-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

której oczy błyszczały jak brylanty albo jako gwiazdy, po niebie jego

zachwytów przelatywał obłok i rzucał mu na duszę cień nieokreślonej

wątpliwości. Ale Wokulski na cienie zamykał oczy. Panna Izabela była jego

życiem, szczęściem, słońcem, którego nie mogły zaćmić jakieś przelotne

chmurki, może nawet zgoła urojone.

Niekiedy przychodził mu na myśl Geist, zdziczały mędrzec wśród wielkich

pomysłów, który wskazywał mu inny cel aniżeli miłość panny Łęckiej. Ale

wówczas starczyło Wokulskiemu jedno spojrzenie panny Izabeli, ażeby go

otrzeźwić z mrzonek.

„Co mi tam ludzkość! - mówił wzruszając ramionami. - Za całą ludzkość i za

całą przyszłość świata, za moją własną wieczność... nie oddam jednego jej

pocałunku...” I na myśl o tym pocałunku działo się z nim coś niezwykłego.

Wola w nim słabła, czuł, że traci przytomność, i ażeby odzyskać ją, musiał

znowu zobaczyć pannę Izabelę w towarzystwie elegantów. I dopiero wówczas,

gdy słyszał jej szczery śmiech i stanowcze zdania, kiedy widział jej ogniste

spojrzenia rzucane na panów: Niwińskiego, Malborga i Szastalskiego, przez

mgnienie oka zdawało mu się, że spada przed nim zasłona, poza którą widzi

jakiś inny świat i jakąś inną pannę Izabelę. Wtedy, nie wiadomo skąd, zapalała

się przed nim jego młodość pełna tytanicznych wysiłków. Widział swoją pracę

nad wydobyciem się z nędzy, słyszał świst pocisków, które kiedyś przelatywały

mu nad głową, a potem widział laboratorium Geista, gdzie rodziły się

489

niezmierne wypadki, i spoglądając na panów: Niwińskiego, Malborga i

Szastalskiego; myślał:

„Co ja tu robię?..: Skąd ja modlę się do jednego z nimi ołtarza?.:”

Chciał roześmiać się, ale znowu wpadał w moc obłędu. I znowu wydawało mu

się, że takie jak jego życie warto złożyć u nóg takiej jak panna Izabela kobiety.

Bądź jak bądź, pod wpływem nieostrożnego słówka pani z de Ginsów

Upadalskiej, w pannie Izabeli poczęła wytwarzać się zmiana na korzyść

Wokulskiego. Z uwagą przysłuchiwała się rozmowom panów odwiedzających

jej ojca i w rezultacie spostrzegła, że każdy z nich ma albo kapitalik, który chce

umieścić u Wokulskiego; „bodajby na piętnaście procent”, albo kuzyna,

któremu chce wyrobić posadę, albo pragnie poznać się z Wokulskim dla jakichś

innych celów. Co się zaś tycze dam, te albo również chciały kogoś protegować,

albo miały córki na wydaniu i nawet nie taiły się, że pragną odbić Wokulskiego

pannie Izabeli, albo, o ile nie były zbyt dojrzałymi, rade były uszczęśliwić go

same.

- Oto być żoną takiego człowieka! - mówiła z Fertalskich Wywrotnicka.

- Choćby nawet i nie żoną! - odparła z uśmiechem baronowa von Ples, której

mąż od pięciu lat był sparaliżowany.

„Tyran... despota...” - powtarzała panna Izabela czując, że lekceważony przez

nią kupiec zwraca ku sobie wiele spojrzeń, nadziei i zazdrości.

Pomimo resztek pogardy i wstrętu, jakie w niej jeszcze tlały, musiała przyznać,

że ten szorstki i ponury człowiek więcej znaczy i lepiej wygląda aniżeli

marszałek, baron Dalski, a nawet aniżeli panowie: Niwiński, Malborg i

Szastalski.

Najsilniej jednak wpłynął na postanowienia jej książę.

Książę, na którego prośbę Wokulski nie tylko w grudniu roku zeszłego nie

chciał ofiarować pani Krzeszowskiej dziesięciu tysięcy rubli, ale nawet w

styczniu i lutym roku bieżącego nie dał ani grosza na protegowanych przez

niego ubogich, książę na chwilę stracił serce do Wokulskiego. Wokulski zrobił

księciu przykry zawód. Książę sądził i wierzył, iż ma prawo tak sądzić, że

człowiek podobny Wokulskiemu, raz posiadłszy książęcą życzliwość, powinien

wyrzec się nie tylko swoich gustów i interesów, ale nawet majątku i osoby. Że

powinien lubić to, co lubi książę, nienawidzieć tego, co nienawidzi książę,

służyć tylko księcia celom i dogadzać tylko jego upodobaniom. Tymczasem ten

parweniusz (aczkolwiek niewątpliwie dobry szlachcic) nie tylko nie myślał być

książęcym sługą, ale nawet odważył się być samodzielnym człowiekiem; nieraz

sprzeczał się z księciem, a co gorsza, wręcz odmawiał jego żądaniom.

