Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Izabela...
- Tak, ona mogła go uspokoić. Mając szczęście osobiste, łatwiej pogodziłby się
z otoczeniem i zużyłby energię w tych kierunkach, jakie są u nas możliwe. Ale...
nietęgo trafił...
- A co dalej?...
- Czy ja wiem?.. - szepnął Ochocki. - Dziś jest on podobny do wyrwanego
drzewa. Jeżeli znajdzie grunt właściwy, a w Europie może go znaleźć, i jeżeli
ma jeszcze energię, to wlezie w jakąś robotę i bodaj czy nie zacznie naprawdę
żyć... Ale jeżeli wyczerpał się, co także w jego wieku jest możliwym...
Rzecki podniósł palec do ust.
- Cicho!... cicho!... - przerwał. - Stach ma energię... o, ma!... On jeszcze
wypłynie... wypły...
Odszedł od okna i oparłszy się o futrynę zaczął szlochać.
- Taki jestem chory - mówił - taki rozdrażniony... - Bo ja mam podobno wadę
serca... Ale to przejdzie... przejdzie... Tylko dlaczego on tak ucieka... kryje się...
nie pisze?..:
- Ach, jak ja rozumiem - zawołał Ochocki - ten wstręt człowieka rozbitego do
rzeczy, które mu przypominają przeszłość!... Jak ja to znam, choćby z małego
doświadczenia... Wyobraż pan sobie, że kiedy zdawałem w gimnazjum egzamin
dojrzałości, musiałem w pięć tygodni przejść kursa łaciny i greki z siedmiu klas,
bom się tego nigdy nie chciał uczyć. No i jakoś wykręciłem się na egzaminie,
ale tak przedtem pracowałem, żem się przepracował.
Od tej pory nie tylko nie mogłem patrzeć na książki łacińskie albo greckie, ale
nawet myśleć o nich. Nie mogłem patrzeć na gmach szkolny, unikałem
kolegów, którzy pracowali razem ze mną, ale nawet musiałem opuścić owe
mieszkanie, gdzie uczyłem się dzień i noc. Trwało to parę miesięcy i naprawdę
nie pierwej uspokoiłem się, ażem... Wiesz pan, com zrobił? Rzuciłem do pieca
wszystkie podręczniki greckie i łacińskie i spaliłem bestie!... Paskudziło się to z
godzinę, ale kiedy ostatecznie kazałem popioły wysypać na śmietnik,
616
ozdrowiałem! Chociaż i dziś jeszcze dostaję bicia serca na widok greckich liter
albo łacińskich wyjątków: panis, piscis, crinis... Aaa... jakie to obrzydliwe...
Nie dziwże się pan - kończył Ochocki - że Wokulski umyka stąd aż do Chin...
Długie udręczenie może doprowadzić człowieka do wścieklizny... Chociaż i to
przechodzi...
- A czterdzieści sześć lat, panie?... - zapytał Rzecki.
- A silny organizm?... a tęgi mózg?... No, ale zagadałem się... Bywaj mi pan
zdrów...
- Co, może wyjeżdżasz pan?...
- Aż do Petersburga - odparł Ochocki. - Muszę pilnować testamentu nieboszczki
Zasławskiej, który chce obalić wdzięczna rodzina. Posiedzę tam, bodaj czy nie
do końca października.
- Jak tylko będę miał wiadomość od Stacha, zaraz panu doniosę. Tylko przyślij
mi pan adres.
- I ja panu dam znać, tylko zachwycę języka... Chociaż wątpię... Do widzenia!...
- Rychłego powrotu...
Rozmowa z Ochockim orzeźwiła pana Ignacego. Zdawało się, że stary subiekt
nabrał sił nagadawszy się z człowiekiem, który nie tylko rozumiał ukochanego
Stacha, ale i przypominał go w wielu punktach.
„On był taki sam - myślał Rzecki. - Energiczny, trzeźwy, a mimo to zawsze
pełen idealnych popędów...”
Można powiedzieć, że od tego dnia zaczęła się rekonwalescencja pana Ignacego.
Opuścił łóżko, potem szlafrok zamienił na surdut, bywał w sklepie i nawet
często wychodził na ulicę. Szuman zachwycał się trafnością swojej kuracji,
dzięki której choroba serca zatrzymała się w rozwoju.
- Co będzie dalej - mówił do Szlangbauma - nie wiadomo. Ale fakt, że od kilku
dni stary ma się lepiej. Odzyskał apetyt i sen, a nade wszystko opuściła go
apatia. Z Wokulskim miałem to samo.
Naprawdę zaś Rzecki pokrzepiał się nadzieją, że prędzej lub później będzie miał
list od swego Stacha.
„Już może jest w Indiach - myślał - więc w końcu września powinien bym mieć
wiadomość.. .No, o spóźnienie w takich razach nietrudno; ale za październik
dam głowę...”
