-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

- Zatrzymaj pan powóz.

- Po co?...

- No, jeżeli chcesz tu wysiąść...

- Właśnie, że tu nie wysiądę... O, ja nieszczęśliwy z takim podłym

usposobieniem!...

Wokulski przychodził do państwa Łęckich co kilka dni i najczęściej zastawał

tylko pana Tomasza, który witał go z ojcowską czułością, a następnie po parę

godzin rozmawiał o swoich chorobach lub o swoich interesach dając z lekka do

zrozumienia, że uważa go już za członka rodziny.

Panny Izabeli zazwyczaj nie było wtedy w domu: była u hrabiny ciotki, u

znajomych albo w magazynach. Jeżeli zaś Wokulski trafił szczęśliwie,

rozmawiali ze sobą krótko i o rzeczach obojętnych, gdyż panna Izabela nawet i

wówczas albo wybierała się gdzieś, albo u siebie przyjmowała wizyty.

W parę dni po odwiedzinach pani Wąsowskiej Wokulski zastał pannę Izabelę.

Podając mu rękę, którą jak zwykle z religijną czcią ucałował, rzekła:

- Wie pan, że z prezesową jest bardzo niedobrze...

Wokulski stropił się.

- Biedna, zacna staruszka... Gdybym był pewny, że moje przybycie nie

przestraszy jej, pojechałbym... Czy aby ma opiekę?

- O tak - odparła panna Izabela. - Są tam baronostwo Dalscy rzekła z uśmiechem

- bo Ewelinka już wyszła za barona. Jest Fela Janocka i... Starski...

Twarz jej oblał lekki rumieniec i umilkła.

„Oto skutki mego nietaktu - pomyślał Wokulski. - Spostrzegła, że ten Starski

wydaje mi się niesmacznym, i teraz miesza się na lada wspomnienie o nim.

Jakże to podle z mojej strony!”

Chciał powiedzieć coś życzliwego o Starskim, ale uwięzły mu wyrazy. Aby

więc przerwać kłopotliwe milczenie, rzekł:

- Gdzież w tym roku wybiorą się państwo na lato?

- Czy ja wiem? Ciotka Hortensja jest trochę słaba, więc może pojedziemy do

niej do Krakowa. Ja jednak, muszę przyznać, miałabym ochotę do Szwajcarii,

gdyby to ode mnie zależało.

- A od kogóż? - spytał Wokulski.

- Od ojca... Zresztą, czy ja wiem, co się jeszcze stanie? - odpowiedziała

rumieniąc się i spoglądając na Wokulskiego w sposób jej tylko właściwy.

- Przypuściwszy, że wszystko stanie się według woli pani rzekł - czy mnie

przyjęłaby pani za towarzysza?...

- Jeżeli pan zasłuży...

495

Powiedziała to takim tonem, że Wokulski stracił władzę nad sobą, już nie

wiadomo po raz który w tym roku.

- Czym ja mogę zasłużyć na łaskę pani? - spytał biorąc ją za rękę. - Chyba

litość... Nie, nie litość. Jest to uczucie równie przykre dla ofiarowującego, jak i

dla przyjmującego. Litości nie chcę. Ale niech pani tylko pomyśli, co ja pocznę,

tak długo nie widząc pani? Prawda, że i dziś widujemy się bardzo rzadko; pani

nawet nie wie, jak wlecze się czas tym, którzy czekają... Ale dopóki mieszka

pani w Warszawie, mówię sobie: zobaczę ją pojutrze... jutro... Zresztą mogę

zobaczyć każdej chwili, jeżeli nie panią, to przynajmniej ojca, Mikołaja, a

choćby ten dom...

Ach, mogłaby pani spełnić uczynek miłosierny i jednym słowem zakończyć -

nie wiem... moje cierpienia czy przywidzenia... Wszak zna pani to zdanie, że

najgorsza pewność jest lepsza od niepewności...

- A jeżeli pewność nie jest najgorsza?... - spytała panna Izabela nie patrząc mu

w oczy.

W przedpokoju zadzwoniono, a po chwili Mikołaj podał bilety panów

Rydzewskiego i Pieczarkowskiego.

- Proś - rzekła panna Izabela.

Do salonu weszli dwaj bardzo eleganccy młodzi ludzie, z których jeden

odznaczał się cienką szyją i dość wyraźną łysiną, a drugi powłóczystymi

spojrzeniami i subtelnym sposobem mówienia. Weszli rzędem, jeden obok

drugiego; trzymając kapelusze na tej samej wysokości. Jednakowo ukłonili się,

jednakowo usiedli, jednakowo założyli nogę na nogę, po czym pan Rydzewski

zaczął pracować nad utrzymaniem swojej szyi w kierunku pionowym, a pan

Pieczarkowski zaczął mówić bez wytchnienia.