„Szorstki człowiek... interesowny... egoista!...” - myślał książę, ale coraz

mocniej dziwił się zuchwalstwu dorobkiewicza.

Traf zdarzył, że pan Łęcki, nie mogąc już ukryć zabiegów Wokulskiego o pannę

Izabelę, zapytał księcia o zdanie o Wokulskim i o radę.

Otóż książę, pomimo rozmaitych słabości, był z gruntu uczciwym człowiekiem.

W sądzie o ludziach nie polegał na własnym upodobaniu, ale zasięgał opinii.

490

Poprosił więc pana Łęckiego o parę tygodni zwłoki „dla uformowania sobie

zdania”, a ponieważ miał rozmaite stosunki i jakby własną policję,

podowiadywał się więc różnych rzeczy.

Naprzód tedy zauważył, że szlachta, lubo o Wokulskim odzywa się z przekąsem

jako o dorobkiewiczu i demokracie, w cichości jednak chełpi się nim:

Znać, że nasza krew, choć przystał do kupców!

Ile razy zaś chodziło o przeciwstawienie kogoś żydowskim bankierom,

najzakamienialsi szlachcice wysuwali naprzód Wokulskiego.

Kupcy, a nade wszystko fabrykanci, nienawidzili Wokulskiego, najcięższe

jednak zarzuty, jakie mu stawiali, były te: „To szlachcic... wielki pan...

polityk!...”, czego znowu książę w żaden sposób nie mógł mu brać za złe...

Najciekawszych jednak wiadomości dostarczyły księciu zakonnice. Był jakiś

furman w Warszawie i jego brat dróżnik na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej,

którzy błogosławili Wokulskiego. Byli jacyś studenci, którzy głośno opowiadali,

że Wokulski daje im stypendia; byli rzemieślnicy, którzy zawdzięczali mu

warsztaty, byli kramarze, którym Wokulski pomógł do założenia sklepów.

Nie brakło nawet (o czym siostry mówiły z pobożną zgrozą i rumieniąc się), nie

brakło nawet kobiety upadłej, którą Wokulski wydobył z nędzy, oddał do

magdalenek i ostatecznie zrobił z niej uczciwą kobietę, o ile (mówiły siostry)

taka osoba może być uczciwą kobietą.

Relacje te nie tylko zdziwiły, ale wprost przestraszyły księcia. I naraz Wokulski

spotężniał w jego opinii. Był przecie człowiekiem, który ma swój własny

program, ba! nawet prowadzi politykę na własną rękę, i który ma wielkie

znaczenie wśród pospólstwa...

Toteż kiedy książę w oznaczonym terminie przyszedł do pana Łęckiego, nie

omieszkał jednocześnie zobaczyć się z panną Izabelą. W znaczący sposób

uścisnął ją i powiedział te zagadkowe słowa:

- Szanowna kuzynko, trzymasz w ręku niezwykłego ptaka... Trzymajże go i

pieść tak, ażeby wyrósł na pożytek nieszczęśliwemu krajowi...

Panna Izabela bardzo zarumieniła się; odgadła, że owym niezwykłym ptakiem

jest Wokulski.

„Tyran... despota!...” - pomyślała.

Pomimo to w stosunku Wokulskiego do panny Izabeli pierwsze lody były

przełamane. Już decydowała się wyjść za niego...

Pewnego dnia, kiedy pan Łęcki był trochę niezdrów, a panna Izabela czytała w

swoim gabinecie, dano jej znać, że w salonie czeka pani Wąsowska. Panna

Izabela natychmiast wybiegła tam i zastała, oprócz pani Wąsowskiej, kuzynka

Ochockiego, który był bardzo zachmurzony:

Obie przyjaciółki ucałowały się z demonstracyjną czułością, ale Ochocki, który

widział nie patrząc, spostrzegł, że albo jedna z nich, albo obie mają do siebie

jakąś pretensję, zresztą niewielką.

„Czyby o mnie?... - pomyślał. - Nie trzeba się zbytecznie angażować...”

491

- A, i kuzynek jest tutaj! - rzekła panna Izabela podając mu rękę - czegóż taki

smutny?

- Powinien być wesoły - wtrąciła pani Wąsowska - gdyż przez całą drogę, od

banku do was, umizgał się do mnie, i to z dobrym skutkiem. Na rogu Alei

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название