-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 86 87 88 89 90 91 92 93 94 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

- Ależ, panie, on kosztował mnie sto tysięcy...

- Tak... Hum!... hum!... Trochę pan przepłacił...

- Ja też - przerywa mu pan Łęcki - żądam tylko stu dziesięciu... I zdaje mi się, że

kiedy jak kiedy, ale w tym razie powinien by mi pan adwokat dopomóc... Są

przecież jakieś sposoby, których ja nie znam nie będąc prawnikiem...

- Hum!... hum!... - mruczy adwokat. Na szczęście jeden z kolegów(odziany

również we frak ze srebrnym znaczkiem) wywołuje go z sali; w minutę zaś

później zbliża się do pana Łęckiego jegomość w szafirowych okularach, z miną

zakrystiana, i mówi:

- O co panu chodzi, panie hrabio?... Żaden adwokat nie podbije panu ceny

domu... Od tego ja jezdem... Desz pan hrabia dwadzieścia rubli na koszta i jeden

procent od każdego tysiąca nad sześćdziesiąt tysięcy...

Pan Łęcki patrzy na zakrystiana z wielką pogardą; kładzie nawet obie ręce w

kieszenie spodni (co jemu samemu wydaje się dziwnym)i mówi:

- Dam jeden procent od każdego tysiąca wyżej nad sto dwadzieścia tysięcy

rubli...

Zakrystian w szafirowych okularach kłania się, poruszając przy tym lewą

łopatką, i odpowiada:

- Przepreszem pana hrabiego...

- Stój! - przerywa pan Łęcki. - Wyżej nad sto dziesięć...

- Przepreszem.

- Nad sto.

- Przepreszem.

- Niech was pioruny!....Więc ile chcesz?...

- Jeden procencik od sumy wyższej nad siedemdziesiąt i dwadzieścia rubelków

na koszta...- mówi kłaniając się do ziemi zakrystian.

- Dziesięć rubli weźmiesz? - pyta fiołkowy z gniewu pan Łęcki.

- Ja i rubelkiem nie pogardzę...

Pan Łęcki wydobywa wspaniały pugilares, z niego cały pęk szeleszczących

dziesięciorublówek i jedną z nich daje zakrystianowi, który schyla się do ziemi.

- Zobaczy jaśnie wielmożny pan... - szepcze zakrystian.

248

Obok pana Ignacego stoi dwóch Żydów: jeden wysoki, śniady, z brodą tak

czarną, że wpada w kolor granatowy, drugi łysy, z tak długimi faworytkami, że

walają mu klapy surduta. Dżentelmen z faworytami na widok

dziesięciorublówek pana Łęckiego uśmiecha się i mówi półgłosem do pięknego

bruneta:

- Pan wydzysz te pyniądze u ten szlachcic... Pan słyszysz, jak ony klaskają?...

Ony tak czeszą szę, że mnie widzą... Pan to rozumysz, panie Cynader?..

- Łęcki jest pański klient? - pyta piękny brunet.

- Dlaczego on nie ma bycz mój?

- Co on ma? - mówi brunet.

- On ma... on ma - szostre w Krakowie, która, rozumysz pan, zapysała dla jego

córki...

- A jeżeli ona nic nie zapisała?...

Dżentelmen z faworytami na chwilę tropi się.

- Tylko mi pan nie mów takie głupie gadanie!... Dlaczego szostra z Krakowa nie

ma im zapysać, kiedy ona jest chora?..

- Ja nic nie wiem - odpowiada piękny brunet. (Pan Ignacy przyznaje w duchu, że

tak pięknego mężczyzny nigdy jeszcze nie widział.)

Ale on ma córkę, panie Cynader... - mówi niespokojnie właściciel bujnych

faworytów. - Pan zna jego córkę, tę pannę Izabelę, panie Cynader?... Ja sam

dałbym jej, no bez targu, sto rubli... - Ja bym dał sto pięćdziesiąt - mówi piękny

brunet - ale swoją drogą Łęcki to niepewny interes.

- Niepewny?... A pan Wokulski to co?...

- Pan Wokulski, no... to jest wielki interes - odpowiada brunet. - Ale ona jest

głupia i Łęcki jest głupi, i oni wszyscy są głupi. I oni zgubią tego Wokulskiego,

a on im nie da rady...

Panu Ignacemu pociemniało w oczach.

„Jezus, Maria! - szepcze. - Więc już nawet przy licytacjach mówią o Wokulskim

i o niej... I jeszcze przewidują, że go zgubi... Jezus Maria!...” ,

Około stołu zajętego przez komorników robi się mały zamęt; wszyscy widzowie

pchają się w tamtym kierunku. Stary Szlangbaum również zbliża się do stołu, a

po drodze kiwa na zniszczonego Żydka i nieznacznie mruga na okazałego pana,

z którym niedawno rozmawiał w cukierni.

