Dobry omen
Dobry omen читать книгу онлайн
Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Wyglądało to tak, jakby znaczna część dwudziestego wieku oznaczyła parę mil kwadratowych napisem: Wstęp Wzbroniony.
Anathema wyciągnęła kolejną kartę z kartoteki i cisnęła ją na stół.
— Musiałam wędrować i przeglądać całą masę archiwów powiatowych - powiedziała Anathema.
— Czemu ono ma numer 2315? Jest wcześniejsze od innych.
— Agnes była trochę na bakier z chronologią. Nie sądzę, żeby zawsze wiedziała, co do czego się odnosi. Mówiłam ci już, że wieki spędziliśmy na tworzeniu pewnego rodzaju systemu, by je między sobą powiązać.
Newton obejrzał niektóre karty. Na przykład:
— Nawet jak na Agnes, jest to niezwykle niejasne - powiedziała Anathema.
— Czemu przystojne i akuratne? - zapytał Newton.
— Przystojne w znaczeniu należyte, takie, jak trzeba - odparła Anathema znużonym tonem kogoś, kto to już wyjaśniał niezliczoną ilość razy. — To słowo miało wówczas takie znaczenie.
— Ale posłuchaj - rzekł Newton.
...już prawie sam siebie przekonał, że UFO nie istnieją, że w oczywisty sposób był to wytwór jego imaginacji, a Tybetańczyk mógł być, nooo, jeszcze nad tym przemyśliwał, ale cokolwiek to było, nie był to Tybetańczyk, natomiast to, o czym był coraz bardziej przekonany, to fakt, że znajdował się w pokoju z bardzo pociągającą kobietą, która zdawała się w nim gustować, a przynajmniej nie czuła do niego niechęci, co Newtona spotkało zdecydowanie po raz pierwszy w życiu. Oczywiście działo się przy tym mnóstwo dziwnych rzeczy, ale gdyby naprawdę się postarał, popychając drągiem łódź zdrowego rozsądku przeciw rwącemu prądowi dowodów, mógł udawać, że to wszystko, to były, nooo, balony meteorologiczne albo Wenus, albo masowa halucynacja.
Krótko mówiąc, czymkolwiek Newton w tej chwili myślał, nie używał do tego celu swego mózgu.
— Ale posłuchaj - powiedział - przecież tak naprawdę ten świat teraz się nie skończy, prawda? Przecież nie ma żadnych napięć międzynarodowych... no, w każdym razie nie więcej, niż zwykle. Czemu nie damy spokoju tym wszystkim nonsensom i po prostu sobie nie pójdziemy, och, nie wiem, może zwyczajnie na spacer czy coś w tym rodzaju, to znaczy...
— Czy ty nie rozumiesz? Przecież tutaj coś jest! Coś, co wpływa na ten obszar! — zawołała. - Skrzywiło wszystkie ley-linie[47]. Chroni ten obszar przed wszystkim, co mogłoby go zmienić. Jest to... jest to... - Znów się pojawiła owa myśl w jej pamięci, której nie potrafiła, której nie było jej dozwolone uchwycić, jak sen niknący w chwili przebudzenia.
Okna zabrzęczały. Za nimi gałąź jaśminu targana wiatrem zaczęła zawzięcie bić w szybę.
— Ale nie potrafię tego oznaczyć w terenie — powiedziała Anathema, wykręcając sobie palce. —Wszystkiegojuż próbowałam.
— Oznaczyć? - powtórzył Newton.
— Próbowałam wahadełkiem. Próbowałam teodolitem. Mam zdolności parapsychiczne, rozumiesz? Ale ono zdaje się bez przerwy być w ruchu.
Newton jeszcze na tyle władał swym umysłem, by dokonać trafnego tłumaczenia. Jeśli ludzie mówią: Mam zdolności parapsychiczne, rozumiesz? oznaczato: Mam przerost całkiem banalnej wyobraźni, używam czarnego lakieru do paznokci, rozmawiam z moją papużką; natomiast gdy powiedziała to Anathema, zabrzmiało, jakby przyznawała się do dziedzicznej choroby, której szczerze wolałaby nie mieć.
— Armageddon się zbliża? — zapytał Newton.
— Różne proroctwa mówią, że najpierw powstać musi Antychryst - odparła Anathema. - Agnes tak.mówi. Nie mogę go rozpoznać.
— Albo jej - dorzucił Newton.
—Co?
— To może być ona - powiedział Newton. - Bądź co bądź mamy dwudziesty wiek. Równe szansę.
— Nie sądzę, abyś brał to wszystko poważnie - odrzekła surowym tonem. - Zresztą nie ma tu nic złego. I tego właśnie nie potrafię zrozumieć. Jest tylko miłość.
— Przepraszam? - rzekł Newton. Spojrzała na niego bezradnie.
