-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 216
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Pochyliłem się do przodu.

- Nie boję się publicznych występów, ale o czym mam mówić? Znam mnóstwo ciekawych historyjek. Może pani jakąś wybierze?

Wszystkich stu pięcioro Marsjan odwróciło marsjańskie głowy w stronę terapeutki. Wyglądało to tak, jakbym grał z nią w tenisa.

- Cóż - odrzekła - w tej sali może pan mówić o wszystkim, ale może zacznie pan od tego, co wydarzyło się wczoraj w samochodzie w drodze na siłownię.

Marsjanie przenieśli wzrok na mnie.

- To jakiś żart? - spytałem, śmiejąc się.

Marsjanie znowu spojrzeli na terapeutkę, która ściągnęła usta i z powagą pokręciła głową. „Nie, bynajmniej”.

Boże - pomyślałem - co za ironia. Moja terapeutka wypycha mnie na scenę. Wspaniale! Wilk z Wall Street znowu jest w swoim żywiole! Bardzo mi się to podobało, zwłaszcza że połowę słuchaczy stanowiły kobiety. Ci z SEC odebrali mi możliwość przemawiania do tłumów, a ona była tak łaskawa, że mi ją przywróciła. Postanowiłem dać im przedstawienie, którego nie zapomną do końca życia.

- Czy mogę mówić, stojąc? - spytałem. - Lepiej mi idzie, kiedy się poruszam.

Sto pięcioro Marsjan spojrzało na terapeutkę.

- Oczywiście, bardzo proszę.

Wyszedłem na środek sali i spojrzałem na Shirley Temple.

- Cześć - zacząłem. - Mam na imię Jordan, jestem alkoholikiem, narkomanem i zboczeńcem seksualnym.

- Cześć, Jordan - odpowiedzieli ciepło, a ten i ów zachichotał. Jednakże Shirley Temple poczerwieniała jak burak. Mówiąc, że jestem zboczeńcem, patrzyłem jej prosto w oczy.

- Nie umiem przemawiać, ale się postaram. Dobra, od czego by tu zacząć... Aha, moje wzwody. Tak, to chyba najbardziej odpowiednie miejsce. Oto na czym polega sedno sprawy. Przez ostatnich dziesięć lat mój penis był w stanie częściowej narkozy od prochów, które brałem. Tylko dobrze mnie zrozumcie: nie byłem impotentem ani nic takiego, chociaż przyznaję, że z tysiąc razy odmówił współpracy po kokainie i „cytrynkach”.

Tu i ówdzie buchnął śmiech. Ach, Wilk z Wall Street! Niechaj rozpoczną się igrzyska! Uciszyłem ich gestem ręki.

- Nie, poważnie, nie ma się z czego śmiać. W większości przypadków odmawiał współpracy, kiedy byłem z prostytutką, a chodziłem na dziwki trzy razy w tygodniu. Tak więc wyrzucałem pieniądze przez okno, płacąc im tysiąc dolarów od numeru i nic z tego nie mając. To było bardzo smutne i bardzo kosztowne. Pod koniec zwykle im się udawało, przynajmniej tym dobrym, chociaż nie bez pomocy różnych zabawek. - Wzruszyłem ramionami, jakbym chciał dodać: „Zabawki to zabawki, nie ma się czego wstydzić”.

Znowu buchnął śmiech i nawet nie podnosząc głowy, wiedziałem, że śmieją się głównie panie. Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy zobaczyłem, że wszystkie Marsjanki patrzą na mnie z cudownym marsjańskim uśmiechem i że ze śmiechu podskakują im marsjańskie ramiona. Natomiast Marsjanie przeszywali mnie groźnym marsjańskim wzrokiem.

Podniosłem rękę.

- Wszystko jedno, nieważne. Cała ironia polega na tym, że nigdy nie miałem tego problemu z żoną. Ani razu. Przy niej mój członek był zawsze dzielny i bojowy, ale gdybyście ją zobaczyli, zrozumielibyście dlaczego. Ale potem, kiedy zacząłem wciągać siedem gramów koki dziennie, miałem kłopoty i przy żonie. A teraz, ponieważ nie biorę już od tygodnia, wydaje mi się, że mój penis przechodzi dziwną metamorfozę, coś w rodzaju zmartwychwstania. Mam wzwód przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, czasem nawet dłużej...

Gromki śmiech. To znowu Marsjanki. O tak, teraz trzymałem je w garści. Wilk z Wall Street i jego niestworzone historie! W świetle wszystkich reflektorów!

- Tak czy inaczej pomyślałem, że niektórzy z obecnych tu panów zrozumieją moje udręki. Wydawało mi się to logiczne, że inni też mogą cierpieć na tę straszną przypadłość.

Wszystkie Marsjanki pokiwały głowami, podczas gdy Marsjanie głowami pokręcili, patrząc na mnie z pogardą.

- I właśnie wtedy zaczęły się moje kłopoty. Jechałem samochodem z trzema pacjentami, trzema kastratami, jak teraz myślę, i nie wiem, czy to od wibracji silnika, czy od wybojów na drodze dostałem potężnego wzwodu.