Rzeczywiście, w epokach wskazanych nadeszły wiadomości o Wokulskim, lecz
bardzo dziwne.
W końcu września wieczorem odwiedził pana Ignacego Szuman i śmiejąc się
rzekł:
- Tylko uważaj pan, jak ten półgłówek zainteresował ludzi. Pachciarz z
Zasławka mówił Szlangbaumowi, że furman nieboszczki prezesowej widział
niedawno Wokulskiego w lesie zasławskim. Opisywał nawet, jak był ubrany i
na jakim koniu jechał...
- Może być!... - wtrącił ożywiony pan Ignacy.
617
- Farsa!... Gdzie Krym, gdzie Rzym, gdzie Indie, a gdzie Zasławek?... - odparł
doktór. - Tym bardziej że prawie jednocześnie inny Żydek, handlujący węglami,
widział znowu Wokulskiego w Dąbrowie... A nawet więcej, bo jakoby
dowiedział się, że ów Wokulski kupił od jednego górnika, pijaczyny, dwa
naboje dynamitowe... No, już tego głupstwa chyba i pan nie zechcesz bronić?...
- Ale cóż by to znaczyło?...
- Nic. Widocznie Szlangbaum musiał między Żydkami ogłosić nagrodę za
dowiedzenie się o Wokulskim, więc teraz każdy będzie upatrywał Wokulskiego
bodajby w mysiej jamie... I święty rubel tworzy jasnowidzących!... - zakończył
doktór śmiejąc się ironicznie.
Rzecki musiał przyznać, że pogłoski nie miały sensu, a wyjaśnienie ich przez
Szumana było najzupełniej racjonalne. Pomimo to niepokój o Wokulskiego
wzmógł się.
Niepokój jednak zamienił się w istotną trwogę wobec faktu nieulegającego już
żadnej wątpliwości. Oto w dniu pierwszego października jeden z rejentów
zawezwał do siebie pana Ignacego i pokazał mu akt, zeznany przez
Wokulskiego przed wyjazdem do Moskwy.
Był to formalny testament; w którym Wokulski rozporządził pozostałymi w
Warszawie pieniędzmi, z których siedemdziesiąt tysięcy rs leżały w banku, zaś
sto dwadzieścia tysięcy rs. u Szlangbauma.
Dla osób obcych rozporządzenie to było dowodem niepoczytalności
Wokulskiego; Rzeckiemu jednak wydało się całkiem logiczne. Testator zapisał:
ogromną sumę stu czterdziestu tysięcy rubli Ochockiemu, dwadzieścia pięć
tysięcy rs. Rzeckiemu, dwadzieścia tysięcy rs. Helence Stawskiej. Pozostałe zaś
pięć tysięcy rs. podzielił między swoją dawną służbę albo biedaków, którzy
mieli z nim stosunki. Z tej sumy otrzymali po pięćset rubli: Węgiełek, stolarz z
Zasławia, Wysocki, furman z Warszawy, i drugi Wysocki, jego brat, dróżnik ze
Skierniewic.
Wokulski rzewnymi słowami prosił obdarowanych, ażeby zapisy przyjęli jak od
zmarłego; rejenta zaś zobowiązał do nieogłaszania aktu przed pierwszym
październikiem.
Między ludźmi, którzy znali Wokulskiego, zrobił się hałas, posypały się plotki,
insynuacje, obrazy osobiste... Szuman zaś w rozmowie z Rzeckim wypowiedział
taki pogląd:
- O zapisie dla pana dawno wiedziałem... Ochockiemu dał blisko milion złotych,
ponieważ odkrył w nim wariata tego co sam gatunku... No i prezent dla córeczki
pięknej pani Stawskiej rozumiem - dodał z uśmiechem - jedno mnie tylko
intryguje...
- Cóż mianowicie.? - spytał Rzecki przygryzając wąsy.
- Skąd się wziął między obdarowanymi ów dróżnik Wysocki?:.. zakończył
Szuman.
Zanotował jego imię i nazwisko i wyszedł zamyślony.
618
Wielki był niepokój Rzeckiego o to, co mogło się stać z Wokulskim, dlaczego
zrobił zapis i dlaczego przemawiał w nim jak człowiek myślący o bliskiej
śmierci... Wnet jednak trafiły się wypadki, które obudziły w panu Ignacym iskrę
nadziei lub do pewnego stopnia wyjaśniły dziwne postępowanie Wokulskiego.
Przede wszystkim Ochocki, zawiadomiony o darze, nie tylko natychmiast
odpowiedział z Petersburga, że zapis przyjmuje i że całą gotówkę chce mieć w
początkach listopada, ale jeszcze zastrzegł sobie u Szlangbauma procent za