Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Mimo to położyłem plecak na ziemi, wyciągnąłem z niego ostry, skradziony w Cienistych Piaskach nóż i na paluszkach podkradłem się tuż do objętego ramieniem Morfeusza monstrum.
Skorpion nie obudził się. Szczątkową świadomość zyskał chyba dopiero, gdy mój skrytobójczy sztylet przebił mu względnie miękką skorupę okalającą pysk i wyłuskał fragmenty mózgu, które skrzętnie wycierałem potem z ostrza o lewą nogawkę moich szarych już spodni regulaminowego k ombinezonu.
Muszę przyznać, że miałem szalenie dużo szczęścia. Najpierw ten kaktus, potem jabłka (chociaż wtedy nie wiedziałem jeszcze do czego mi się one przydadzą; niewątpliwie jednak przydały się i to bardzo) i na dokładkę pudding prosto z niepokalanej intelektem głowy cesarskiego skorpiona północnoamerykańskiego.
Sukinsyn nawet nie wiedział, kto go załatwił. Kiedy już było po wszystkim, wywlokłem go za ogon na zewnątrz, rozmontowałem na kawałki przecinając miejsca miękkich stawów i rzucałem fragmentami zbezczeszczonych zwłok celując prosto w dach, aż wszystko znalazło się właśnie tam.
Czułem się wtedy jak Achilles, dumnie powożący rydwanem przed Królem Priamem i całą Troją. Rydwanem, do którego łańcuchami przyczepione były potwornie zmasakrowane zwłoki królewicza Hektora.
Jednak zrobiłem to również w innym celu. Miałem cichą nadzieję, że gnijące zwłoki radskorpiona ulokowane w tak bezpiecznym i na swój sposób niedostępnym miejscu, co dach starej, rozpadającej się szopy, nie wzbudzą nadmiernego zainteresowania pośród lokalnej fauny. Swoją drogą poczyniłem ciekawą dygresję. Post-apokaliptyczny świat zdawał się całkowicie pozbawiony ptactwa.
Z powrotem w szałasie spojrzałem na drabinkę. Prowadziła w rozciągającą się poniżej ciemność. Ostrożnie, zachowując wszelkie wymogi post-nuklearnego BHP, zanurzyłem głowę zerkając w jej odmęty. Potem opuściłem się w głąb, a każdemu mojemu ruchowi towarzyszył metaliczny odgłos rzężącego metalu. Bałem się, że drabinka nie wytrzyma, jednak tunel nie był zbyt głęboki. Nim zdążyłem się obejrzeć, byłem na dnie przepełnionej mrokiem jaskini. Mój wzrok potrzebował kilku minut na oswojenie się z ciemnością. Trwałem w bezruchu, kurczowo ściskając jeden z prętów chyboczącej drabinki i nasłuchiwałem.
Wiele bym wtedy oddał za kilka flar od dowódcy służby ochrony schronu. Przyznam, iż narastająca we mnie groza i desperacja były tak wielkie, że przyjąłbym je i od Komandora Seth’a. Być może nawet uścisnąłbym mu żarliwie dłoń posyłając przy tym ckliwy uśmiech. Zewsząd otaczała mnie martwa cisza. Katrina (o ładnym uśmiechu) wspominała jak jej dawny dom wielokrotnie padała ofiarą łupieżców, aż ostatecznie przestał nadawać się do dalszego życia i resztki zamieszkującej go niegdyś ludności zdecydowały się na relokację. Teraz pośród zatrważającej ciemności - jeżącej drobne, bezbarwne włoski porastające linię pleców wzdłuż kręgosłupa - rozsiewał się zapach śmierci. Jak gdyby wszyscy zmarli w obronie Krypty 15 wciąż tu byli. Czujni i gotowi w swojej służbie, by nawet z zaświatów wywierać wpływ i bronić tego, co niegdyś było ich domem.
Towarzyszący mi chłód wywołany narastającym lękiem przeszedł z wolna w uczucie zgrzania. Na zewnątrz z wolna nastawała głęboka noc, a temperatura gwałtownie spadała. Tutaj odnosiło się wrażenie, że stojące w miejscu powietrze pozbawione jakiejkolwiek cyrkulacji, zawsze jest tak samo duszne i wysysające siły życiowe.
Sięgnąłem p o PipBoy’a 2000. Miał wbudowaną niewielką lampę pełniącą funkcję latarki. Przegoniłem próbujący wchłonąć mnie bezpowrotnie mrok i rozejrzałem się po nieco już mniej przejmującej jaskini.
