Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
wydał mu się zabawny.
„Wszyscy w sklepie skarżą się na niego - myślał - mówią, że głowę zadziera, że
wyzyskuje... Co prawda, o mnie mówili to samo...”
Spojrzenie jego znowu padło na biurko, gdzie od kilku dni leżał list z Paryża.
Wziął go do rąk, ziewnął, ale nareszcie odpieczętował.
Była to korespondencja od baronowej mającej dyplomatyczne stosunki, tudzież
kilka urzędowych aktów. Przejrzał je i przekonał się, że są to dowody śmierci
Ernesta Waltera, inaczej Ludwika Stawskiego, który zmarł w Algierze:
Wokulski zamyślił się.
„Gdybym przed trzema miesiącami dostał te papiery, kto wie, co by dziś było?...
Stawska - piękna, a nade wszystko jaka szlachetna... jaka szlachetna!... Czy ja
wiem, może ona naprawdę mnie kochała?... Stawska mnie, a ja tamtą... Co za
ironia losu!...”
Rzucił papiery na biurko i przypomniał sobie ten mały, czysty salonik, w którym
tyle wieczorów przepędził z panią Stawską, gdzie czuł się tak spokojnym.
„No - mówił - i odrzuciłem szczęście, które samo wpadło mi w ręce... Ale czy
może być szczęściem to, czego nie pragniemy?... I jeżeli ona choć przez jeden
dzień tyle cierpiała co ja?...
Okrutne jest to urządzenie świata, na którym dwoje ludzi nieszczęśliwych z tego
samego powodu nie mogą sobie pomóc...”
Dokumenta o śmierci Stawskiego leżały kilka dni, a Wokulski jeszcze nie
zdecydował się, co z nimi zrobić.
Z początku wcale o nich nie myślał, potem, gdy mu coraz częściej wpadały w
oczy lub pod rękę, zaczął doświadczać wyrzutów sumienia.
„Ostatecznie - mówił - sprowadziłem je dla pani Stawskiej, więc trzeba to oddać
pani Stawskiej; ale gdzie ona jest?... Nie wiem... Zabawna byłaby historia,
gdybym się z nią ożenił... Miałbym towarzystwo. Helunia miłe dziecko...
miałbym cel w życiu. No, ale ona sama nie zrobiłaby interesu... Cóż bym jej
wreszcie powiedział? Jestem chory, potrzebuję dozorczyni i dlatego ofiaruję
pani kilkanaście tysięcy rubli rocznie... Nawet pozwolę się pani kochać, chociaż
sam... Mam już dosyć miłości...”
Dzień schodził za dniem, a Wokulski nie wymyślił sposobu odesłania papierów
pani Stawskiej. Trzeba by dowiedzieć się, gdzie mieszka, napisać list
rekomendowany, oddać go na pocztę... W końcu przypomniał sobie, że
najprostszą rzeczą będzie wezwać Rzeckiego (z którym nie widział się od kilku
tygodni) i jemu oddać dokumenta: Lecz chcąc wezwać Rzeckiego, trzeba
dzwonić na lokaja, posłać go do sklepu...
„Aaa... dajcież mi spokój !” - mruknął.
560
Wziął się znowu do czytania, tym razem podróży. Zwiedził Stany Zjednoczone,
Chiny, ale papiery pani Stawskiej nie dawały mu spokoju. Rozumiał, że coś
trzeba zrobić z nimi, a czuł, - że on nic nie zrobi.
Taki stan ducha jego samego zaczął dziwić.
„Myślę przecież prawidłowo - mówił - no, o ile nie przeszkadzają mi
wspomnienia... Czuję prawidłowo... ach, nawet zanadto prawidłwo ! Tylko... nie
chce mi się załatwić tego interesu i zresztą żadnego... Jest to więc modna dzisiaj
choroba woli... Pyszny wynalazek !... Ależ ja, u diabła, nigdy nie stosowałem się
do mody... W końcu, co mi tam moda czy nie moda; jest mi z nią dobrze,
zatem...
Właśnie kończył podróż do Chin, kiedy przyszło mu na myśl, że gdyby on miał
wolę, to mógłby prędzej czy później zapomnieć i o pewnych wypadkach, i o
pewnych osobach.
„A tak mnie to dręczy... tak dręczy.!...” - szepnął.
Już zupełnie stracił rachubę czasu.
Pewnego dnia gwałtem wszedł do niego Szuman.
- No, jakże tam? - spytał. - Czytamy, widzę... powieści, dobrze... podróże,
doskonale... Nie miałbyś ochoty wyjść na spacer? Ładny dzień, a przez pięć
tygodni chyba nacieszyłeś się swoim mieszkaniem...
- Ty z dziesięć lat cieszyłeś się swoim - odparł Wokulski.
