Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Przyleciał dziś do Szlangbauma ze skargą na Klejna.
- Panie - mówił - jeden z pańskich oficjalistów, który mieszka w domu
baronowej Krzeszowskiej, po prostu kompromituje mnie...
- Jak on pana kompromituje? - zapytał Szlangbaum otwierając oczy.
- On bywa u tych studentów, których okno wychodzi na podwórze. A oni, panie,
zaglądają w moje okna, strzelają do mnie grochem, a jeżeli zbierze się kilka
osób, wrzeszczą, że u mnie jest szulernia!...
- Pan Klejn już nie będzie u mnie służył od lipca - odparł Szlangbaum. - Więc
niech pan rozmówi się z panem Rzeckim, oni znają się dawniej.
Maruszewicz z kolei wpadł na mnie i znowu opowiedział historię studentów,
którzy nazywają go szulerem albo kompromitują damy bywającc u niego.
„Porządne damy!” - pomyślałem, głośno zaś odparłem:
551
- Pan Klejn cały dzień siedzi w sklepie, więc nie może odpowiadać za swoich
sąsiadów.
- Tak, ale pan Klejn ma z nimi jakieś konszachty, namówił ich, ażeby znowu
sprowadzili się do kamienicy, bywa u nich, przyjmuje ich u siebie.
- Młody chłopak - odparłem - woli przestawać z młodymi.
- Ale ja z tego powodu nie chcę cierpieć!... Niech więc ich uspokoi albo...
wszystkim wytoczę proces.
Dzika pretensja, ażeby Klejn uspakajał studentów, a może jednał u nich
sympatię dla Maruszewicza! Swoją drogą, ostrzegłem Klejna i dodałem, że
byłby to bardzo przykry wypadek, gdyby on, subiekt Wokulskiego, miał proces
o jakieś studenckie awantury.
Klejn wysłuchał i wzruszył ramionami.
- Co mnie to obchodzi!- odparł. - ja może powiesiłbym takiego nicponia, ale mu
w okna grochu nie rzucam i nie nazywam go szulerem. Co mnie do jego
szulerki?...
Ma rację! Toteż nie odezwałem się ani słowa więcej.
Trzeba jechać... trzeba jechać!... Żeby tylko Klejn nie wdeptał się w jakie
głupstwo. Strach, co to za dzieciaki: chcieliby świat przebudować, a
jednocześnie robią tak płaskie figle.
Albo jestem w grubym błędzie, albo znajdujemy: się w przededniu
nadzwyczajnych wypadków.
W maju jednego dnia pojechał Wokulski z panną Łęcką i z panem Łęckim do
Krakowa i wyraźnie mi zapowiedział, że nie wie, kiedy wróci, może dopiero za
miesiąc.
Tymczasem wrócił nie za miesiąc, ale na drugi dzień, taki sponiewierany, że
litość brała patrzeć na niego. Okropność, co się zrobiło z tym człowiekiem przez
jedną dobę!
Kiedym go pytał: co się stało? dlaczego wrócił? z początku wahał się, a potem
powiedział, że otrzymał telegram od Suzina i że pojedzie do Moskwy. Lecz
znowu po upływie doby rozmyślił się i oświadczył, że do Moskwy nie pojedzie.
- A jeżeli to ważny interes?... - spytałem.
- Pal diabli interesa! - mruknął i machnął ręką.
Teraz po całych dniach nie wychodzi z domu i po większej części leży. Byłem u
niego, ale przyjął mnie rozdrażniony; od lokaja zaś dowiedziałem się, że nikogo
nie każe przyjmować.
Posłałem mu Szumana, ale Stach i z Szumanem nie chciał gadać, tylko
powiedział mu, że nie potrzebuje doktorów. Szumanowi to jednak nie
wystarczyło; a że jest trochę wścibski, więc zaczął śledztwo na własną rękę i
dowiedział się dziwacznych rzeczy.
Mówił, że Wokulski wysiadł z pociągu około północy w Skierniewicach,
udając, że otrzymał telegram, że potem zniknął sprzed stacji i wrócił dopiero
nad ranem, powalany ziemią i jakby pijany. Na stacji myślą, że on naprawdę
podchmielił sobie i zasnął gdzieś w polu.
552
Wyjaśnienie to nie trafiło do przekonania ani mnie, ani Szumanowi. Doktór
twierdzi, że Stach musiał zerwać z panną Łęcką i może nawet próbował jakiej
niedorzeczności... Ale ja myślę, że on naprawdę miał telegram od Suzina.
W każdym razie trzeba jechać, dla zdrowia. Jeszcze nie jestem inwalidem i dla
chwilowego osłabienia nie mogę się wyrzekać przyszłości.
