Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 233
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

dorobkiem.

Tym sposobem Paryż jest arką, w której mieszczą się zdobycze kilkunastu,

jeżeli nie kilkudziesięciu wieków cywilizacji... Wszystko tu jest, zacząwszy od

potwornych posągów asyryjskich i mumii egipskich, skończywszy na ostatnich

rezultatach mechaniki i elektrotechniki, od dzbanków, w których przed

czterdziestoma wiekami Egipcjanki nosiły wodę, do olbrzymich kół

hydraulicznych z Saint-Maur.

„Ci, którzy stworzyli te cuda - myślał Wokulski - albo je gromadzili w jedno

miejsce, ci nie byli jak ja szalonymi próżniakami...”

Tak sobie mówiąc czuł, że wstyd go ogarnia.

337

I znowu załatwiwszy w ciągu paru godzin interesa Suzina włóczył się po

Paryżu. Błądził po nieznanych ulicach, tonął wśród krociowego tłumu, zanurzał

się w pozorny chaos rzeczy i wypadków i na dnie jego znajdował porządek i

prawo. To znowu, dla odmiany, pił koniak, grał w karty i w ruletę albo oddawał

się rozpuście.

Zdawało mu się, że w tym wulkanicznym ognisku cywilizacji spotka go coś

nadzwyczajnego, że tu zacznie się nowa epoka jego życia. Zarazem czuł, że

rozpierzchnięte dotychczas wiadomości i poglądy zbiegają się w pewną całość,

w jakiś system filozoficzny, który tłumaczył mu wiele tajemnic świata i jego

własnego bytu.

„Czym ja jestem?” - pytał się nieraz i stopniowo formułował sobie odpowiedź:

„Jestem człowiek zmarnowany. Miałem ogromne zdolności i energię, lecz - nie

zrobiłem nic dla cywilizacji. Ci znakomici ludzie, jakich tu spotykam, nie mają

nawet połowy moich sił i mimo to zostawiają po sobie machiny, gmachy,

utwory sztuki, nowe poglądy. Lecz ja co zostawię?... Chyba mój sklep, który

dziś upadłby, gdyby go nie pilnował Rzecki... A przecież nie próżnowałem:

szarpałem się za trzech ludzi i gdyby mi nie pomógł przypadek, nie miałbym

nawet tego majątku, jaki posiadam!.. „

Później przyszło mu na myśl: na co to, on strwonił siły i życie?...

Na walkę z otoczeniem, do którego nie przystawał. Gdy miał ochotę uczyć się,

nie mógł, ponieważ w jego kraju potrzebowano nie uczonych, ale - chłopców i

subiektów sklepowych. Gdy chciał służyć społeczeństwu, choćby ofiarą

własnego życia, podsunięto mu fantastyczne marzenia zamiast programu, a

potem - zapomniano o nim. Gdy szukał pracy, nie dano mu jej, lecz wskazano

szeroki gościniec do ożenienia się ze starszą kobietą dla pieniędzy. Gdy

nareszcie zakochał się i chciał zostać legalnym ojcem rodziny, kapłanem

domowego ogniska, którego świętość wszyscy dokoła zachwalali, postawiono

go w położeniu bez wyjścia. Tak, że nie wie nawet, czy kobieta, za którą szalał,

jest zwykłą kokietką o przewróconej głowie, czy może taką jak on zbłąkaną

istotą, która nie znalazła właściwej dla siebie drogi. Sądząc jej czyny, jest to

panna na wydaniu, która szuka najlepszej partii; patrząc w jej oczy, jest to

anielska dusza, której konwenanse ludzkie spętały skrzydła.

„Gdyby mi wystarczyło kilkadziesiąt tysięcy rubli rocznie i komplet do wista,

byłbym w Warszawie najszczęśliwszym człowiekiem - mówił do siebie. - Ale

ponieważ oprócz żołądka mam duszę, która łaknie wiedzy i miłości, więc

musiałbym tam zginąć. W tej strefie nie dojrzewają ani pewnego gatunku

rośliny, ani pewnego gatunku ludzie...

Strefa!... Raz będąc w obserwatorium rzucił okiem na klimatyczną mapę Europy

i zapamiętał, że średnia temperatura Paryża jest o pięć stopni wyższą aniżeli

Warszawy. Znaczy, że ów Paryż ma rocznie więcej o dwa tysiące stopni ciepła

aniżeli Warszawa. A że ciepło jest siłą, i to potężną, jeżeli nie jedyną siłą

twórczą, więc... zagadka rozwiązana...