Współcześnie wbiega adwokat pani Krzeszowskiej; nie patrząc na nią zajmuje

miejsce przed stołem i mruczy do komornika:

- Prędzej, panie, prędzej, bo dalibóg! nie mam czasu...

W kilka zaś minut po adwokacie wchodzi do sali nowa grupa osób. Jest tam

para małżonków należących, zdaje się, do profesji rzeźniczej, jest stara dama z

kilkunastoletnim wnukiem i dwu panów: jeden czerstwy i siwy, drugi

kędzierzawy, wyglądający na suchotnika. Obaj mają potulne fizjognomie i

podniszczone odzienia, lecz na ich widok Żydzi poczynają szemrać i pokazywać

palcami z wyrazem podziwu i szacunku.

249

Obaj stają tak blisko pana Ignacego, że ten mimo woli musi wysłuchać rad,

jakich siwy jegomość udziela kędzierzawemu:

- Rób, mówię tobie, Ksawery, jak ja. Ja nie śpieszę się, jak Boga kocham. Już

trzy lata, mówię tobie, chcę kupić niewielki domik, ot taki sobie za sto, za

dwieście tysięcy, na stare lata, ale nie śpieszę się. Wyczytuję ja sobie, które

chaty idą na licytacje, ogląduję ja ich sobie powoli, kalkuluję ja sobie w głowie,

a potem - zachodzę ja sobie tu i słucham, co ludzie dają. I kiedy, mówię tobie,

już nabrałem doświadczenia i w tym roku chciałem już co kupić, ceny jak raz w

niepraktykowany sposób skoczyły, psiakrew, i muszę na nowo kalkulować...

Ale jak we dwu poczniem się przysłuchiwać, to mówię tobie; ubijemy interes...

- Czycho!... - zawołano od stołu.

W sali ucichło, a pan Ignacy słucha opisu kamienicy położonej tui tu, mającej

trzy oficyny i trzy piętra, plac, ogród itd. W trakcie tego ważnego aktu pan

Łęcki robi się na przemian blady i fioletowy, a pani Krzeszowska co chwilę

podnosi do nosa kryształowy flakonik w złotej oprawie.

- Znam ten dom! - wykrzykuje nagle jegomość w szafirowych okularach z miną

zakrystiana. - Znam ten dom!... Z zamkniętymi oczami wart sto dwadzieścia

tysięcy rubli...

- Co pan zawracasz! - odzywa się stojący obok baronowej Krzeszowskiej pan z

fizjognomią łajdaka. - Co to za dom?... Rudera... trupiarnia!...

Pan Łęcki robi się bardzo fioletowy. Kiwa na zakrystiana i pyta go szeptem:

- Kto jest tamten łotr?... - Tamten?... - pyta zakrystian. - To szubrawczyna!...

Niech pan hrabia nie zważa na niego I mówi na cały głos: - Słowo honoru, za

ten dom śmiało można dać sto trzydzieści tysięcy...

- Kto jest ten nikczemnik? - pyta baronowa jegomościa z łajdacką miną. - Kto

jest ten w niebieskich okularach?...

- Tamten?... - odpowiada zapytany. - To znany szubrawiec... niedawno siedział

na Pawiaku... Niech pani na niego nie zważa... Plunąć nie warto...

- Cicho tam!... - woła urzędowy głos od stołu.

Zakrystian mruga na pana Łęckiego uśmiechając się familiarnie i pcha się do

stołu między licytantów. Jest ich czterech: adwokat baronowej, okazały pan,

stary Szlangbaum i zniszczony Żydek, obok którego staje zakrystian.

- Sześćdziesiąt tysięcy i pięćset rubli - mówi cicho adwokat pani Krzeszowskiej.

- Dalibóg! więcej nie warto wtrąca jegomość z miną łajdaka.

Baronowa triumfalnie spogląda na pana Łęckiego.

- Sześćdziesiąt pięć... - odzywa się majestatyczny pan.

- Sześćdziesiąt pięć tysięcy i sto rubli - bełkocze blady Żydek.

- Sześćdziesiąt sześć... - dodaje Szlangbaum.

- Siedemdziesiąt tysięcy! - wrzeszczy zakrystian.

- Ach! ach! ach!... - wybucha płaczem baronowa upadając na wyplataną

kanapkę.

Jej adwokat szybko odchodzi od stołu i biegnie bronić zabójcy.

- Siedemdziesiąt pięć tysięcy!... - woła okazały pan.

250

- Umieram!... - jęczy baronowa.

W sali robi się ruch. Stary Litwin chwyta pod rękę baronowę, którą odbiera mu

Maruszewicz, nie wiadomo skąd przybyły na ten uroczysty wypadek. Zanosząca

się od płaczu baronowa, wsparta na Maruszewiczu, opuszcza salę złorzecząc

przy tym swemu adwokatowi, sądowi, licytantom i komornikom. Pan Łęcki

1 ... 86 87 88 89 90 91 92 93 94 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название