Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Blaine Kelly był zmęczony. Najchętniej zaszyłby się w pościeli i nigdy już nie wychodził ze swojego łóżka. Ochłap zdradzał mniejsze oznaki marazmu i często latał samopas po wszystkich piętrach schronu. Mieszkańcy pokochali psiaka. Żaden z nich nie widziałem wcześniej żywego zwierzęcia, a Ochłap – jak to każdy przekupny psi oportunista – zachowywał się niezwykle przyjaźnie i ufnie.
W trakcie krótkiego pobytu w Krypcie 13, przytył cztery funty, a na boczkach zaczęły podrygiwać mu wyraźne schabiki tłuszczu.
Blaine wychodził na zewnątrz. To znaczy, nie poza główną gródź schronu. Nocami, kiedy większość mieszkańców spała, a jedynymi wałęsającymi się po korytarzach byli oddelegowani na nocne zmiany pracownicy techniczni, „policjanci” i lekarz dyżurny, Blaine spacerował w tę i we w tę pomiędzy trzema dostępnymi piętrami.
Jak w każdej Krypcie, nie różniły się one znacząca od tego, co Blaine Kelly widział w piętnastce i dwunastce. Przypuszczał, że gdyby jakimś fartem, udało mu się zlokalizować jeszcze jeden schron, znajomy rozkład wewnętrznych pomieszczeń pozwoliłby mu na poruszanie się po nim z zamkniętymi oczami.
Nocami Krypta była spokojna, a poza niosącymi się w korytarzach krokami wędrującego chłopaka, słychać było tylko cichy poszum wentylatorów i urządzeń filtracyjnych. Na trzecim poziomie, przy głównym rdzeniu komputera sterującego wszystkimi procesami zautomatyzowanymi w Krypcie, popiskiwały kontrolki i skrzeczały wewnętrzne taśmy z przerabianymi nieustannie danymi dyskowymi.
Blaine obserwował sterylne, czyste i na swój sposób lodowate ściany miejsca, które przez całe życie uznawał za swój cały wszechświat. Teraz świat ten wydawał mu się jakiś obcy, nienaturalny, ograniczający. Wszystko niemalże zbyt nienaturalne, zbyt spokojne, bezpieczne i przewidywalne. Wiedział, że zza załomu korytarza nie wyskoczy potwór i nie zrobi mu krzywdy. Wiedział, że jeżeli pojedzie na poziom pierwszy, to mijając główny wywietrznik powietrza, znajdzie się w pomieszczeniach medycznych i szpitalu (chociaż tam akurat nie miał ochoty wchodzić). Pokój rekreacyjny z równo ustawionymi, lśniącymi stolikami i niewielkimi, klimatycznymi lampeczkami pośrodku, biblioteka z setkami pojękujących komputerów o świszczących wentylatorach, w końcu odziane w regulaminowe, błękitne kombinezony postaci - wszystko to wydawało mu się jakieś obce, sztuczne i odległe. Być może podświadomie czuł, że wizje z pośmiertnych snów odcinały jego los od Krypty. Być może Nadzorca Jacoren mylił się. Świat zewnętrzny jakkolwiek niebezpieczny, był możliwy do zasiedlenia i Blaine wiedział, że jego ludzie poradziliby sobie tam na górze.
Tam na górze, gdzie opiekające żywcem słońce i niedostatki wody, gdzie czmychające od nory do nory iguany i brudni, opyleni ludzie o pustych, wyblakłych oczach. Tam na górze, gdzie pozostała jakaś jego cząstka. Gdzie coś wołało niczym zew, na którego słowa Blaine nie mógł pozostać obojętny.
Tam na górze, gdzie istniał cały inny wszechświat.
Kiedy nocne rajdy w głąb Krypty, spacery i segregowanie myśli dobiegło końca, Blaine ubrał nowy błękitny kubrak, narzucił odpicowaną, wyczyszczoną skórę w stylu Mela Kaminsky’ego i stawiając się na wezwanie Nadzorcy Jacorena, raz jeszcze miał stanąć twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem.
125
- Jak ci się podoba z powrotem w domu?
Jacoren siedział na swoim tronie w centrum dowodzenia. Fotel Nadzorcy zawsze kojarzył się Blainowi z jednoosobowym statkiem kosmicznym. Był osadzony na solidnym, owalnym fundamencie wykonanym ze stali. Na zewnątrz i wewnątrz biegły setki kabli okrytych wielokolorową izolacją. Wszystkie prowadziły do kadłuba z pulpitem sterującym i komputerem połączonym na stałe z głównym rdzeniem Krypty 13.
Nadzorca epatował majestatem i pewnością siebie – spoglądając z góry na podległy mu świat i jego mieszkańców. Funkcja Nadzorcy była dziedziczona, pomimo panującej we wnętrzu schronu demokracji w każdym aspekcie, ten jeden pozostawał poza nowoczesnymi wpływami i opierał się na metodach starej, dobrej europejskiej monarchii.
