Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
są jakąś dziwną mistyfikacją, a pańskie nadzieje złudzeniami?
- Przyjdź do mnie, obejrzyj, co jest, sam zrób kilka doświadczeń, a przekonasz
się. Innego sposobu nie widzę - odparł Geist.
- I kiedy można by przyjść?...
- Kiedy zechcesz. Daj mi tylko kilkadziesiąt franków, gdyż nie mam za co kupić
potrzebnych preparatów. A oto mój adres - zakończył Geist podając zabrudzoną
notatkę.
Wokulski wręczył mu trzysta franków. Starzec zapakował swoje okazy,
zamknął pudełko i rzekł na odchodne:
- Napisz do mnie list na dzień przed przybyciem. Prawie ciągle siedzę w domu
ocierając kurze z moich retort!...
Po odejściu Geista Wokulski był jak odurzony. Spoglądał na drzwi, za którymi
zniknął chemik, to na stół, gdzie przed chwilą okazywano mu nadnaturalne
przedmioty, to znowu dotykał swoich rąk i głowy lub chodził stukając głośno
obcasami po pokoju dla przekonania się, że nie marzy, ale czuwa.
„A przecież faktem jest - myślał - że człowiek ten pokazał mi jakieś dwa
materiały: jeden cięższy od platyny, drugi znakomicie lżejszy od sodu. Nawet
zapowiedział mi, że szuka metalu lżejszego od powietrza!...
Gdyby w rzeczach tych nie tkwiło jakieś niepojęte oszustwo - rzekł głośno - już
miałbym ideę, dla której warto się skazać na całe lata niewoli. Nie tylko
znalazłbym pochłaniającą pracę i spełnienie najśmielszych marzeń młodości, ale
jeszcze widziałbym przed sobą cel, wyższy nad wszystkie, do jakich
kiedykolwiek rwał się duch ludzki. Kwestia żeglugi powietrznej byłaby
rozstrzygniętą, człowiek dostałby skrzydeł.”
I znowu wzruszał ramionami, rozkładał ręce i mruczał:
„Nie, to niepodobna!...”
346
Brzemię nowych prawd czy nowych złudzeń tak go gniotło, że uczuł
konieczność podzielenia go z kimkolwiek, choćby tylko w części. biegł więc na
pierwsze piętro do paradnej sali przyjęć i wezwał Jumarta.
Właśnie gdy zastanawiał się, w jaki sposób rozpocząć z nim tę dziwną
rozmowę, Jumart sam mu ją ułatwił. Ledwie bowiem ukazał się w sali, rzekł z
dyskretnym uśmiechem:
- Stary Geist wyszedł od pana bardzo ożywiony. Przekonał pana czy też został
pobity?...
- No, mówieniem nikt nikogo chyba nie przekona, tylko faktami - odparł
Wokulski.
- Więc były i fakta?...
- Tymczasem dopiero zapowiedź ich... Powiedz mi pan jednak - ciągnął
Wokulski - co byś sądził, gdyby Geist pokazał ci metal pod każdym względem
przypominający stal, lecz dwa lub trzy razy lżejszy od wody?... Gdybyś
podobny materiał oglądał na własne oczy, dotykał go własnymi rękoma?...
Uśmiech Jumarta przerodził się w jakiś ironiczny grymas.
- Cóż bym miał powiedzieć, dobry Boże, nad to, że profesor Palmieri jeszcze
większe cuda pokazuje za pięć franków od osoby...
- Co za Palmieri? - spytał zdziwiony Wokulski.
- Profesor magnetyzmu - odparł Jumart - znakomity człowiek...Mieszka w
naszym hotelu i trzy razy dziennie pokazuje magnetyczne sztuki w sali mogącej
od biedy pomieścić ze sześćdziesiąt osób... Jest właśnie ósma, więc w tej chwili
zaczyna się przedstawienie wieczorne. Jeżeli pan chce, możemy tam pójść; ja
mam wstęp darmo...
Na twarz Wokulskiego wystąpił tak silny rumieniec, że oblał mu czoło, a nawet
szyję.
- Chodźmy - rzekł - do owego profesora Palmieri. - W duchu zaś dodał:
„Więc ten wielki myśliciel, Geist, jest kuglarzem, a ja głupcem, który płaci
trzysta franków za widowisko warte pięć franków... Jakże on mnie złapał!...”
Weszli na drugie piętro do salonu urządzonego równie bogato jak inne w tym
hotelu. Większą jego część już zapełniali widzowie starzy i młodzi, kobiety i
mężczyźni, ubrani elegancko i bardzo zajęci profesorem Palmierim, który
właśnie kończył krótką prelekcję o magnetyzmie. Był to mężczyzna średnich lat,
zawiędły, brunet, z rozczochraną brodą i wyrazistymi oczyma. Otaczało go parę
przystojnycb kobiet i kilku młodych mężczyzn o twarzach mizernych i
apatycznych.
