-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Wokulski znajdował się niekiedy w tych towarzystwach, widział lornetki dam

skierowane na Szastalskiego i pannę Izabelę, nawet słyszał uwagi, które

brzęczały mu około uszu jak osy, ale nic nie rozumiał. Nim wreszcie nikt się nie

zajmował, odkąd dowiedziano się, że jest poważnym konkurentem.

- Nieszczęśliwa miłość budzi daleko więcej interesu - szepnęła raz panna

Rzeżuchowska do pani Wąsowskiej.

- Kto wie, gdzie tu naprawdę jest miłość nieszczęśliwa, a nawet tragiczna!... -

odpowiedziała pani Wąsowska patrząc na Wokulskiego.

W kwadrans później panna Rzeżuchowska kazała przedstawić sobie

Wokulskiego, a w ciągu następnego kwadransa zawiadomiła go (spuszczając

przy tym oczy), że jej zdaniem najpiękniejszą rolą kobiety jest pielęgnować

ranione serca, które cierpią w milczeniu.

Pewnego dnia przy końcu marca Wokulski przyszedłszy do panny Izabeli zastał

ją w doskonałym humorze.

- Wyborna wiadomość! - zawołała witając się z nim niezwykle gorąco. - Czy

wie pan, że przyjechał ten znakomity skrzypek Molinari...

- Molinari?... - powtórzył Wokulski. - Ach, tak, widziałem go w Paryżu.

- Tak pan chłodno o nim mówi? - zdziwiła się panna Izabela.- Czyby jego gra

nie podobała się panu?...

- Przyznam się pani, że nawet nie uważałem, jak on gra.

- To niepodobna!... to chyba nie słyszał go pan... Pan Szastalski (no, on zawsze

przesadza) powiedział, że tylko słuchając Molinariego mógłby umrzeć bez żalu.

Pani Wywrotnicka jest nim zachwycona, a pani Rzeżuchowska ma zamiar

wydać dla niego raut.

- O ile mi się zdaje, jest to dosyć mierny skrzypek.

- Ależ, panie!... Pan Rydzewski i pan Pieczarkowski mieli sposobność widzieć

jego album, złożone z samych recenzyj... Pan Pieczarkowski mówi, że

Molinariemu ofiarowali to jego wielbiciele. Otóż wszyscy europejscy

recenzenci nazywają go genialnym.

Wokulski potrząsnął głową.

- Widziałem go w sali, gdzie najdroższe miejsce kosztowało dwa franki.

- To niepodobna, to chyba nie on... On dostał order od ojca świętego, od szacha

perskiego, ma tytuł... Miernych skrzypków nie spotykają takie odznaczenia.

506

Wokulski z podziwem przypatrywał się zarumienionej twarzy i błyszczącym

oczom panny Izabeli. Były to tak silne argumenta, że zwątpił we własną pamięć

i odparł:

- Może być...

Ale pannę Izabelę w przykry sposób dotknęła jego obojętność dla sztuki.

Sposępniała i przez resztę dnia rozmawiała z Wokulskim dosyć chłodno.

„Głupiec jestem! - pomyślał wychodząc. - Zawsze muszę się wyrwać z czymś,

co jej robi przykrość. Jeżeli jest melomanką, może uważać za świętokradztwo

moje zdanie o Molinarim...”

I przez cały następny dzień gorzko wyrzucał sobie nieznajomość sztuki,

prostactwo, niedelikatność, a nawet brak szacunku dla panny Izabeli.

„Z pewnością - mówił - znakomitszym jest ten skrzypek, który na niej zrobi

wrażenie, aniżeli ten, który by mnie się podobał. Trzeba być arogantem, ażeby

wypowiadać sądy tak stanowcze, tym bardziej że musiałem nie poznać się na

jego grze...”

Wstyd go ogarnął.

Na trzeci dzień otrzymał od panny Izabeli krótki liścik:

„Panie - pisała. - Musi mi pan ułatwić zaznajomienie się z Molinarim, ale to

koniecznie, koniecznie... Obiecałam Cioci, że skłonię go, ażeby zagrał u niej na

ochronę; pojmuje więc pan, ile mi na tym zależy.”

W pierwszej chwili zdawało się Wokulskiemu, że zbliżenie się do genialnego

skrzypka będzie jednym z najtrudniejszych zadań, jakie mu kazano rozwiązać.

Szczęściem, przypomniał sobie, że ma znajomego muzyka, który nie tylko

poznał się z Molinarim, ale już chodził za nim i przesiadywał u niego jak cień.

