Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- Jaki jest kod dostępowy? – indagował przywódca Chanów. Blaine nie miał już najmniejszych wątpliwości, że to właśnie on wyłupał główną gródź w Krypcie 15.
- Nie wiem. Zablokowali mi dostęp, ale precyzyjne umocowanie kilkunastu wiązek dynamitu tuż na klamrze zatrzaskowej powinno wysadzić drzwi w powietrze.
- Ta… - mruknął Garl sam do siebie. – Wiem jak to się robi…
Przez chwilę panowała niezręczna, wciąż dość napięta cisza. Tandi i Ian, czterech odzianych w skóry jaszczurek najeźdźców i dwie zmaltretowane kobiety, wszyscy przyglądali się negocjującej dwójce z jakąś dziwną, bezbrzeżną fascynacją i wyczekiwaniem.
Oczywiście wyczekiwanie dotyczyło Tandi, Iana i dwóch seksualnych niewolnic. Jednak dla tych ostatnich nic nie dało się teraz zrobić. Może później, lecz kiedy Blaine po raz kolejny pojawi się w obozie Chanów, będzie już innym człowiekiem - bardziej podobnym do Jesse Jamesa niż Blaina Kelly. Wtedy żadna siła nie uratuje tych, którzy nieopatrznie znajdą się w zasięgu jego spluwy. A spluwa ta będzie miała ogromny rozrzut…
Ale o tym później. Dużo później. Teraz skupmy się na rozluźnieniu atmosfery w audiencyjnym pokoju Garla i bezpiecznym odeskortowaniu Tandi do domu. Do Cienistych Piasków. Potem natomiast musimy znaleźć hydroprocesor.
- Zatem, umowa stoi? Mogę zabrać dziewczynę?
Garl skinął głową wpatrzony w mapę zachodniej Kalifornii z naniesioną lokalizacją Krypty 13. Wyglądał jak zahipnotyzowana samica ptasznika tuż przed aktem godowym.
- Ta, weź ją. Nie potrzebuję już tej kurwy. Martin spotka się z tobą za dwa dni. Masz mu przynieść moje pięćset kapsli.
Martin był portierem-wykidajło, któremu Blaine obiecał dwa tysiące.
- Zgoda!
- Ale… jest jeszcze jedno…
Blaine, Ian i podążająca za nimi w kierunku głównego wyjścia Tandi zamarli i odwrócili się w obawie przed tym, co lada moment miało się zdarzyć.
No może poza Blainem. On jeden dobrze wiedział, co uzgodnił z Martinem.
- Ten tutaj – oświadczył Garl wskazując Iana lufą Desert Eagle 0.44 – zostaje ze mną.
- Blaine? – rzucił nieśmiało Ian. – Co się dzieje?
Blaine Kelly wzruszył ramionami jak gdyby nie miał pojęcia, co jest grane.
- BLAAAAINEEEEE! – krzyczał Ian, kiedy trzech obmierzłych pustynnych zakapiorów rozbrajało go i ściągało mu skurzaną kurtkę oraz błękitne (również skórzane) spodnie.
- Szkoda, żeby się zmarnowały – rzucił żartobliwym tonem Garl i wszyscy Chanowie zaczęli się kpiarsko śmiać.
- Chodźmy – Blaine złapał Tandi za łokieć i skierował ku wyjściu. – Wracamy do domu!
- BLAAAAAINEEEEEE!!! – darł się nagi już Ian. – Ty skurwysynu! Dorwę cię! Dorwę cię ty kupo braminiego gówna! Słyszysz mnie, chuju?! Dorwę cię i zabiję!
Lecz głos Garla błyskawicznie sprowadził Iana z jemu tylko zrozumiałej krainy fantazji do twardej, post-apokaliptycznej rzeczywistości.
- Obawiam się kolego, że nie…
Kiedy Blaine i Tandi przekroczyli zewnętrzne drzwi budynku Chanów, Martin (portier-wykidajło) mrugnął porozumiewawczą do Blaina, a ten skinął mu dyskretnie głową.
Oddalając się w stronę Cienistych Piasków, Blaine i Tandi usłyszeli jak za sprawą pokaźnego odgłosu wystrzału, krzyki, jęki i lamenty Iana milkną.
Kolejny dzień w zdegradowanym świecie zewnętrznym dobiegał końca.
18
Dzień dwudziesty
Jest noc. Wiatr prawie nieodczuwalny. Trochę chłodno. Niebo czyste, bezchmurne. Miriady gwiazd i wyrazisty, okrągły księżyc. Bardzo romantycznie. Tandi już od dawna śpi zawinięta w śpiwór. Odwróciła się do mnie tyłem i zadziwiająco szybko zapomniała o przeżyciach z obozu Chanów. Właściwie, cała ta sytuacja z porwaniem spłynęła po niej zadziwiająco sprawnie. Prawda, Garl nie był idiotą i wiedział, ile może dostać za jedyną i ukochaną córeczkę Aradesh’a, przez co dziewczynie nic się nie stało, ale nie ukrywajmy, że w tak delikatnej i wdzięcznej istocie, nawet kilka minut w tym piekielnym kręgu mogło i powinno wywołać nieodwracalne zmiany.