- Racja! Ale ja miałem zajęcie, badałem ludzkie włosy i myślałem o sławie.
Nade wszystko zaś nie miałem na karku interesów cudzych i swoich. Przecież
za kilka tygodni będzie sesja tej spółki do handlu z cesarstwem...
- Wycofuję się z niej...
- Proszę... Dobra myśl - mówił z ironią Szuman. - I jeszcze, ażeby cię lepiej
ocenili, pozwól im wziąć na dyrektora Szlangbauma. On ich urządzi!... tak jak
mnie... Genialna rasa te Żydki, ale cóż to za łajdaki!...
- No, no, no...
- Tylkoż ty ich nie broń przede mną - zawołał gniewnie Szuman - bo ja ich nie
tylko znam, ale i odczuwam... Dałbym gardło, że już w tej chwili Szlangbaum
kopie pod tobą doły w owej spółce, i jestem pewny, że się tam wkręci, bo
jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez Żyda...
- Widzę, że nie lubisz Szlangbaunla?
- Owszem, nawet podziwiam go i chciałbym naśladować, ale nie potrafię! A
właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków: skłonność do
geszefciarstwa... O naturo! jakżebym chciał mieć z milion rubli, ażeby zrobić
drugi milion, trzeci... i stać się młodszym bratem Rotszylda. Tymczasem nawet
Szlangbaum wyprowadza mnie w pole... Tak długo kręciłem się w waszym
świecie, żem w końcu utracił najcenniejsze przymioty mojej rasy... Ale to
wielka rasa: oni świat zdobędą, i nawet nie rozumem, tylko szachrajstwem i
bezczelnością...
- Więc zerwij z nimi, ochrzcij się...
561
- Ani myślę. Naprzód, nie zerwę z nimi, choćbym się ochrzcił, a jestem znowu
taki fenomenalny Żydziak, że nie lubię blagować. Po wtóre - jeżeli nie zerwałem
z nimi, kiedy byli słabi, nie zerwę dziś, kiedy są potężni.
- Mnie się zdaje, że właśnie teraz są słabsi - wtrącił Wokulski.
- Czy dlatego, że ich zaczynają nienawidzieć ?...
- No, nienawiść zbyt silne słowo.
- Dajże spokój, nie jestem ślepy ani głupi... Wiem, co mówi się o Żydach w
warsztatach, szynkach, sklepach, nawet w gazetach...I jestem pewny, że lada rok
wybuchnie nowe prześladowanie, z którego moi bracia w Izraelu wyjdą jeszcze
mędrsi, jeszcze silniejsi i jeszcze solidarniejsi... A jak oni wam kiedyś zapłacą!...
Szelmy spod ciemnej gwiazdy, ale muszę uznać ich geniusz i nie mogę wyprzeć
się sympatii... Czuję, że dla mnie brudny Żydziak jest milszym od umytego
panicza; a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i
usłyszałem śpiewy, na honor, łzy mi w oczach stanęły... Co tu gadać... Pięknym
jest Izrael triumfujący i miło pomyśleć, że w tym triumfie uciśnionych jest
cząstka mojej pracy!...
- Szuman, zdaje mi się, że masz gorączkę...
- Wokulski, jestem pewny, że masz bielmo, i to nie na oczach, ale na mózgu...
- Jakże możesz wobec mnie mówić o takich rzeczach?..
- Mówię, bo naprzód, nie chcę być gadem, który kąsa podstępnie, a po wtóre...
ty, Stachu, już nie będziesz z nami walczył... Jesteś złamany, i to złamany przez
swoich... Sklep sprzedałeś, spółkę porzucasz... Kariera twoja skończona.
Wokulski spuścił głowę na piersi.
- Pomyśl zresztą - ciągnął Szuman - kto dziś jest przy tobie?... Ja, Żyd, tak
pogardzony i tak skrzywdzony jak ty... I przez tych samych ludzi... przez
wielkich panów...
- Robisz się sentymentalny - wtrącił Wokulski.
- To nie sentymentalizm!... Bryzgali nam w oczy swoją wielkością, reklamowali
swoje cnoty, kazali nam mieć ich ideały... A dziś, powiedz sam: co warte są te
ideały i cnoty, gdzie ich wielkość, która musiała czerpać z twojej kieszeni?...
Rok tylko żyłeś z nimi, niby na równej stopie, i co z ciebie zrobili?... Więc
pomyśl, co musieli zrobić z nami, których gnietli i kopali przez całe wieki?... I
dlatego radzę ci: połącz się z Żydami. Zdublujesz majątek i jak mówi Stary
Testament, zobaczysz nieprzyjacioły twoje u podnóżka nóg twoich... Za firmę i
dobre słowo oddamy ci Łęckich, Starskiego i nawet jeszcze kogo na