-->

Dobry omen

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dobry omen, Gaiman Neil-- . Жанр: Юмористическая фантастика / Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dobry omen
Название: Dobry omen
Автор: Gaiman Neil
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 169
Читать онлайн

Dobry omen читать книгу онлайн

Dobry omen - читать бесплатно онлайн , автор Gaiman Neil

Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 44 45 46 47 48 49 50 51 52 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Wtedy wszystko będzie w porządku.

Do drzwi sklepu zastukano, choć wisiał na nich napis ZA­MKNIĘTE. Zignorował to.

Uzyskanie dwukierunkowego połączenia z Niebem było dla Azirafala o wiele trudniejsze niż dla istot ludzkich, bo te nie spo­dziewają się żadnej odpowiedzi i prawie we wszystkich wypadkach byłyby raczejzdumione, gdyby taką otrzymały.

Przesunął na bok zarzucone papierami biurko i zwinął prze­tarty sklepowy dywan. Na deskach pod nim widniał nakreślony kre­dą niewielki okrąg otoczony odpowiednimi cytatami z Kabały. Anioł zapalił siedem świec, które rozmieścił w nakazanym rytuałem po­rządku wokół okręgu. Następnie zapalił trochę kadzidła, co nie by­ło niezbędne, lecz powodowało, że pachniało przyjemniej.

Wreszcie wstąpił do koła i wypowiedział Słowa.

Z sufitu trysnął jasny słup błękitnego światła i wypełnił koło.

Dobrze wychowany głos powiedział:

— No?

— To ja, Azirafal.

— Wiemy - odparł głos.

— Mam wielkie nowiny! Ustaliłem miejsce pobytu Antychry­sta! Mogę wam podać jego adres i wszystkie dane! Nastąpiła przerwa. Błękitne światło zamigotało.

— No? - powtórzył wreszcie głos.

— Ale, uważacie, możecie kop... możecie to wszystko wstrzy-

mać! W mgnieniu oka! Macie jeszcze tylko parę godzin! Możecie to wszystko wstrzymać i nie będzie potrzebna wojna i wszyscy zosta­ną zbawieni!

Rozpromienił się szaleńczo, spoglądając w światło.

— Tak? — powiedział głos.

— Tak, on przebywa w miejscu zwanym Lower Tadfield, a adres...

— Dobra robota — powiedziano mu martwym, głuchym głosem.

— Nie będzie potrzebna ta cała sprawa zjedna trzecią mórz ob­racających się w krew i tak dalej - powiedział uszczęśliwiony Azirafal. W głosie, gdy odpowiedział, zabrzmiała lekka irytacja.

— A czemu nie?

Rozentuzjazmowany Azirafal poczuł, jakby otwierała się pod nim lodowata przepaść i próbował udawać, że coś takiego nie na­stąpiło.

— No, możecie po prostu zapewnić, by... - ciągnął rozpaczliwie.

— Zwyciężymy, Azirafalu.

— Tak, ale...

— Siły ciemności muszą zostać pobite. Zdaje się, że pozostajesz pod wpływem błędnego mniemania. Nie o to idzie, by uniknąć wojny, lecz by ją wygrać. Długo czekaliśmy, Azirafalu.

Azirafal poczuł, że jego umysł ogarnia lodowaty chłód. Otwo­rzył usta, chcąc powiedzieć: A nie myślisz przypadkiem, że dobrze byłoby uniknąć wojny na Ziemi? — ale powstrzymał się. ; — Rozumiem - odrzekł ponuro. Koło drzwi rozległo się skroba-' nie i gdyby Azirafal spojrzał w tym kierunku, zauważyłby zniszczony

filcowy kapelusz próbujący zajrzeć do okienka nad drzwiami. :'.;.'. — Co nie oznacza, abyśmy uważali, że nie spisałeś się dobrze — : rzekł głos. — Otrzymasz pochwałę służbową. Dobra robota.

— Dziękuję — odrzekł Azirafal tak kwaśno, że zsiadłoby się od , tego mleko. - Zapomniałem o niewysłowionym, to oczywiste. ś",; - Myśmy też to pomyśleli.

— Czy mogę zapytać — powiedział anioł — z kim rozmawiałem?

Głos wyrzekł:

— Jesteśmy Metatronem.[49]

— Ach, tak. Oczywiście. Och. Dobrze. Bardzo dziękuję. Dziękuję. Za jego plecami skrzynka na listy odchyliła się, ukazując parę oczu.

—Jeszcze jedno - rzekł głos. - Oczywiście dołączysz do nas, prawda?

— No, eee, oczywiście, ale wieki już upłynęły od czasu, gdy trzy­małem ognisty miecz... - zaczaiAzirafal.

— Tak, pamiętamy - odrzekł głos. - Będziesz miał mnóstwo okazji, by to sobie przypomnieć.

— A. Hmm. Jakiego rodzaju wydarzenie inicjujące spowoduje wojnę? - zapytał Azirafal.

— Sądziliśmy, że wielopaństwowa wymiana uderzeń nuklear­nych będzie ładnym startem.

— O. Tak. Bardzo pomysłowe. - Głos Azirafala brzmiał głucho i beznadziejnie.

— Dobrze. Wobec tego zaraz cię oczekujemy - powiedział głos.

— A. No tak. Tylko uporządkuję parę spraw związanych z mo­im przedsiębiorstwem, dobrze?