Kiedy zwierzył się z kłopotu przed muzykiem, ten naprzód szeroko otworzył

oczy, potem zmarszczył brwi, w końcu zaś, po długim namyśle, odparł:

- O, to sprawa trudna, bardzo trudna, ale dla pana postaramy się. Tylko muszę

go przygotować, dobrze usposobić... I wie pan, jak zrobimy?... Niech pan jutro

zajdzie do hotelu o pierwszej w południe; ja tam będę na śniadaniu. Wtedy niech

pan wywoła mnie nieznacznie przez służącego, a już ja wyrobię panu audiencję.

Te ostrożności i ton, jakim je wypowiadano, przykro dotknęły Wokulskiego;

mimo to w oznaczonym terminie poszedł do hotelu.

- Pan Molinari w domu? - zapytał szwajcara.

Szwajcar, człowiek znajomy, wyprawił pomocnika na górę, sam zaś zaczął

bawić Wokulskiego rozmową:

- To, wielmożny panie, mamy ruch w hotelu z tym Włochem!...

Schodzą się państwo jak do cudownego obrazu, ale najwięcej kobiety...

- Oho?...

- Tak, wielmożny panie. Taka najpierwej przysyła mu list, potem bukiet, a

nareszcie sama przychodzi za woalką, bo myśli, że jej nikt nie pozna... To,

panie, śmiech dla całej służby!... On nie każdą przyjmuje, choć która da jego

lokajowi ze trzy ruble. Ale czasem, jak trafi mu się dobry humor, to nieraz

507

dobiera sobie chłopisko jeszcze dwa numery, każdy w innej stronie korytarza, i

w każdym inną rozwesela... Taki, bestia, zajadły.

Wokulski spojrzał na zegarek. Upłynęło z dziesięć minut na czekaniu, więc

pożegnał szwajcara i poszedł na schody czując, że gniew zaczyna w nim kipieć.

„Tęgi blagier! - myślał. - Ale też i miłe te kobietki...”

W drodze spotkał go zadyszany pomocnik szwajcara.

- Pan Molinari - rzekł - kazał prosić, ażeby jaśnie pan chwilkę zaczekał...

Wokulski chciał schwycić za kark posłańca, ale pohamował się i zawrócił na

dół.

- Jaśnie pan odchodzi?... Co mam powiedzieć panu Molinaremu?...

- Powiedz mu, ażeby... Rozumiesz?

- Powiem, jaśnie panie, tylko on nie zrozumie - odpowiedział zadowolony lokaj,

a wpadłszy do szwajcara rzekł:

- Przynajmniej znalazł się choć jeden pan, co się poznał na tym kundlu

Włochu... O, hycel! łeb to zadziera, ale nim ci da, człeku, dziesiątczynę, to ją

pierwej ze trzy razy obejrzy... Legawa suka go urodziła, pokrakę... Zgnilec...

obieżyświat... kopernik !...

Była chwila, że Wokulski uczuł żal do panny Izabeli. Jak można zapalać się do

człowieka, z którego nawet hotelowa służba żartuje!... Jak można zapisywać się

na długą listę jego wielbicielek... Czy w końcu godziło się zmuszać go, ażeby

szukał znajomości z takim płytkim blagierem!...

Ale wnet ochłonął; przyszła mu bardzo słuszna uwaga, że panna Izabela nie

znając Molinariego daje się tylko unosić prądowi jego reputacji.

„Pozna go i ochłonie - pomyślał. - Tylko już ja nie będę im służył za

pośrednika.”

Kiedy Wokulski wrócił do domu, zastał u siebie Węgiełka, który czekał na

niego od godziny.

Chłopak wyglądał po warszawsku, ale był trochę mizerny.

- Wychudłeś, zbladłeś - rzekł Wokulski przypatrzywszy mu się. Łajdaczysz się

czy co?...

- Nie, panie, tylko dziesięć dni chorowałem. Coś mi się zrobiło na szyi takie

paskudne, że mnie doktór pokrajał. Ale już wczoraj poszedłem do roboty.

- Potrzebujesz pieniędzy?

- Nie, panie. Chciałem tylko opowiedzieć się względem powrotu do Zasławia.

- Już cię korci. A nauczyłeś się czego?

- Ojej! I ze ślusarką się trochę... i według stolarki... Koszyków nauczyłem się też

wcale pięknych i rysować. A nawet jakby przyszło do malowania, to też...

Mówiąc to kłaniał się, rumienił i miętosił czapkę w ręku.

- Dobrze - odezwał się po chwili Wokulski. - Na narzędzia dostaniesz sześćset

rubli. Wystarczy?... A kiedy chcesz wracać?

Chłopak zaczerwienił się jeszcze mocniej i pocałował Wokulskiego w rękę.

- Bo ja jeszcze, z przeproszeniem łaski pańskiej, chciałbym się ożenić... Tylko

nie wiem...

508

Poskrobał się w głowę.

- Z kimże to? - spytał Wokulski.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название