Jest tu Mraczewski i mieszka u mnie. Wygląda chłopak jak bernardyński
prowincjał, zmężniał, opalił się, utył. A ile on świata obleciał przez parę
ostatnich miesięcy...
Był w Paryżu, potem w Lyonie; z Lyonu wpadł pod Częstochowę do pani
Stawskiej i z nią przyjechał do Warszawy. Potem odwiózł ją pod Częstochowę,
siedział z tydzień i podobno pomógł jej do urządzenia sklepu. Następnie poleciał
aż do Moskwy, stamtąd znowu wrócił pod Częstochowę, do pani Stawskiej,
znowu u niej siedział trochę i obecnie jest u mnie.
Mraczewski twierdzi, że Suzin wcale nie telegrafował do Wokulskiego, a przy
tym jest pewny, że Wokulski zerwał z panną Łęcką. Musiał nawet coś mówić
pani Stawskiej, gdyż ten anioł, nie kobieta, będąc przed paroma tygodniami w
Warszawie raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha.
„A czy zdrów?... a czy bardzo zmieniony i smutny?... a czy już nigdy nie
wydobędzie się ze swej rozpaczy?...”
Z jakiej rozpaczy?... Gdyby nawet zerwał z panną Łęcką, to jeszcze, dzięki
Bogu, nie brak kobiet i jeżeli Stach zechce, może się ożenić choćby z panią
Stawską.
Złote, diamentowe kobiecisko, jak ona go kochała i kto wie, czy teraz nie
kocha?... Dalibóg, śmiałbym się, żeby Stach powrócił do niej Taka piękna, taka
szlachetna, tyle w niej poświęcenia... Jeżeli jest ład na świecie (o czym niekiedy
wątpię), to Wokulski powinien by się ożenić ze Stawską.
Ale musi się spieszyć, bo jeżeli się nie mylę, naprawdę zaczyna o niej myśleć
Mraczewski.
- Panie! - mówi nieraz do mnie załamując ręce. - Panie, co to za kobieta, co to za
kobieta... Gdyby nie ten nieszczęsny jej mąż, już bym się jej oświadczył.
- A przyjęłaby cię? - pytam.
- Otóż nie wiem - westchnął.
Padł na krzesło, aż zatrzeszczało, i mówił:
- Kiedy ją spotkałem pierwszy raz po jej wyjeździe z Warszawy, jakby we mnie
piorun trzasł, tak mi się podobała...
- No, ona i dawniej robiła na tobie wrażenie.
- Ale nie takie. Po przyjechaniu z Paryża do Częstochowy byłem rozmarzony, a
ona taka blada, z takimi smutnymi oczyma, że zaraz pomyślałem: nuż mi się
uda?... i dalejże w umizgi. Tymczasem ona po pierwszych słowach odpycha
mnie, a gdym upadł przed nią na kolana i przysiągłem, że ją kocham...
rozbeczała się!... Ach, panie Ignacy, te łzy... zupełnie straciłem głowę,
zupełnie... Gdyby raz tego jej męża diabli wzięli albo gdybym miał pieniądze na
553
rozwód... Panie Ignacy!... po tygodniu życia z tą kobietą albo umarłbym, albo
jeździłbym wózkiem... Tak, panie... Dziś dopiero czuję, jak ją kocham.
- A gdyby ona kochała się w innym? - pytam.
- W kim?... Może w Wokulskim?... Cha! cha!... Kto w tym mruku może się
kochać?... Kobiecie potrzeba okazywać uczucie, namiętność, mówić jej o
miłości, ściskać za ręce, a jeżeli można, to i... A czy ten głaz potrafiłby coś
podobnego?... Wystawał do panny Izabeli jak wyżeł do kaczki, bo mu się
zdawało, że wejdzie w stosunki z arystokracją i że panna ma posag. Ale gdy
poznał stan rzeczy, uciekł ze Skierniewic. O panie, z kobietami tak nie można...
Wyznaję, że nie podobają mi się zapały Mraczewskiego. Jak zacznie padać do
nóg, skomleć, płakać, to w końcu zawróci głowę pani Stawskiej. A Wokulski
może tego żałować, bo, na mój honor oficerski, była to jedyna kobieta dla niego.
Ale zaczekajmy, a tymczasem jedźmy... jedźmy!...
Brr!... Otóż i pojechałem... Kupiłem bilet do Krakowa, na Dworcu Warszawsko-
Wiedeńskim siadłem do wagonu i kiedy już było po trzecim dzwonku,
wyskoczyłem...
Nie mogę ani na chwilę rozstać się z Warszawą i ze sklepem..., Żyć bym bez
nich nie potrafił...
Rzeczy odebrałem z kolei dopiero na drugi dzień, gdyż zajechały aż do
Piotrkowa.
Jeżeli wszystkie moje plany spełnią się w taki sposób, to winszuję...