Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Bonapartowie, były trzy republiki i parę anarchii, była inkwizycja i ateizm,
rządcy i ministrowie zmieniali się jak krój sukien albo obłoki na niebie... Lecz
pomimo tylu zmian, tak na pozór głębokich, Paryż coraz dokładniej przybierał
formę półmiska rozdartego przez Sekwanę; coraz wyraźniej rysowała się na nim
oś krystalizacji, biegnąca z placu Bastylii do Łuku Gwiazdy, coraz jaśniej
odgraniczały się dzielnice: uczona i przemysłowa, rodowa i handlowa,
wojskowa i dorobkiewiczowska.
Ten sam fatalizm spostrzegł Wokulski w historii kilkunastu głośniejszych rodzin
paryskich. Dziad, jako skromny rzemieślnik, pracował przy ulicy Temple po
szesnaście godzin na dobę; jego syn skąpawszy się w cyrkule łacińskim założył
większy warsztat przy ulicy Św. Antoniego. Wnuk, jeszcze lepiej zanurzywszy
się w naukowej dzielnicy, przeniósł się jako wielki handlarz na bulwar
Poissonniere, zaś prawnuk, już jako milioner, zamieszkał w sąsiedztwie Pól
Elizejskich po to, ażeby..jego córki mogły chorować na nerwy przy bulwarze St.
Germain. I tym sposobem ród spracowany i zbogacony około Bastylii, zużyty
około Tuileries, dogorywał w pobliżu Nôtre-Dame. Topografia miasta
odpowiadała historii mieszkańców.
Wokulski rozmyślając o tej dziwnej prawidłowości w faktach, uznawanych za
nieprawidłowe, przeczuwał, że jeżeli co mogłoby go uleczyć z apatii, to chyba
tego rodzaju badania.
„Jestem dziki człowiek - mówił sobie - więc wpadłem w obłęd, ale wydobędzie
mnie z niego cywilizacja.”
Każdy zresztą dzień w Paryżu przynosił mu nowe idee albo rozjaśniał tajemnice
jego własnej duszy.
Raz, gdy siedział przed kawiarnią pijąc mazagran, zbliżył się do werendy jakiś
uliczny tenor i przy akompaniamencie arfy zaśpiewał:
Au printemps, la feuille repousse
Et la flteur embellit les prés,
Mignonette, en foulant la mousse,
Suivons les papillons diaprés.
Vois les se poser sur les roses;
Comme eux aussi je veux poser
Ma lévre sur tes lévres closes,
Et te ravir un doux baiser!
I natychmiast kilku gości powtórzyło ostatnią strofę:
Vois les se poser sur les roses;
Comme eux aussi je veux poser
Ma lévre sur tes lévres closes,
Et te ravir un doux baiser!
335
„Głupcy! - mruknął Wokulski. - Nie mają co powtarzać, tylko takie
błazeństwa.”
Wstał zachmurzony i z bólem w sercu przesuwał się pomiędzy potokiem ludzi
tak ruchliwych, krzykliwych, rozmawiających i śpiewających jak dzieci
wypuszczone ze szkoły.
„Głupcy! głupcy!...” - powtarzał.
Nagle przyszło mu na myśl: czy to on raczej nie jest głupi?...
„Gdyby ci wszyscy ludzie - mówił sobie - byli podobni do mnie, Paryż
wyglądałby jak szpital smutnych wariatów. Każdy trułby się jakimś widziadłem,
ulice zamieniłyby się w kałuże, a domy w ruinę. Tymczasem oni biorą życie,
jakim jest, uganiają się za praktycznymi celami, są szczęśliwi i tworzą
arcydzieła.
A ja za czym goniłem? Naprzód - za perpetuum mobilei kierowaniem balonami,
potem za zdobyciem stanowiska, do którego nie dopuszczali mnie moi właśni
sprzymierzeńcy, nareszcie za kobietą, do której prawie nie wolno mi się zbliżyć.
A zawsze albo poświęcałem się, albo ulegałem ideom wytworzonym przez
klasy, które chciały mnie zrobić swoim sługą i niewolnikiem.”
I wyobrażał sobie, jak by to było, gdyby zamiast w Warszawie przyszedł na
świat w Paryżu. Przede wszystkim dzięki mnóstwu instytucyj mógłby więcej
nauczyć się w dzieciństwie. Później, nawet dostawszy się do kupca, doznałby
mniej przykrości, a więcej pomocy w studiach. Dalej, nie pracowałby nad
perpetuum mobileprzekonawszy się, że w tutejszych muzeach istnieje wiele
podobnych machin, które nigdy nie funkcjonowały. Gdyby zaś wziął się do
kierowania balonami, znalazłby gotowe modele, całe grupy podobnych jak on
marzycieli, a nawet pomoc w razie praktyczności pomysłów.