338

„Na północy jest chłodniej - myślał - świat roślinny i zwierzęcy jest mniej

obfity, a więc o żywność dla człowieka trudniej. Nie dość na tym: ten sam

człowiek musi jeszcze wkładać mnóstwo pracy w budowę ciepłych mieszkań i

przygotowanie ciepłej odzieży. Francuz w porównaniu z mieszkańcem północy

ma więcej wolnych sił i czasu, a nie potrzebując zużywać ich na zaspokojenie

potrzeb materialnych obraca je na twórczość duchową. Jeżeli do ciężkich

warunków klimatycznych dodać jeszcze arystokrację, która opanowała

wszystkie oszczędności narodu i utopiła je w bezmyślnej rozpuście, to zaraz

wyjaśni się, dlaczego ludzie niezwykle zdolni nie tylko nie mogą rozwijać się

tam, ale wprost muszą ginąć.” „No, już ja nie zginę!...” - mruknął głęboko

zniechęcony.

I w tej chwili, po raz pierwszy, jasno zarysował mu się projekt niewracania do

kraju.

„Sprzedam sklep - myślał - wycofam moje kapitały i osiądę w Paryżu. Nie będę

zawadzał tym, którzy mnie nie chcą... Będę tu zwiedzał muzea, może wezmę się

do jakiej specjalnej nauki i życie upłynie mi, jeżeli nie w szczęściu, to

przynajmniej bez boleści...”

Powrócić go do kraju i zatrzymać w nim mógł już tylko jeden wypadek, jedna

osoba... Ale ten wypadek nie nadchodził, a natomiast zdarzały się inne, coraz

bardziej odsuwające go od Warszawy i coraz mocniej przykuwające do Paryża.

ROZDZIAŁ CZWARTY:

WIDZIADŁO

Pewnego dnia, jak zwykle, załatwiał się z interesantami w salonie przyjęć. Już

odprawił jegomościa, który ofiarował się staczać za niego pojedynki, drugiego,

który jako brzuchomówca chciał odegrać rolę w dyplomacji, i trzeciego, który

obiecywał mu wskazać skarby zakopane przez sztab Napoleona I nad Berezyną,

kiedy lokaj w błękitnym fraku zameldował:

- Profesor Geist.

- Geist?... - powtórzył Wokulski i doznał szczególnego uczucia. Przyszło mu na

myśl, że żelazo za zbliżeniem się magnesu musi doznawać podobnych wrażeń.

- Prosić...

Po chwili wszedł człowiek bardzo mały i szczupły, z twarzą żółtą jak wosk. Na

głowie nie miał ani jednego siwego włosa.

„Ile on może mieć lat?...” - pomyślał Wokulski.

Gość tymczasem bystro mu się przypatrywał, i tak siedzieli minutę, może dwie,

taksując się nawzajem. Wokulski chciał ocenić wiek przybysza, Geist zdawał się

badać go.

- Co pan rozkaże? - odezwał się wreszcie Wokulski.

Gość poruszył się na krześle.

339

- Co ja tam mogę rozkazać! - odparł wzruszając ramionami. -Przyszedłem

żebrać, nie rozkazywać...

- Czym mogę służyć? - spytał Wokulski, twarz bowiem gościa wydała mu się

dziwnie sympatyczną.

Geist przeciągnął ręką po głowie.

- Przyszedłem tu z czym innym - rzekł - a mówić będę o czym innym. Chciałem

panu sprzedać nowy materiał wybuchowy...

- Ja go nie kupię - przerwał Wokulski.

- Nie?... - spytał Geist. - A jednak - dodał - mówiono mi, że panowie staracie się

o coś podobnego dla marynarki. Zresztą mniejsza... Dla pana mam coś innego...

- Dla mnie? - spytał Wokulski, zdziwiony nie tyle słowami; ile spojrzeniem

Geista.

- Onegdaj puszczałeś się pan balonem captif - mówił gość.

- Tak.

- Jesteś pan człowiek majętny i znasz się na naukach przyrodniczych.

- Tak - odparł Wokulski.

- I była chwila, że chciałeś pan wyskoczyć z galerii?... - pytał Geist.

Wokulski cofnął się z krzesłem.

- Niech pana to nie dziwi - mówił gość. - Widziałem w życiu około tysiąca

przyrodników, a w moim laboratorium miałem czterech samobójców, więc

znam się na tych klasach ludzi... Za często spoglądałeś pan na barometr, ażebym

nie miał odkryć przyrodnika, no, a człowieka myślącego o samobójstwie

poznają nawet pensjonarki.

- Czym mogę służyć? - spytał jeszcze raz Wokulski ocierając pot z twarzy.

- Powiem niedużo - rzekł Geist. - Pan wie, co to jest chemia organiczna?...

- Jest to chemia związków węgla...

- A co pan sądzisz o chemii związków wodoru?...

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название