Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
na kolanach papiery - i mówił głosem cichym i jednostajnym:
- Książki... zawsze książki!... Tracisz pieniądze na naukę, a mnie brakuje na
proces. Żebyś skończył dwa uniwersytety, nie wyjdziesz z dzisiejszego
upodlenia, dopóki nie odzyskamy naszych dóbr po dziadku. Wtedy dopiero
ludzie przyznają, żeś ty szlachcic, równy innym...Wtedy znajdzie się familia...
Czas wolny od nauki poświęcał Stach na próby z balonami. Wziął dużą butlę i w
niej za pomocą witriolu preparował jakiś gaz (już nawet nie pamiętam jaki) i
napełniał nim balon nieduży wprawdzie, ale przygotowany bardzo sztucznie.
Była pod nim maszynka z wiatraczkiem...No i latało to pod sufitem, dopóki nie
zepsuło się przez uderzenie o ścianę.
W takim razie Stach znowu łatał swój balon, naprawiał maszynkę, napełniał
butlę rozmaitymi paskudztwami i znowu próbował, bez końca. Raz butla pękła,
a witriol mało mu nie wypalił oka. Lecz co jego to obchodziło, skoro bodaj za
pomocą balonu chciał „wydobyć się” ze swej marnej pozycji.
Od czasu jak Wokulski osiedlił się u mnie, przybyła naszemu sklepowi nowa
kundmanka: Kasia Hopfer. Nie wiem, co tak podobało się jej u nas - moja broda
czy tusza Jana Mincla? Bo dziewczyna miała ze dwadzieścia norymberskich
sklepów bliżej domu, ale przychodziła do naszego po kilka razy na tydzień.
„A to proszę włóczki, a to proszę jedwabiu, a to igieł za dziesięć groszy..” Po
taki sprawunek biegła wiorstę drogi w deszcz czy pogodę, a kupując za parę
groszy szpilek przesiadywała w sklepie po pół godziny i rozmawiała ze mną.
- Dlaczego to panowie nigdy nie przychodzą do nas z... panem Stanisławem? -
mówiła rumieniąc się. - Ojciec tak panów kocha i... my wszyscy...
Z początku dziwiłem się niespodzianej miłości starego Hopfera i dowodziłem
pannie Kasi, że zbyt mało znam jej ojca, ażebym miał składać mu wizyty.
Ale ona wciąż swoje:
- Pan Stanisław musi gniewać się na nas, nie wiem nawet za co, bo przynajmniej
tatko i... my wszyscy jesteśmy bardzo życzliwi. Pan Stanisław chyba nie może
się skarżyć, ażeby z naszej strony doznał najmniejszej przykrości... Pan
Stanisław...
288
I tak mówiąc o panu Stanisławie kupowała jedwab zamiast włóczki albo igły
zamiast nożyczek. Co zaś najgorsze, że z tygodnia na tydzień mizerniało
biedactwo. Ile razy przyszła do nas po swoje drobne sprawunki, zdawało mi się,
że wygląda trochę lepiej. Ale gdy zgasł na jej twarzy rumieniec chwilowego
wzruszenia, przekonywałem się, że jest coraz bledsza, a jej oczy stają się coraz
smutniejsze i głębsze.
A jak ona wypytywała się: „Czy pan Stanisław nigdy nie zachodzi tu do
sklepu?...” Jak patrzyła na drzwi prowadzące do sieni i do mego mieszkania,
gdzie o kilka kroków od niej zmarszczony Wokulski nie domyślając się, że tu
tęsknią za nim, siedział nad książkami.
Żal mi się zrobiło biedaczki, więc raz, kiedyśmy z Wokulskim pili wieczorem
herbatę, odezwałem się:
- Nie bądźże ty głupi i zajdź kiedy do Hopfera. Stary ma duże pieniądze.
- A po cóż ja mam do niego chodzić... - odparł. - Byłem już chyba dosyć...
Przy tych wyrazach wstrząsnął się.
- Po to masz chodzić, że Kasia jest w tobie zakochana - rzekłem.
- Dajże mi pokój z Kasią!... - przerwał. - Dziewczyna dobra z kościami, nieraz
ukradkiem przyszywała mi oberwany guzik do paltota albo podrzucała mi
kwiatek na okno, ale ona nie dla mnie, ja nie dla niej.
- Gołąbek, nie dziecko!... - wtrąciłem.
- W tym całe nieszczęście, bo ja nie jestem gołąbek. Mnie przywiązać mogłaby
taka tylko kobieta jak ja sam. A takiej jeszczem nie spotkał.
(Spotkał taką w szesnaście lat później i dalibóg, że nie ma się czym cieszyć!...)
