-->

Dobry omen

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dobry omen, Gaiman Neil-- . Жанр: Юмористическая фантастика / Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dobry omen
Название: Dobry omen
Автор: Gaiman Neil
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 169
Читать онлайн

Dobry omen читать книгу онлайн

Dobry omen - читать бесплатно онлайн , автор Gaiman Neil

Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 41 42 43 44 45 46 47 48 49 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Wyglądało to tak, jakby znaczna część dwudziestego wie­ku oznaczyła parę mil kwadratowych napisem: Wstęp Wzbro­niony.

Anathema wyciągnęła kolejną kartę z kartoteki i cisnęła ją na stół.

— Musiałam wędrować i przeglądać całą masę archiwów po­wiatowych - powiedziała Anathema.

— Czemu ono ma numer 2315? Jest wcześniejsze od innych.

— Agnes była trochę na bakier z chronologią. Nie sądzę, żeby zawsze wiedziała, co do czego się odnosi. Mówiłam ci już, że wieki spędziliśmy na tworzeniu pewnego rodzaju systemu, by je między sobą powiązać.

Newton obejrzał niektóre karty. Na przykład:

— Nawet jak na Agnes, jest to niezwykle niejasne - powiedzia­ła Anathema.

— Czemu przystojne i akuratne? - zapytał Newton.

— Przystojne w znaczeniu należyte, takie, jak trzeba - odparła Anathema znużonym tonem kogoś, kto to już wyjaśniał niezliczo­ną ilość razy. — To słowo miało wówczas takie znaczenie.

— Ale posłuchaj - rzekł Newton.

...już prawie sam siebie przekonał, że UFO nie istnieją, że w oczywisty sposób był to wytwór jego imaginacji, a Tybetańczyk mógł być, nooo, jeszcze nad tym przemyśliwał, ale cokolwiek to by­ło, nie był to Tybetańczyk, natomiast to, o czym był coraz bardziej przekonany, to fakt, że znajdował się w pokoju z bardzo pociągającą kobietą, która zdawała się w nim gustować, a przynajmniej nie czu­ła do niego niechęci, co Newtona spotkało zdecydowanie po raz pierwszy w życiu. Oczywiście działo się przy tym mnóstwo dziwnych rzeczy, ale gdyby naprawdę się postarał, popychając drągiem łódź zdrowego rozsądku przeciw rwącemu prądowi dowodów, mógł uda­wać, że to wszystko, to były, nooo, balony meteorologiczne albo We­nus, albo masowa halucynacja.

Krótko mówiąc, czymkolwiek Newton w tej chwili myślał, nie używał do tego celu swego mózgu.

— Ale posłuchaj - powiedział - przecież tak naprawdę ten świat teraz się nie skończy, prawda? Przecież nie ma żadnych napięć międzynarodowych... no, w każdym razie nie więcej, niż zwykle. Czemu nie damy spokoju tym wszystkim nonsensom i po prostu sobie nie pójdziemy, och, nie wiem, może zwyczajnie na spacer czy coś w tym rodzaju, to znaczy...

— Czy ty nie rozumiesz? Przecież tutaj coś jest! Coś, co wpływa na ten obszar! — zawołała. - Skrzywiło wszystkie ley-linie[47]. Chroni ten obszar przed wszystkim, co mogłoby go zmienić. Jest to... jest to... - Znów się pojawiła owa myśl w jej pamięci, której nie potrafi­ła, której nie było jej dozwolone uchwycić, jak sen niknący w chwi­li przebudzenia.

Okna zabrzęczały. Za nimi gałąź jaśminu targana wiatrem za­częła zawzięcie bić w szybę.

— Ale nie potrafię tego oznaczyć w terenie — powiedziała Ana­thema, wykręcając sobie palce. —Wszystkiegojuż próbowałam.

— Oznaczyć? - powtórzył Newton.

— Próbowałam wahadełkiem. Próbowałam teodolitem. Mam zdolności parapsychiczne, rozumiesz? Ale ono zdaje się bez prze­rwy być w ruchu.

Newton jeszcze na tyle władał swym umysłem, by dokonać traf­nego tłumaczenia. Jeśli ludzie mówią: Mam zdolności parapsy­chiczne, rozumiesz? oznaczato: Mam przerost całkiem banalnej wyobraźni, używam czarnego lakieru do paznokci, rozmawiam z moją papużką; natomiast gdy powiedziała to Anathema, za­brzmiało, jakby przyznawała się do dziedzicznej choroby, której szczerze wolałaby nie mieć.

— Armageddon się zbliża? — zapytał Newton.

— Różne proroctwa mówią, że najpierw powstać musi Antychryst - odparła Anathema. - Agnes tak.mówi. Nie mogę go rozpoznać.

— Albo jej - dorzucił Newton.

—Co?

— To może być ona - powiedział Newton. - Bądź co bądź ma­my dwudziesty wiek. Równe szansę.

— Nie sądzę, abyś brał to wszystko poważnie - odrzekła suro­wym tonem. - Zresztą nie ma tu nic złego. I tego właśnie nie potra­fię zrozumieć. Jest tylko miłość.

— Przepraszam? - rzekł Newton. Spojrzała na niego bezradnie.

