Dobry omen
Dobry omen читать книгу онлайн
Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
— Koło, uważa pan...
— ...i nie mieszkając powrócić do miejsca, z któregoś przybył, nie zatrzymując się...
— ...dla istoty ludzkiej doprawdy nie byłoby rozsądnym wejść weń bez...
— ...i zbaw nas ode złego...
— Trzymaj się z dala od koła, głupi człowieku!
— ...nigdy już nie powracać, aby trapić...
— Tak, tak; ale proszę trzymać się z dala od... Azirafal podbiegł do Shadwella, gorączkowo wymachując rękami.
— ...nie pojawiając się NIGDY WIĘCY! — dokończył Shadwell.
Wycelował mściwy palec z żałobą za paznokciem.
Azirafal opuścił wzrok na własne stopy i po raz drugi w ciągu pięciu minut zaklął. Znajdował się w kole.
Coś brzęknęło melodyjnie i błękitny blask znikł. Azirafal także.
Upłynęło trzydzieści sekund. Shadwell stał nieruchomo. A potem podniósł drżącą lewą dłoń i za jej pomocą ostrożnie opuścił wyprostowaną prawicę.
— Halo? - powiedział. - Halo?
Nikt nie odpowiedział.
Shadwell zadrżał. A potem, wyciągnąwszy przed siebie dłoń jak rewolwer, z którego nie śmiał wystrzelić, a nie wiedział jak rozładować, wyszedł na ulicę, zatrzaskując za sobą drzwi.
Od wstrząsu podłoga zadrżała. Jedna ze świec Azirafala przewróciła się, rozlewając płonący wosk na stare, suche drewno.
ROZDZIAŁ XIV
Londyńskie mieszkanie Crowleya było szczytem szczytów mo-dy. Miało wszystkie cechy, jakie powinno było posiadać: ob-J szerne, białe, elegancko umeblowane, z atmosferą czegoś nie zamieszkanego osiąganą tylko przy pomocy projektanta wnętrz.
A to dlatego, że Crowley tam nie mieszkał.
Było po prostu miejscem, do którego wracał pod koniec dnia, gdy przebywał w Londynie. Łóżka były zawsze zaścielone, chłodziarka pełna wykwintnych delikatesów, których nigdy nie ubywało (w tym celu, ostatecznie, Crowley miał chłodziarkę), a prawdę powiedziawszy, nigdy nie wymagała też odmrażania, ani nawet włączenia do prądu.
W salonie znajdował się olbrzymi telewizor, biała skórzana kanapa, wideo i laserowy odtwarzacz płyt, automatyczna sekretarka, dwa telefony-jeden do sekretarki, a drugi prywatny (którego numeru do tej pory nie wykryły legiony telefonicznych sprzedawców, uporczywie próbujących sprzedać Crowleyowi podwójnie szklone okna, które już posiadał lub polisę ubezpieczenia na życie, której nie potrzebował) - oraz kanciasty, matowoczarny zestaw aparatury dźwiękowej, z gatunku tak wyszukanie zaprojektowanych, że miał tylko wyłącznik i regulację siły głosu. Jedyną częścią, której posiadanie Crowley zaniedbał, były głośniki; po prostu o nich zapomniał. Co zresztą nie robiło żadnej różnicy. Tak czy tak dźwięki oddawane były w sposób doskonały.
Był również nie podłączony do sieci telefax o inteligencji komputera oraz komputer o inteligencji niedorozwiniętej mrówki. Pomimo tego Crowley wymieniał go na lepszy co kilka miesięcy, ponieważ błyszczący komputer należał do przedmiotów, które zdaniem Crowleya taki typ człowieka, jakim starał się być, powinien posiadać. Obecny wyglądał jak porsche z ekranem. Instrukcja nadal znajdowała się w przezroczystym plastykowym opakowaniu.[50]
Prawdę powiedziawszy, jedynymi rzeczami w mieszkaniu, które Crowley darzył jakimś osobistym zainteresowaniem, były rośliny doniczkowe. Były olbrzymie, zielone i wspaniałe z błyszczącymi, zdrowymi, jaśniejącymi liśćmi.
Działo się tak dlatego, że raz w tygodniu Crowley obchodził mieszkanie z zielonym, plastikowym spryskiwaczem, opryskując liście i przemawiając do roślin.
O rozmawianiu z roślinami dowiedział się w latach siedemdziesiątych z czwartego programu radiowego i uznał to za znakomity pomysł. Chociaż rozmawianie nie jest być może właściwym słowem na określenie tego, co robił.
To zaś, co robił, było uczeniem ich bojaźni bożej.
Ściślej mówiąc - bojaźni Crowleya.
W dodatku co kilka miesięcy Crowley wybierał roślinę rosnącą zbyt powoli albo ulegającą więdnięciu Hści czy brązowieniu, albo też po prostu nie wyglądającą tak dobrze jak inne i obnosił ją wśród pozostałych.
— Pożegnajcie się z waszym przyjacielem - mawiał. - Po prostu nie potrafił dać sobie rady...
Następnie opuszczał mieszkanie z występną rośliną i wracał około godzinę później z wielką, pustą doniczką, którą ustawiał w widocznym miejscu.
Rośliny były najprzepyszniejsze, najzieleńsze i najpiękniejsze w całym Londynie. A także najbardziej przerażone.