Powoli Kasia przestała bywać w sklepie, a natomiast stary Hopfer złożył wizytę
obojgu państwu Janom Minclom. Musiał im coś mówić o Stachu, gdyż na drugi
dzień zbiegła na dół pani Małgorzata Minclowa i dalejże do mnie z pretensjami:
- Cóż to za lokatora ma pan Ignacy, za którym panny szaleją?... Cóż to za jakiś
Wokulski?... Jasiu - zwróciła się do męża - dlaczego ten pan u nas nie był?... My
go musimy wyswatać, Jasiu... Niech on zaraz przyjdzie na górę...
- A niech sobie idzie na górę - odparł Jan Mincel - ale już co swatać, to nie będę.
Jestem uczciwy kupiec i nie myślę zajmować się stręczycielstwem.
Pani Małgorzata ucałowała go w spoconą twarz, jakby to był jeszcze miodowy
miesiąc, a on łagodnie odsunął ją i obtarł się fularem.
- Heca z tymi babami! - mówił. - Koniecznie chcą ludzi wciągać w nieszczęście.
Swataj sobie, swataj, nawet Hopfera, nie tylko Wokulskiego; ale pamiętaj, że ja
za to płacić nie będę.
Od tej pory, ile razy Jaś Mincel poszedł na piwo albo do resursy, pani
Małgorzata zapraszała do siebie na wieczór mnie i Wokulskiego. Stach zwykle
szybko wypijał herbatę, nawet nie patrząc na panią Janowę; potem wsadziwszy
ręce w kieszenie myślał zapewne o swoich balonach i milczał jak drewno, a
nasza gospodyni nawracała go do miłości.
289
- Czy podobna, panie Wokulski, ażeby pan nigdy nie kochał się? -mówiła. - Ma
pan, o ile wiem, ze dwadzieścia osiem lat, prawie tyle co ja... I kiedy ja już od
dawna uważam się za starą babę, pan wciąż jest niewiniątkiem...
Wokulski przekładał nogę na nogę, ale wciąż milczał.
- O! panna Katarzyna smaczny to kąsek - mówiła gospodyni. -Oko ładne... (choć
zdaje mi się, że ma skazę na lewym czy prawym?) figurka niczego, chociaż
musi mieć jedną łopatkę wyższą (ale to dodaje wdzięku). Nosek wprawdzie nie
w moim guście, a usta trochę za duże, ale cóż to za dobra dziewczyna!... Gdyby
tak trochę więcej rozumu...No, ale rozum, panie Wokulski, przychodzi kobietom
dopiero około trzydziestego roku... Ja sama, kiedy byłam w wieku Kasi, byłam
głupiutka jak kanarek... .
Kochałam się w moim dzisiejszym mężu!...
Już za trzecią wizytą pani Małgorzata przyjęła nas w szlafroczku (był to bardzo
ładny szlafroczek, obszyty koronkami), a na czwartą ja wcale nie zostałem
zaproszony, tylko Stach. Nie wiem, dalibóg, o czym gadali. To przecie jest
pewne, że Stach wracał do domu coraz więcej znudzony, narzekając, że mu
baba czas zabiera, a znowu pani Małgorzata tłomaczyła mężowi, że ten
Wokulski jest bardzo głupi i że niemało jeszcze musi napracować się, nim go
wyswata.
- Pracuj, kochanie, pracuj nad nim - zachęcał ją mąż - bo szkoda dziewczyny, no
i Wokulskiego. Strach pomyśleć, że taki porządny chłopak, który tyle lat był
subiektem, który może odziedziczyć sklep po Hopferze, chce zmarnować się w
uniwersytecie. Tfy!...
Utwierdzona w dobrych postanowieniach, pani Jasiowa już nie tylko w wieczór
zapraszała Wokulskiego na herbatę, na którą on po największej części nie
chodził, ale jeszcze sama nieraz zbiegała do mego pokoju, troskliwie wypytując
Stacha, czy nie jest chory, i dziwiąc się, że się jeszcze nie kochał, on, prawie
starszy od niej (myślę, że ona była trochę starsza od niego). Jednocześnie
zaczęła kobieta dostawać jakichś płaczów i śmiechów, wymyślać mężowi, który
na całe dnie uciekał z domu, i występować z pretensjami do mnie, że jestem
niedołęga, że nie rozumiem życia, że przyjmuję na lokatorów ludzi
podejrzanych...
Słowem wywiązały się takie awantury w domu, że Jaś Mincel schudł, pomimo
że coraz więcej pił piwa, a ja myślałem: jedno z dwojga... Albo podziękuję
Minclowi za obowiązek, albo wypowiem lokal Stachowi.
Skąd, u licha, dowiedziała się o moich troskach pani Małgorzata? nie mam
świadomości. Dość, że wpadła raz wieczorem do mego pokoju, powiedziała mi,
że jestem jej wrogiem i że muszę być bardzo podły, skoro wymawiam