Mówił o tym, że obecnie świat chrześcijański obchodzi wielki post za pomocą

rautów, że przed wielkim postem był karnawał, w czasie którego bawiono się

wyjątkowo dobrze, i że po wielkim poście nastąpi czas najgorszy, w którym nie

wiadomo, co robić. Następnie zakomunikował pannie Izabeli, że podczas

wielkiego postu obok rautów odbywają się odczyty, na których można bardzo

przyjemnie czas spędzać, jeżeli się siedzi obok znajomych dam, i że

najwykwintniejsze przyjęcia w tym poście są u państwa Rzeżuchowskich.

- Coś zachwycającego, coś oryginalnego!... powiadam pani - mówił. - Kolacja,

rozumie się, jak zwykle: ostrygi, homary, ryby, zwierzyna, ale na zakończenie,

dla amatorów, wie pani co?... Kasza!... Prawdziwa kasza... jakaż to?...

- Tatarska - wtrącił pierwszy i ostatni raz pan Rydzewski.

- Nie tatarska, ale tatarczana. Coś cudownego, coś bajecznego!... Każde ziarnko

wygląda tak, jakby oddzielnie gotowane... Formalnie zajadamy się nią: ja,

książę Kiełbik, hrabia Śledziński... Coś przechodzącego wszelkie pojęcie...

Podaje się zwyczajnie, na srebrnych półmiskach.

Panna Izabela z takim zachwytem patrzyła na mówiącego, w taki sposób każdy

jego wyraz podkreślała ruchem, uśmiechem lub spojrzeniem, że Wokulskiemu

496

zaczęło robić się ciemno w oczach. Więc wstał i pożegnawszy towarzystwo

wybiegł na ulicę.

„Nie rozumiem tej kobiety! - pomyślał. - Kiedy ona jest sobą, z kim ona jest

sobą?...”

Ale po przejściu paruset kroków na mrozie ochłonął.

„W rezultacie - myślał - cóż w tym nadzwyczajnego? Musi żyć z ludźmi, do

których nawykła; a jeżeli z nimi żyje, musi słuchać ich błazeńskiej rozmowy. Co

ona zaś temu winna, że jest piękna jak bóstwo i że dla każdego jest bóstwem?...

Chociaż:.. gust do podobnego towarzystwa... Ach, jakiż ja jestem nikczemny,

zawsze i zawsze nikczemny!..”

Ile razy po wizycie u panny Izabeli jak dokuczliwe muchy rzucały się na niego

wątpliwości, biegł do pracy. Przeglądał rachunki, uczył się angielskich słówek,

czytał nowe książki. A gdy i to nie pomagało, szedł do pani Stawskiej, u niej

spędzał cały wieczór i dziwna rzecz, w jej towarzystwie znajdował jeżeli nie

zupełny spokój, to przynajmniej ukojenie...

Rozmawiali o rzeczach najzwyklejszych. Najczęściej ona opowiadała mu o tym,

że w sklepie Milerowej interesa idą coraz lepiej, ponieważ ludzie dowiedzieli

się, że sklep ten w większej części należy do pana Wokulskiego. Potem mówiła,

że Helunia robi się coraz grzeczniejsza, a jeżeli jest kiedy niegrzeczną, wówczas

babcia straszy ją, że powie przed panem Wokulskim, i - dziecko zaraz się

uspakaja. Potem jeszcze napomykała o panu Rzeckim, który bywa tu niekiedy i

jest bardzo lubiany przez babcię, ponieważ opowiada jej mnóstwo szczegółów z

życia pana Wokulskiego. I że babcia równie lubi pana Wirskiego, który po

prostu zachwyca się panem Wokulskim.

Wokulski patrzył na nią zdziwiony. W pierwszych czasach zdawało mu się, że

słucha pochlebstw, i - uczuł przykrość. Lecz pani Stawska opowiadała to z tak

naiwną prostotą, że powoli zaczął odgadywać w niej najlepszą przyjaciółkę,

która jakkolwiek przecenia go, jednak mówi bez cienia obłudy.

Spostrzegł również, że pani Stawska nigdy nie zajmuje się sobą. Kiedy skończy

ze sklepem, myśli o Heluni, służy matce, troszczy się interesami służącej i

mnóstwa ludzi obcych, po największej części biedaków, którzy niczym

odwdzięczyć się jej nie mogli. Gdy zaś i tych kiedy zabrakło, wówczas zagląda

do klatki kanarka, ażeby mu zmienić wodę albo dosypać ziarna.

„Anielskie serce!...” - myślał Wokulski. Pewnego zaś wieczora rzekł do niej :

- Wie pani, co mi się zdaje, kiedy patrzę na panią?

Spojrzała na niego zalękniona.

- Zdaje mi się, że gdyby pani dotknęła człowieka ciężko poranionego, nie tylko

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название