-To są media - szepnął Jumart. -Na nich Palmieri pokazuje swoje sztuki.
Widowisko, trwające około dwu godzin, polegało na tym, że Palmieri za
pomocą wzroku usypiał swoje media, w taki jednak sposób, że mogły one
chodzić, odpowiadać na pytania i wykonywać rozmaite czynności. Prócz tego
uśpieni przez magnetyzera w miarę jego rozkazów objawiali bądź niezwykłą siłę
muskularną, bądź jeszcze niezwyklejszą nieczułość lub nadwrażliwość
zmysłów.
347
Ponieważ Wokulski pierwszy raz widział podobne zjawiska i bynajmniej nie
ukrywał niedowierzania, więc Palmieri zaprosił go do pierwszego rzędu krzeseł.
Tu po kilku próbach Wokulski przekonał się, że zjawiska, na które patrzy, nie są
kuglarstwem, lecz polegają na jakichś nieznanych właściwościach systemu
nerwowego.
Ale najwięcej zajęły, a nawet przeraziły go dwa doświadczenia mające pewien
związek z jego własnym życiem. Polegały one na wmawianiu w medium rzeczy
nie istniejących.
Jednemu z uśpionych podał Palmieri korek od karafki mówiąc, że podał mu
różę. W tej chwili medium zaczęło wąchać korek okazując przy tym wielkie
zadowolenie.
- Co pan robisz? - zawołał Palmieri do medium - wszakże to asafetyda...
I medium natychmiast z obrzydzeniem odrzuciło korek wycierając ręce i
narzekając, że cuchną. Innemu podał chustkę do nosa, a gdy powiedział mu, że
chustka waży sto funtów, uśpiony począł uginać się, drżeć i potnieć pod jej
ciężarem.
Wokulski widząc to sam spotniał.
„Już rozumiem - pomyślał - tajemnicę Geista. On mnie zamagnetyzował...”
Lecz najboleśniejszego uczucia doznał wówczas, gdy Palmieri, uśpiwszy
jakiegoś wątłego młodzieńca, owinął ręcznikiem łopatkę od węgli i wmówił w
swoje medium, że jest to młoda i piękna kobieta, którą trzeba kochać.
Zamagnetyzowany ściskał i całował łopatkę, klękał przed nią i robił najczulsze
miny. Gdy ją włożono pod kanapę, popełznął za nią na czworakach jak pies,
odepchnąwszy pierwej czterech silnych mężczyzn, którzy chcieli go zatrzymać.
A gdy nareszcie Palmieri schował ją mówiąc, że umarła. młody człowiek wpadł
w taką rozpacz, że tarzał się po podłodze i bił głową o ścianę.
W tej chwili Palmieri dmuchnął mu w oczy i młodzian obudził się ze
strumieniami łez na policzkach, wśród oklasków i śmiechu obecnych.
Wokulski uciekł z sali straszliwie rozdrażniony.
„A więc wszystko jest kłamstwem!... Rzekome wynalazki Geista i jego
mądrość, moja szalona miłość i nawet ona... Ona sama jest tylko złudzeniem
oczarowanych zmysłów... Jedyną rzeczywistością, która nie zawodzi i nie
kłamie, jest chyba - śmierć...”
Wybiegł z hotelu na ulicę, wpadł do kawiarni i kazał podać koniak. Tym razem
wypił półtorej karafki, a pijąc myślał, że ten Paryż, w którym znalazł najwięcej
mądrości, największe złudzenia i ostateczne rozczarowania, stanie się chyba
jego grobem.
„Na co mam już czekać?... czego dowiem się?... Jeżeli Geist jest ordynarnym
oszustem i jeżeli można kochać się w łopatce od węgli, jak ja w n i e j, to cóż mi
jeszcze pozostaje?... „ Wrócił do hotelu rozmarzony koniakiem i zasnął w
ubraniu. A gdy obudził się o ósmej rano, pierwszą jego myślą było:
348
„Nie ma kwestii, że Geist za pomocą magnetyzmu oszukał mnie co do owych
metali. Lecz... kto magnetyzował mnie wówczas, kiedy oszalałem dla tej
kobiety?...”
Nagle błysnął mu projekt, ażeby zasięgnąć informacji u Palmieriego. Przebrał
się więc i szybko zeszedł na drugie piętro.
Mistrz tajemniczej sztuki już czekał na gości; ale że gości jeszcze nie było, więc
Wokulskiego przyjął natychmiast, pobrawszy z góry dwadzieścia franków
opłaty za naradę.