-->

Dobry omen

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dobry omen, Gaiman Neil-- . Жанр: Юмористическая фантастика / Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dobry omen
Название: Dobry omen
Автор: Gaiman Neil
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 169
Читать онлайн

Dobry omen читать книгу онлайн

Dobry omen - читать бесплатно онлайн , автор Gaiman Neil

Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

— Koło, uważa pan...

— ...i nie mieszkając powrócić do miejsca, z któregoś przybył, nie zatrzymując się...

— ...dla istoty ludzkiej doprawdy nie byłoby rozsądnym wejść weń bez...

— ...i zbaw nas ode złego...

— Trzymaj się z dala od koła, głupi człowieku!

— ...nigdy już nie powracać, aby trapić...

— Tak, tak; ale proszę trzymać się z dala od... Azirafal podbiegł do Shadwella, gorączkowo wymachując rękami.

— ...nie pojawiając się NIGDY WIĘCY! — dokończył Shadwell.

Wycelował mściwy palec z żałobą za paznokciem.

Azirafal opuścił wzrok na własne stopy i po raz drugi w ciągu pięciu minut zaklął. Znajdował się w kole.

Coś brzęknęło melodyjnie i błękitny blask znikł. Azirafal także.

Upłynęło trzydzieści sekund. Shadwell stał nieruchomo. A po­tem podniósł drżącą lewą dłoń i za jej pomocą ostrożnie opuścił wyprostowaną prawicę.

— Halo? - powiedział. - Halo?

Nikt nie odpowiedział.

Shadwell zadrżał. A potem, wyciągnąwszy przed siebie dłoń jak rewolwer, z którego nie śmiał wystrzelić, a nie wiedział jak roz­ładować, wyszedł na ulicę, zatrzaskując za sobą drzwi.

Od wstrząsu podłoga zadrżała. Jedna ze świec Azirafala prze­wróciła się, rozlewając płonący wosk na stare, suche drewno.

ROZDZIAŁ XIV

Londyńskie mieszkanie Crowleya było szczytem szczytów mo-dy. Miało wszystkie cechy, jakie powinno było posiadać: ob-J szerne, białe, elegancko umeblowane, z atmosferą czegoś nie zamieszkanego osiąganą tylko przy pomocy projektanta wnętrz.

A to dlatego, że Crowley tam nie mieszkał.

Było po prostu miejscem, do którego wracał pod koniec dnia, gdy przebywał w Londynie. Łóżka były zawsze zaścielone, chło­dziarka pełna wykwintnych delikatesów, których nigdy nie ubywa­ło (w tym celu, ostatecznie, Crowley miał chłodziarkę), a prawdę powiedziawszy, nigdy nie wymagała też odmrażania, ani nawet włą­czenia do prądu.

W salonie znajdował się olbrzymi telewizor, biała skórzana ka­napa, wideo i laserowy odtwarzacz płyt, automatyczna sekretarka, dwa telefony-jeden do sekretarki, a drugi prywatny (którego nu­meru do tej pory nie wykryły legiony telefonicznych sprzedawców, uporczywie próbujących sprzedać Crowleyowi podwójnie szklone okna, które już posiadał lub polisę ubezpieczenia na życie, której nie potrzebował) - oraz kanciasty, matowoczarny zestaw aparatury dźwiękowej, z gatunku tak wyszukanie zaprojektowanych, że miał tylko wyłącznik i regulację siły głosu. Jedyną częścią, której posiadanie Crowley zaniedbał, były głośniki; po prostu o nich zapomniał. Co zresztą nie robiło żadnej różnicy. Tak czy tak dźwięki oddawa­ne były w sposób doskonały.

Był również nie podłączony do sieci telefax o inteligencji komputera oraz komputer o inteligencji niedorozwiniętej mrów­ki. Pomimo tego Crowley wymieniał go na lepszy co kilka miesię­cy, ponieważ błyszczący komputer należał do przedmiotów, które zdaniem Crowleya taki typ człowieka, jakim starał się być, powi­nien posiadać. Obecny wyglądał jak porsche z ekranem. Instruk­cja nadal znajdowała się w przezroczystym plastykowym opakowaniu.[50]

Prawdę powiedziawszy, jedynymi rzeczami w mieszkaniu, któ­re Crowley darzył jakimś osobistym zainteresowaniem, były rośliny doniczkowe. Były olbrzymie, zielone i wspaniałe z błyszczącymi, zdrowymi, jaśniejącymi liśćmi.

Działo się tak dlatego, że raz w tygodniu Crowley obchodził mieszkanie z zielonym, plastikowym spryskiwaczem, opryskując li­ście i przemawiając do roślin.

O rozmawianiu z roślinami dowiedział się w latach siedem­dziesiątych z czwartego programu radiowego i uznał to za znako­mity pomysł. Chociaż rozmawianie nie jest być może właściwym słowem na określenie tego, co robił.

To zaś, co robił, było uczeniem ich bojaźni bożej.

Ściślej mówiąc - bojaźni Crowleya.

W dodatku co kilka miesięcy Crowley wybierał roślinę rosnącą zbyt powoli albo ulegającą więdnięciu Hści czy brązowieniu, albo też po prostu nie wyglądającą tak dobrze jak inne i obnosił ją wśród pozostałych.

— Pożegnajcie się z waszym przyjacielem - mawiał. - Po prostu nie potrafił dać sobie rady...

Następnie opuszczał mieszkanie z występną rośliną i wracał około godzinę później z wielką, pustą doniczką, którą ustawiał w widocznym miejscu.