Ale nie wywołało. Tandi była dzielna. Bardzo dzielna . S prawiała nawet wrażenie jakby przeżyła największą przygodę swojego życia. W drodze powrotnej nieustannie trajkotała jaka to była odważna, jaki ja byłem mężny, jakim okrutnym, bezwzględnym i złym charakterem był Garl i co była zmuszona oglądać w obozie. Ja przez cały czas udawałem, iż słucham wnikliwie i z uwagą, lecz wszystko, o czym byłem w stanie myśleć, to co będzie, kiedy nastanie noc. Ta ostatnia, finalna noc, po której moje perypetie z Cienistymi Piaskami staną się zamkniętym rozdziałem, a ja nigdy nie będę już skazany na oglądanie króla kloszardów, komandora Seth’a i całej reszty kłębiącego się po wiosce tałatajstwa.
Tandi pokazała mi w tym wszystkim, jakie są skutki długotrwałej ekspozycji na świat zewnętrzny. Nie mam tu na myśli utrzymującego się miejscowo promieniowania. Nie, chodzi mi raczej o degradację psychiki i powolny upadek racjonalizmu – aż ku absolutnemu szaleństwu i czystej kalkulacji przetrwania. Moja obojętność na los Iana była wynikiem prostego równania: ja, albo on. My versus oni. Gdybym nie ułożył się odpowiednio z Garlem i jego bandą zacietrzewionych, pałających nienawiścią do wszystkiego i wszystkich zbójów, nie tylko ja straciłbym życie. Spoczywała na mnie odpowiedzialność za kres istnienia tysiąca ludzi zamieszkujących Kryptę. Mój koniec był ich końcem. Wszystko sprowadzało się do prostego wyliczenia.
Oczywiście nie zrobiłem tego wszystkiego bezinteresownie dla Aradesh’a i Cienistych Piasków. Przypieczętowanie losu drugiej istot ludzkiej spłynęło po mnie aż zadziwiająco lekko. Zupełnie jak pobyt w obozie Chanów spłynął po Tandi. Co prawda wedle wcześniejszych ustaleń, Ian miał zostać sprzedany na jakimś targu niewolników na południu . Jednak Garl postanowił inaczej. Kto wie, być może Nadzorca Jacoren nie mylił się wysyłając na zewnątrz akurat mnie . Może zdradzałem socjopatyczne, maniakalno-mordercze skłonności. Może jako jedyny z nieprzystosowanych do niczego ludzi Krypty miałem szansę poradzić sobie w post-apokaliptycznym pandemonium z góry i wrócić w jednym kawałku ze sprawnym hydroprocesorem. A m oże… cała ta awaria hydroprocesora była tylko mistyfikacją, mającą stworzyć Jacorenowi pretekst do wydelegowania mnie na zewnątrz…
Chyba zaczynam gubić moje solidne przekonania . Oczywiście, że hydroprocesor uległ uszkodzeniu. Sto trzydzieści wyświetlanych przez PipBoy’a dni jest wystarczającym dowodem na to, że jeżeli nie skupię się na głównym celu, tysiąc ludzi podzieli los Iana. Zaś to, co zrobiłem w obozie Chanów było niezbędną ofiarą na drodze do większego dobra. Na Boga, przecież mogłem tam zginąć! Wszyscy mogliśmy tam zginąć! Jacoren ni e miał ochoty umierać za Kryptę!
Dlaczego ja miałbym?
Miałem natomiast wielką chęć zostać należycie wynagrodzonym za wszelkie moje trudy. Fatum nie mogło sprzyjać mi bardziej, ponieważ tuż przed nastaniem nocy, kiedy zachodzące daleko za horyzontem pustyni słońce stawało się coraz bardziej pomarańczowe i nieszkodliwe, znienacka spośród piasków pustyni wyskoczył na nas radskorpion. Skurczybyk musiał przyczaić się i przez cały dzień czekać, aż nadejdziemy. Momentalnie uniósł się na tylnych odnóżach klekocząc przy tym szczękającymi szczypcami i wydał z siebie przeraźliwy, dramatyczny pisk atakującego homara.
Nie miałem najmniejszych wątpliwości, iż czekał na mnie. Chciał pomościć Matkę.
Tandi, naturalnie, piszczała równie głośno co północnoamerykański skorpion cesarski. Pędem rzuciła się do ucieczki unosząc do góry ręce i wymachując nimi jak mała Lolita w zekranizowanym na podstawie powieści Vladimira Nabokova filmie (tak, tak, w Krypcie mieliśmy klasykę). Oczywiście radskorpion ruszył za nią, wiedząc zapewne, że z takim twardzielem w czarnej bandyckiej skórze, nie ma nawet co się mierzyć.