Dobry omen
Dobry omen читать книгу онлайн
Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Wtedy wszystko będzie w porządku.
Do drzwi sklepu zastukano, choć wisiał na nich napis ZAMKNIĘTE. Zignorował to.
Uzyskanie dwukierunkowego połączenia z Niebem było dla Azirafala o wiele trudniejsze niż dla istot ludzkich, bo te nie spodziewają się żadnej odpowiedzi i prawie we wszystkich wypadkach byłyby raczejzdumione, gdyby taką otrzymały.
Przesunął na bok zarzucone papierami biurko i zwinął przetarty sklepowy dywan. Na deskach pod nim widniał nakreślony kredą niewielki okrąg otoczony odpowiednimi cytatami z Kabały. Anioł zapalił siedem świec, które rozmieścił w nakazanym rytuałem porządku wokół okręgu. Następnie zapalił trochę kadzidła, co nie było niezbędne, lecz powodowało, że pachniało przyjemniej.
Wreszcie wstąpił do koła i wypowiedział Słowa.
Z sufitu trysnął jasny słup błękitnego światła i wypełnił koło.
Dobrze wychowany głos powiedział:
— No?
— To ja, Azirafal.
— Wiemy - odparł głos.
— Mam wielkie nowiny! Ustaliłem miejsce pobytu Antychrysta! Mogę wam podać jego adres i wszystkie dane! Nastąpiła przerwa. Błękitne światło zamigotało.
— No? - powtórzył wreszcie głos.
— Ale, uważacie, możecie kop... możecie to wszystko wstrzy-
mać! W mgnieniu oka! Macie jeszcze tylko parę godzin! Możecie to wszystko wstrzymać i nie będzie potrzebna wojna i wszyscy zostaną zbawieni!
Rozpromienił się szaleńczo, spoglądając w światło.
— Tak? — powiedział głos.
— Tak, on przebywa w miejscu zwanym Lower Tadfield, a adres...
— Dobra robota — powiedziano mu martwym, głuchym głosem.
— Nie będzie potrzebna ta cała sprawa zjedna trzecią mórz obracających się w krew i tak dalej - powiedział uszczęśliwiony Azirafal. W głosie, gdy odpowiedział, zabrzmiała lekka irytacja.
— A czemu nie?
Rozentuzjazmowany Azirafal poczuł, jakby otwierała się pod nim lodowata przepaść i próbował udawać, że coś takiego nie nastąpiło.
— No, możecie po prostu zapewnić, by... - ciągnął rozpaczliwie.
— Zwyciężymy, Azirafalu.
— Tak, ale...
— Siły ciemności muszą zostać pobite. Zdaje się, że pozostajesz pod wpływem błędnego mniemania. Nie o to idzie, by uniknąć wojny, lecz by ją wygrać. Długo czekaliśmy, Azirafalu.
Azirafal poczuł, że jego umysł ogarnia lodowaty chłód. Otworzył usta, chcąc powiedzieć: A nie myślisz przypadkiem, że dobrze byłoby uniknąć wojny na Ziemi? — ale powstrzymał się. ; — Rozumiem - odrzekł ponuro. Koło drzwi rozległo się skroba-' nie i gdyby Azirafal spojrzał w tym kierunku, zauważyłby zniszczony
filcowy kapelusz próbujący zajrzeć do okienka nad drzwiami. :'.;.'. — Co nie oznacza, abyśmy uważali, że nie spisałeś się dobrze — : rzekł głos. — Otrzymasz pochwałę służbową. Dobra robota.
— Dziękuję — odrzekł Azirafal tak kwaśno, że zsiadłoby się od , tego mleko. - Zapomniałem o niewysłowionym, to oczywiste. ś",; - Myśmy też to pomyśleli.
— Czy mogę zapytać — powiedział anioł — z kim rozmawiałem?
Głos wyrzekł:
— Jesteśmy Metatronem.[49]
— Ach, tak. Oczywiście. Och. Dobrze. Bardzo dziękuję. Dziękuję. Za jego plecami skrzynka na listy odchyliła się, ukazując parę oczu.
—Jeszcze jedno - rzekł głos. - Oczywiście dołączysz do nas, prawda?
— No, eee, oczywiście, ale wieki już upłynęły od czasu, gdy trzymałem ognisty miecz... - zaczaiAzirafal.
— Tak, pamiętamy - odrzekł głos. - Będziesz miał mnóstwo okazji, by to sobie przypomnieć.
— A. Hmm. Jakiego rodzaju wydarzenie inicjujące spowoduje wojnę? - zapytał Azirafal.
— Sądziliśmy, że wielopaństwowa wymiana uderzeń nuklearnych będzie ładnym startem.
— O. Tak. Bardzo pomysłowe. - Głos Azirafala brzmiał głucho i beznadziejnie.
— Dobrze. Wobec tego zaraz cię oczekujemy - powiedział głos.
— A. No tak. Tylko uporządkuję parę spraw związanych z moim przedsiębiorstwem, dobrze?
— Bardzo wątpliwe, czy jest taka konieczność — oświadczył Meta tron.