Rozejrzałem się, celowo unikając przeszywających spojrzeń Marsjan i napawając się pełnymi uwielbiania spojrzeniami Marsjanek. Shirley Temple wyczekująco oblizywała usta. Puściłem do niej oko i mówiłem dalej:

- To było zupełnie nieszkodliwe, ot, takie małe co nieco między nami mężczyznami. Zgoda, nie przeczę, że odchyliłem szorty i trochę go podrażniłem...

Salwa śmiechu. Znowu Marsjanki.

- Że plasnąłem nim parę razy w brzuch...

Śmiech jeszcze głośniejszy.

- ...ale zrobiłem to dla żartu. Nie szarpałem nim jak oszalały, próbując dojść na tylnym siedzeniu samochodu, chociaż byłbym daleki od osądzania kogoś, kto chciałby to zrobić. Ostatecznie wolna wola, są gusta i guściki. Prawda?

- Tak jest! - krzyknęła jakaś Marsjanka. - Wolna wola! - Na co pozostałe zaczęły bić brawo.

Uciszyłem je gestem ręki, zastanawiając się, jak długo personel pozwoli mi mówić. Podejrzewałem, że w nieskończoność. Za każdą sekundę mojej gadaniny jakaś firma ubezpieczeniowa dostawała pewnie rachunek za każdego ze stu pięciorga Marsjan.

- Tak więc podsumowując - ciągnąłem - najbardziej w tej sprawie denerwuje mnie to, że ci, którzy na mnie donieśli i których nazwisk publicznie nie wymienię, chociaż po spotkaniu chętnie je zdradzę, byście mogli ich w przyszłości unikać, że ci, którzy mnie zakapowali, śmiali się z tego w samochodzie i żartowali. Żaden z nich nie zaprotestował, żaden nie dał mi nawet do zrozumienia, że moje zachowanie jest niesmaczne.

Zdegustowany pokręciłem głową.

- Pochodzę z bardzo dysfunkcyjnego świata, świata, który sam sobie stworzyłem, gdzie rzeczy takie jak nagość, prostytucja, rozpusta i wszelkiego rodzaju zepsucie są uważane za coś normalnego. Patrząc wstecz, wiem, że to było złe. Chore. Ale teraz jest teraz, teraz jest dzisiaj i oto stoję przed wami zupełnie trzeźwy. Tak, dzisiaj wiem, że rzucanie karłami jest złe, tak jak złe jest manipulowanie akcjami, zdradzanie żony, zasypianie przy stole, na poboczu drogi czy taranowanie samochodów po tym, jak zasnęło się za kierownicą. Wiem, że robiłem źle. Jako pierwszy przyznam, że jestem daleki od ideału. Bo tak naprawdę zawsze brakowało mi pewności siebie, zawsze byłem skromny i wstydliwy. - Zrobiłem pauzę i śmiertelnie poważnym głosem dodałem: - Ale nigdy tego nie okazywałem. Gdybym musiał wybierać między wstydem i śmiercią, wybrałbym śmierć. Dlatego tak, jestem słaby i niedoskonały. Ale jednej rzeczy na pewno nie zrobię: nie będę osądzał innych.

Nabrałem powietrza, powoli je wypuściłem i wzruszyłem ramionami.

- Tak, może to, co zrobiłem w samochodzie, było niestosowne. Niesmaczne i obraźliwe. Ale wyzwę na słowny pojedynek każdego, kto powie, że zrobiłem to złośliwie, by narazić kogoś na traumę i zepsuć proces jego leczenia. Nie, zrobiłem to dla zgrywu z tej strasznej sytuacji, w której się znalazłem. Jestem narkomanem od dziesięciu lat i chociaż mogę sprawiać wrażenie normalnego, wiem, że normalny nie jestem. Mieszkam tu od paru tygodni i umieram ze strachu przed powrotem do jaskini lwa, do ludzi i miejsc, które podsycały mój nałóg. Mam żonę, którą kocham, dwoje dzieci, które uwielbiam, i jeśli znowu zacznę brać, wyrządzę im nieodwracalną krzywdę, zwłaszcza dzieciom.

Rozejrzałem się po sali.

- Mimo to tutaj, w Talbot Marsh, gdzie mieli mnie ponoć otaczać ludzie, którzy rozumieją, przez co przechodzę, spotkałem trzech dupków, którzy próbują uniemożliwić mi powrót do zdrowia i wyrzucić mnie z kliniki. To bardzo smutne. Jestem taki sam jak wy. Tak, może mam parę dolarów więcej, ale tak samo jak wy martwię się i boję o przyszłość, tak samo jak was trawi mnie poczucie niepewności, dlatego przez większość dnia modlę się o to, by wszystko dobrze się skończyło. Żebym pewnego dnia mógł powiedzieć dzieciom: „Tak, to prawda, że pod wpływem kokainy zepchnąłem mamę ze schodów, ale to było dwadzieścia lat temu i od tamtej pory nie biorę”.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название