— Trudno to opisać - odparła. - Ktoś czy coś kocha to miejsce. Kocha każdy jego cal tak mocno, że je osłania i chroni. Głęboką, ogromną, płomienną miłością. Jakżeby mogło tu wziąć początek coś złego? Jak koniec świata mógłby się zacząć w takim miejscu, jak to? To taka miejscowość, jakiej pragnęłoby się dla własnych dzieci. To raj dziecięcy. — Uśmiechnęła się słabo. — Powinieneś uj­rzeć tutejsze dzieci. Są wręcz nierzeczywiste! Prosto z czasopisma dla młodych chłopców! Całe w strupach na kolanach, ciągle wy­krzykujące “wspaniale!", i te miętowe lizaki...

Prawie już to miała. Czuła kształtującą się myśl, zbliżała się do niej.

— Co to za miejsce? — spytał Newton.

— Co?! - wrzasnęła Anathema, wytrącona z toku myśli. Newton postukał palcem w mapę.

— Napisane, że “nieczynne lotnisko". Właśnie tutaj, popatrz, wprost na zachód od Tadfield... Anathema parsknęła.

— Nieczynne? Nie wierz w to. Podczas wojny była tu baza my­śliwców. Przez jakieś dziesięć lat nazywała się Bazą Lotniczą Górne Tadfield. A zanim spytasz, odpowiedź brzmi: nie. Nienawidzę tego cholernego miejsca, ale pułkownik jest przy zdrowszych zmysłach niż ty, znacznie bardziej. Jego żona, niech jej Bóg przebaczy, upra­wia jogę.

A więc. O czym to ona przedtem mówiła? Tutejsze dzieci...

Czuła, że usuwają się spod niej jej psychiczne nogi i zwaliła się w nurt bardziej osobistych myśli, tylko czekających, by je pochwycić. Newton był okay, naprawdę. A co do spędzenia z nim reszty życia, to nie będzie na tyle długo, by jej zaczął działać na nerwy.

W radiu mówiono o puszczach tropikalnych Południowej Ameryki.

I innych.

Zaczął padać grad.

* * *

Gdy Adam prowadził ich na dół, do odkrywki, zaczęły się sypać kulki gradowe. Pies wlókł się koło nich skulony, z podwiniętym ogonem, skowycząc.

To nie było w porządku, myślał. Właśnie gdy zacząłem tropić szczury. Właśnie gdy miałem temu przeklętemu owczarkowi nie­mieckiemu zza drogi pokazać, gdzie jego miejsce. Teraz On z tym wszystkim skończy, a ja znów będę miał moje stare, płonące oczy i będę polował na dusze potępione. Jaki w tym sens? One nie pró­bują nawet walczyć, żadnego w nich smaku...

Wensleydale, Brian i Pepper nie myśleli aż tak logicznie. Byli jedynie świadomi, że tak samo nie potrafią nie podążać za Ada­mem, jak latać w powietrzu; gdyby próbowali opierać się sile pcha­jącej ich do przodu, jedynym rezultatem byłyby wielokrotne zła­mania nóg, a przecież nadal musieli iść.

Adam zaś nie myślał w ogóle. Coś się otworzyło w jego umyśle i płonęło.

Kazał wszystkim usiąść na skrzyni.

— Tu na dole będzie nam bardzo dobrze - oświadczył.

— Ehem — rzekł Wensleydale — czy nie uważasz, że nasze matki i ojcowie...

— Nimi się nie przejmuj - odparł wyniośle Adam. - Mogę zro­bić trochę nowych. Nie będą należeć do tych, co to każą być w łóż-

ku o wpół do dziesiątej, na pewno nie. W ogóle nie będziecie mu­sieli chodzić do łóżka, jeśli nie zechcecie. Ani robić porządków w swym pokoju, ani nic podobnego. Mnie to wszystko zostawcie, a będzie wspaniale. — Poczęstował ich uśmiechem obłąkańca. — Za­raz tu przyjdą moi nowi przyjaciele - zwierzył się. - Polubicie ich.

— Ale... — zaczął Wensleydale.

— Tylko pomyśl o tych wszystkich zdumiewających rzeczach, które staną się po tym — powiedział Adam entuzjastycznie. — Mo­żesz zapełnić Amerykę całkiem nowymi kowbojami i Indianami, i policjantami, i gangsterami, i komiksami, i kosmonautami, i taki­mi. Czy nie będzie fantastycznie?

Wensleydale popatrzył na tamtych dwoje z nieszczęśliwą mi­ną. Wszyscy myśleli to samo, choć żadne z nich nie umiałoby sfor­mułować owej myśli całkiem zadowalająco, nawet w zwykłych cza­sach. Ogólnie szło o to, że kiedyś byli prawdziwi kowboje i gangste­rzy, i to było wspaniałe. I zawsze będą udawani kowboje i gangsterzy, i to też jest wspaniałe. Ale prawdziwi udawani kowboje i gangsterzy, którzy byli i nie byli żywi, i można ich było włożyć na powrót do pu­dełka, gdy się komuś znudzili - to wcale nie wydawało się wspania­łe. Istota rzeczy zgangsterami i kowbojami, i kosmitami, i piratami polegała na tym, że można było przestać nimi być i pójść do domu.

1 ... 41 42 43 44 45 46 47 48 49 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название