Azirafal wyprostował się.
— Naprawdę uważam, że uczciwość, by nie powiedzieć moralność, wymaga, że jako szanowany biznesmen powinienem...
— Tak, tak — odrzekł Metatron z lekkim odcieniem irytacji. — Argument przyjęty. Czekamy więc na ciebie.
Światło przyblakło, ale nie znikło całkowicie. Zachowują łączność, pomyślał Azirafal. Nie wykręcę się.
— Halo? — powiedział niegłośno. -Jest tam kto?
Odpowiedziała mu cisza.
Bardzo ostrożnie opuścił koło i chyłkiem przysunął się do telefonu. Otworzył notesik i nakręcił numer.
Po czterech dzwonkach telefon kaszlnął, dalej była pauza, a po niej rozległ się głos tak płaski, że można by na nim rozłożyć dywan:
— Cześć. Tu Anthony Crowley. Mmm. Ja...
— Crowley! — Azirafal próbował szeptać i krzyczeć równocześnie. — Słuchaj! Nie mam wiele czasu! On...
— ...zapewne nieobecny albo śpi i jest zajęty, czy coś takiego, ale...
— Zamknij się! Posłuchaj! To było w Tadfield! Wszystko jest w tej książce! Musisz wstrzymać...
— ...po sygnale i natychmiast ci oddzwonię. Hej.
— Chcę z tobą rozmawiać natychmiast... Biiiiiiiiiiiii.
— Przestań robić hałas! To jest w Tadfield! To właśnie wyczuwałem! Musisz tam pojechać i... Odsunął słuchawkę.
— Skurwiel — powiedział. Zaklął po raz pierwszy od ponad czterech tysięcy lat.
Chwileczkę. Demon miał jeszcze jeden numer, prawda? Bo taki właśnie był. Azirafal pogrzebał w notesie, prawie upuszczając go na ziemię. Oni wkrótce się zniecierpliwią.
Znalazł drugi numer. Nakręcił go. Wezwanie zostało odebrane niemal natychmiast, w tym samym momencie cicho zabrzmiał dzwonek u drzwi sklepu.
Głos Crowleya, głośniejszy w chwili gdy przybliżył słuchawkę do ust, powiedział:
— ...naprawdę tak uważam. Halo?
— Crowley, to ja!
— Mmm. - Głos był okropnie obojętny. Nawet w takim stanie ducha jak obecnie, Azirafal poczuł niepokój.
— Czyjesteś sam? - zapytał ostrożnie.
— Nie. Jest tu stary przyjaciel.
— Odeńdź, ty pomiocie piekła! Azirafal odwrócił się bardzo powoli.
* * *
Shadwell trząsł się z podniecenia. Widział wszystko. Słyszał wszystko. Nic z tego nie rozumiał, ale wiedział, co ludzie robią z kredowymi kołami, świecami i kadzidłem. Wiedział doskonale. Oglądał “Diabeł nadciąga" piętnaście razy: szesnaście nawet, jeśli wliczyć seans, z którego wyrzucono go za wykrzykiwanie niepochlebnych opinii o amatorszczyźnie cechującej tropienie wiedźm przez Christophera Lee.
Łajdacy go wykorzystywali. Czynili pośmiewisko ze świetnych
tradycji Armii.
— Dostanę cię, ty podły sukinsynu! -wrzasnął, zbliżając się jak nadgryziony przez mola anioł pomsty. - Wiem ja, coś tyś zamierzył, tu przychodząc i uwodząc kobity, by czyniły wedle twej złości!
— Uważam, że zapewne trafił pan do niewłaściwego sklepu -odrzekł Azirafal. - Jeszcze zadzwonię - powiedział do telefonu i odłożył słuchawkę.
— Widzę, coś ty tu chciałeś - warknął Shadwell. Na usta wystąpiła mu piana. Nigdy jeszcze w życiu nie był tak wściekły.
— Ee, nie wszystko bywa takie, na jakie wygląda... - zaczął Azirafal; ale już w chwili, gdy wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę, że jak na początek rozmowy, brakło im niejakiego poloru.
— Się założę, że nie! - rzekł triumfalnie Shadwell.
— Nie, chciałem powiedzieć...
Nie spuszczając wzroku z anioła, Shadwell poczłapał tyłem do drzwi sklepowych, zatrzasnął je z całej siły, aż dzwonek zadźwięczał. - Dzwonek - oświadczył.
Chwycił “Przistoyne i akuratne profecye" i trzasnął nimi z całej siły w stół.
— Książka - warknął.
Pogrzebał w kieszeni, dobywając zardzewiałego ronsona.
— Świca, praktycznie rzecz biorący! — wrzasnął i zaczął posuwać się naprzód.
Przed nim koło świeciło słabym, błękitnym blaskiem.
— Ee - powiedział Azirafal — nie sądzę, by było bardzo dobrym pomysłem, aby...
Shadwell nie słuchał.
— Potęgą nadaną mi mocą mego urzędu tropiciela wiedźm -zaintonował — nakazuję ci opuścić to miejsce...