- Brakowało mi go.
Jacoren zmrużył oczy spoglądając na stojącego przed nim chłopaka. Po wszystkim, co Blaine przeżył na zewnątrz, jego postawa zmieniła się. Nie był już taki uległy, nie prężył się jak gdyby ktoś przedrylował go metalowym prętem, a już na pewno nie stał na baczność. Ramiona miał nieco przygarbione, a całość jego sylwetki bardziej przypominała kogoś, na kogo należy mieć baczne spojrzenie, niż tego dawnego, nieopierzonego, dziewiczego chłopca, który ledwie kilka tygodni temu wyszedł na zewnątrz w nadziei na odnalezienie ratunku dla swojego domu.
- Cóż, obawiam się, że mam złe wiadomości…
Blaine nawet się nie wzdrygnął. Jacoren słynął z typowej dla polityków socjopatycznej osobowości i kiedy na czymś mu zależało, nie szczędził słów i komplementów. W obecnej sytuacji, nie było potrzeby silić się na dalsze utrzymywanie pozorów. Blaine raz wykonał jego rozkaz, całując niemalże starucha w rękę za perspektywę wypędzenia na zewnątrz i rychłej utraty życia. Teraz, kiedy wrócił w jednym kawałku i zdawał się świetnie zaprawionym w zasadach i meandrach tamtej rzeczywistości wagabundą, Jacoren wiedział, że w jakikolwiek sposób nie przedstawi swojej kolejnej prośby, w jakiekolwiek słowa jej nie ubierze, Blaine raz jeszcze zwinie ogon własnej dumy pod siebie i wyruszy wykonać rozkaz.
Na zewnątrz.
Stary, przebiegły wąż widział to również w jego oczach, kiedy Blaine wspominał, że brakowało mu domu.
Wiedział, że kłamie, a Blaine zdawał sobie sprawę, iż w żaden sposób nie silił się, by słowa jego zabrzmiały wiarygodnie.
- Jakie wiadomości?
- Cóż, nie podobają mi się twoje raporty. Przeanalizowaliśmy dokładnie zapiski z PipBoy’a. Zwróciliśmy szczególną uwagę na tę taśmę odnoszącą się do rozmowy tych… jak ich nazwałeś?
- Supermutanty.
- Tak, właśnie! – słowa Jacorena brzmiało słodko, lecz barwa jego głosu pozostawała gorzka. – Te Supermutanty, cóż, niepokoją mnie. Wszystko, co zarejestrowałeś w komputerach bibliotecznych zostało dogłębnie przebadane przeze mnie i przez odpowiednich ludzi, którym zależy – Blaine zwrócił uwagę, iż stary podkreślił to słowo z wyraźną emfazą – na naszym bezpieczeństwie. Zrobiłeś dla nas bardzo wiele i wiem, że nie mam prawa prosić cię o nic ponadto. Zasłużyłeś na spokojne, bezpieczne życie w obrębie murów naszego domu, ale widzisz… obawiam się, że dopóki ci Supermutanci panoszą się tam na zewnątrz, nikt z nas nie jest bezpieczny.
Blaine stał i słuchał. Nie miał zamiaru zachęcać jedynego słusznego monarchy Krypty do kontynuowania swego wywodu. Mimo to, Jacoren nie zamierzał poprzestać. Dał Blainowi chwilę na przetrawienie informacji, po czym słowa jego ponownie rozbrzmiały w wysokim prostokątnym pomieszczeniu dowodzenia.
- Główny komputer stworzył symulacje kilku możliwych scenariuszy. W oparciu o dane dotyczące działania broni jądrowej, skażenia i mutacji popromiennych, populacja mutantów… Supermutantów, zdaje się być zdecydowanie zbyt wysoka. Jest kilka możliwości. Jedną z nich, na przykład, nasza błędna ocena i ewaluacja. Nie wydaje mi się jednak, żebyśmy popełnili aż tak rażące błędy, bądź wykazali się wpływającą na wynik niekompetencją. Rdzeń szybko skalibrowałby problem i zaktualizował dane. Ograniczając się w możliwościach, odrzuciliśmy te, które wydawały nam się nierealne i… pozostała jedna.
Blaine czekał.
- Ktoś – podjął po chwili przerwy Jacoren głosem trwożliwie ściszonym i zaniepokojonym – tworzy nowych Supermutantów.
- Kadzie – wyszeptał Blaine.
- Tak. Kadzie. Wygląda na to, że wirus FEV…
Jaki wirus FEV, Blaine? O czym ten stary, zakłamany pryk mówi?
… mutuje ludzi w Supermutanty, a proces ten nie jest w pełni naturalny. Wedle zapewnionych przez ciebie danych, mamy prawo przypuszczam i pozwól mi zaznaczyć, iż główny rdzeń Krypty zgadza się z nami, że gdzieś na zachodzie istnieje laboratorium, które…