A gdyby nareszcie, posiadając majątek, zakochał się w arystokratycznej pannie,
nie napotkałby tylu przeszkód w zbliżeniu się do niej. Mógłby ją poznać i albo
wytrzeźwiałby, albo zdobyłby jej wzajemność. W żadnym zaś wypadku nie
traktowano by go jak Murzyna w Ameryce. Zresztą, czy w tym Paryżu można
zakochać się tak jak on do szaleństwa?
Tu zakochani nie rozpaczają, ale tańczą, śpiewają i w ogóle najweselej pędzą
życie. Gdy nie mogą zdobyć się na małżeństwo urzędowe, tworzą wolne stadło;
gdy nie mogą przy sobie chować dzieci, oddają je na mamki. Tu miłość nigdy
chyba nie doprowadziła do obłędu rozsądnego człowieka.
„Dwa ostatnie lata mojej egzystencji - mówił Wokulski - schodzą na uganianiu
się za kobietą, której może bym się nawet wyrzekł poznawszy ją dokładniej.
Cała moja energia, nauka, zdolności i taki ogromny majątek toną w jednym
afekcie dlatego tylko, że ja jestem kupcem, a ona jakąś tam arystokratką...
Czyliż ten ogół w mojej osobie nie krzywdzi samego siebie...”
Tu Wokulski dosięgnął najwyższego punktu samokrytyki: poznał
niedorzeczność swego położenia i postanowił wydobyć się.
„Co robić, co robić?... - myślał. - Jużci to, co robią inni.”
336
A cóż oni robią?... Przede wszystkim - nadzwyczajnie pracują, po szesnaście
godzin na dobę, bez względu na niedzielę i święta. Dzięki czemu spełnia się tu
prawo doboru, wedle którego tylko najsilniejsi mają prawo do życia. Chorowity
zginie tu przed upływem roku, nieudolny w ciągu kilku lat, a zostają tylko
najsilniejsi i najzdolniejsi. Ci zaś dzięki pracy całych pokoleń takich jak oni
bojowników znajdują tu zaspokojenie wszelkich potrzeb.
Olbrzymie ścieki chronią ich od chorób, szerokie ulice ułatwiają im dopływ
powietrza; Hale Centralne dostarczają żywności, tysiące fabryk - odzieży i
sprzętów. Gdy paryżanin chce zobaczyć naturę, jedzie za miasto albo do
„lasku”, gdy chce nacieszyć się sztuką, idzie do galerii Louvre'u, a gdy pragnie
zdobyć wiedzę, ma muzea i gabinety.
Praca nad szczęściem we wszystkich kierunkach - oto treść życia paryskiego. Tu
przeciw zmęczeniu zaprowadzono tysiące powozów, przeciw nudzie setki
teatrów i widowisk, przeciw nieświadomości setki muzeów, bibliotek i
odczytów. Tu troszczą się nie tylko o człowieka, ale nawet o konia dając mu
gładkie gościńce; tu dbają nawet o drzewa, przenoszą je w specjalnych wozach
na nowe miejsce pobytu, chronią żelaznymi koszami od szkodników, ułatwiają
dopływ wilgoci, pielęgnują w razie choroby.
Dzięki troskliwości o wszystko przedmioty znajdujące się w Paryżu przynoszą
wielorakie korzyści. Dom, sprzęt, naczynie jest nie tylko użyteczne, ale i piękne,
nie tylko dogadza muskułom, ale i zmysłom. I na odwrót - dzieła sztuki są nie
tylko piękne, ale i użyteczne. Przy łukach triumfalnych i wieżach kościołów
znajdują się schody ułatwiające wejście na szczyt i spoglądanie na miasto z
wysokości. Posągi i obrazy są dostępne nie tylko dla amatorów, ale dla artystów
i rzemieślników, którzy w galeriach mogą zdejmować kopie.
Francuz, gdy coś wytwarza, dba naprzód o to, ażeby dzieło jego odpowiadało
swemu celowi, a potem - ażeby było piękne. I jeszcze niekończąc na tym
troszczy się o jego trwałość i czystość. Prawdę tę stwierdzał Wokulski na
każdym kroku i na każdej rzeczy, począwszy od wózków wywożących śmiecie
do otoczonej barierą Wenus milońskiej. Odgadł również skutki podobnego
gospodarstwa, że nie marnuje się tu praca: każde pokolenie oddaje swoim
następcom najświetniejsze dzieła poprzedników dopełniając je własnym