Była znacznie mniejsza niż ta prowadząca do Krypty 13. Właściwie znaczna jej część została zasypana przez osuwające się głazy i warstwy ziemi. Być może kiedyś istniało inne wejście do głównej grodzi. Lecz teraz leżało ono pogrzebane pod warstwa niemożliw ej do przekopania sterty gruzu.
Kiedy skierowałem promień latarki ku południowej ścianie, coś zapiszczało najwyraźniej oburzone moim bezczelnym zachowaniem. Wytężyłem wzrok świecąc przez moment w okolicę, z której domniemywałem dochodził odgłos kalifornijskiego szczura jaskiniowego – po tylu „przygodach” i doświadczeniach byłem już niejako ekspertem od tych gryzoni. W jednej ze skalnych szczelin ujrzałem łypiące na mnie złowieszczo oczka.
Były krwistoczerwone. Zupełnie jak te, które spotkałem po raz pierwszy w jaskini pod Kryptą 13.
Nachyliłem się, wymacałem niedużych kamień o ostrych kantach i cisnąłem prosto w mysią dziurę. Szczur oznajmił wszem i wobec własne niezadowolenie, ale po chwili zniknął w ciągnących się poniżej czeluściach mroku.
Wejście do Krypty 15 było identyczne z tym, kt óre prowadziło do wnętrza mojego rodzimego schronu . Jedyna różnica polegała na tym, że tu taj za sprawą potężnego wybuchu stanowiło obraz nędzy i rozpaczy zapraszający do środka wszystko, co miałoby ochotę pożerować sobie nieco na rdzennych niegdyś mieszkańcach bezpiecznej sfery. Przypominając a gwiazdę potężna gródź l eżała na ziemi zewnętrzną stroną (tą z numerem piętnastym ), a stykający się z wewnętrznym mechanizmem blokującym obszar był dosłownie rozerwany na kawałki. Osmolony i przerdzewiały metal, zdolny niegdyś zapewnić bezpieczeństwo przed radioaktywnym promieniowaniem i wszelkim złem świata zewnętrznego, okazał się równie kruchy i nietrwały, co nadzieje mieszkańców Krypty 15.
Przyznam, że ten widok mnie przeraził. Było we mnie jakieś głębokie, ufne przekonanie, że żyjąc w głębi niepodatnych na wpływy Wielkiej Wojny schronów, jesteśmy całkowicie bezpieczni. Jednak jak pokazał uszkodzony hydroprocesor w Krypcie 13 i zniszczona gródź Krypty 15 – będąca teraz niczym więcej jak tylko kawałkiem ciężkiego złomu – nasze oczekiwania i wyobrażenia o świecie ulegały niekiedy bardzo brutalnej weryfikacji.
Mechanizm służący do otwierania i zamykania ciężkiej grodzi Krypty, uszkodzony w stopniu uniemożliwiającym jego naprawę był chyba momentem zwrotnym w historii moich poszukiwań. Wątpiłem, bym w miejscu tak bestialsko okaleczonym i splądrowanym znalazł cokolwiek poza kolejnymi rozczarowaniami. Wtedy też po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, by rzucić to wszystko i wrócić do domu. Powiedziałbym Jacoren’owi, że nie dałem rady i zawiodłem jego oczekiwania. Powiedziałbym wszystkim domagającym się opuszczenia schronu i eksploracji, odbudowania cywilizacji w świecie zewnętrznym, że wszystko, co tam znajdą, to śmierć. Śmierć, która jako następstwo tego, co nasi przodkowie zrobili osiemdziesiąt cztery lata temu nie spocznie, nim nie zbierze żniwa na wszystkich odpowiedzialnych za tę nuklearną zagładę.
Czyli na całej ludzkości.
Szybko jednak otrząsnąłem się z dekadenckiego nastroju i przechodząc przez przypominającą bramę Cienistych Piasków gródź, znalazłem się w wąskim, prostokątnym korytarzu zakończonym drugą śluzą.
Po prawej stronie znajdowała się naścienna szafka. Wszystko wedle standardów Vault-Tec, pomyślałem wtedy i nieco pokrzepiony ruszyłem w kierunku jedynego miejsca, które teoretycznie mogło zaskoc zyć mnie w pozytywny sposób.
Wątpiłem jednak by cokolwiek ostało się w szafce. Tym bardziej nie mogłem uwierzyć własn ym oczom, gdy wyciągałem sześć świeżych flar. Papier był w niektó rych miejscach nieco przetarty, lecz umiejscowione na dole nakrętki nienaruszone. Zignorowałem drobny defekt estetyczny i wyraźny zapach zbutwienia, jako że flary wnosiły nieco blasku do mojej mrocznej, post-apokaliptycznej rzeczywistości.