Salon oświetlony był punktowcami i białymi jarzeniówkami, w rodzaju tych, jakie zwykle stawia się przy fotelu albo w kącie.
Jedyną ozdobę ścian stanowił oprawiony rysunek — szkic do “Mony Lizy", oryginał spod ręki Leonarda. Crowley kupił go od autora pewnego upalnego popołudnia we Florencji, a był on lepszy od samego malowidła[51].
Crowley miał sypialnię, kuchnię, gabinet, salon i toaletę; każde z pomieszczeń zawsze czyste i w doskonałym porządku.
Spędzał niewygodnie czas w każdym z nich, podczas długiego oczekiwania na koniec świata.
Zatelefonował ponownie do swych agentów w Armii Tropicieli Wiedźm, ale jego informator, sierżant Shadwell, właśnie wyszedł, a tępa recepcjonistka zdawała się nie pojmować, że chce on porozmawiać z kimkolwiek z pozostałych.
*
— Pan Pulsifer także wyszedł, kochanie — powiedziała. — Dziś rano pojechał do Tadfield. Z zadaniem.
— Chcę porozmawiać z kimkolwiek — wyjaśnił Crowley.
— Powiem to panu Shadwellowi-powiedziała - gdy tylko wróci. A teraz, jeśli pan pozwoli, dziś jest przedpołudnie do mojej dyspozycji i nie mogę zostawić mego pana ot, tak sobie na długo, żeby się nie zaziębił śmiertelnie. A o drugiej ma przyjść pani Orme-rod i pan Scroggie i młoda Julia na seans i trzeba wcześniej posprzątać i tak dalej. Ale przekażę panu ShadweIłowi wiadomość
od pana.
Crowley zrezygnował. Próbował poczytać powieść, ale nie mógł się na niej skupić. Próbował ułożyć swe płyty kompaktowe w porządku alfabetycznym, ale dał spokój, przekonawszy się, że już są ułożone alfabetycznie, podobnie jak jego książki i jego kolekcja muzyki soul[52] .
Wreszcie ulokował się na białej, skórzanej kanapie i machnął ręką w stronę telewizora. ,
— Wiadomości napływają - powiedział strapiony lektor dziennika. - Mhm, wiadomości te, no,wydaje się, że nikt się nie orientuje, co się dzieje, ale dostępne nam wiadomości wydają się, mhm, wskazywać na rosnące napięcie międzynarodowe, co z całą pewnością uznawano by za niemożliwe tydzień temu, gdy, eee, wydawało się, że wszyscy tak ładnie ze sobą współżyją. Eee. Wydaje się to przynajmniej po części spowodowane nagłym przyborem niezwykłych wydarzeń, który nastąpił w ciągu paru ostatnich dni. Niedaleko wybrzeży Japonii... CROWLEY?
— Tak - przyznał Crowley.
CO U DIABŁA SIĘ DZIEJE, CROWLEY? CZYM TY SIĘ WŁAŚCIWIE ZAJMUJESZ?
— A co masz na myśli? - zapytał Crowley, choć już wiedział, co.
CHŁOPIEC IMIENIEM WARLOCK. ZANIEŚLIŚMY GO NA POLA MEGGIDO. PSA Z NIM NIE MA. DZIECKO NIC NIE WIE O WIELKIEJ WOJNIE. ON NIE JEST SYNEM NASZEGO PANA.
— A — powiedział Crowley.
CZY TYLKO TYLE MASZ DO POWIEDZENIA, CROWLEY? NASZE WOJSKA SĄ ZGROMADZONE, CZTERY BESTIE WYRUSZYŁY - ALE DOKĄD ONE WYRUSZYŁY? COŚ TU JEST NIE W PORZĄDKU, CROWLEY I TY JESTEŚ ZA TO ODPOWIEDZIALNY I WEDŁUG WSZELKIEGO PRAWDOPODOBIEŃSTWA TO JEST TWOJA WINA. MAMY NADZIEJĘ, ŻE POTRAFISZ WYTŁUMACZYĆ BEZBŁĘDNIE PRZYCZYNYTEGO WSZYSTKIEGO.
— O, tak - zgodził się Crowley. - Bezbłędnie wytłumaczyć.
...PONIEWAŻ DAMY CI SZANSĘ WYJAŚNIENIA NAM TEGO WSZYSTKIEGO. BĘDZIESZ MIAŁ TYLE CZASU NA TO, ILE TYLKO BĘDZIE POTRZEBA. A MY Z WIELKIM ZAINTERESOWANIEM WYSŁUCHAMY WSZYSTKIEGO, CO MASZ DO POWIEDZENIA. A ROZMOWA Z TOBĄ ORAZ TOWARZYSZĄCE JEJ OKOLICZNOŚCI STANĄ SIĘ OKAZJĄ DO ROZRYWKI I ZADOWOLENIA DLA WSZYSTKICH POTĘPIONYCH W PIEKLE, CROWLEY, PONIEWAŻ BEZ WZGLĘDU NA TO, JAKIM PODDAWANI SA TORTUROM, BEZ WZGLĘDU NA TO, JAKIE MĘKI CIERPIĄ NAJOSTATNIEJSI Z POTĘPIONYCH, CROWLEY, TWOJE OKAŻĄ SIĘ GORSZE...