— Trudno to opisać - odparła. - Ktoś czy coś kocha to miejsce. Kocha każdy jego cal tak mocno, że je osłania i chroni. Głęboką, ogromną, płomienną miłością. Jakżeby mogło tu wziąć początek coś złego? Jak koniec świata mógłby się zacząć w takim miejscu, jak to? To taka miejscowość, jakiej pragnęłoby się dla własnych dzieci. To raj dziecięcy. — Uśmiechnęła się słabo. — Powinieneś ujrzeć tutejsze dzieci. Są wręcz nierzeczywiste! Prosto z czasopisma dla młodych chłopców! Całe w strupach na kolanach, ciągle wykrzykujące “wspaniale!", i te miętowe lizaki...
Prawie już to miała. Czuła kształtującą się myśl, zbliżała się do niej.
— Co to za miejsce? — spytał Newton.
— Co?! - wrzasnęła Anathema, wytrącona z toku myśli. Newton postukał palcem w mapę.
— Napisane, że “nieczynne lotnisko". Właśnie tutaj, popatrz, wprost na zachód od Tadfield... Anathema parsknęła.
— Nieczynne? Nie wierz w to. Podczas wojny była tu baza myśliwców. Przez jakieś dziesięć lat nazywała się Bazą Lotniczą Górne Tadfield. A zanim spytasz, odpowiedź brzmi: nie. Nienawidzę tego cholernego miejsca, ale pułkownik jest przy zdrowszych zmysłach niż ty, znacznie bardziej. Jego żona, niech jej Bóg przebaczy, uprawia jogę.
A więc. O czym to ona przedtem mówiła? Tutejsze dzieci...
Czuła, że usuwają się spod niej jej psychiczne nogi i zwaliła się w nurt bardziej osobistych myśli, tylko czekających, by je pochwycić. Newton był okay, naprawdę. A co do spędzenia z nim reszty życia, to nie będzie na tyle długo, by jej zaczął działać na nerwy.
W radiu mówiono o puszczach tropikalnych Południowej Ameryki.
I innych.
Zaczął padać grad.
* * *
Gdy Adam prowadził ich na dół, do odkrywki, zaczęły się sypać kulki gradowe. Pies wlókł się koło nich skulony, z podwiniętym ogonem, skowycząc.
To nie było w porządku, myślał. Właśnie gdy zacząłem tropić szczury. Właśnie gdy miałem temu przeklętemu owczarkowi niemieckiemu zza drogi pokazać, gdzie jego miejsce. Teraz On z tym wszystkim skończy, a ja znów będę miał moje stare, płonące oczy i będę polował na dusze potępione. Jaki w tym sens? One nie próbują nawet walczyć, żadnego w nich smaku...
Wensleydale, Brian i Pepper nie myśleli aż tak logicznie. Byli jedynie świadomi, że tak samo nie potrafią nie podążać za Adamem, jak latać w powietrzu; gdyby próbowali opierać się sile pchającej ich do przodu, jedynym rezultatem byłyby wielokrotne złamania nóg, a przecież nadal musieli iść.
Adam zaś nie myślał w ogóle. Coś się otworzyło w jego umyśle i płonęło.
Kazał wszystkim usiąść na skrzyni.
— Tu na dole będzie nam bardzo dobrze - oświadczył.
— Ehem — rzekł Wensleydale — czy nie uważasz, że nasze matki i ojcowie...
— Nimi się nie przejmuj - odparł wyniośle Adam. - Mogę zrobić trochę nowych. Nie będą należeć do tych, co to każą być w łóż-
ku o wpół do dziesiątej, na pewno nie. W ogóle nie będziecie musieli chodzić do łóżka, jeśli nie zechcecie. Ani robić porządków w swym pokoju, ani nic podobnego. Mnie to wszystko zostawcie, a będzie wspaniale. — Poczęstował ich uśmiechem obłąkańca. — Zaraz tu przyjdą moi nowi przyjaciele - zwierzył się. - Polubicie ich.
— Ale... — zaczął Wensleydale.
— Tylko pomyśl o tych wszystkich zdumiewających rzeczach, które staną się po tym — powiedział Adam entuzjastycznie. — Możesz zapełnić Amerykę całkiem nowymi kowbojami i Indianami, i policjantami, i gangsterami, i komiksami, i kosmonautami, i takimi. Czy nie będzie fantastycznie?
Wensleydale popatrzył na tamtych dwoje z nieszczęśliwą miną. Wszyscy myśleli to samo, choć żadne z nich nie umiałoby sformułować owej myśli całkiem zadowalająco, nawet w zwykłych czasach. Ogólnie szło o to, że kiedyś byli prawdziwi kowboje i gangsterzy, i to było wspaniałe. I zawsze będą udawani kowboje i gangsterzy, i to też jest wspaniałe. Ale prawdziwi udawani kowboje i gangsterzy, którzy byli i nie byli żywi, i można ich było włożyć na powrót do pudełka, gdy się komuś znudzili - to wcale nie wydawało się wspaniałe. Istota rzeczy zgangsterami i kowbojami, i kosmitami, i piratami polegała na tym, że można było przestać nimi być i pójść do domu.