Rośliny były najprzepyszniejsze, najzieleńsze i najpiękniejsze w całym Londynie. A także najbardziej przerażone.

Salon oświetlony był punktowcami i białymi jarzeniówkami, w rodzaju tych, jakie zwykle stawia się przy fotelu albo w kącie.

Jedyną ozdobę ścian stanowił oprawiony rysunek — szkic do “Mony Lizy", oryginał spod ręki Leonarda. Crowley kupił go od autora pewnego upalnego popołudnia we Florencji, a był on lep­szy od samego malowidła[51].

Crowley miał sypialnię, kuchnię, gabinet, salon i toaletę; każ­de z pomieszczeń zawsze czyste i w doskonałym porządku.

Spędzał niewygodnie czas w każdym z nich, podczas długiego oczekiwania na koniec świata.

Zatelefonował ponownie do swych agentów w Armii Tropicie­li Wiedźm, ale jego informator, sierżant Shadwell, właśnie wyszedł, a tępa recepcjonistka zdawała się nie pojmować, że chce on po­rozmawiać z kimkolwiek z pozostałych.

*

— Pan Pulsifer także wyszedł, kochanie — powiedziała. — Dziś rano pojechał do Tadfield. Z zadaniem.

— Chcę porozmawiać z kimkolwiek — wyjaśnił Crowley.

— Powiem to panu Shadwellowi-powiedziała - gdy tylko wró­ci. A teraz, jeśli pan pozwoli, dziś jest przedpołudnie do mojej dys­pozycji i nie mogę zostawić mego pana ot, tak sobie na długo, że­by się nie zaziębił śmiertelnie. A o drugiej ma przyjść pani Orme-rod i pan Scroggie i młoda Julia na seans i trzeba wcześniej posprzątać i tak dalej. Ale przekażę panu ShadweIłowi wiadomość

od pana.

Crowley zrezygnował. Próbował poczytać powieść, ale nie mógł się na niej skupić. Próbował ułożyć swe płyty kompaktowe w porządku alfabetycznym, ale dał spokój, przekonawszy się, że już są ułożone alfabetycznie, podobnie jak jego książki i jego kolekcja muzyki soul[52] .

Wreszcie ulokował się na białej, skórzanej kanapie i machnął ręką w stronę telewizora. ,

— Wiadomości napływają - powiedział strapiony lektor dzien­nika. - Mhm, wiadomości te, no,wydaje się, że nikt się nie orien­tuje, co się dzieje, ale dostępne nam wiadomości wydają się, mhm, wskazywać na rosnące napięcie międzynarodowe, co z całą pewno­ścią uznawano by za niemożliwe tydzień temu, gdy, eee, wydawało się, że wszyscy tak ładnie ze sobą współżyją. Eee. Wydaje się to przy­najmniej po części spowodowane nagłym przyborem niezwykłych wydarzeń, który nastąpił w ciągu paru ostatnich dni. Niedaleko wybrzeży Japonii... CROWLEY?

— Tak - przyznał Crowley.

CO U DIABŁA SIĘ DZIEJE, CROWLEY? CZYM TY SIĘ WŁA­ŚCIWIE ZAJMUJESZ?

— A co masz na myśli? - zapytał Crowley, choć już wiedział, co.

CHŁOPIEC IMIENIEM WARLOCK. ZANIEŚLIŚMY GO NA POLA MEGGIDO. PSA Z NIM NIE MA. DZIECKO NIC NIE WIE O WIELKIEJ WOJNIE. ON NIE JEST SYNEM NASZEGO PANA.

— A — powiedział Crowley.

CZY TYLKO TYLE MASZ DO POWIEDZENIA, CROWLEY? NASZE WOJSKA SĄ ZGROMADZONE, CZTERY BESTIE WYRU­SZYŁY - ALE DOKĄD ONE WYRUSZYŁY? COŚ TU JEST NIE W PORZĄDKU, CROWLEY I TY JESTEŚ ZA TO ODPOWIE­DZIALNY I WEDŁUG WSZELKIEGO PRAWDOPODOBIEŃSTWA TO JEST TWOJA WINA. MAMY NADZIEJĘ, ŻE POTRAFISZ WY­TŁUMACZYĆ BEZBŁĘDNIE PRZYCZYNYTEGO WSZYSTKIEGO.

— O, tak - zgodził się Crowley. - Bezbłędnie wytłumaczyć.

...PONIEWAŻ DAMY CI SZANSĘ WYJAŚNIENIA NAM TEGO WSZYSTKIEGO. BĘDZIESZ MIAŁ TYLE CZASU NA TO, ILE TYLKO BĘDZIE POTRZEBA. A MY Z WIELKIM ZAINTERESO­WANIEM WYSŁUCHAMY WSZYSTKIEGO, CO MASZ DO PO­WIEDZENIA. A ROZMOWA Z TOBĄ ORAZ TOWARZYSZĄCE JEJ OKOLICZNOŚCI STANĄ SIĘ OKAZJĄ DO ROZRYWKI I ZA­DOWOLENIA DLA WSZYSTKICH POTĘPIONYCH W PIEKLE, CROWLEY, PONIEWAŻ BEZ WZGLĘDU NA TO, JAKIM POD­DAWANI SA TORTUROM, BEZ WZGLĘDU NA TO, JAKIE MĘKI CIERPIĄ NAJOSTATNIEJSI Z POTĘPIONYCH, CROWLEY, TWOJE OKAŻĄ SIĘ GORSZE...

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название