— Bardzo wątpliwe, czy jest taka konieczność — oświadczył Me­ta tron.

Azirafal wyprostował się.

— Naprawdę uważam, że uczciwość, by nie powiedzieć moral­ność, wymaga, że jako szanowany biznesmen powinienem...

— Tak, tak — odrzekł Metatron z lekkim odcieniem irytacji. — Argument przyjęty. Czekamy więc na ciebie.

Światło przyblakło, ale nie znikło całkowicie. Zachowują łącz­ność, pomyślał Azirafal. Nie wykręcę się.

— Halo? — powiedział niegłośno. -Jest tam kto?

Odpowiedziała mu cisza.

Bardzo ostrożnie opuścił koło i chyłkiem przysunął się do te­lefonu. Otworzył notesik i nakręcił numer.

Po czterech dzwonkach telefon kaszlnął, dalej była pauza, a po niej rozległ się głos tak płaski, że można by na nim rozłożyć dywan:

— Cześć. Tu Anthony Crowley. Mmm. Ja...

— Crowley! — Azirafal próbował szeptać i krzyczeć równocze­śnie. — Słuchaj! Nie mam wiele czasu! On...

— ...zapewne nieobecny albo śpi i jest zajęty, czy coś takiego, ale...

— Zamknij się! Posłuchaj! To było w Tadfield! Wszystko jest w tej książce! Musisz wstrzymać...

— ...po sygnale i natychmiast ci oddzwonię. Hej.

— Chcę z tobą rozmawiać natychmiast... Biiiiiiiiiiiii.

— Przestań robić hałas! To jest w Tadfield! To właśnie wyczuwa­łem! Musisz tam pojechać i... Odsunął słuchawkę.

— Skurwiel — powiedział. Zaklął po raz pierwszy od ponad czte­rech tysięcy lat.

Chwileczkę. Demon miał jeszcze jeden numer, prawda? Bo ta­ki właśnie był. Azirafal pogrzebał w notesie, prawie upuszczając go na ziemię. Oni wkrótce się zniecierpliwią.

Znalazł drugi numer. Nakręcił go. Wezwanie zostało odebrane niemal natychmiast, w tym samym momencie cicho zabrzmiał dzwonek u drzwi sklepu.

Głos Crowleya, głośniejszy w chwili gdy przybliżył słuchawkę do ust, powiedział:

— ...naprawdę tak uważam. Halo?

— Crowley, to ja!

— Mmm. - Głos był okropnie obojętny. Nawet w takim stanie ducha jak obecnie, Azirafal poczuł niepokój.

— Czyjesteś sam? - zapytał ostrożnie.

— Nie. Jest tu stary przyjaciel.

— Odeńdź, ty pomiocie piekła! Azirafal odwrócił się bardzo powoli.

* * *

Shadwell trząsł się z podniecenia. Widział wszystko. Sły­szał wszystko. Nic z tego nie rozumiał, ale wiedział, co lu­dzie robią z kredowymi kołami, świecami i kadzidłem. Wiedział doskonale. Oglądał “Diabeł nadciąga" piętnaście razy: szesnaście nawet, jeśli wliczyć seans, z którego wyrzucono go za wy­krzykiwanie niepochlebnych opinii o amatorszczyźnie cechującej tropienie wiedźm przez Christophera Lee.

Łajdacy go wykorzystywali. Czynili pośmiewisko ze świetnych

tradycji Armii.

— Dostanę cię, ty podły sukinsynu! -wrzasnął, zbliżając się jak nadgryziony przez mola anioł pomsty. - Wiem ja, coś tyś zamie­rzył, tu przychodząc i uwodząc kobity, by czyniły wedle twej złości!

— Uważam, że zapewne trafił pan do niewłaściwego sklepu -odrzekł Azirafal. - Jeszcze zadzwonię - powiedział do telefonu i odłożył słuchawkę.

— Widzę, coś ty tu chciałeś - warknął Shadwell. Na usta wystą­piła mu piana. Nigdy jeszcze w życiu nie był tak wściekły.

— Ee, nie wszystko bywa takie, na jakie wygląda... - zaczął Azi­rafal; ale już w chwili, gdy wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę, że jak na początek rozmowy, brakło im niejakiego poloru.

— Się założę, że nie! - rzekł triumfalnie Shadwell.

— Nie, chciałem powiedzieć...

Nie spuszczając wzroku z anioła, Shadwell poczłapał tyłem do drzwi sklepowych, zatrzasnął je z całej siły, aż dzwonek zadźwięczał. - Dzwonek - oświadczył.

Chwycił “Przistoyne i akuratne profecye" i trzasnął nimi z ca­łej siły w stół.

— Książka - warknął.

Pogrzebał w kieszeni, dobywając zardzewiałego ronsona.

— Świca, praktycznie rzecz biorący! — wrzasnął i zaczął posu­wać się naprzód.

Przed nim koło świeciło słabym, błękitnym blaskiem.

— Ee - powiedział Azirafal — nie sądzę, by było bardzo dobrym pomysłem, aby...

Shadwell nie słuchał.

— Potęgą nadaną mi mocą mego urzędu tropiciela wiedźm -zaintonował — nakazuję ci opuścić to miejsce...

1 ... 44 45 46 47 48 49 50 51 52 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название