy z tego, co robi, nagle weszła do przedpokoju.

- Co to jest?... - zapytała panny Florentyny.

Mikołaj wzruszył ramionami i na palcach wyszedł do kuchni.

- To ja jestem, panno hrabianko... Dawid Szpigelman - odpowiedział niewielki

człowiek z czarnym zarostem i w czarnych okularach.- Ja do pana hrabiego

przyszedłem na mały interes... - Kochana Belu... - odezwała się panna

Florentyna chcąc wyprowadzić kuzynkę.

Ale panna Izabela wyrwała się jej z rąk i zobaczywszy, że gabinet ojca jest

wolny, kazała tam wejść Szpigelmanowi.

- Zastanów się, Belu, co robisz?... - upominała ją panna Florentyna.

- Chcę raz dowiedzieć się prawdy - rzekła panna Izabela.

Zamknęła drzwi gabinetu, siadła na fotelu i patrząc w okulary Szpigelmanowi

zapytała:

- Jaki interes ma pan do mego ojca?

- Przepraszam pannę hrabiankę - odpowiedział przybysz kłaniając się - to jest

bardzo mały interes. Ja tylko chcę odebrać moje pieniądze...

- Ile?

- Zbierze się może z osiemset rubli...

- Dostanie pan jutro.

- Przepraszam pannę hrabiankę, ale ja już od pół roku co tydzień dostaję same

tylko jutro, a nie widzę ani procentu, ani kapitału.

Panna Izabela poczuła brak oddechu i ściskanie serca. Wnet jednakże

zapanowała nad sobą.

261

- Pan wiesz, że ojciec mój odbiera trzydzieści tysięcy rubli... Prócz tego

(mówiła, sama nie wiedząc dlaczego!) będziemy mieli dziesięć tysięcy rocznie...

Pańska sumka przepaść nie może, chyba pan rozumie...

- Skąd dziesięć?... - spytał Żyd i zuchwale podniósł głowę

- Jak to skąd? - odparła oburzona. - Procent od naszego majątku.

- Od trzydziestu tysięcy?... - wtrącił Żyd z uśmiechem, myśląc, że chcą go

wyprowadzić w pole.

- Tak.

- Przepraszam pannę hrabiankę - ironicznie odparł Szpigelman - ja dawno robię

pieniędzmi, ale takiego procentu nigdy nie widziałem. Od trzydziestu tysięcy

pan hrabia może mieć trzy tysiące, i jeszcze na bardzo niepewnej hipotece. Ale

co mnie do tego... Mój interes jest, żebym ja odebrał moje pieniądze. Bo jak

jutro przyjdą inni, to oni znowu będą lepsi od Dawida Szpigelmana, a jak pan

hrabia resztę odda na procent, to ja będę musiał czekać rok...

Panna Izabela zerwała się z fotelu.

- Więc ja pana zapewniam, że jutro dostaniesz pieniądze! - zawołała patrząc na

niego z pogardą.

- Słowo? - spytał Żyd delektując się w duszy jej pięknością.

1 ... 90 91 92 93 94 95 96 97 98 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название